King Stephen - Czwarta po północy.pdf

(748 KB) Pobierz
King Stephen - Czwarta po połnocy - Notatnik
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
King Stephen - Czwarta po połnocy
KING , Stephen
CZWARTA PO PÓŁNOCY
---- TOM II
AMBER-KING 1990-1993
w Wydawnictwach Amber - Mizar
Christine Miasteczko Salem
Misery
Mroczna połowi¹ To I
w przygotowaniu
Talizman
Tytuł oryginału FOUR PAST MIDNIGHT
Autor ilustracji STEYE CRISP
Opracowanie graficzne Studio Graficzne „Fototype"
Redaktor MARIA WIECZOREK
Copyright © 1990 by Stephen King
For the Polish edition
Copyright © 1993 by Wydawnictwo Mizar Sp. z o.o.
Published in cooperation with
Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-85309-49-7
Wydawnictwo Mizar Sp. z o.o.
Warszawa 1993. Wydanie l
Skład: „Kolonel" w Łomiankach
Druk: Zakłady Graficzne w Gdañsku
POLICJANT BIBLIOTECZNY
OpowieϾ
dla pracowników i mecenasów Biblioteki Publicznej . w Pasadenie
1
Trzecia po północy
Wprowadzenie do „Policjanta Bibliotecznego"
Rankiem tego dnia, który wyznacza datê narodzin poni¿szej
opowieœci, siedziałem przy kuchennym stole z moim synem, Owenem.
¯ona udała siê ju¿ na górê wskoczyæ pod prysznic i wrzuciæ na
siebie szmaty. Zaliczyliœmy dwa główne etapy œniadaniowej trasy:
gazetê i jajka sadzone. Willard Scott, który goœci w naszym domu
piêæ razy w tygodniu, opowiadał o pewnej damie z Nebraski,
koñcz¹cej właœnie sto czwarty rok ¿ycia, i chyba obaj, Owen i ja,
spaliœmy jeszcze na jedno oko. Innymi słowy, typowy ranek w
roboczy dzieñ tygodnia, chez King.
Owen oderwał siê od dziani sportowego, by zapytaæ, czy tego
dnia nie zahaczê o pasa¿ handlowy - chodziło mu o ksi¹¿kê,
potrzebn¹ do napisania pracy domowej. Nie pamiêtam, co to było -
Johnny Termain czy Kwietniowy poranek, powieϾ Howarda Fasta o
amerykañskiej rewolucji - ale na pewno jedno z tych tomiszczy,
których nigdy nie udaje siê dopaœæ w ksiêgarni. A to nakład siê
wyczerpał, a to jeszcze nie dowieŸli dodruku czy wyskoczyło inne
cholerstwo.
Zasugerowałem Owenowi, by skorzystał z miejskiej biblioteki,
która jest znakomicie zaopatrzona. Z pewnoœci¹ maj¹ i ten tytuł.
Coœ wymruczał. Wyłapałem tylko dwa słowa, ale bior¹c pod uwagê
moje zainteresowania, nie trzeba było wiêcej, ¿ebym zastrzygł
uszami. Brzmiały: „policja biblioteczna".
Odło¿yłem na bok swoj¹ połówkê gazety, za pomoc¹ pilota
przydusiłem Willarda w œrodku ekstatycznego sprawozdania z Georgia
Peach Festival i poprosiłem Owena, aby zechciał łaskawie
Strona 1
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
King Stephen - Czwarta po połnocy
powtórzyæ.
Stawiał pewien opór, ale przycisn¹łem go. W koñcu wyznał, ¿e
nie lubi korzystaæ z biblioteki, gdy¿ boi siê Policji
Bibliotecznej. Pospiesznie dodał, i¿ wie, ¿e historyjka o Policji
Bibliotecznej jest czczym wymysłem, ale to jedna z tych opowieœci,
które potrafi¹ wryæ siê w podœwiadomoœæ i jakoœ nie daj¹ spokoju.
Usłyszał j¹ od cioci Stephanie, kiedy miał siedem albo osiem lat,
był bardzo łatwowierny i właœnie od tej pory nie daje mu ona
spokoju.
