Carranza Maite - Wojna czarownic 03 - Przekleństwo Odi.doc

(1860 KB) Pobierz
Maite Carranza

Maite Carranza

Przekleństwo Odi

Wojna czarownic 3


Część pierwsza
UCZUCIA

PROROCTWO TRÉBORY

Kruszec szlachetny, z mądrych słów powstały,

wskazany dłoniom wciąż nienarodzonym,

smętny wygnaniec z woli matki O.

 

Ona tak chciała,

tak zdecydowała.

Przyjdzie mu zatem długo trwać w ukryciu,

w głębinach ziemskich. Aż nadejdzie czas,

w którym i niebo rozbłyśnie, i gwiazdy,

ruszając wreszcie w pochód obopólny.

 

Wtedy, i tylko wtedy, głębia ziemi

na świat wyłuska cię ze swych wnętrzności,

abyś podążył ku jej białej dłoni

i byś namaścił ją barwą czerwoną.

Ogień i krew, niepodzielone, w berle, lecz berłem włada matka O.

 

Ogień i krew otrzyma wybranka,

ta, która berło dla siebie posiądzie.

Ogień i krew otrzyma wybranka,

ta, która odda się potędze berła.

Rozdział I
Ponowne spotkanie

Wysoki mężczyzna o jasnych włosach, niebieskich oczach i dużych dłoniach przygarnął ją do siebie tak mocno, że omal jej nie udusił.

Anaíd nie potrafiłaby powiedzieć, czy brak jej tchu od tego uścisku, czy z emocji. Marzyła o tej chwili od piętnastu lat. Mężczyzna nazywał się Gunnar i był jej ojcem. Nigdy wcześniej go nie widziała.

Przytulając się do niego z całych sił, poczuła nagle taką błogość, że chętnie zamruczałaby jak kot Apollo. Przymknęła oczy i bez ruchu rozkoszowała się tym stanem, wsłuchana w rytm, w jakim bilo serce Gunnara, zupełnie jej jeszcze nieznany, podobnie jak jego zapach z dominującą nutą saletry i zabawny islandzki akcent. Rytmiczne tik - tak, tik - tak kojarzyło jej się z gigantycznym budzikiem W kolorze zielonego jabłuszka. Pomyślała, że obecność ojca podziała bardzo uspokajająco, zupełnie jak kapcie przy łóżku, zaraz po przebudzeniu, albo parasol nad głową czasie deszczu.

Natychmiast zawstydziła się tych porównań. Chyba nie powinna zestawiać ojca z parasolem, a już na pewno nie z kapciami. Nie zdążyła się jednak poprawić i wyszukać trafniejszej metafory, ponieważ magię chwili zakłócił nagle głos Selene.

- Anaíd!

Pobrzmiewająca w tym okrzyku wymówka nie wróżyła niczego dobrego. Anaíd pamiętała, że takim właśnie tonem matka upominała ja w dzieciństwie za jedzenie frytek palcami czy niezamykanie drzwi. Najlepiej byłoby udać, że się nic nie słyszało, ale niestety Gunnar podniósł wzrok i zwolnił uścisk.

- Selene - powiedział. Anaíd niechętnie oderwała się od jego boku. Matka natomiast wyraźnie nie podzielała jej ciepłych uczuć.

- Stój, gdzie stoisz - warknęła do Gunnara, wymierzając w niego atame.

- Witaj, Selene - szepnął Gunnar głosem równie pieszczotliwym jak spojrzenie, którym ją właśnie obejmował.

Na Selene nie zrobiło to jednak większego wrażenia.

- Czego chcesz?

Nie wyglądali na szczególnie dobraną parę. Ani w ogóle - na parę. A przecież, wbrew pozorom, kiedyś nią byli. Jakie to wszystko skomplikowane, pomyślała Anaíd ze smutkiem. Jak wiele zdarzyło się od czasu, gdy jej matka szaleńczo i od pierwszego wejrzenia zakochała się w jej ojcu.

- Sądziłem, że żadna z was nie żyje...

- Myliłeś się, jak widzisz. A teraz zjeżdżaj - rzuciła agresywnie Selene.

- Sądziłem, że pożarła was niedźwiedzica - ciągnął Gunnar.

- Nie wszyscy mają wobec twojej córki tak krwiożercze zamiary jak ty - odparowała Selene. Anaíd aż się wzdrygnęła. Czy matka mówiła to serio? Na szczęście Gunnar nie podjął rękawicy.

Anaíd wygląda dokładnie tak samo jak w moich snach...

- W twoich snach? - prychnęła Selene. - Odkąd to Odish potrafią śnić? Nic mi o tym nie wiadomo.

- Mamo! Starczy! - przerwała jej Anaíd.

Czy matka musiała się tak ciskać? I jakim prawem i odbierała jej miejsce w snach ojca? Czyżby była zazdrosna?

- Nic ci nie wiadomo o wielu rzeczach, Selene. Na przykład o tym, jak się czułem przez te wszystkie miesiące i lata. Ile o was myślałem...

Z gardła Anaíd do jej żołądka spłynęła fala ciepła.

- To dlatego zabiłeś niedźwiedzicę, prawda? Żeby nas pomścić? Gunnar ze smutkiem pokiwał głową.

- Nie macie pojęcia, jak tego żałowałem, kiedy pojąłem, że właśnie dzięki niej udało się wam przeżyć. Może się ucieszysz, Selene, gdy powiem, że jej skóra, zamiast trofeum, stała się dla mnie nieustannym wyrzutem sumienia.

Selene wzruszyła ramionami. Jednakże jej obraźliwy śmiech wydał się Anaíd wymuszony.

- Wyrzutem sumienia? Nie rozśmieszaj mnie! Przecież ty nawet nie wiesz, co to znaczy! Odish i wyrzuty sumienia! To dopiero nowość!

Anaíd miała tego naprawdę dosyć. Selene wymawiała słowo „Odish” ze specjalnym naciskiem, przeciągając ostatnią głoskę, jak gdyby tym syczącym dźwiękiem zaznaczała granicę między dwoma światami. Traktowała Gunnara niby trędowatego, bo jej manichejska wizja rzeczywistości zakładała istnienie dobrych Omar i złych Odish, między którymi nie był możliwy żaden dialog.

Ale jak w takim razie miała się czuć Anaíd, należąca do obu zwaśnionych światów i zarazem do żadnego?

Teraz najważniejsze było jednak to, by nie pozwolić ojcu odejść, przeszkodzić matce w wyrzuceniu go z ich życia. Dlatego zapytała: - Zostaniesz na kolacji?

Po tych słowach zapadła cisza tak gęsta, że można by ją krajać nożem.

- Czy to zaproszenie? - spytał ostrożnie Gunnar.

- Oczywiście - pospieszyła z odpowiedzią Anaíd, nie dopuszczając Selene do słowa. - Zostań, proszę.

Gunnar nie wahał się dłużej.

- Dziękuję, zostanę z przyjemnością.

- Na noc też?

Selene pobladła. Prawa gościnności uchodziły wśród Omar za święte i nawet ona nie miałaby odwagi ich złamać. Gunnar, świadom chyba jej rozterek, wykazał się taktem.

- Mogę spać w samochodzie albo pojechać do Benicarló. To zaledwie kilka kilometrów.

Selene zirytowała się jeszcze bardziej.

- Lepiej trzymałbyś język za zębami!

- Nie bardzo rozumiem.

- Anaíd nie wie, gdzie jesteśmy.

- Oczywiście, że wiem - zaprotestowała Anaíd.

Wiedziała doskonale.

Niewielką przyczepę kempingową, w której się znajdowali, zaparkowały w szczerym polu, kilka kilometrów od autostrady. Rozciągające się wokół płaskie pola poprzecinane kanałami irygacyjnymi i porośnięte gdzieniegdzie migdałowcami, obecność mew, daleki szum fal i słodkawy, mocny zapach kwitnących drzew pomarańczowych - wszystko to pozwalało się domyślać, że są gdzieś na wschodnim wybrzeżu.

