Zygmunt Krasiński
Nie-boska komedia
Część pierwsza
Gwiazdy wokoło twojej głowy - pod twoimi nogi fale morza - na
falach morza tęcza przed tobą pędzi i rozdziela mgły - co ujrzysz, jest
twoim - brzegi, miasta i ludzie tobie się przynależą - niebo jest twoim.
- Chwale twojej niby nic nie zrówna.
Ty grasz cudzym uszom niepojęte rozkosze. - Splatasz serca i
rozwiązujesz gdyby wianek, igraszkę palców twoich, łzy wyciskasz -
suszysz je uśmiechem i na nowo uśmiech strącasz z ust na chwilę - na
chwil kilka - czasem na wieki. - Ale sam co czujesz? - ale sam co
tworzysz? - co myślisz? - Przez ciebie płynie strumień piękności, ale
ty nie jesteś pięknością. - Biada ci - biada! - Dziecię, co płacze na
łonie mamki - kwiat polny, co nie wie o woniach swoich, więcej ma
zasługi przed Panem od ciebie.
Skądżeś powstał, marny cieniu, który znać o świetle dajesz, a światła
nie znasz, nie widziałeś, nie obaczysz! Kto cię stworzył w gniewie lub
w ironii? - Kto ci dał życie nikczemne, tak zwodnicze, że potrafisz
udać Anioła, chwilą nim zagrząźniesz w błoto, nim jak płaz pójdziesz
czołgać i zadusić się mułem? - Tobie i niewieście jeden jest początek.
Ale i ty cierpisz, choć twoja boleść nic nie utworzy, na nic się nie zda.
- Ostatniego nędzarza jęk policzon między tony harf niebieskich. -
Twoje rozpacze i westchnienia opadają na dół i Szatan je zbiera,
dodaje w radości do swoich kłamstw i złudzeń - a Pan je kiedyś
zaprzeczy, jako one zaprzeczyły Pana.
Nie przeto wyrzekam na ciebie, Poezjo, matko Piękności i Zbawienia.
- Ten tylko nieszczęśliwy, kto na światach poczętych, na światach
mających zginąć, musi wspominać lub przeczuwać ciebie - bo jedno
tych gubisz, którzy się poświęcili tobie, którzy się stali żywymi głosami twej chwały.
Błogosławiony ten, w którym zamieszkałaś, jako Bóg zamieszkał w
świecie, nie widziany, nie słyszany, w każdej części jego okazały,
wielki, Pan, przed którym się uniżają stworzenia i mówią: "On jest
tutaj." - Taki cię będzie nosił gdyby gwiazdę na czole swoim, a nie
oddzieli się od twej miłości przepaścią słowa. - On będzie kochał ludzi
i wystąpi mężem pośród braci swoich. - A kto cię nie dochowa, kto zdradzi
za wcześnie i wyda na marną rozkosz ludziom, temu sypniesz kilka kwiatów
na głowę i odwrócisz się, a on zwiędłymi się bawi i grobowy wieniec splata
sobie przez całe życie. - Temu i niewieście jeden jest początek.
ANIOŁ STRÓŻ
Pokój ludziom dobrej woli - błogosławiony pośród stworzeń, kto ma
serce - on jeszcze zbawion być może. - Żono dobra i skromna, zjaw
się dla niego - i dziecię niechaj się urodzi w domu waszym.
[Przelatuje.]
CHÓR ZŁYCH DUCHÓW
W drogę, w drogę, widma, lećcie ku niemu! - Ty naprzód, ty na czele,
cieniu nałożnicy umarłej wczoraj, odświeżony w mgle i ubrany w
kwiaty, dziewico, kochanko poety, naprzód.
W drogę i ty, sławo, stary orle wypchany w piekle, zdjęty z palu, kędy
cię strzelec zawiesił w jesieni - leć i roztocz skrzydła, wielkie, białe od
słońca, nad głową poety.
Z naszych sklepów wynidź, spróchniały obrazie Edenu, dzieło
Belzebuba - dziury zalepiem i rozwiedziemy pokostem - a potem,
płótno czarodziejskie, zwiń się w chmurę i leć do poety - wnet się
rozwiąż naokoło niego, opasz go skałami i wodami, na przemian nocą
i dniem. - Matko naturo, otocz poetę!
[Wieś - kościół - nad kościołem Anioł Stróż się kołysze.]
Jeśli dotrzymasz przysięgi, na wieki będziesz bratem moim w obliczu
Ojca niebieskiego.
[Znika.]
[Wnątrz kościoła - świadki - gromnica na ołtarzu. Ksiądz ślub daje.]
Pamiętajcie na to.
[Wstaje para. Mąż ściska rękę żony i oddaje ją krewnemu - wszyscy
wychodzą - on sam zostaje w kościele.]
Zstąpiłem do ziemskich ślubów, bom znalazł tę, o której marzyłem -
przeklęstwo mojej głowie, jeśli ją kiedy kochać przestanę.
[Komnata pełna osób - bal - muzyka - świece - kwiaty. Panna Młoda
Walcuje i po kilku okręgach staje, przypadkiem napotyka męża w
tłumie i głowę opiera na jego ramieniu.]
PAN MŁODY
Jakżeś mi piękna w osłabieniu swoim - w nieładzie kwiaty i perły na
włosach twoich - płoniesz ze wstydu i znużenia - o wiecznie, wiecznie
będziesz pieśnią moją.
PANNA MŁODA
Będę wierną żoną tobie, jako matka mówiła, jako serce mówi. - Ale
tyle ludzi jest tutaj - tak gorąco i huczno.
Idź z raz jeszcze w taniec, a ja tu stać będę i patrzeć na cię, jakem
nieraz w myśli patrzał na sunących aniołów.
Pójdę, jeśli chcesz, ale już sił prawie nie mam.
Proszę cię, moje kochanie.
[Taniec i muzyka.]
***
[Noc pochmurna - Duch Zły pod postacią dziewicy lecąc]
Niedawnom jeszcze biegała po ziemi w taką samą porę, teraz gnają
mnie czarty i każą świętą udawać.
[Leci nad ogrodem.]
Kwiaty, odrywajcie się i lećcie do moich włosów.
[Leci nad cmentarzem.]
Świeżość i wdzięki umarłych dziewic, rozlane w powietrzu, płynące
nad mogiłami, lećcie do jagód moich.
Tu czarnowłosa się rozsypuje - cienie jej puklów, zawiśnijcie mi nad
czołem. - Pod tym kamieniem zgasłych dwoje ócz błękitnych - do
mnie, do mnie ogień, co tlał w nich!- Za tymi kraty sto gromnic się
pali - księżnę dziś pochowano - suknio atłasowa, biała jak mleko,
oderwij się od niej!- Przez kraty leci suknia do mnie, trzepocząc
się jak ptak - a dalej, a dalej.
[Pokój sypialny - lampa nocna stoi na stole i blado oświeca Męża
śpiącego obok Żony.]
MĄŻ [przez sen]
Skądże przybywasz, nie widziana, nie słyszana od dawna - jak woda
płynie, tak płyną twoje stopy, dwie fale białe - pokój świątobliwy na
skroniach twoich - wszystko, com marzył i kochał, zeszło się w tobie.
[Przebudza się]
Gdzież jestem! - ha, przy żonie - to moja żona.
[Wpatruje się w Żonę.]
Sądziłem, że to ty jesteś marzeniem moim, a otóż po długiej przerwie
wróciło ono i różnym jest od ciebie. - Ty dobra i miła, ale tamta...
Boże - co widzę - na jawie!
DZIEWICA
Zdradziłeś mnie.
MĄŻ
Przeklęta niech będzie chwila, w której pojąłem kobietę, w której
opuściłem kochankę lat młodych, myśl myśli moich, duszę duszy
mojej...
ŻONA [Przebudza się.]
Co się stało - czy już dzień - czy powóz zaszedł?- Wszak mamy
jechać dzisiaj po różne sprawunki.
Noc głucha - śpij - śpij głęboko.
ŻONA
Możeś zasłabł nagle, mój drogi! Wstanę i dam ci eteru.
Zaśnij.
Powiedz mi, drogi, co masz, bo głos twój niezwyczajny i gorączką
nabiegły ci jagody.
MĄŻ [zrywając się]
Świeżego powietrza mi trzeba. - Zostań się - przez Boga, nie chodź za
mną - nie wstawaj, powiadam ci raz jeszcze.
[Wychodzi.]
[Ogród przy świetle księżyca - za parkanem kościół.]
Od dnia ślubu mojego spałem snem odrętwiałych, snem żarłoków,
snem fabrykanta Niemca przy żonie, Niemce świat cały jakoś zasnął
wokoło mnie na podobieństwo moje - jeździłem po krewnych, po
doktorach, po sklepach, a że dziecię ma się mi narodzić, myślałem o
mamce.
[Bije druga na wieży kościoła.]
Do mnie, państwa moje dawne, zaludnione, żyjące, garnące się pod
myśl moją - słuchające natchnień moich - niegdyś odgłos nocnego
dzwonu był hasłem waszym.
[Chodzi i załamuje ręce.]
Boże, czyś Ty sam uświęcił związek dwóch ciał? czyś Ty sam
wyrzekł, że nic ich rozerwać nie zdoła, choć dusze się odepchną od
siebie, pójdą każda w swoją stronę i ciała gdyby dwa trupy zostawią
przy sobie?
Znowu jesteś przy mnie - o moja - o moja, zabierz mnie z sobą. -
Jeśliś złudzeniem, jeślim cię wymyślił, a tyś się utworzyła ze mnie i
teraz objawisz się mnie, niechże i ja będę marą, stanę się mgłą i
dymem, by zjednoczyć się z tobą.
Pójdzieszli za mną, w którykolwiek dzień przylecę po ciebie?
O każdej chwili twoim jestem.
Pamiętaj.
Zostań się - nie rozpraszaj się jako sen. - Jeśliś pięknością nad
pięknościami, pomysłem nad wszystkimi myśli, czegóż nie trwasz
dłużej od jednego życzenia, od jednej myśli?
[Okno otwiera się w przyległym domu.]
GŁOS KOBIECY
Mój drogi, chłód nocy spadnie ci na piersi; wracaj, mój najlepszy, bo
mi tęskno samej w tym czarnym dużym pokoju.
Dobrze - zaraz.
Znikł duch, ale obiecał, że powróci, a wtedy żegnaj mi, ogródku i
domku, i ty, stworzona dla ogródka i domku, ale nie dla mnie.
GŁOS
Zmiłuj się - coraz chłodniej nad rankiem.
A dziecię moje - o Boże!
[Salon - dwie świece na fortepianie - kolebka z uśpionym dzieckiem w
kącie - Mąż rozciągnięty na krześle z twarzą ukrytą w dłoniach - Ż o n a
przy fortepianie.]
Byłam u Ojca Beniamina, obiecał mi się na pojutrze.
Dziękuję ci.
Posłałam do cukiernika, żeby kilka tort przysposobił, boś podobno
dużo gości sprosił na chrzciny - wiesz - takie czokoladowe, z cyfrą
Jerzego Stanisława.
Bogu dzięki, że już raz się odbędzie ten obrządek - że Orcio nasz
zupełnie chrześcijaninem się stanie - bo choć już chrzczony z wody,
zdawało mi się zawsze, że mu nie dostaje czegoś.
[Idzie do kolebki.]
Śpij, moje dziecię - czy już się tobie coś śni, że zrzuciłeś kołderkę -
ot, tak - teraz leż tak. - Orcio mi dzisiaj niespokojny - mój maleńki -
mój śliczny, śpij.
MĄŻ [na stronie]
Parno - duszno - burza się gotuje - rychłoż tam ozwie się piorun, a tu
pęknie serce moje?
[Wraca, siada do fortepianu, gra i przerywa, znowu grać zaczyna i
przestaje znowu.]
Dzisiaj, wczoraj - ach! mój ty Boże, i przez cały tydzień, i już od
trzech tygodni, od miesiąca słowa nie rzekłeś do mnie - i wszyscy,
których widzę, mówią mi, że źle wyglądam.
Nadeszła godzina - nic jej nie odwlecze.
[głośno]
Zdaje mi się, owszem, że dobrze wyglądasz.
Tobie wszystko jedno, bo już nie patrzysz na mnie, odwracasz się,
kiedy wchodzę, i zakrywasz oczy, kiedy siedzę blisko. - Wczoraj
byłam u spowiedzi i przypominałam sobie wszystkie grzechy - a nie
mogłam nic znaleźć takiego, co by cię obrazić mogło.
Nie obraziłaś mnie.
Mój Boże - mój Boże!
Czuję, że powinienem cię kochać.
Dobiłeś mnie tym jednym: "powinienem" - ach! Lepiej wstań i
powiedz: "nie kocham" - przynajmniej już będę wiedziała wszystko -
wszystko.
[Zrywa się i bierze dziecko z kolebki.]
Jego nie opuszczaj, a ja się na gniew twój poświęcę - dziecko moje
kochaj - dziecko moje, Henryku.
[Przyklęka.]
MĄŻ [podnosząc]
Nic zważaj na to, com powiedział - napadają mnie często złe chwile -
Nudy.
O jedno słowo cię proszę - o jedną obietnicę tylko - powiedz, że go
zawsze kochać będziesz.
I ciebie, i jego - wierzaj mi.
[Całuje ją w czoło - a ona go obejmuje ramionami - wtem grzmot słychać -
zaraz potem muzykę - akord po akordzie i coraz dziksze.]
Co to znaczy?
Dziecię ciśnie do piersi. Muzyka się urywa. Wchodzi D z i e w i c a.
O mój luby, przynoszę ci błogosławieństwo i rozkosz - chodź za mną.
O mój luby, odrzuć ziemskie łańcuchy, które cię pętają. - Ja ze świata
świeżego, bez końca, bez nocy.- Jam twoja.
Najświętsza Panno, ratuj mnie! - to widmo blade jak umarły - oczy
zgasłe i głos jak skrzypienie woza, na którym trup leży.
Twe czoło jasne, twój włos kwieciem przetykany, o luba.
Całun w szmatach opada jej z ramion.
Światło leje się naokoło ciebie - głos twój raz jeszcze - niechaj zaginę
potem.
Ta, która cię wstrzymuje, jest złudzeniem. - Jej życie znikome - jej
miłość jako liść, co ginie wśród tysiąca zeschłych - ale ja nie
przeminę.
Henryku, Henryku, zasłoń mnie, nie daj mnie - czuję siarkę i zaduch
grobowy.
Kobieto z gliny i z błota, nie zazdrość, nie potwarzaj - nie bluźń - patrz
- to myśl pierwsza Boga o tobie, ale tyś poszła za radą węża i stałaś
się, czym jesteś.
Nie puszczę cię.
O luba! rzucam dom i idę za tobą.
Henryku - Henryku!
[Mdleje i pada z dzieckiem - drugi grzmot.]
[Chrzest - Goście - Ojciec Beniamin - Ojciec Chrzestny - Matka
Chrzestna - mamka z dzieckiem - na sofie na boku siedzi Ż o n a - w
głębi służący.]
PIERWSZY GOŚĆ [po cichu]
Dziwna rzecz, gdzie Hrabia się podział.
DRUGI GOŚĆ
Zabałamucił się gdzieś lub pisze.
PIERWSZY GOŚĆ
A Pani blada, niewyspana, słowa do nikogo nie przemówiła.
TRZECI GOŚĆ
Chrzest dzisiejszy przypomina mi bale, na które zaprosiwszy,
gospodarz zgra się w wilią w karty, a potem gości przyjmuje z
grzecznością rozpaczy.
CZWARTY GOŚĆ
Nisa