Ja oczywiœcie byłem zachwycony, poniewa¿ sam jako dzieciak
trz¹słem siê ze strachu przed Policj¹ Biblioteczn¹ bezosobowymi
stró¿ami prawa, którzy potrafi¹ nawet przyjœæ do domu, jeœli na
czas nie odniesiesz ksi¹¿ek. Ju¿ to było okropne... a co dopiero
mo¿e nast¹piæ, gdy ci niesamowici funkcjonariusze siê zjawi¹, a ty
nie znajdziesz owych zaległych ksi¹¿ek? Co wtedy? Co ci zrobi¹? Co
zabior¹, ¿eby wyrównaæ stratê? Lata minêły od chwili, kiedy
rozwa¿ałem sprawê Policji Bibliotecznej (choæ nie było to w
dzieciñstwie; wyraŸnie pamiêtam, jak dyskutowałem na ten temat z
Peterem Straubem i jego synem Benem, szeϾ, siedem lat temu), a
teraz wszystkie tamte stare pytania, w jakiœ sposób równoczeœnie
przera¿aj¹ce i podniecaj¹ce, wróciły.
Dumałem o Policji Bibliotecznej przez nastêpne kilka dni i
wtedy zaczêły wyłaniaæ siê zarysy poni¿szej opowieœci. Na ogół w
ten właœnie ' sposób przychodz¹ na œwiat moje historyjki, ale
zwykle okres dumania trwa du¿o dłu¿ej. Kiedy zaczynałem, opowieœæ
nosiła tytuł Policja Biblioteczna i nie wiedziałem, jak siê
potoczy. Myœlałem, ¿e bêdzie to coœ zabawnego, jak te niesamowite
opowieœci z eleganckich przedmieœæ opowieœci, które majstrował œp.
Max Shulman. Przecie¿ sam pomysł był zabawny, no nie? Policja
Biblioteczna?! Co za absurd!!!
Ale uœwiadomiłem sobie coœ, o czym zreszt¹ wiedziałem od dawna:
strachy z dzieciñstwa s¹ ohydnie uparte. Pisanie to akt
autohipnozy. Przeszłoœæ lubi powróciæ tu w kształcie tak wiernym,
¿e potwory, które dawno powinny zgniæ w grobie, o¿ywaj¹ i wstêpuj¹
miêdzy ¿ywych.
Gdy pracowałem nad t¹ opowieœci¹, spotkało mnie coœ podobnego.
Z dzieciñstwa wyniosłem uwielbienie dla biblioteki i z tym
uczuciem zacz¹łem pisaæ. Jak¿eby inaczej? Było to jedyne miejsce,
w którym taki ubogi smark jak ja mógł dostaæ ka¿d¹ ksi¹¿kê, o
jakiej zamarzył. Ale kiedy zanurzałem siê w akcjê, doszedłem
ukrytej prawdy: to miejsce budziło we mnie strach. Bałem siê, ¿e
siê zgubiê w mroku miêdzy regałami, bałem siê, ¿e zapomn¹ o mnie,
siedz¹cym w ciemnym k¹cie czytelni, i zamkn¹ na noc, bałem siê
starej bibliotekarki z farbowanymi na niebiesko włosami, w
okularkach „kocie oko" i cienkimi jak kreska
8
wargami, która szczypała ciê po rêkach długimi, bezkrwistymi
palcami i szeptała „szszsz!", kiedy siê zapomniałeœ i zacz¹łeœ
zbyt głoœno rozmawiaæ. I bałem siê Policji Bibliotecznej. O, tak.
To co siê stało ze znacznie dłu¿szym dziełem, powieœci¹
zatytułowan¹ Christine, powtórzyło siê tu. Po jakichœ trzydziestu
stronach sytuacja przestała byæ zabawna. A po piêædziesiêciu cała
opowieœæ skrêciła po wariacku, z dzikim piskiem opon, w mroczne
strony, które odwiedzałem tak czêsto, a o których nadal wiem tak
mało. Wreszcie znalazłem faceta, którego szukałem, i zebrałem siê
Strona 2
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
King Stephen - Czwarta po połnocy
na odwagê, ¿eby spojrzeæ w jego srebrne bezlitosne oczy.
Usiłowałem opisaæ go dla ciebie, Wierny Czytelniku, ale nie jestem
pewien, czy mi siê to udało.
Rêce trzêsły mi siê okropnie podczas tej roboty. Kapujesz.
10
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Zastêpstwo
Sam Peebles doszedł póŸniej do wniosku, ¿e wszystkiemu był
winien cholerny akrobata. Gdyby akrobata nie zalał pały akurat w
najmniej stosownym momencie, Sam nigdy nie wyl¹dowałby w takim
miejscu.
Nie doœæ, ¿e ¿ycie jest w¹sk¹ kładk¹ nad bezdenn¹ przepaœci¹,
myœlał z pewn¹ byæ mo¿e usprawiedliwion¹ gorycz¹, kładk¹, któr¹
musimy przejœæ z zawi¹zanymi oczyma. Nie. Nie doœæ tego. Czasem
jeszcze dostajemy szturchañca.
Tak dumał sobie potem. Najpierw, jeszcze przed zjawieniem
Policjanta Bibliotecznego wybuchła afera z pijanym akrobat¹.
W Junction City w ka¿dy ostatni pi¹tek miesi¹ca w lokalnym
Rotarian Hali, klubie dla biznesmenów, urz¹dzano Wieczór Mówcy.
Ostatniego pi¹tku marca 1990 rotarianie mieli w planie wysłuchaæ -
obejrzeæ - Zadziwiaj¹cego Joe, akrobatê z Trembo's All-Star Circus
ind Travelling Carnival.
Telefon na biurku Sama Peeblesa - „Poœrednictwo Handlowe
Ubezpieczenia, Junction City" - zadzwonił o czwartej piêæ, w
czwartek po południu. Odebrał Sam. Sam zawsze odbierał telefony -
albo n persona, albo za poœrednictwem automatycznej sekretarki -
poniewa¿ był wył¹cznym właœcicielem i jedynym pracownikiem
„Po-œrednictwa Handlowego i Ubezpieczeñ, Junction City". Nie był
człowiekiem zamo¿nym, ale radził sobie nie najgorzej. Lubił
powtarzaæ,
11
¿e choæ nieprêdko wsi¹dzie do swojego pierwszego merca, to ma
prawie nowego forda i dom na Kelton Avenue. „A poza tym w moim
biznesie pieczone goł¹bki same lec¹ do g¹bki", dodawał... choæ
prawdê mówi¹c nie wiedział dokładnie, co to s¹ pieczone goł¹bki.
Podejrzewał, ¿e gatunek pizzy.
Poœrednictwo Handlowe i Ubezpie...
Sam, tu Craig. Akrobata złamał kark.
- Co?!
- To, co słyszałeœ! - wykrzykn¹ł Craig Jones pełnym boleœci
głosem. - Akrobata złamał pieprzony kark!
- Och. Rany, rany. - Sam zastanowił siê przez chwilê i spytał
z ciekawoœci¹: - Czy on nie ¿yje, Craig?
- Nie, ¿yje, ale jeœli o nas chodzi, to wychodzi na jedno. Le¿y
w szpitalu w Cedar Rapids, z dwudziestoma funtami gipsu na szyi.
Billy Bright właœnie do mnie dzwonił. Mówił, ¿e facet zjawił siê
pijany jak bela na popołudniówce, spróbował salta w tył i dał
karkiem poza arenê. Billy mówi, ¿e trzask słychaæ było z miejsca,
gdzie siedział. Billy wykupił jaskółkê. Chrupnêło, jakby ktoœ
wszedł w œwie¿o zamarzniêt¹ kału¿ê.
- Uooo! - wykrzykn¹ł, krzywi¹c siê Sam.
- Wcale mnie to nie zaskoczyło. Tylko pomyœl - „Zadziwiaj¹cy
Joe..." Co to za pseudo dla cyrkowca? „Zadziwiaj¹cy Randix" - to
rozumiem. „Zadziwiaj¹cy Tortellini" - da siê znieœæ. Ale „Za
dziwiaj¹cy Joe"? Trzeba mieæ dobrze nasrane w głowie. .
- Jezu. No to szkoda. Szkoda.
Strona 3
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
King Stephen - Czwarta po połnocy
- Pieprzone gówno na grzance, ot co. Dziêki temu wieczór
zostajemy bez mówcy, stary.
Sam gor¹co po¿ałował, ¿e nie opuœcił biura dokładnie o
czwartej. Craig musiałby siê zadowoliæ automatyczn¹ sekretark¹
Sama, a wtedy Sam in persona miałby doœæ czasu na przemyœlenie
sprawy. Poczuł, ¿e lada moment bêdzie bardzo potrzebował czasu na
przemyœlenie sprawy. Czuł równie¿, ¿e Craig Jones na to nie
pozwoli.
- Tak. Zdaje mi siê, ¿e musimy spojrzeæ prawdzie w twarz.
--Chciał, ¿eby zabrzmiało to filozoficznie i równoczeœnie
uœwiadomiło Craigowi, ¿e czuje siê bezradny. - Co za szkoda.
- Pewnie, ¿e szkoda - powiedział Craig. I wyszło szydło z
worka! - Ale wiem, ¿e z radoœci¹ wskoczysz na wolne miejsce.
- Ja?! Craig, chyba ¿artujesz! Ja nie potrafiê zrobiæ koziołka
w tył, co dopiero salta...
- Pomyœlałem, ¿e mógłbyœ paln¹æ mówkê o tym, jak to wiele
12
w ¿yciu małych miasteczek znacz¹ niezale¿ne firmy - Craig Jones
naciskał bezwzglêdnie. - Jak ci to nie le¿y, jest^baseball. Jak to
nie, zawsze mo¿esz spuœciæ gacie i pomachaæ publice swoim pytonem.
Sam, ja nie tylko jestem Przewodnicz¹cym Komitetu Mówców - choæ
ju¿ samo to daje mi wystarczaj¹ce prerogatywy. Odk¹d Kenny siê
wyprowadził, a Carl przestał wpadaæ, ja jestem całym Komitetem
Mówców! Wiêc musisz mi pomóc. Muszê mieæ mówcê na jutro wieczór. W
tym całym cholernym klubie jest z piêciu goœci, którym w razie
potrzeby mogê zaufaæ, a ty jesteœ jednym z nich.
- Ale...
- Jesteœ poza tym jedyny, który nie wykazał siê w takiej
sytuacji, wiêc czuj siê wybrany, chłoptasiu kochasiu.
- Frank Stephens...
-* ...wskoczył w nagłe zastêpstwo za goœcia ze zwi¹zku
zawodowego transportowców, zeszłego roku, kiedy wielka ława
przysiêgłych postawiła goœcia przed s¹dem za malwersacje, i nie
mógł przyjœæ. Sam - na ciebie padło. Człowieku, nie mo¿esz mnie
zawieœæ. Jesteœ mi to dłu¿ny.
-*- Robiê w ubezpieczeniach! - krzykn¹ł Sam. - Kiedy nie
wypisujê polis, sprzedajê farmy! Przewa¿nie bankom! Dla wiêkszoœci
ludzi to nudne! Dla tych, co nie nudne, obrzydliwe!
- To nie ma ¿adnego znaczenia - Craig szedł teraz na całoœæ,
rozgniataj¹c bezlitoœnie niemrawe zastrze¿enia Sama ciê¿kimi
buciorami wa¿kich argumentów. - Pod koniec wieczoru wiêkszoœæ z
nich bêdzie uwalona. Wiesz dobrze. W sobotni ranek nie bêd¹ z tego
pamiêtaæ jednego cholernego słówka, ale w pi¹tek potrzebujê kogoœ
na zastêpstwo, na pół godziny trzaskania dziobem, i czuj siê
wybrany!
Sam opierał siê jeszcze trochê, ale Craig nadal u¿ywał trybu
rozkazuj¹cego, nadu¿ywaj¹c bezlitoœnie wielkich liter. Potrzebujê.
Musisz. Dłu¿ny.
- W porz¹dku - powiedział wreszcie Sam. - W -porz¹dku, w
porz¹dku! Starczy!
- Kocham ciê! - W głosie Craiga nagle zaœwieciła têcza i
za-œwiergoliły skowronki. - Pamiêtaj, mówka nie musi trwaæ dłu¿ej
ni¿ trzydzieœci minut plus jakieœ dziesiêæ na pytania. Jeœli bêd¹
jakieœ pytania. I naprawdê mo¿esz pomachaæ im swoim pytonkiem, jak
ci przyjdzie ochota. W¹tpiê, ¿eby komuœ udało siê go zobaczyæ,
ale...
Strona 4
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
King Stephen - Czwarta po połnocy
- Craig, co za du¿o, to niezdrowo.
- Och! Przepraszam! Przymykam jadaczkê! - rechotał Craig.
Niewykluczone, ¿e z ulgi zaszumiało mu trochê w głowie.
- 13
- Słuchaj, mo¿e zakoñczmy tê dyskusjê? - Sam siêgn¹ł po
pastylki na zgagê, spoczywaj¹ce w szufladzie biurka. Poczuł nagle,
¿e przez nastêpne dwadzieœcia osiem godzin bêdzie potrzebował
sporo pastylek na zgodê. - Wygl¹da na to, ¿e mam do napisania
przemówienie.
- Siê zmywam. Tylko pamiêtaj - kolacja o szóstej, przemówionko o
wpół do ósmej. Jak to mówi¹ w Havaii Five-O, b¹dŸ-na-l¹dŸ! Aloha!
- Aloha, Craig. - Sam odło¿ył słuchawkê. Gapił siê na. aparat.
Kula gor¹cego gazu uniosła siê w przełyku. Dotarła do gardła.
Otworzył usta i czkn¹ł kwasem - ¿oł¹dek dał znaæ o sobie, choæ
jeszcze przed piêcioma minutami był cichy i uœpiony.
Sam zjadł pierwsz¹ pastylkê. A miał ich zjeœæ jeszcze bardzo du¿o.
Zamiast iœæ tego wieczoru na krêgle, jak miał to w planie, Sam'1
Peebles zamkn¹ł siê u siebie w gabinecie z liniowanym ¿ółtym
notatnikiem, trzema zaostrzonymi ołówkami, paczk¹ kentów i
szeœcioma puszkami lemoniady Jolt. Wył¹czył telefon, zapalił
papierosa ', i wbił wzrok w papier. Po piêciu minutach wbijania
wzroku w papier napisał u góry pierwszej strony:
MAŁOMIASTECZKOWE FIRMY. KRWIOBIEG AMERYKI
Przeczytał to na głos i spodobało mu siê. No... mo¿e
niezupełnie spodobało, ale nie dra¿niło. Powtórzył głoœniej i
spodobało mu siê bardziej. Ciut bardziej. Nie było wspaniałe,
fakt. Prawdê mówi¹c było ¿adne w porównaniu z tytułem byle
dreszczowca, ale mogło dokopaæ • czemuœ w stylu: „Komunizm. GroŸba
daleka czy bliska". A Craig miał racjê - prawie wszyscy oni bêd¹
na takim kacu w sobotê rano, ¿e zapomn¹, co słyszeli w pi¹tek
wieczór.
Z odrobin¹,nadziei w sercu, Sam zacz¹ł pisaæ.
„Gdy przeniosłem siê do Junction City z mniej wiêcej kwitn¹cej
metropolii, jak¹ Ames było w roku 1984..
- „... i dlatego nadal, jak i tamtego jasnego paŸdziernikowego
przedpołudnia w 1984 roku, s¹dzê, ¿e małe firmy decyduj¹ nie tylko
o krwiobiegu Ameryki, ale i o ¿ywotnoœci i rozmachu całego
zachodniego œwiata". - ..
14
Sam zamilkł, zgniótł papierosa w popielniczce na biurku i
spojrzał z nadziej¹ na Naomi Higgins.
- No i? Co ty na to?
Naomi była przystojn¹ młod¹ kobiet¹ z Proverbii, mieœciny
le¿¹cej cztery mile na zachód od Junction City. Mieszkała przy
Proverbia River w rozsypuj¹cym siê domu ze swoj¹ rozsypuj¹c¹ siê
matk¹. Wiêkszoœæ rotarian znała Naomi i od czasu do czasu
proponowano zakłady, co rozsypie siê prêdzej: dom czy mama? Nie
wiadomo, czy zakłady przyjmowano, ale jeœli tak, ich wynik nadal
pozostawał nie rozstrzygniêty.
Naomi skoñczyła Iowa City Business College i naprawdê umiała
odczytaæ swe stenograficzne notatki. Jako jedyna kobieta w okolicy
obdarzona t¹ umiejêtnoœci¹, była rozrywana przez ograniczon¹
popula
cjê biznesmenów Junction City. A to, ¿e miała równie¿ wyj¹tkowo
ładne nogi, nic nie szkodziło. Przez piêæ dni w tygodniu pracowała
przedpołudniami dla czterech mê¿czyzn i jednej kobiety - dwóch
Strona 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin