Gęsiówka_Andrzej.M.Kobos_Zwoje.doc

(295 KB) Pobierz
W sześćdziesięciolecie Powstania Warszawskiego

 

W sześćdziesięciolecie Powstania Warszawskiego

 

WYZWOLENIE "GĘSIÓWKI" W POWSTANIU WARSZAWSKIM



 

ANDRZEJ M. KOBOS   (opr.)



Wkrótce po wybuchu Powstania Warszawskiego, 5 sierpnia 1944 roku, żołnierze batalionu "Zośka" Armii Krajowej zdobyli "Gęsiówkę", warowny obóz koncentracyjny-więzienie dla Żydów, przy ul. Gęsiej na Woli, na terenie zburzonego w 1943 roku getta warszawskiego. Z uwolnionych więźniów (348 Żydów – obywateli kilku państw) utworzył się samoistnie całkowicie ochotniczy oddział żydowski, który w zasadzie wszedł w skład batalionu "Zośka".

Zdobycie "Gęsiówki" opisywane było już wcześniej, np w [l], [2], [3]. Największą wartością zamieszczonych poniżej relacji ze zdobycia "Gęsiówki" i utworzenia oddziału Żydowskiego jest to, że pochodzą one od bezpośrednich uczestników tych wydarzeń i podają wzajemnie konfrontujące i uzupełniające się wersje. Dla ścisłości, teksty relacji opatrzone zostały przypisami i bibliografią.

Relacje te stanowią przyczynek nie tylko do historii Powstania Warszawskiego, do losów Żydów w czasie Powstania, do historii Żydów w polskim podziemiu i do wielowątkowej historii stosunków polsko-żydowskich w okresie II wojny światowej, ale także do gorzkich często powojennych dyskusji o tychże, które ciągną się po dzień dzisiejszy.

5 czerwca 1989 roku w Warszawie, podczas towarzyskiego spotkania grupy żyjących żołnierzy batalionu "Zośka" Armii Krajowej, w większości z plutonu pancernego batalionu, kilku z nich snuło wspomnienia z Powstania Warszawskiego. Rozmowa ich została nagrana na taśmę magnetofonową. Relacje "Wacka", "Walka" i "Dr. Broma" są oparte na zapisanej z tej taśmy. Relacja "Wacka" została uzupełniona kilkoma fragmentami jego nieopublikowanego tekstu pt. Żydzi z Gęsiówki w Powstaniu Warszawskim oraz fragmentami jego wypowiedzi w sierpniu 1994 roku w Warszawie. Opowiadają następujący byli żołnierze batalionu "Zośka" Armii Krajowej:

I.        Zapis z taśmy magnetofonowej ustnej relacji trzech żołnierzy:

·         "Wacek" – Wacław Micuta, ps. "Wacek", kpt., dowódca plutonu pancernego 1) w batalionie "Zośka", VM, KW [2];

·         "Walek" – Jan Zenka "Walek", kpr., KW [2];

·         "Brom" – Dr Zygmunt Kujawski, ps. "Brom", (1916-1996) kpt., lekarz batalionu "Zośka", VM, 2xKW [1];

 

II.     Pisemna relacja: "Kajtuś" – Stanisław Romanowski "Kajtuś", kpr., KW [2] i "Konrad" – Józef Nowocień "Konrad", ppor., KW 2), [2];

III.  Pisemna relacja: "Marek" – Tadeusz Zuchowicz "Marek", ppor., KW 3), [2];

IV.  Zapis ustnej relacji: Świst" – Stanisław Sieradzki "Świst", sierż. pchor., KW 4), [2];

V.    Pisemna relacja: "Laudański" – Juliusz Bogdan Deczkowski "Laudański" (1924-1998), sierż. pchor. 5), [2].

Dla ścisłości relacje opatrzone są przypisami i bibliografią.

Andrzej M. Kobos

 

I


Wyzwolenie "Gęsiówki"

 

Wacław Micuta "Wacek":

Do powstania oddziału żydowskiego doszło tak, jak na wojnie: przez przypadek. Ja byłem z nimi od początku. Był to, wydaje mi się, jedyny oddział żydowski, który był w pewien sposób autonomiczny w ramach Armii Krajowej. Mam w sercu pamięć o tych naszych żołnierzach, Żydach, którzy zachowywali się w sposób nadzwyczajny, bohaterski. Stary oficer nie używa słów "bohaterstwo" na darmo. Wykonywali każde zadanie, szli na ochotnika. byli gotowi ginąć w każdej chwili 6). Trzeba uratować pamięć o ludziach. Którzy walczyli razem z nami o święte prawo do życia, wolności i godności ludzkiej każdego człowieka.
 



"Gęsiówka" – obóz koncentracyjny przy ul. Gęsiej w Warszawie,
założony przez Niemców w roku 1943 na terenie Getta po zdławieniu powstania w Gettcie.
(ze zbiorów Muzeum Niepodległości w Warszawie.)



W lipcu 1943 r. Sicherheitsdienst utworzyło dla Żydów. którzy nie mówili po polsku obóz zagłady na "Gęsiówce" 7). Zwieźli tam 7000 Żydów z różnych krajów europejskich. np. Żydów greckich. francuskich. holenderskich i belgijskich. aby nie mogli porozumiewać się ani z ludnością żydowską, ani polską. Jednak od pierwszego dnia komunikacja była doskonała, bo Żydzi francuscy czy belgijscy byli w większości emigrantami z Polski. Wkrótce uwięziono tam także grupę Żydów, obywateli polskich, niedobitków z getta. Ci niewolnicy wyciągali z ruin getta wszystko to, co mogło mieć jakąkolwiek wartość dla niemieckiej machiny wojennej, od cegieł i żelastwa do kosztowności z ukrytych skrytek.

27 lipca 1944 r. Niemcy popędzili piechotą ok. 4000 Żydów z "Gęsiówki" do Skierniewic, w transporcie do Dachau. Podobno ocalał z nich tylko jeden człowiek. Ponad 400 zgłosiło się jako niezdolnych do marszu; tych od razu rozstrzelano. W obozie pozostało około 400 Żydów, wśród nich grupa Żydów z Pawiaka. Mieli oni zatrzeć ślady istnienia obozu, po czym zostać rozstrzelani. Nie było żadnej szansy dla tych ludzi 8).

Zewnętrzna część obozu została zdobyta już wcześniej przez kompanię "Rudy" batalionu "Zośka". Rozpoznano też umocnienia części. w której znajdowali się Żydzi i części zajmowanej przez dowództwo niemieckie.

Przed obozem stał harcerski batalion Armii Krajowej "Zośka", harcerzy Szarych Szeregów, którzy pamiętali statut harcerstwa polskiego z roku 1920. mówiący. iż harcerz jest przyjacielem każdego człowieka. Nikt z nas nie myślał wtedy o sytuacji strategicznej, że otworzy nam to pewne linie. ani o tym. że silne stanowiska niemieckie miano izolować, a nie zdobywać w pierwszym okresie walk. Chcieliśmy od razu wszyscy atakować, ratować tych więźniów. Inicjatywa natarcia na "Gęsiówkę" wyszła od mjr. "Jana" 9) i kpt. "Jerzego" 10). Mnie, jako dowódcę czołgów, też do tego wciągnięto. Rano 5 sierpnia poszliśmy do płk. "Radosława" 11).

Było nas trzech: był "Jan", był "Jerzy" i byłem ja. "Jan" był dowódcą urodzonym, "Jerzy" dowódcą doskonałym, watażką nie z tej ziemi. Poprosili oni "Radosława": – Panie pułkowniku, prosimy o pozwolenie na natarcie na "Gęsiówkę" siłą pełnego batalionu.

"Radosław" odmówił, mówiąc: – "Ludzie, wojna to nie zabawa, tu trzeba zrobić rachunek. «Bociany» przy bramie obozu są tak umocnione ciężką bronią i maszynową, że wy stracicie dobry batalion, a nie uratujecie Żydów, bo Niemcom potrzeba tylko parę minut, żeby z tych bocianów skierować ogień na więźniów."

Wyszliśmy wszyscy z nosami na kwintę i mówimy do siebie: – No tak, batalionem nie możemy uderzać, ale może uda się nam taki Husarenstueck, zaskoczenie jakieś.

I wtedy "Jan" zapytał mnie: – "Wacław, a wjechałbyś czołgiem do środka?"

– "Wjechałbym, spróbuję w każdym razie."

Wracamy do "Radosława": – Panie pułkowniku, rzeczywiście batalionem nie będziemy uderzać, to nie ma sensu, ale my szybko, z zaskoczenia. Będziemy udawać, że przygotowujemy natarcie. Od Okopowej jeden pluton 12) będzie wiązał Niemców ogniem i pójdzie w kierunku na Pawiak "Wacek" pojedzie czołgiem, a za czołgiem podciągniemy dwa plutony 13). Jeżeli "Wackowi" uda się wjechać do obozu, to pierwszymi strzałami zniszczy wieżę narożną i te plutony pójdą wtedy do szturmu. "Radosław" zgodził się pod warunkiem zaskoczenia Niemców i tego, że wszyscy pójdą na ochotnika.

I tak właśnie to się stało, szczęśliwie, w dwie godziny po odprawie u "Radosława" 14). Pojechaliśmy naprzód naszym czołgiem, "Magdą". Niemcy myśleli, że to był ich czołg, Pantera, krzyczeli: unsere Panzern kommen...; znaki były nasze, ale niewidoczne. Dojechaliśmy do wjazdu z Gęsiej. "Ryk" rzucił się na barykadę z cegieł, przy skręcie z Gęsiej, może dwa metry wysoką. Czołg jakimś szczęściem przeszedł. Zawiesił się na górze i stoczył się nosem w dół, trochę nas przy tym potłukło. Wtedy okazało się, że na prawo od nas było wejście do obozu, a tam jeszcze jedna, niższa barykada, o której nie wiedzieliśmy. Krzyczę: – "Ryk" , wjeżdżaj na górę. To było wielką zasługą kierowcy naszego czołgu, "Ryka" 15), podchorążego pancernego, który w czasie okupacji jeździł jako szofer w straży pożarnej i był znakomitym szoferem.

Na Woli mieliśmy szczęście, że Niemcy nie mieli tam broni przeciwpancernej. To nas uratowało. Niemcy już jednak zorientowali się i pod tę drugą barykadę podłożyli jakąś minę czy wiązkę granatów. Ta mina rzuciła nas potężnie, ale gąsienica wytrzymała i znaleźliśmy się na wierzchu tej barykady, po czym rozbiliśmy stalową bramę obozu. Od tej chwili Niemcy mieli dwa wyjścia: albo ginąć, albo wiać. I duża część z nich uciekła. Zgodnie z planem, pierwszy strzał w wieżę narożną. Chłopaki z plutonu "Felek", pod dowództwem "Kuby" 16), to były wspaniałe chłopaki; nie czekając drugiego strzału z czołgu, ruszyli do ataku. Od drugiego pocisku jeden z nich dostał cegłą w głowę.

Natarcie poszło jak błyskawica, te chłopaki runęli biegiem, szturmowo, nieomal nie zatrzymując się dla osłony, jednego widziałem na rowerze. Pedałował z całej siły środkową aleją obozu, myślałem, że lada moment padnie, ale szczęśliwie pod koniec alei rzucił rower i zaczął razić Niemców z pistoletu maszynowego. Wszystkie punkty ogniowe Niemców znalazły się pod bepośrednim naszym ostrzałem z czołgu. Obsługa działa naszego czołgu, celowniczy "Bajan" 17) i zamkowy "Wiktor-Kadłubek" 18), rozbiła wszystkie wieże wartownicze, jedną po drugiej, skąd szedł ogień, kończąc wypędzanie Niemców z "białego domu", zamykającego obóz od strony wschodniej. Siedząc w czołgu, czułem wtedy przyjemność myśliwego z tego strzelania. Po walce w pierwszych dwóch wieżach znaleźliśmy zabitych i rannych Niemców.

W pewnym momencie ogień ustaje i uwięzieni Żydzi, którzy byli przekonani, że to już koniec, że już śmierć, raptem widzą, że to jest oswobodzenie 19). Wszyscy oni wychodzą na zewnątrz, a ja zdaję sobie sprawę z tego, że nie wiem, gdzie są nasi chłopcy, że jesteśmy najsłabsi w tym pierwszym momencie. Amunicji już nie mamy, za chwilę Niemcy mogą kontratakować i nie tylko, że naszych wybiją, ale tych wszystkich Żydów też. Zjawiają się nasze nowe oddziały.

Otwieram właz, krzyczę do nich, nie pomaga, wyciągam pistolet i strzelam nad głowami, nic nie pomaga, oni podchodzą, całują, euforia straszna. Są wolni. Nasi chłopcy krzyczą do nich po polsku i niemiecku, próbują usuwać ich z pola walki, bo nie mogą strzelać do uciekających Niemców. I batalia się kończy. Straty baonu były niewielkie: dwoje zabitych 20) i kilku rannych.
 



Grupa Żydów uwolnionych na "Gęsiówce".
W środku (z karabinem) Mieczysław Szymańczuk "Symbor"; z lewej Jan Makowelski "Pytek",
obaj z plutonu "Alek" batalionu "Zośka". "Symbor" poległ 17 września na Solcu.
(ze zbiorów Muzeum Niepodległości w Warszawie.)



Wszyscy byliśmy zaczadzeni, bo w czołgu nie działał wentylator. Kiedy już się uspokoiło, potłuczony, wylazłem z czołgu, żeby spokojnie odetchnąć. Wtedy dopiero człowiek czuje zmęczenie. Wychodzę, a tam z tyłu, na środku Appelplatzu stoi dwuszereg pasiaków w doskonałym szyku wojskowym. Wyprostowałem się zaczerpnąłem tchu, podchodzę tam. Na czele stoi jeden pasiak i krzyczy: – "Baaaczność!, Na leewo patrz!". Podchodzi do mnie i mówi: – "Podchorąży Henryk Lederman 21) z takiego a takiego pułku piechoty melduje batalion żydowski gotowy do boju." Za gardło mnie chwyciło. Ci ludzie, natychmiast gotowi do walki, ze stu ludzi dobra kompania bojowa! Powiadam do niego – „Poruczniku! Trzymać kompanię do mego rozkazu” – i biegnę do "Jerzego" i "Jana". Oni mnie uścisnęli, że nam się udało. Mówię do nich: – "Słuchajcie, ja mam tutaj kompanię, oddział żydowski, co z tym fantem zrobić?"

Idziemy do "Radosława". Jak tylko weszliśmy, to on krzyczy: – Cholera, ale mieliście szczęście.

Potem rozczulił się, uściskał nas. Mówię do niego: – Panie pułkowniku, mam prośbę. Tam jest oddział żydowski, to bohaterscy ludzie, dobry żołnierz. Niech mi Pan pozwoli dowodzić tym oddziałem.

Ten na mnie skoczył: – Nie czytałeś rozkazu? Generał "Bór", dowódca naczelny, wydał rozkaz, żeby zwalniać z pierwszej linii wszystkich ludzi, którzy nie mają broni. Żołnierz bez broni na pierwszej linii to straszna demoralizacja. Skąd tę broń wziąć?

– "Panie pułkowniku, broni to zdobyliśmy dosyć dużo na tych «bocianach». Oczywiście nasi przyjaciele z plutonu byli tam pierwsi, to naszabrowali, ale nam też coś zostało. A jeśli nie będzie broni, to ja muszę mieć oddział mechaników, który będzie utrzymywał czołgi na chodzie. One chodzą od rana do nocy, a w nocy trzeba je naprawiać."

"Radosław" zgodził się 22). Do plutonu pancernego wziąłem tylu ludzi, ilu mogłem, i w ten sposób zostałem dowódcą nie tylko plutonu pancernego, ale i oddziału żydowskiego 23), który był chyba jedynym zwartym oddziałem Żydów w Armii Krajowej 24).

Początkowo oddział ten zajmował się utrzymaniem obu zdobycznych czołgów w ruchu. Było to w tamtych warunkach rzeczą niezmiernie trudną. Wśród żołnierzy znaleźli się różni specjaliści. "Filar" 25) znał się doskonale na instalacji elektrycznej, "Heniek" 26), "Rysiek" 27) i inni, których pseudonimów nie pamiętam, byli mechanikami samochodowymi. To, że nasze czołgi działały do końca walk na Woli, aż do skończenia się amunicji działowej, było w dużej mierze zasługą tego oddziału. 11 sierpnia, w ostatniej chwili przed wycofaniem się na Starówkę "Heniek" oblał je benzyną i podpalił.
 

"Walek":

Ja też wyszedłem z czołgu. Wtedy podszedł jakiś stary Żyd i ze szczęścia klęknął przed naszą Panterą, ręce złożył, głowę zadarł do góry, płakał, jakby go kto wodą oblał. Mówię mu na to – człowieku wstań. Przyszedł jeszcze mały chłopiec, Czech, miał może 14 lat. Przyniósł nam małą, porcelanową panterę – maskotkę, którą zostawił u nas w Panterze.
 

"Wacek":

Na "Gęsiówce" wzięliśmy wielu jeńców niemieckich. To było Sicherheistsdienst, tzw. "czarni" 28). To była najgorsza swołocz. Ja ich pamiętam, bo siedziałem w więzieniu Gestapo we Lwowie, na Łąckiego. Natychmiast odesłaliśmy ich do tyłu i nie wiem, co się z nimi stało, ale sąd polowy był jedyną rzeczą, którą można było zastosować wobec tych ludzi.

Wspomniałem "Filara". To był człowiek o poświęceniu zupełnie niesłychanym. Ja sobie to przypominam doskonale. Byliśmy wtedy w szkole Św. Kingi na Okopowej 29) i tam stał jeden nasz czołg na ubezpieczeniu, bo obawialiśmy się, że Niemcy nadejdą od Powązkowskiej.

I rzeczywiście, o świcie 30), kiedy w tym stojącym czołgu siedzieli "Skorupka" 31) i jego przyjaciel, Krzysztof Tyszkiewicz, którego podszkoliliśmy na zamkowego, nadjeżdżają bardzo wolno trzy niemieckie pojazdy pancerne od ulicy Powązkowskiej. W czołgu były kłopoty z elektrycznoścą: było krótkie spięcie, więc kazałem wyłączać główny akumulator. I tych dwóch ludzi, którzy byli w środku, nie umiało jakoś włączyć tego akumulatora. Ponieważ działo, celowanie i odstrzał były elektryczne, więc był to martwy czołg. A Niemcy nadjeżdżają. Rozzuchwalili się, bo nie ma obrony, więc wjeżdżają na Okopową i ryglują ogniem całą ulicę.

Wybiegam na zewnątrz, za mną "Filar". Nasz czołg stoi, ci ludzie nie mogą z niego wyskoczyć. Po Okopowej idzie intensywny ostrzał, nie można tam przeskoczyć. Ja nie mogę skakać, bo nie mam władnej prawej ręki, gdybym nawet zdołał wejść do tego czołgu, to musiałbym mieć dwie zdrowe ręce. Mówię do "Filara":

– "Filar", to przegrana sprawa! Jesteśmy odcięci!

On nie słuchał, zrozumiał w lot, rzucił się tak jak ryba, przekoziołkował i przeturlał za czołg. Otworzył właz i wszedł błyskawicznie do środka. Patrzę, a lufa lekko się ruszyła. "Skorupka", to był dobry strzelec, wyszkolony jeszcze przed wojną w 7 DAKu w Poznaniu. Bum!, i w pierwszy pojazd niemiecki. Bum!, iw drugi. Trzeci uciekł. Byliśmy uratowani.

"Filar" na miejscu dostał Krzyż Walecznych.
 

"Brom":

– Wśród Żydów uwolnionych na "Gęsiówce" był taki Karol, nie wiem jak się nazywał, starszy Żyd, o wybitnie semickich rysach. Był potem z nami cały czas, kucharzył u "Radosława". Kiedy była kapitulacja Powstania, "Radosław" polecił mi zająć się nim. W szpitalu wyciąłem mu numer obozowy na przedramieniu, założyłem gips na ramię, i starałem się jakoś zmienić jego fizis, dałem mu swoją kurtkę. Pojechał z nami do obozu jenieckiego w Zeitheim. Tam był szpital jeniecki, w którym był on w dalszym ciągu pomocny. Bałem się, żeby go stamtąd Niemcy nie wyciągnęli, ale jakoś udało się. Dotrwał do wyzwolenia. Wyszedł z pierwszą masą jeńców, którzy rzucili się do bramy, jak tylko Rosjanie wyzwolili obóz i już potem żadnych wieści od niego nie miałem. Co się z nim stało, nie wiem. Był to wspaniały człowiek i bardzo przydatny.

 

II


Atak na "Gęsiówkę"

 

Stanisław Romanowski "Kajtuś" i Józef Nowocień "Konrad"

[...]. Rano 5 sierpnia rozstawiono żołnierzy dwóch drużyn, "Karola" 32) i "Konrada" 33) z III kompanii "Giewont", którzy dostali rozkaz natarcia na obóz. Dla ubezpieczenia akcji obu drużyn mieliśmy jeden rkm, który obsługiwał "Kajtuś".[...]

Przez wyłom w bramie, wybity przez nasz czołg, wtargnęliśmy do środka obozu. Drużyna "Karola" poszła prawą stroną obozu, a drużyna "Konrada" lewą. Jako pierwsi szli "Karol" i "Konrad", którzy mieli osłaniać ogniem innych żołnierzy III kompanii. Przeglądaliśmy każdy barak, z których pierwsze były puste. Nagle, jakieś dwa czy trzy baraki przed nami, otworzyły się wszystkie drzwi i okna i wybiegł z nich w naszą stronę tłum około 300 ludzi, ubranych w pasiaki, z głośnym krzykiem i płaczem. Podejrzewając, że mogli to być Niemcy, próbowaliśmy ich zatrzymać, jednak oni, nie zważając na nasze rozkazy, biegli dalej, wołając, że są Żydami polskimi, choć w krzyku tym słychać było wielojęzyczne nawoływania. Od nich dowiedzieliśmy się, że Niemcy wycofali się do części zajmowanej przez dowództwo i że było ich około 90 żołnierzy.

Posuwając się dalej, znaleźliśmy rkm i trzy skrzynki amunicji, pozostawione na stanowisku, z którego Niemcy w popłochu, zostawiając nawet broń, ratowali się ucieczką. Silny ostrzał z jednej z wieżyczek powstrzymał nas na chwilę, jednakże nasz ogień pokrył skutecznie i ten punkt oporu. Dopadliśmy wreszcie do muru, oddzielającego drugą część obozu od trzeciej. "Kajtuś" zajął stanowisko z rkm, a drużyny wykonały pojedynczo skoki w kierunku budynku dowództwa. Torując sobie drogę granatami, przeszukano go cały, ale część Niemców zdołała wycofać się wwalce w kierunku Stawek i Pawiaka. "Dąb" 34), który zawsze twierdził, że najpewniejszą bronią jest kb, miał teraz dobrą okazję do brania na cel pojedynczych uciekinierów niemieckich. Jakiś esesman został ranny. Por. "Giewont" 35) nakazał sanitariuszce "Krysi" 36). założyć mu opatrunek. Ta, aczkolwiek niechętnie, wykonała rozkaz dowódcy. Wzięliśmy wielu jeńców niemieckich. W pomieszczeniach dowództwa, w sali jadalnej, zastaliśmy stoły zastawione do śniadania czy obiadu, z ciepłą jeszcze zupą 37). Ulokowaliśmy się w tym budynku, który z workami z piaskiem w oknach wyglądał na możliwą do obrony twierdzę. W zajętych budynkach gospodarczych nasi żołnierze, znaleźli duże zapasy: żywność, beczki z masłem, cukier, makaron, stosy butów 38).

Wyzwoleni Żydzi ze wzruszeniem mówili nam, że wszyscy zostali nagle uratowani, że byli przygotowani na śmierć, bowiem nazajutrz mieli zostać rozstrzelani. Z szeregu Żydów wystąpili czterej lekarze, którzy chcieli podjąć pracę na rzecz powstańców. Por. "Giewont" polecił "Krysi" udać się z nimi do szpitala Karola i Marii na Lesznie. Por. "Giewont", zwracając się do wyzwolonych Żydów, pozostawił im wolny wybór: mogli wstąpić w szeregi walczącego oddziału lub opuścić teren "Gęsiówki" na własną rękę. Każdy z Żydów został zaopatrzony w jedzenie, buty, ubranie lub mundur poniemiecki. Spośród ocalonych Żydów pewna grupa wstąpiła w szeregi batalionu "Zośka", walcząc wraz z nami aż do kapitulacji Powstania. Była wśród nich np. Żydówka imieniem Marysia, która przeszła czały szlak bojowy III kompanii: Wola, Stare Miasto, kanały, Śródmieście, Czerniaków, kanały, Mokotów, kanały, Śródmieście. Nieznane są jej dalsze losy, ani prawdziwe imię i nazwisko.

W natarciu na "Gęsiówkę", zginął "Piotruś" 39), który dostał śmiertelny postrzał w piersi kulą dum-dum. Strzał oddał broniący się na wieżyczce esesman. Sanitariuszki "Lusia" 40) i "Lidka" 41) założyły jeszcze rannemu opatrunek, jednakże "Piotruś" wkrótce zmarł, odmawiając modlitwę "Zdrowaś Mario" i prosząc, żeby powiadomić o jego śmierci jego narzeczoną – Magdę. Por. "Giewont" zarządził uroczysty pogrzeb, prowadzony przez kapelana batalionu "Zośka" – "Ojca Pawła" 42).

 

III


Zdobycie "Gęsiówki"

 

Tadeusz Zuchowicz "Marek"

[...] Obóz żydowski znajdował się przy ul. Gęsiej i składał się z szeregów drewnianych baraków, zielono malowanych. Otoczony był wysokim betonowym murem z wieżyczkami strażniczymi z bronią maszynową. Ciężka, żelazna brama stanowiła jedyne wejście na jego teren. W białym, murowanym domku, otoc...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin