Hood-Stewart Fiona - Francuski baron.pdf

(490 KB) Pobierz
82016431 UNPDF
Fiona Hood-Stewart
FRANCUSKI BARON
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kierowca powoli wprowadził samochód przez
bramę na teren rezydencji Manoir. Natasha przypo­
minała sobie otoczenie jak przez mgłę. Nie była tu
od wczesnego dzieciństwa. Dręczyły ją wyrzuty
sumienia, że wcześniej nie usłuchała wezwania
babci. Jej głos przez telefon brzmiał słabo, świad­
czył o kłopotach ze zdrowiem. Aczkolwiek zawsze
chciała jeszcze kiedyś odwiedzić to miejsce, do tej
pory powstrzymywały ją złe wspomnienia. Poza
tym nie mogła z dnia na dzień porzucić humanitar­
nej misji w Afryce. Zawiodłaby zaufanie głodują­
cych matek i dzieci, które do tej pory wspierała swą
pracą w codziennej walce o przetrwanie. Teraz,
kiedy wreszcie wygospodarowała trochę czasu, że­
by wypełnić również rodzinne zobowiązania, miała
nadzieję, że nie przybyła za późno.
Kiedy kierowca otworzył przed nią drzwi, wciąg­
nęła w nozdrza znajomy zapach lawendy i tymian­
ku. Przygładziła popielatoblond włosy i popatrzyła
na porośniętą bluszczem fasadę z okrągłymi wieżycz­
kami po bokach. Przeniosła spojrzenie na pokryty
ołowianymi płytkami dach. Idąc pomiędzy donica­
mi ze starannie przystrzyżonymi krzewami w stronę
okazałego portalu, uświadomiła sobie, że podjęła
6
FIONA HOOD-STEWART
właściwą decyzję. Nie widziała babci od lat z powo-
du rodzinnego konfliktu. Starsza dama zerwała kon-
takt z jedynym synem, ojcem Natashy, ponieważ
poślubił kobietę niskiego stanu.
Zaskrzypiały ciężkie drzwi. Stary, siwy mężczyz-
na w liberii wyszedł jej na spotkanie.
- Bienvennue, madmoiselle, madame będzie za-
chwycona - powitał ją serdecznie. Pooraną zmarszcz­
kami twarz rozjaśnił ciepły uśmiech.
- Bonjour, Henri - odrzekła.
Znała starego sługę z opowieści matki. Przy-
stanęła na kamiennej posadzce w holu. Oglądała
z zaciekawieniem niezliczone drzwi i labirynt kla­
tek schodowych prowadzących do rozlicznych ko­
rytarzy. Nieokreślone wspomnienia z dawnych lat
stopniowo nabierały wyrazistości. Nie potrafiła od­
gadnąć, z jakiego powodu babcia po tylu latach
przerwała milczenie. Zarówno w liście, jak i pod­
czas rozmowy telefonicznej bardzo nalegała, żeby
wnuczka przybyła jak najprędzej. Nie zdradziła
jednak powodu tego nagłego przypływu rodzinnych
uczuć. Rozkazująca forma, w jakiej sformułowała
swe zaproszenie, świadczyła o tym, że bynajmniej
nie złagodniała na starość. Aczkolwiek Natasha
z początku miała ochotę odmówić, w końcu stwier­
dziła, że najwyższa pora puścić w niepamięć zatargi
z przeszłości. Po śmierci rodziców pozostała jedyną
krewną nieprzejednanej starszej pani.
Henri, rad, że nie zapomniała jego imienia, za­
prowadził ją na górę po kamiennych schodach.
Chociaż minęło dwadzieścia lat od jej ostatniej
FRANCUSKI BARON
7
wizyty w Normandii, uderzyło ją, że tak doskonale
pamięta zapachy, blask słońca padający na ściany
przez wysokie okna, głuche echo kroków na wydep­
tanych stopniach i tę jakąś specyficzną atmosferę,
której nie potrafiła bliżej określić.
- Madame czeka na panienkę w saloniku na
górze - oznajmił Henri tubalnym głosem.
- Najlepiej zaraz ją odwiedzę - odparła Natasha
z lekkim uśmiechem.
Rozbawiło ją ceremonialne zachowanie starego
sługi, jakby żywcem przeniesionego z innej epoki
wraz z całym otoczeniem.
Lokaj złożył przed nią płytki ukłon, po czym
powoli ruszył w górę po schodach. Najwyraźniej
cierpiał na artretyzm, bo wspinaczka kosztowała go
sporo wysiłku. Najchętniej poprosiłaby go, żeby
poprzestał na objaśnieniu drogi, ale wątpiła, czy
zaakceptowałby tak gorszące złamanie etykiety. Od
niepamiętnych czasów przestrzegał co do joty
wszystkich sztywnych zasad, ustalonych przez star­
szą damę.
Przystanęli przed białymi drzwiami ze złotym
ornamentem. Henri zapukał, otworzył je przed
Natashą i szeptem obwieścił, że pani czeka. Natasha
wstrzymała oddech. Jako osoba tolerancyjna, przed
wyjazdem z Chartumu nie wyobrażała sobie, jak
trudno będzie jej przełamać narosłą przez lata
nieufność wobec osoby, która odrzuciła jedynego
syna. Zebrała całą odwagę, by wkroczyć do mrocz­
nego, wysokiego pokoju. Gdy jej oczy wreszcie
przywykły do półmroku, ujrzała w drugim końcu
8
FIONA HOOD-STEWART
pomieszczenia drobną postać o białych włosach
skuloną pod różową, atłasową kołderką na starej
modnej kozetce.
- Och, mon enfant, wreszcie przyjechałaś-
wyszeptała kobieta z wysiłkiem.
Cała niechęć Natashy wyparowała w mgnieniu
oka. Schorowana, krucha kobieta w niczym
przypominała żelaznej damy. Zdjęta współczucie
szybkim krokiem podeszła do łóżka.
- Tak, babciu, jestem tutaj.
- Nareszcie! - Starsza pani zwróciła ku
wnuczce piękną twarz o regularnych rysach.
Bladoniebieskie oczy obserwowały ją uważnie. -
Długo kazałaś
siebie czekać. Chodź tutaj, dziecko, usiądź obok
mnie.
- Zatrzymały mnie obowiązki - wyjaśniła Natasha,
siadając na brzegu krzesła o wrzecionowatych złoconych poręczach.
- Uczestniczyłam w misji
humanitarnej. Niełatwo znaleźć zastępcę, ciągle
brakuje ochotników.
- Nieważne, grunt, że wreszcie dotarłaś - ucięła
babka. Następnie rozkazała Henriemu przynieść
herbatę.
Lokaj złożył przed chlebodawczynią głęboki
ukłon. Wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Natasha
odprowadziła go wzrokiem.
- Czy aby da radę? - zapytała z niepokojem.
- Oczywiście. Doskonale sobie radzi od samego
początku. Zaczął u mnie pracować przed wojna
jako pomocnik w kuchni. Ale dość tego.
Machnęła niecierpliwie ręką. -
Lepiej opowiedz coś o sobie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin