KAZANIA PASYJNE(1).doc

(124 KB) Pobierz
KAZANIA PASYJNE 2010

KAZANIA PASYJNE 2010

 

PIŁAT - kazanie pasyjne 

Każdy, kto jest z prawdy, słucha głosu mego – powiedział Chrystus do Poncjusza Piłata.

Na te zaś słowa władca zadał pytanie: A cóż to jest prawda? – nie oczekiwał jednak odpowiedzi. Wypowiedziawszy te słowa wyszedł od razu do zgromadzonego na zewnątrz ludu.

Dlaczego pytał o prawdę? Czy nie znał prawdy?

Co widać w jego postawie? Czym się kierował, za wszelką cenę broniąc Jezusa? Skoro pewien był niewinności oskarżonego, to dlaczego Go skazał na tak haniebną śmierć? Nie od razu jednak uczynił najbardziej znaną zbrodnię świata. Bronił się, zasłaniał, lecz aż do pewnego momentu,        w którym jakby zabrakło mu ostatecznego argumentu, jakiegoś punktu zaczepienia, jakiejś niezachwianej ostoi, idei, jakiejś zasady…

Gdzie więc należy szukać przyczyny procesu owego upadania, owej chwiejności? Spójrzmy jak ona przebiegała.

Ja żadnej winy w Nim nie znajduję – rzekł Piłat po pierwszej rozmowie z Chrystusem. Człowiek prawdziwie bogobojny uznałby zaistniałą sytuację za jasną i uwolniłby oskarżonego. Lecz Piłat myślał o sobie, bał się zatargu z Żydami. I tak, mając sposobność szybkiego ukończenia procesu, wplątał się w intrygę z wpływowymi oskarżycielami niewinnego.

Następnie usłyszawszy, że Jezus jest Galilejczykiem, ucieszył się w mniemaniu, że wyszedł             z trudności. Myślał: Jest on w takim razie poddanym Heroda, niechże to on osądzi niewygodnego oskarżonego! Albowiem nadarzyła się sposobność wyjścia z trudności, a przy okazji do politycznego posunięcia  poprzez okazanie szacunku królowi Herodowi. Lecz przebiegły Herod grzecznością płacąc za grzeczność, odesłał Jezusa z powrotem do Piłata. Nie udał się więc plan,       a nawet pogorszył całą sprawę, ponieważ oskarżyciele wrócili jeszcze bardziej rozdrażnieni polityką obu władców.

Piłat podkreślając niewinność Jezusa, którą zauważył Herod, powiedział: Każę Go więc ubiczować   i uwolnię. Ale skąd ten pomysł? Ubiczować niewinnego? Za przestępstwo, którego nie uczynił? Czyżby był to kolejny wybieg polityczny Piłata? Może w ten sposób pragnął dać podburzonemu ludowi pewną satysfakcję i tak załagodzić niewygodną sprawę?

Jednak zanim doszło do tego okrutnego biczowania, przyszła do Piłata delegacja z żądaniem, aby według corocznego zwyczaju wypuścić jednego z więźniów. Postawiono więc Jezusa i zbrodniarza Barabasza. Piłat święcie przekonany, że lud zapragnie uwolnienia Jezusa, zdziwił się, kiedy usłyszał: Na krzyż z Nim!

Namiestnik chciał bronić Jezusa. Co do tego nie ma wątpliwości. Lecz czy Bóg chce, byśmy Go bronili zręcznością? On żąda prawdy, jawnego jej wyznania, wierności dla niej. Zręczność jest pewnym sposobem dojścia do celu, ale bez wzięcia odpowiedzialności na siebie.

W międzyczasie zdarzyła się jeszcze inna okoliczność. Żona Piłata, Klaudia Prokula, miała sen, przez który wiele nacierpiała się w nocy. Przysłała więc mężowi ostrzeżenie, by nie wydawał Jezusa. Był to sen niewątpliwie od Boga, lecz Piłat nie pytał o jego pochodzenie. Mimo to nawet wzruszył go ten sen.

A tłum wciąż krzyczał: Na krzyż z Nim!

Zdecydował się więc na ubiczowanie Jezusa. Po wykonaniu tego wyroku wzruszony strasznym wyglądem Jezusa, ukazał Go ludowi mówiąc: Oto przyprowadziłem wam Człowieka, abyście widzieli, że ja nie znajduję w Nim żadnej winy. Po raz czwarty ogłosił niewinność Jezusa i chciał o niej przekonać tłum. I tym razem bezskutecznie. Z oburzeniem więc powiedział: Weźcie Go        i sami ukrzyżujcie!

Tłum z całej wściekłości z powodu przeciągającego się procesu grozić zaczął nawet samemu Piłatowi. Jeżeli Go uwolnisz, nie jesteś przyjacielem cezara! Ta groźba zaskutkowała od razu. Piłat na myśl, że straci reputację u  samego Cezara zdecydował się wydać Jezusa. Żeby pokazać jednak, że zdania swego nie zmienił, na oczach tłumu umył sobie ręce. I po raz kolejny powtórzył: Nie jestem winny krwi tego sprawiedliwego.

A jak skończył swoje życie?

Według wielkiej mistyczki, bł. Anny Katarzyny Emmerich odwołany, skazany na wygnanie do Galii, wzgardzony i zapomniany, z rozpaczy odebrał sobie życie. Może nie widział już celu swego życia? Natomiast żona jego, dowiedziawszy się, że Piłat skazał Jezusa na śmierć, opuściła potajemnie pałac i uciekła do świętych niewiast, które ukryły ją w domu Łazarza. Późnij jeszcze słuchała słowa Bożego z ust św. Pawła i pozostawała z nim w zażyłej przyjaźni.

Każdy, kto jest z prawdy, słucha głosu mego.

Piłat złośliwym nie był, podczas sądzenia Jezusa nie można dostrzec w nim zemsty, zawziętości, chęci postawienia się nad obwinionym. Był też człowiekiem wysoko wykształconym, inaczej przecież nie byłby mianowany gubernatorem Palestyny!

A jednak. Zabrakło w jego życiu jakiejś zasady, prawdy, która bezwzględnie kierowałaby jego postępowaniem. W imię której poświęca się to, co najdroższe!

A cóż to jest prawda? Chwila, w której Piłat zadał to jakże głębokie pytanie, była rozstrzygająca      w jego życiu – rozstrzygająca o jego doczesności, a może nawet o wieczności. Gdyby bowiem wtedy – pogrążony w wątpliwościach – dozwolił się Jezusowi pouczyć, doszedłby dzięki Jego łasce – do poznania Bożej prawdy. Jakby potoczył się wtedy proces Jezusa? 

Co więc powinno stanowić ową prawdę dla chrześcijanina, niezachwianą zasadę, którą się kieruje,   a której zabrakło Piłatowi?

Miłość! A dokładnie: PRAWDA O BOGU, KTÓRY JEST MIŁOŚCIĄ! A ta prawda – jak powiedział w Polsce papież Benedykt XVI  - stanowi źródło, z którego wypływa pokój serca.

Tylko Chrystus powiedział o sobie, że jest prawdą, czego żaden filozof, żaden twórca religii wyrzec o sobie nie śmiał. Lecz nie tylko prawdą, ale i drogą, i życiem… Poza Nim, nie mamy pewniejszej reguły w postępowaniu w życiu.

Piłat budował swoje życie na piasku, żona zaś jego na skale, na niezawodnej skale, na Chrystusie.

Na Nim należy się oprzeć, Jemu zaufać! Wtedy nawet mimo upadków, ostatecznie odniesiemy zwycięstwo. Zwycięstwo w Chrystusie.

Choć PRAWDA, ŻYWA PRAWDA, stała przed Piłatem, on pytał o nią. Można więc być blisko, bardzo blisko prawdy i jej nie znaleźć i wciąż jej szukać! Można przegrać życie!

Czy znalazłem w swoim życiu prawdę i pokochałem ją, będąc tak blisko niej?

Prawda jedyna słowa Jezusa z Nazaretu,

Że swego Syna posłał z niebios Bóg na świat,

Aby niewinnie cierpiąc zmarł za nasze grzechy

I w pohańbieniu przyjął winy wszystkich nas.

ŚW. PIOTR – kazanie pasyjne

W środku Bazyliki Watykańskiej, po prawej stronie głównego, papieskiego ołtarza, znajduje się na podwyższeniu, posąg wykonany z brązu, przedstawiający postać błogosławiącego św. Piotra. Oprócz walorów artystycznych jest w nim jeszcze coś szczególnego. Tym elementem, który przykuwa uwagę jest prawa stopa św. Piotra. Utarł się od wieków wśród pielgrzymów zwyczaj, aby każdy nawiedzający bazylikę dotknął tej stopy. I tak po wielu wiekach pod wpływem dotyku tysięcy ludzkich rąk wygładzona została powierzchnia stopy. Ta symboliczna czynność                  i podziwianie tego wspaniałego pomnika zrodziła pewnie u niejednego człowieka refleksję na temat wielkości i doniosłości pierwszego spośród Apostołów i podziw dla niego. Nie od samego początku jednak Piotr był postacią tak wielką i świętą. Zanim się takim stał, wiele się wydarzyło     w jego życiu i w jego relacji z Jezusem.

Szymon Piotr – mąż, 30-letni rybak pochodzący z Betsaidy. Otrzymał od Jezusa nowe                     i symboliczne imię: PIOTR, czyli Skała. Ewangelista Jan opisując jego powołanie napisał, że zmieniając imię, „Jezus WEJRZAŁ” na Piotra. Było to SPOJRZENIE w głąb, w sumienie… Zapewne owo SPOJRZENIE Piotr nosił w sercu do końca życia.

Piotr więc, powołany mocą JEZUSOWEGO SPOJRZENIA podczas codziennej czynności łowienia ryb, miał stać się skałą, na której powstanie Chrystusowy Kościół. Miał być dla wspólnoty uczniów Jezusa opoką i przewodnikiem rybakiem ludzi. Zauroczony Jezusem bez wahania zostawił wszystko, sieci, łódź, ojca i poszedł za Nim. Nauczyciel jednak wiedział o drodze, która czekała Piotra zanim dojrzeje, by tę funkcję pełnić. Może dlatego powiedział: „Na tej skale zbuduję mój Kościół” – w czasie przyszłym. Może ten pierwszy papież nie był skałą, ale jeszcze lotnym piaskiem?

Zaufanie i pójście w nieznane rozpoczęło także wewnętrzną walkę Piotra z samym sobą. Myślał pewnie nie raz: kim jest Ten, za którym idę? Kim jest Ten, który mówi rzeczy nowe i działa tak wielkie znaki i cuda? Kim jest ten, za którym ciągną rzesze ludzi? Kim jestem ja, że mnie wezwał do pójścia za sobą? Pewnego dnia powiedział nawet: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”.

Był człowiekiem porywczym o żywym temperamencie. Pamiętamy go kroczącego po wodzie do Jezusa. Pamiętamy, jak nagle zaczął tonąć, bo lęk opanował jego serce. Jan Paweł II komentując tę scenę, napisał, że Piotr szedł dopóki PATRZYŁ Jezusowi w oczy, ale kiedy jego uwaga skupiła się na czymś innym, zaczął tonąć. Czy więc w pełni zaufał Jezusowi?

Innym zaś razem, gdy Jezus zapowiadał swoją śmierć, Piotr wziął Go na bok i robił Mu wyrzuty, odwodząc Go od takich słów. Mocne były wtedy słowa Chrystusa, które padły w kierunku Piotra: „Zejdź mi z oczu, szatanie!” Słowa te można by tłumaczyć z języka greckiego: Idź za Mną, zawado. Piotr bowiem chciał iść przed Jezusem, chciał wskazywać Mu drogę, a czy nie miało być odwrotnie? Słowa powołania brzmiały „Pójdź za Mną”, a nie „Pójdź przede mną”! Piotr pragnął narzucić Jezusowi swoją wizję Mesjasza, który miał być potężny i przez wszystkich podziwiany. Szedł za Jezusem. To nie ulega wątpliwości, ale podążał ze swoim myśleniem. Chciał być wielkim uczniem wielkiego Mistrza. Szedł zewnętrznie, ale w sercu za swymi pragnieniami.

Była także Góra Tabor i przemienienie Jezusa, w którym uczestniczył Piotr i dwóch innych uczniów. Była moc, którą otrzymał wraz z innymi Apostołami, moc nauczania i wypędzania złych duchów. To mogło być fascynujące! Szczególnie dla niego – prostego rybaka.

Po tych trzech latach niezwykłej przygody z Mistrzem z Nazaretu przyszła wreszcie noc Wielkiego Czwartku. Przy Ostatniej Wieczerzy Jezus umywał uczniom nogi. Piotr zaś zawzięty jak zwykle nie chciał pozwolić Jezusowi na taką czynność, która zarezerwowana była dla niewolników. Nie chciał patrzeć na Jezusa takiego małego, uniżonego… Nie rozumiał Chrystusowej logiki miłości.

Ewangelista Łukasz zwraca uwagę, że „Piotr szedł z daleka” (Łk 22,54) za Jezusem prowadzonym do Kajfasza. I kiedy zaczął „chodzić z daleka” – a chodzenie takie to chodzenie pozorne – trzykrotnie się Go wyparł: „Nie znam tego człowieka!” Zaparł się Jezusa ten, który miał być skałą, ten który mówił: „Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię”. Co się stało, że tak postąpił? Dlaczego się zaparł? A może po raz kolejny ujawniło się to, co nosił w sercu przez ostatnie lata?

Ewangelista przekazuje dość szczególne wydarzenie: „Pan obrócił się i SPOJRZAŁ na Piotra” (Łk 22,61). Nie znalazł go przypadkiem, szukał go miłującym wzrokiem. Jakie było to Jezusowe SPOJRZENIE na Głowę przyszłego Kościoła? Z pewnością nie było ono powierzchowne. Jezus nie osądził i nie potępił go za to, czego przed chwilą dokonał. Chrystus SPOJRZAŁ w głąb serca Piotra i na to, co się tam w tej chwili rozgrywało. Wielu ludzi, także wielu z nas słysząc o takiej sprawie powiedziałoby jedno: zdrajca! Ale czy Chrystus patrzył na Piotra jak na zdrajcę? Na pewno nie.

Patrzył więc Jezus na swojego przyjaciela i widział w nim człowieka o dobrym sercu, szlachetnego, który zostawił wszystko i naprawdę chciał Jemu życie poświęcić, a który teraz doświadczył ludzkiej kruchości i ułomności. SPOJRZENIE Chrystusa na Piotra było SPOJRZENIEM miłości, której człowiek do końca pojąć nie może. Zbawiciel starał się nie tyle go osądzić, ile zrozumieć w tej ciężkiej sytuacji. Tak właśnie patrzy przyjaciel.

Ewangelia tak opisuje dalszy przebieg tego wydarzenia: „Wspomniał Piotr na słowo Pana, jak mu powiedział: Dziś, nim kogut zapieje, trzy razy się mnie wyprzesz. I wyszedłszy na zewnątrz, gorzko zapłakał” (Łk 22,61-62). Wszystko wydarzyło się inaczej, niż myślał. Jakże słaby jest człowiek! Jak dogłębnie musiał zrozumieć Piotr tę prawdę o człowieku, skoro Ewangeliści zaznaczają, że gorzko zapłakał. W życiu dojrzałego, spracowanego, doświadczonego przez życie mężczyzny pojawiły się łzy. Jakże rzadko, praktycznie w ogóle nie mówi się dziś o płaczących mężczyznach.   A legenda powiada nawet, że Piotr płakał tak długo i tak szczerze żałował swego zaparcia się Mistrza, że łzy wyżłobiły głębokie bruzdy w jego policzkach. ŁZY WYPŁUKAŁY JEGO OCZY Z FAŁSZU.

To wydarzenie stało się dla Piotra punktem zwrotnym. I chyba największym jego zwycięstwem było uwierzenie, że TYLKO NA JEZUSIE MOŻE ZBUDOWAĆ ŻYCIE I TO JEMU TRZEBA ODDAĆ WŁASNĄ GRZESZNOŚĆ. Zrozumiał, że tylko z Jezusem jest SKAŁĄ, bez Niego zaś PIASKIEM.

Znamy historię Piotra po Zmartwychwstaniu Chrystusa. Widzimy go jak biegnie co tchu do grobu, na wieść, że jest pusty. Wyskakuje z łodzi i rzuca się w morze do Pana stojącego na brzegu. Wtedy dzieje się rzecz niezwykła. Jezus pyta się trzykrotnie Piotra: „Czy kochasz Mnie?                 (J 21,15-17)Wcześniej trzykrotne zaparcie, tu trzykrotne i pełne pokory potwierdzenie miłości.      I słowa Jezusa: „PÓJDŹ ZA MNĄ” (J 21,19). I dotarł aż do Rzymu! Z odwagą głosi Ewangelię.       I już nie boi się oddać życia za swego Mistrza, lecz godzi się przyjąć śmierć męczeńską. Bo jak wiemy został ukrzyżowany z głową skierowaną ku dołowi, ponieważ powiedział, że nie jest godny umierać jak Jezus.    

Święty Piotr może stać się dla nas patronem na czas Wielkiego Postu. Każdy z nas jest tak często narażony na zdradę Jezusa: w domu, w szkole, w pracy i wielu innych miejscach. Może już nie raz zdarzyło się, że zaparliśmy się naszego Mistrza. To nie oznacza jednak naszej całkowitej przegranej, tak jak nie oznaczało przegranej w życiu Apostoła Piotra. Może i w naszym życiu potrzeba pewnego procesu, dojrzewania do prawdziwej miłości? Nie lękajmy się! On nie wypomni naszych grzechów, jak po swym zmartwychwstaniu nie wypomniał Piotrowi jego zaparcia się.

Teolog Karol Rahner powiedział, że człowiek XXI wieku albo będzie mistykiem, albo nie będzie chrześcijaninem w ogóle. Kim zaś jest mistyk? To człowiek patrzący Jezusowi w oczy, w „oczy serca”.

Św. Piotr pokazuje nam, że warto SPOJRZEĆ WE WŁASNE SERCE, że nad swoim grzechem warto zapłakać i odrzucić go, aby znaleźć się blisko Jezusa. Bowiem tylko przy Nim i w Nim człowiek może znaleźć to, czego szuka i osiągnąć szczęście.

Oczyśćmy nasze serca, byśmy mogli SPOJRZEĆ JAK PIOTR w oczy Jezusa pełne miłości       i przebaczenia.

TŁUM – kazanie pasyjne

Zniecierpliwiony tłum zebrał się na placu, czekając na wyrok, który Piłat miał ogłosić w sprawie Jezusa. A któż taki mógł znajdować się w tym tłumie? Zapewne była tam Jego Matka, Maria Magdalena, uczniowie, przyjaciele, a nawet Piotr, który po trzykroć się Go zaparł, choć mówił, że nigdy tego nie zrobi.  W tym tłumie mogli być ludzie prości, wykształceni, starsi i młodsi, w tym tłumie mógł być każdy z nas i TY i JA…

Wszyscy mieli inne oczekiwania, myśli, motywacje, nadzieje, ale nie ulega wątpliwości, że każdy Go znał. Chrystusa, który dotykał wszystkiego co potrzebowało miłości. Był obecny                  w nędznych zakątkach Jerozolimy, po których wałęsali się trędowaci, ślepi, ludzie nieszczęśliwi       i opuszczeni. Ulitował się nad cudzołożnicą, którą spotkał wiedzioną na śmierć i nad Łazarzem, którego wyprowadził z grobu. Przywracał życie tym, co umarli już wedle ciała, podnosił                   i wskrzeszał serca, które już umarły z rozpaczy, w zapomnieniu, zwątpieniu o sobie, o Bogu
i sprawiedliwości, o jakimkolwiek sensie tego ziemskiego życia. Taki był JEZUS Z NAZARETU, którego wszyscy znali.

Więc jak to się stało, że z jednej strony wiedziano o Jego niewinności, a z drugiej żądano wyroku śmierci. Dziś budzi to w nas niepokój, intryguje i zarazem zmusza do stawiania sobie pytań… Ta znana pieśń przedstawia słowa samego Boga, które do tego nawiązują:

Ludu, mój ludu, cóżem ci uczynił?

W czymem zasmucił albo w czym zawinił?

Jam cię wyzwolił z mocy faraona.

A tyś przyrządził krzyż na me ramiona.

Bez wątpienia. Na decyzję Piłata wpłynął na pewno mechanizm tłumu. Jak działa ten mechanizm?

Tłum jest zdolny do okrucieństw, których nie zrobiłby żaden z jego członków indywidualnie. Dzieje się tak z powodu anonimowości jaką w tłumie ma każdy człowiek. Nie jest on w pełni odpowiedzialny za to, co robi. Jest pod wpływem emocji i tych wszystkich, którzy go otaczają. Można wysnuć wniosek, że w tłumie ludzie czują się wtedy bezkarni i chętniej popełniają czyny zabronione albo nawet niemoralne. Tylko nieliczni są w stanie nad tym zapanować. Tak stało się i tym razem, gdy tłum krzyczał, nie zważając na żadne argumenty potwierdzające niewinność Jezusa. Ci, którzy oglądali film Pasja pamiętają zapewne scenę , kiedy szatan podsycając złość ludzi przechadzał się w tłumie.

Czy spowodowała to myśl, że Chrystus przyszedł znieść prawo i proroków, zburzyć to co było tak misternie budowane przez lata w tradycji żydowskiej? Bo przecież bali się Go również arcykapłani i uczeni w Piśmie, których Jezus zaniepokoił swoją nauką, zaczął im wytykać niedoskonałości, a pewnego razu nazwał ich obłudnikami i plemieniem żmijowym, przyrównał do pobielanych grobów, które są pełne kości. Reakcja była oczywista. Ci, których autorytet podważono, przeszli do ataku. Czyżby więc lęk zaważył na tych wszystkich ludziach na czele       z arcykapłanami, którzy w akcie desperacji i chęci zemsty podburzyli tłum i zagrozili Piłatowi: OSKARŻYMY CIĘ PRZED CEZAREM JEŚLI GO NIE SKAŻESZ?

I wtedy nawet on, człowiek który do tej pory niczego się nie bał, zwątpił w swoją siłę i niezależność w podejmowaniu słusznych i sprawiedliwych wyroków. Sam pewnie nigdy nie wydałby takiego sądu, jednak pod naciskiem tłumu zrobił to…

Jakże harmonizuje się uroczyste „Hosanna” z krzykiem tłumu: „Strać Jezusa, a wypuść nam Barabasza! I mówi Pismo: Wówczas Piłat uwolnił im Barabasza, a Jezusa kazał ubiczować i wydać na ukrzyżowanie” (Mt 27,26). Te dwie skrajnie różne decyzje podjęte przez tych samych ludzi,       w krótkim odstępie czasu, pokazują ich niekonsekwencje w wyrażaniu poglądów i myśli. Najpierw: Hosanna!, a niespełna po tygodniu: Na krzyż!

W tłumie wybrano wolność mordercy, by skazać samego Boga! Stworzenie skazało Stwórcę! Warto dodać, że według tradycji Barabasz był skazany za okrutne morderstwa na kobietach            w stanie błogosławionym i czarnoksięstwo.

Jednak Bóg miał w tym swój wielki plan. Barabasz odzyskując wolność jest przedstawicielem całej grzesznej ludzkości, którą Jezus przez swoją śmierć odkupił. Tak jak Barabasz zasłużył przez grzech na karę a wraz z nim wszyscy ci, którzy wydali na niego wyrok. Jednak Chrystus zechciał umrzeć, aby Barabasza i nas wszystkich uwolnić od grzechu.

Trzeba czasem iść pod prąd. Odciąć się od powszechnego myślenia, tłumnego… Pragnę w tym miejscu przytoczyć sytuację opisaną przez bł. Annę Ka...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin