SPE�NI� TWOJE TRZY �YCZENIA by Kevin Andrew Rogers Spe�ni� Twoje Trzy �yczenia Autor : Kevin Andrew Rogers HTML : ARGAIL - Dzie� dobry, m�odzie�cze, i przyjemnej podr�y - odezwa� si� g�os na skraju drogi. - Co ci� tutaj sprowadza w ten pogodny ranek i sk�d ta kwa�na mina? Nie do twarzy ci z ni�, ch�opcze, a twoim oczom brakuje blasku. Odrzu� wi�c ten wyraz znu�enia i goryczy i opowiedz mi, jak si� go nabawi�e�. Konrad spojrza� na pobocze, a tam w�r�d mlecz�w, obok milowego kamienia, siedzia�a czarownica. Konrad od razu pozna�, �e to czarownica. Po pierwsze, �wiadczy�y o tym rozczochrane w�osy, stercz�ce jak u stracha na wr�ble, ozdobione starannie dobranym zestawem zesch�ych li�ci i ga��zek, jakby stara kobieta by�a niegdy� m�od� dziewczyn�, kt�ra wplot�a kwiaty we w�osy, a potem zapomnia�a je wyj��. Po drugie, ubranie: liczne sp�dnice i szale, wystrz�pione i po�atane, poplamione jagodowym sokiem, i myszy harcuj�ce po kieszeniach - Konrad podejrzewa�, �e gnie�dzi�y si� nawet we w�osach, kt�re rzeczywi�cie wygl�da�y jak szczurze gniazdo. Ostatecznie jednak zdradzi�a czarownic� mowa. �adna wie�niaczka tak nie m�wi�a. Konrad dobrze o tym wiedzia�, poniewa� sam by� wie�niakiem. Wie�niaczki m�wi�y po prostu: "Dobry dzionek. Co ci to, ch�opaku?", i spluwa�y na ziemi� zamiast przecinka. Konrad pr�bowa� przypomnie� sobie babcine bajki i znale�� odpowiedni� form� zwracania si� do czarownicy. - Dopraszam si� �aski, wielmo�na pani... Wied�ma spojrza�a na niego wyczekuj�co. - Szlachetna pani... -jeszcze raz zacz�� Konrad. Wied�ma wci�� patrzy�a na niego z u�miechem. Konrad kopniakiem odrzuci� kamie� z drogi w traw� na poboczu. - S�uchaj, paniusiu, po prostu zmie� mnie w ropuch� i sko�czmy z tym, dobra? Nie mam dzisiaj nastroju. Wied�ma u�miechn�a si� jeszcze szerzej. - Oho, los ci� srogo do�wiadczy�, m�ody panie. Do�wiadczy� ci� okrutnie. Powiedz mi, dziecko, co si� wydarzy�o i dlaczego popad�e� w ten �a�osny stan. Konrad spojrza� na ni� i westchn��. - Widocznie nie s�uchasz Kr�lewskich Obwieszcze�, babciu. Jestem drwalem. To - wyj�� siekier� zza pasa i wykona� zamach - jest siekiera drwala. Tylko �e Kr�l postanowi�, �e nikomu nie wolno �cina� drzew w Kr�lewskim Lesie, je�li nie ma zezwolenia na wyr�b. A takie zezwolenie kosztuje wi�cej, ni� zarabiam przez rok. Wi�c mam do wyboru: albo przymiera� g�odem, albo kra�� drewno z Kr�lewskiego Lasu. A je�li mnie przy�api� na kradzie�y - o co nietrudno, bo kr�lewscy rz�dcy �atwo znajd� drwala, kt�ry sprzedaje drewno bez zezwolenia - wtedy mnie aresztuj� i b�d� musia� odpracowa� wyrok. Zgadnij,w jaki spos�b? �cinaj�c drzewa w Kr�lewskim Lesie. A kiedy mnie zwolni�, nie znajd� pracy, w dodatku z kryminaln� przesz�o�ci�, wi�c znowu b�d� musia� da� si� aresztowa�, �eby nie umrze� z g�odu. - Konrad splun�� na ziemi�. - Kr�l jest chytry jak lis i sprytny jak �asica. Wied�ma zarechota�a. - Jeszcze sprytniejszy. Pomys� godny samego Ksi�cia Ciemno�ci. Konrad wzruszy� ramionami. - Chyba tak. Niewa�ne. Jedyne miejsce, gdzie mog� legalnie �cina� drzewa, to ten Dziki Las. - Wskaza� las rosn�cy za ��k�. - Ale wszyscy wiedz�, �e ten las jest nawiedzony, pe�en wr�ek i goblin�w. I czarownic - doda�, spogl�daj�c znacz�co na czarownic�. Najwyra�niej s�ucha�a z przyjemno�ci�. - I wszyscy ostrzegali, �e le�ne nimfy zmieni� mnie w drzewo, je�li o�miel� si� tam r�ba�, ale wol� zosta� drzewem ni� r�ba� drewno dla Kr�la. I tyle. Wied�ma parskn�a skrzekliwym �miechem. - O rety - powiedzia�a. - Ojejej. Ju� dawno nie s�ysza�am nic r�wnie �miesznego. Ty! Drzewo! - Chichota�a, a� �zy pop�yn�y jej z oczu, myszy wyskoczy�y ze sp�dnicy, szczury z w�os�w, a co�, co Konrad wzi�� za wylinia�y czarny ko�nierz, po rozwini�ciu okaza�o si� jeszcze bardziej wylinia�ym czarnym kotem. - Drzewo! Ty! Zmieniony w drzewo! Przez le�ne nimfy! Wied�ma rycza�a ze �miechu i wali�a pi�ci� w ziemi�, i chichota�a jak wiejska dziewczyna, kt�ra po raz pierwszy zobaczy�a nagiego m�czyzn�. Konrad wymieni� spojrzenia z myszami, szczurami, kotem oraz par� ropuch, kt�re wype�z�y z but�w wied�my. Wszyscy mieli zak�opotane miny. Kot zacz�� my� jedno ucho, udaj�c, �e nie zauwa�a napadu weso�o�ci swojej pani. Konrad postanowi� na�ladowa� postaw� kota, poniewa� teraz, kiedy patrzy� na ropuchy, jako� straci� przekonanie, �e lepiej by� ropuch� ni� bezrobotnym drwalem. Wreszcie wied�ma och�on�a, otar�a �zy i zgarn�a sw�j zwierzyniec z powrotem pod sp�dnice. - A niech to, m�ody panie. Nie u�mia�am si� tak serdecznie od czas�w m�odo�ci i za to ci� wynagrodz�. - Spojrza�a na niego, szczerz�c z�by. - Nie z�apa�e� dowcipu, co? Konrad wzruszy� ramionami. - Nie. - Le�ne nimfy - wyja�ni�a czarownica - porywaj� tylko najurodziwszych m�odych m�czyzn. A ty... ten nos! Te z�by! - Zgi�a si� w nowym paroksyzmie �miechu. Konrad zwa�y� w r�ku siekier� i popatrzy� na bezbronn� czarownic� na ziemi, ale kocica spojrza�a na niego wzrokiem, kt�ry m�wi� wyra�nie: "Tylko spr�buj, cwaniaku". Konrad ponownie wzruszy� ramionami. Wied�ma coraz bardziej przypomina�a mu wiejskie dziewczyny, kt�re przy ka�dej okazji wy�miewa�y si� z jego nosa i z�b�w. - Wi�c co mi mog� zrobi� le�ne nimfy? - Och, pewnie po prostu zrzuc� ci gruby konar na g�ow� i zako�cz� spraw�. Ale roz�mieszy�e� mnie, m�ody cz�owieku, dlatego ci pomog�. - Rado�nie zatar�a r�ce. - O tak, oboje na tym skorzystamy. Drozd Hektor wiedzia�, �e b�d� k�opoty, jak tylko drwal zjawi� si� w lesie. - Drwal. Drwal. Znowu k�opot. Znowu k�opot. Ostry top�r. Ostry wzrok. Rach, ciach, k�opot, k�opot, k�opot. Wiewi�rka Prissy rzuci�a w niego �o��dziem. - Hektor ha�asuje! Za g�o�no! Z�y drozd! Z�y-z�y-z�y! - Drwal! Drwal! K�opot, k�opot, k�opot! - Hektor zagwizda� szyderczo i przekozio�kowa� do ty�u, �eby unikn�� nast�pnego �o��dzia. - Drwal! Drwal! R�bie-tnie! Nie ma drzew! Nie ma orzech�w! Nie ma wiewi�rek! Prissy znieruchomia�a z kolejnym �o��dziem w �apkach i przekrzywi�a g�ow�. - Nie ma orzech�w? - Wstrz��ni�ta, upu�ci�a �o��d�. - Nie ma orzech�w! - Umkn�a, skrzecz�c alarmuj�co: - Nie ma orzech�w! Nie ma orzech�w! Hektor, dumny z siebie, wykona� nast�pnego fiko�ka do ty�u, po czym wzbi� si� nad lasem, wy�piewuj�c swoj� pie��: - Drwal! Drwal! K�opot-k�opot-k�opot! Konrad trzyma� si� blisko czarownicy. Ptaki i zwierz�ta zachowywa�y si� niespokojnie, a jedna wiewi�rka siedzia�a na ga��zi, skrzecza�a na niego i obrzuca�a go �o��dziami. Kotka podnios�a �eb i zasycza�a. Wiewi�rka upu�ci�a orzechy i zeskoczy�a z ga��zi, trajkocz�c jak szalona. - W�a�nie, Mehitabel. Powiedz tej paskudnej wiewi�rce. - Czarownica pog�aska�a kotk� po ogonie. - Zniszczy� las? Ale� sk�d. Tylko wybrane kawa�ki. Te, kt�re nam si� narazi�y. Wied�ma zaprowadzi�a Konrada prosto do drzwi swojej chaty, przez ogr�dek; gdzie bujnie ros�y blekot, lulek czarny, tojad mordownik, szalej jadowity i krzewy wilczej jagody, obsypane dorodnymi purpurowymi owocami. Uwi�zany po�rodku czarny kozio� o paranoicznym spojrzeniu ostro�nie skuba� nieliczne ro�liny, kt�re nie zawiera�y trucizny. Nad progiem wisia�a miot�a, wskaz�wka dla tych, kt�rzy wolno kojarzyli. - Witaj w moim skromnym domostwie, m�ody drwalu. - Wied�ma otworzy�a drzwi udekorowane �wie�o namalowanym pentagramem oraz czaszk�, kt�ra widocznie nale�a�a do poprzedniego koz�a, mniej rozwa�nego w doborze diety. - Zanim jednak wejdziesz, powiedz mi swoje imi�. Konrad wiedzia�, �e nie nale�y zdradza� swojego imienia czarownicy, ale przecie� ona i tak mog�a go zmieni� w dzik� jab�o�, gdyby tylko zechcia�a. A maj�c za plecami wyg�odzonego koz�a, Konrad wola� nie zmienia� si� w jab�onk�. - Konrad, ee, wielmo�na pani. Wied�ma zarechota�a i wprowadzi�a go do �rodka. - M�w mi pani Margot. Imi� dobre jak ka�de inne. - Tak, pani Margot. W chacie zalega� ponury p�mrok. Sufit by� bardzo niski, wi�c Konrad musia� si� zgarbi� prawie tak mocno jak czarownica, �eby nie zawadza� g�ow� o wi�zki zbutwia�ych zi� oraz liczne paj�ki najrozmaitszych odmian. Izb� wype�nia�y sto�y i miski, mo�dzierze i t�uczki, p�ki z marynatami o do�� podejrzanym wygl�dzie, a z boku sta� pulpit rze�biony w koty, szczury, nietoperze i inne futrzaste stworzonka ,ulubione przez Si�y Ciemno�ci. Po�rodku, na honorowym miejscu spoczywa�y ksi�gi zakazanych kunszt�w czarownicy. Przynajmniej tak zak�ada� Konrad. Jako niepi�mienny, nie potrafi� odczyta� tytu��w , lecz ich u�o�enie oraz dumny gest, jakim je wskaza�a czarownica, kaza�y mu wywnioskowa�, �e nie s� to rycerskie romanse. Nast�pnie wied�ma wskaza�a mu sto�ek przy palenisku. Konrad usiad� bez �adnych pyta�. Nad ogniem bulgota� nieunikniony kocio�ek, wype�niony g�st� br�zow� mazi�. Pani Margot krz�ta�a si� po chacie, pod�piewuj�c weso�o: - "Dzi� gotuj�, jutro warz�, potem kr�lewskie dzieci� usma��..." Nie, to nie tak. "Czy on �yje, czy nie �yje, utn� mu szyj�..." Nie, te� nie to. Och, sama nie wiem, po co sobie zawracam g�ow� tymi g�upimi krasnoludzkimi piosenkami. Nadaj� si� tylko do tego, �eby zaj�� czym� g�b� pomi�dzy �ykami piwa. - Wr�ci�a z dwoma kubkami i postawi�a je przy ogniu, �eby si� podgrza�y. - Krasnoludzkie piwo. Najlepszy gatunek. Zarechota�a zadowolona, potem wzi�a d�ug� �y�k�, zamiesza�a brej� w kotle i na�o�y�a spor� porcj� do drewnianej miski. - Masz, m�ody drwalu. Najedz si� do syta, zanim zaczniemy gada� o interesach. Konrad wyj�� w�asn� rogow� �y�k� i spr�bowa� gulaszu. Breja smakowa�a lepiej, ni� si� spodziewa�, ale niewiele lepiej; p�ywa�y w niej bezkszta�tne och�apy mi�sa, pewnie pochodz�ce z tamtego niewybrednego koz�a. Lecz piwo by�o znacznie lepsze i m�odzieniec zrozumia�,...
GAMER-X-2015