Selene próbowała taić przed córką trasę, którą obrała po wyjeździe z położonego w sercu Pirenejów Urt. Uciekały przed fenicką Odish Baalat, zacierając za sobą ślady.

Jednakże Anaíd od wczesnego dzieciństwa doskonale orientowała się w terenie. Od babci, Demeter, nauczyła się zwracać uwagę na położenie słońca i intensywność jego promieni. Krystalicznie czyste górskie noce sprzyjały podglądaniu gwiazdozbiorów. Dlatego obecnie jedno spojrzenie przez brudne okno wystarczało jej, by stwierdzić, że kierują się na południe, a parę kilometrów na wschód musi leżeć Morze Śródziemne.

Selene, która wyraźnie postanowiła nie drążyć na razie tego tematu, szperała właśnie w jakiejś szufladzie, z której po chwili wyciągnęła coś, co pełnym wzgardy gestem podała Gunnarowi.

- Masz, zabieraj to. Nie potrzebujemy twoich prezentów.

Anaíd przyskoczyła do niej z okrzykiem oburzenia, wyrywając jej z rąk niewielkie pudełeczko.

- Zostaw! To moje!

W pudełeczku leżały rubinowe kolczyki, które Gunnar przysłał jej na piętnaste urodziny. Selene spiorunowała ją wzrokiem.

- Zwróć je.

Anaíd wolałaby nadal zajmować neutralną pozycję w ich sporze, ale nie bardzo wiedziała jak. Oddając kolczyki Gunnarowi, opowiedziałaby się po stronie Selene, zachowując je zaś - zadeklarowałaby poparcie dla ojca.

- Mamo, proszę... Selene wyglądała, jakby za moment miała przestać nad sobą panować.

- Natychmiast mu je zwróć! Zresztą, już to za ciebie zrobiłam.

Anaíd odetchnęła głęboko, zbierając się w sobie. Zachowanie Selene przeważyło szalę na stronę Gunnara.

- Nie możesz zwrócić mojego prezentu. A ja wcale nie zamierzam tego zrobić.

To powiedziawszy - nie wiedząc, skąd czerpie tyle śmiałości - ostentacyjnie ujęła w palce jeden z kolczyków, drugą dłonią przytrzymała płatek lewego ucha i wbiła ostry koniec w zarośniętą już dziurkę. Poczuła kłujący ból, ale nawet się nie skrzywiła, przez cały czas mierząc matkę wyzywającym spojrzeniem.

Ciepła kropla skapnęła na koszulkę. Krew. Krew czerwona jak połyskujący kilka centymetrów wyżej, oprawiony w złoto rubin. Selene z otwartymi ustami wpatrywała się w krwistą plamkę. Gunnar tymczasem sięgnął po drugi kolczyk i ostrożnie wpiął go w prawe ucho córki. Czy sprawiła to jego zręczność, czy jakiś rodzaj magii - dość, że tym razem Anaíd prawie nic nie poczuła.

Potem przytrzymał ją za ramiona, oglądając jak dzieło sztuki, a na koniec uśmiechnął się szeroko, z zadowoleniem. Jego uśmiech był tak samo ciepły jak jego dłonie.

- Wyglądasz prześlicznie.

Tego było dla Selene zbyt wiele. Strącając ręce Gunnara z ramion córki, gwałtownie obróciła ją ku sobie i z pasją spytała:

- Wiesz, skąd pochodzą te kolczyki? Anaíd odparta bez wahania:

- Z kufra Lodowej Damy. Sama mi o tym powiedziałaś.

- Z kufra Odish uważanej za najpotężniejszą na północnej półkuli! - syknęła Selene.

Anaíd przekrzywiła głowę, rubiny zalśniły.

- I mojej babki - stwierdziła spokojnie.

Selene wypadła na zewnątrz, trzaskając drzwiami.

- Poczekaj! - zawołał Gunnar. - Nie powinnaś wychodzić sama, to niebezpieczne...

I już chciał za nią biec, lecz Anaíd przytrzymała go za ramię.

- Zostaw ją. I tak cię nie posłucha.

Miała słuszność: Selene należała do uparciuchów. Choć oczywiście znajomość jej charakteru nie była jedynym powodem, dla którego Anaíd uznała za stosowne powstrzymać Gunnara przed pogonią: po prostu chciała zostać z nim sam na sam, by napawać się swoim pyrrusowym zwycięstwem w pierwszej poważniejszej konfrontacji z matką.

- Lubisz jajecznicę?

- Uwielbiam - uśmiechnął się Gunnar.

- Niczego więcej nie potrafię przyrządzić - wyznała, dochodząc do wniosku, że komu jak komu, ale ojcu można się do tego przyznać bez ryzyka, że wpłynie to druzgocąco na ich przyszłe stosunki.

Okazało się jednak, że jest tylko jedno jajko, które w dodatku źle zniosło zetknięcie z niewprawnymi dłońmi kucharki i zamiast na patelni wylądowało na podłodze. Wola ugoszczenia ojca została więc wystawiona na ciężką próbę, tym bardziej że wnętrze małej lodówki Selene przypominało raczej pustkowia Arizony.

Skończyło się na zaimprowizowanej dzięki odrobinie inwencji sałatce z pomidorów i tuńczyka, rozmrożonych naprędce drobiowych krokietach oraz jabłku, obranym i pokrojonym na artystyczne cząstki, polanę następnie miodem.

Anaíd właśnie przenosiła te pyszności na laminowany stolik, kiedy pozostawiona przez Selene na krześle komórka hałaśliwie zawibrowała. SMS. Anaíd odebrała bez namysłu. Sądziła, że to wiadomość od Eleny i pewnie dlatego, spragniona informacji o Rocu i w ogóle kontaktu ze światem zewnętrznym, od którego odgrodziła ją Selene, data się ponieść ciekawości. Cokolwiek nią kierowało, przeczytawszy wiadomość, zastygła w zdumieniu, upuszczając na ziemię trzymaną w dłoni szklankę, która rozbita się w drobny mak.

- Co się dzieje? - spytał zaniepokojony Gunnar. - Uważaj, nie skalecz się. Anaíd z trudem wydusiła z siebie odpowiedź:

- Baalat. To ona. Nie odpuszcza. Gunnar wziął od córki komórkę i ze zmarszczonym czołem przeczytał:

Anaíd, szukam Cię, przebyłam długą drogę, by Cię zobaczyć, uwielbiam Cię i chciałabym Cię wreszcie spotkać. Zadzwoń do mnie, żebym chociaż mogła usłyszeć Twój głos, proszę. Dácil.

Zaniepokojony nie mniej niż jego córka, Gunnar przejrzał pozostałe wiadomości w skrzynce i rzucił:

Są też inne. Cała masa.

Selene nic mi nie mówiła - wyszeptała zdezorientowana Anaíd.

- Pewnie nie chciała cię straszyć - mruknął.

- Dlaczego jej bronisz? Mam chyba prawo wiedzieć o sprawach, które mnie dotyczą.

Gunnar wykasował ostatniego SMS - a, czemu towarzyszyło suche kliknięcie, po czym odłożył telefon na krzesło.

- Proponuję, żebyśmy zapomnieli dziś o tym, co czyha na zewnątrz, i spędzili we troje przyjemny wieczór. Twoja mama, ty i ja. Zgoda?

Anaíd skinęła głową. Miło było mieć ojca, który promieniował udzielającym się spokojem i pewnością siebie. Liczyła na to, że wprowadzi nieco porządku do jej życia, stanowiąc przeciwwagę dla chaotycznej Selene.

- Idź, powiedz mamie, że czekamy z kolacją... Może przyjdzie. Jeśli tylko sama nie posłużyła tymczasem za kolację Baalat...

Anaíd rzuciła okiem na efekt swoich gastronomicznych wysiłków i posmutniała. Jabłko, jeszcze niedawno tak białe i piękne, utleniło się i poczerniało, jakby dopasowując się do nastroju Selene, która w tej właśnie chwili stanęła w progu, wyraźnie zdecydowana do reszty zepsuć wszystkim humor.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin