Mortman Doris - List z przeszłości.pdf

(1569 KB) Pobierz
183498218 UNPDF
Doris Mortman
LIST Z PRZESZŁOŚCI
1
Prolog
C allie Jamieson miała osiem lat, kiedy matkę zabrano z domu w kaftanie
bezpieczeństwa. Przerażona patrzyła przez okno swojej sypialni, jak matka wije się i
wierzga, daremnie usiłując wyrwać się dwóm krzepkim mężczyznom w białych
fartuchach, którzy po nią przyjechali. Słyszała, jak krzyczy, jak wzywa na pomoc ojca,
Callie, Boga... Widziała, jak na trawnikach gromadzą się sąsiedzi i wyciągają szyje, żeby
nie przeoczyć nic z tego, co się dzieje, na wszelki wypadek trzymając się jednak z daleka,
bo a nuż to, co przytrafiło się Marze Jamieson, jest zaraźliwe. Skuliła się, gdy ostatecznie i
nieodwołalnie trzasnęły drzwi ambulansu, ale jej oczy pozostały otwarte. Dopiero gdy
ambulans gwałtownie ruszył, odwróciła się od okna i przycisnęła ręce do uszu, by nie
słyszeć wycia syren, obwieszczających całemu światu, że jej matka jest wariatką i trzeba
ją stąd zabrać jak najszybciej.
Po chwili znów było tak, jakby w ogóle nic się nie wydarzyło. Słońce kontynuowało
swoją wspinaczkę po nieboskłonie. Powrócił spokój. Tłum gapiów wycofał się za
zamknięte drzwi swoich domów, by obgadać to, czego byli przed chwilą świadkami. Jeśli
przejeżdżały jakieś samochody, robiły to ze stateczną prędkością pięćdziesięciu
kilometrów na godzinę. Ćwierkały ptaki. Za płotem pies Goldsteinów, Dudley, biegał tam
i z powrotem pod zraszaczem trawnika, radośnie szczekając. Życie na Meadow Drive
wróciło do normy.
W domu Jamiesonów panowała jednak pełna napięcia cisza. Jakby wszystko, co żyje,
nagle wstrzymało oddech. Tylko klimatyzator szumiał na zewnątrz.
Callie długo stała w oknie, wpatrując się w opustoszałą ulicę. Modliła się, by władająca
wszechświatem siła, obojętne co nią jest, przewinęła taśmę z powrotem, wymazała scenę,
która się przed chwilą rozegrała, i sprawiła, że matka znów będzie w domu. Równocześnie
zdawała sobie jednak sprawę z tego, że gdyby nawet matka wróciła, to za tydzień, miesiąc
czy rok zostałby odegrany identyczny scenariusz.
Nie mogąc już znieść dłużej samotności, odważyła się wreszcie wyjść z sypialni do holu.
Kiedy ostatni raz widziała ojca, stał przed domem, odwrócony plecami do ulicy, by nie
widzieć, jak matkę przypinają pasami do wózka i dają jej uspokajający zastrzyk. Callie nie
słyszała odgłosu zamykanych drzwi, nie słyszała też, by ojciec wchodził po schodach na
2
górę.
Ostrożnie, na palcach skierowała się do sypialni rodziców. Drzwi były otwarte. Jej
ojciec. Bill, z twarzą mokrą od łez stał wśród tego, co pozostawiła po sobie matka. Callie
rozszerzonymi oczami patrzyła na leżące pośrodku pokoju zerwane z karniszy zasłony.
Lusterko na nocnym stoliku matki było strzaskane. Krzesło ze złamanym oparciem leżało
na boku. Wytworne kryształowe flakoniki perfum, które Mara z dumą eksponowała, teraz,
rozbite o ścianę, pokrywały dywan wielobarwnymi odpryskami szkła, a zawarte w nich
ciężkie wonie utworzyły przyprawiającą o mdłości mieszankę. Zdarte z wieszaków
ubrania zostały pocięte na strzępy. I widać było ślady krwi.
Serce waliło Callie w piersi, gdy powiodła wzrokiem - od dywanu, przez pościel, ubranie
ojca, aż do rozległego stłuczenia nad jego lewym okiem, które nabrzmiało w wielki
purpurowy guz. Na prawym ramieniu też miał paskudne czerwone znaki, ślady cięć... Nie
zważajcie na leżące na podłodze szkło, Callie podbiegła do ojca, objęła go i wybuchnęła
płaczem. Bill bez słowa wziął córkę na ręce, przytulił, tak żeby nie widziała
spowodowanych przez matkę zniszczeń, i wyniósł z pokoju, jak najdalej od tego
rumowiska.
Przez resztę tej czerwcowej soboty usiłowali oboje poskładać z powrotem swoje życie,
zdruzgotane przez szaleństwo matki. Ojciec próbował wyjaśnić wszystko Callie, ale było
jasne, że nawet on nie pojmuje do końca, co się stało.
- Jak to się zaczęło, tatusiu? - spytała, nie umiejąc pogodzić tego, co widziała w sypialni,
z obrazem kobiety, która jeszcze wczoraj, przed atakiem, czytała jej przed snem bajkę i
otuliła ją na dobranoc.
Bill Jamieson wzruszył ramionami. Przez całe lata bezskutecznie usiłował zrozumieć, co
zapoczątkowało psychiczne załamanie żony.
- Sam już nie wiem, ale bałem się, że może zrobić krzywdę sobie samej albo tobie. -
Mówiąc to, przytulił mocniej Callie, jak gdyby i teraz potrzebowała ochrony.
Callie chciała zaprotestować, zawołać, że mama nigdy by jej nie zrobiła krzywdy, ale
skaleczenia na ręce i twarzy ojca świadczyły o tym, iż niebezpieczeństwo było w pełni
realne. Matka goniła za nim z nożyczkami.
Bill przypomniał jej inne tego rodzaju przypadki, kiedy Mara miotała się z krzykiem po
pokojach, rozbijając pogrzebaczem lampy i meble, walcząc z niewidzialnymi
3
napastnikami, którzy rzekomo wtargnęli do domu. Noce, kiedy krzyczała w ciemnościach,
utrzymując, że pustkę wokół niej wypełniają ludzie, którzy chcą ją skrzywdzić. Chwile,
kiedy mruczała coś pod nosem bez związku czy przesiadywała samotnie na podwórku,
opłakując utratę kogoś, o kim ani on, ani Callie nigdy w życiu nie słyszeli.
- Ja nie krytykuję mamy, kochanie. Ona jest chora. Nie potrafi pomóc sobie samej. -
Przetarł zmęczone, przekrwione oczy, krzywiąc się z bólu. - I choćbyśmy nie wiem jak
chcieli, nie potrafimy jej pomóc. Jej potrzebna jest pomoc lekarska. Rozumiesz to,
prawda?
- Czy mama kiedyś będzie zdrowa? - spytała Callie. Usta jej drżały.
- Mam nadzieję - odparł Bill.
Choć nie mógł jej obiecać, że matka szybko wyzdrowieje, starał się upewnić ją, że mama
będzie miała właściwą opiekę.
- To doktor Freedberg polecił Stonehaven. Na pewno nie posłałby mamy do zakładu,
gdzie nie dbaliby o nią jak należy.
Callie skinęła głową. Doktor Freedberg był ich lekarzem rodzinnym. Kiedy chorowała,
zawsze umiał sprawić, że czuła się lepiej. Na pewno i mamie potrafi pomóc.
Ojciec mówił, jak trudno jest żyć z chorobą psychiczną i jak trudno ją wyleczyć, a Callie
wyczuwała napięcie w jego głosie. Te ostatnie lata były dla niego bardzo ciężkie.
Opiekował się żoną, wierząc, że Ruby, ich gospodyni, zajmie się jak należy Callie.
Zdarzały się noce, kiedy nie zmrużył oka, dnie wypełnione nieustannym czuwaniem,
miesiące udawania, że wszystko jest w porządku, gdy tak naprawdę ani na chwilę nie
spuszczał żony z oka, czujny na najlżejszy ślad jej maniakalnego zachowania.
Nawet teraz zapewnił córkę o swojej miłości do Mary. Obiecał, że zawsze będzie przy
matce i zrobi wszystko, co w jego mocy, by wyzdrowiała i wróciła do domu.
Callie starała się naśladować jego optymizm i być dzielna. Nie wiedziała jednak, co to
takiego choroba psychiczna, nie miała pojęcia, jak się ją leczy. Nie mogła zrozumieć
dziwacznego zachowania matki.
Kiedy właściwie mama zachorowała? Byli zwykłą, szczęśliwą rodziną, aż nagle, jakieś
dwa lata temu, zaczęło się. Z początku Mara utrzymywała, że coś ją budzi w środku nocy -
jakiś dziwny hałas, czyjaś obecność w pokoju... Coś niejasnego, ale tak przerażającego, że
nie potrafiła zasnąć na powrót. Po paru takich nocach Mara stawała się coraz bardziej
4
rozdrażniona, przykra dla otoczenia, uszczypliwa.
A potem pojawiły się fobie. I dziwne zmiany w osobowości.
W jakim dokładnie momencie w umyśle matki nastąpiło zwarcie? Co je spowodowało?
Choć ojciec nieustannie zapewniał ją, że schizofrenia nie ma żadnego związku z tym, co
ktoś powiedział czy zrobił, Callie często zastanawiała się, czy nie przyczyniła się w jakiś
sposób do psychicznego załamania matki.
Zastanawiała się również, dlaczego matka chciała się z ojcem rozwieść. W ciągu
ostatnich miesięcy parę razy podsłuchała, jak spierają się na ten temat. Matka żądała
rozwodu, ojciec się nie zgadzał. Mówił, że Mara zachowuje się irracjonalnie, że nadal go
kocha, a on kocha ją i oboje kochają Callie. Mara przyznawała, że to prawda. Twierdziła
jednak, że chce rozwodu właśnie dlatego, że ich kocha. Mówiła coś o swojej chorobie, o
tym, że chce ich oszczędzić, uwolnić od kłopotów.
Przez całe miesiące Callie zastanawiała się, co matka miała na myśli. W końcu doszła do
wniosku, że ponieważ mama nie mogła chcieć uwolnić jej i ojca od siebie, w takim razie
musiało chodzić o szarych ludzi.
Mara rzadko mówiła, co się z nią dzieje, kiedy znika w ciemnych jaskiniach swego
umysłu, ale parę miesięcy temu nagle zdradziła parę szczegółów. Było to wtedy, kiedy
wróciła z wizyty u psychiatry. Zazwyczaj po takiej sesji była tak wyczerpana, że zamykała
się w swoim pokoju i zapadała w długą, pokrzepiającą drzemkę. Tym razem była
podniecona i skora do rozmowy. Zwłaszcza zależało jej na tym, by wyjaśnić swoje zacho-
wanie córce. Powiedziała Callie o szarych ludziach, złych widmach, które przychodzą do
niej nieproszone, w dziwnych momentach, dniem i nocą. Przyznała, że nawet to lubi.
Było jeszcze parę innych takich chwil, kiedy Mara mówiła o szarych ludziach, ale w
miarę jak jej stan się pogarszał, zaczęła zamykać się w sobie. Callie próbowała jeszcze raz
podjąć ten temat w rozmowie z matką, ale Mara zachowywała się tak, jakby nie wiedziała,
o czym ona mówi.
Callie była grzecznym i posłusznym dzieckiem, takim, które wierzy, że decyzje rodziców
są zawsze słuszne. Ale tak było wcześniej, zanim matka zaczęła znikać w swoim własnym
świecie, a ojciec - wycofywać się tam, gdzie było miejsce wyłącznie dla niego.
Po oddaniu Mary do zakładu Bill nadal okazywał Callie czułość, ale zaczął wznosić
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin