Duquette Anne Marie - Przygoda serca.pdf

(485 KB) Pobierz
172357398 UNPDF
ANNE MARIE DUQUETTE
Przygoda serca
(Adventure of the Heart)
Przełożyła Anna Kowalska
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Żebym go tylko zastała - pomyślała Sierra Vaughn. Los mógłby jej wreszcie zacząć sprzyjać, dość się
już naczekała.
Była głodna i zniechęcona. Cały dzień prowadziła samochód przez pustynię, słońce już zachodziło,
a ona wciąż nie wynajęła przewodnika. To już koniec, pomyślała, dojeżdżając wynajętym autem do
celu. Był to ostatni obóz, jeszcze tylko tu miała jakąś szansę.
Skończyła się pokryta kurzem droga. Sierra spojrzała w tylne lusterko, zmrużyła niebieskie oczy
oślepione wieczornym słońcem. W odbiciu zobaczyła swą błyszczącą twarz, brązowe włosy spadające
na ramiona i makijaż, który roztopił się i rozmazał w pustynnym upale. Szybko przyczesała włosy.
Czego się nie robi za pieniądze...
Nie było to życie wygodne, ale przynajmniej ciekawe. Lubiła swoje zajęcie. Czuła się teraz brudna,
zmęczona, głodna, ale mimo wszystko ta praca dawała jej satysfakcję.
Sierra była historykiem i zajmowała się amerykańskim Południowym Zachodem. Chciała pisywać
popularne prace historyczne. Robiła, co mogła, żeby jej rzeczy publikowano, ale trudno było wybić się
w tej dziedzinie. Dopiero niecałe dwa lata temu udało jej się coś niecoś dokonać, od czasu, gdy zaczęła
współpracować z Tonym Millerem, również pisarzem i historykiem.
Spotkali się na uniwersytecie, ich znajomość przetrwała okres studiów. Pracowali razem nad cyklem
artykułów, które zostały dobrze przyjęte. Obecne zadanie było związane z napisaniem nowej książki.
Zaproponowali ją jednemu z czołowych wydawców prac historycznych.
Postanowili spisać historię Gór Superstition w Arizonie ze szczególnym uwzględnieniem
dziewiętnastego stulecia. Szli śladami Jacoba Waltza, znanego również jako Holender ze sławnej
Zagubionej Kopalni. Legendarna kopalnia złota sprzed stu lat znajduje się gdzieś w tych górach i ciągle
przyciąga poszukiwaczy skarbów. Sierra i Tony zamierzali nieźle na tym zarobić.
Zamysł ten spodobał się wydawcy, każde z nich otrzymało dużą zaliczkę. Postanowili, że Tony zajmie
się pisaniem, a Sierra przeprowadzi prace badawcze i wykona zdjęcia. To właśnie było przyczyną jej
przyjazdu do Arizony.
Ale, o czym Tony nie wiedział, Sierra miała też na uwadze swój własny cel...
Wysiadła z samochodu i przeszła kilkanaście metrów w stronę obozu. Zachodzące słońce rzucało
cienie na czerwonozłote skały. Były tak piękne, że się zatrzymała, ale potem znowu przyśpieszyła
kroku. Robiło się późno, chciała załatwić sprawę i wrócić do hotelu.
Zauważyła, że coś poruszyło się we wnętrzu zakurzonego namiotu. Stanęła w przyzwoitej odległości
i głośno wykrzyknęła nazwisko przewodnika.
- Halo? Adam Copeland?
Nieznajomy nie śpieszył się z odpowiedzią. Czekała. Za chwilę ktoś wygramolił się z namiotu.
- Ja jestem Copeland - potwierdził, ale nie miał zamiaru podejść bliżej.
Sierra uśmiechnęła się grzecznie, zauważyła, że Copeland ma czarne włosy i brązową skórę. Była to
typowa twarz Meksykanina. W południowej Arizonie nie było to niczym dziwnym, natomiast
niezwykła była jego postać, wysoka, chuda, muskularna.
Sierra poczuła zadowolenie i ulgę. Przewodnik wydawał się naprawdę godny zaufania. A w dodatku
wyglądał schludnie, nawet elegancko - była to bardzo miła odmiana po dzisiejszych spotkaniach
z innymi przewodnikami.
Buty miał zakurzone, to było nieuniknione, ale poza tym od drelichowych dżinsów do wypłowiałej
koszuli był nieskazitelnie czysty. Sierra poczuła się głupio, gdy podszedł i podali sobie ręce, takie miała
brudne dłonie.
- Pani Sierra Vaughn, prawda? Szuka pani przewodnika.
- Skąd pan wie? - spytała zdziwiona.
Zdziwiło ją także to, że w jego głosie nie było śladu akcentu hiszpańskiego czy indiańskiego ani też
charakterystycznego na Południowym Zachodzie przeciągania sylab. Mówił czystym, wyraźnym
angielskim, co wskazywało, że ukończył jakąś prywatną szkołę.
Adam zwolnił uścisk.
- Pocztą pantoflową. O tej porze roku nie jest nas tu wiele, utrzymujemy ze sobą kontakt. Słyszałem,
że pani jest w trudnej sytuacji, więc się domyśliłem, że prędzej czy później się tu pani zjawi. Nie wie
pani, że takie wycieczki podczas monsunu są niebezpieczne?
Sierra nie dała po sobie poznać, że ją to rozdrażniło.
- Przyjechałam w związku z moją pracą, proszę pana. Muszę się zmieścić w określonych terminach. Ale
co pan ma na myśli mówiąc o monsunie? Myślałam, że monsun występuje tylko na Dalekim
Wschodzie.
Adam zmarszczył czoło.
- W południowej Arizonie pogoda jest szczególna. Od czerwca do sierpnia bardzo dużo opadów.
Wskutek braku roślinności nawet pustynia nie jest w stanie wchłonąć całej wody. Zdarzają się
błyskawiczne powodzie, a wtedy góry stają się śmiertelnie niebezpieczne. Dlatego teraz nie wynajmę
się jako przewodnik. Dla pani dobra.
Sierra zastanowiła się. Nie słyszała o monsunach, ale przecież nie będzie się bała odrobiny deszczu.
Poza tym był to dopiero pierwszy tydzień czerwca.
- Jeżeli teraz wybiorę się w góry, to uniknę letnich upałów. - Sierra wiedziała, że temperatury w pełni
lata mogą sięgać grubo powyżej 50 stopni. Nawet teraz pod wieczór było powyżej czterdziestu. -
Powiedziano mi, że jest pan wspaniałym przewodnikiem. Pewna jestem, że nie będziemy mieli
problemów.
- Przykro mi, ale nie mam ochoty się utopić. Pani chyba też nie. Jeżeli pani wróci pod koniec lata,
bardzo chętnie panią poprowadzę. A teraz, jeśli pani pozwoli, chciałbym wrócić do obiadu.
Była to wyraźna odmowa, ale Sierra nie dała za wygraną.
- Niech pan mnie poprawi, jeżeli nie mam racji, ale odnoszę wrażenie, że pogoda nie jest jedyną
przyczyną, z powodu której nie mogę znaleźć przewodnika. - Sierra spojrzała podejrzliwie na Adama. -
Kiedy inni potrzebowali przewodników, mogli ich wynająć bez trudu. Zwracałam się chyba do
wszystkich w okolicy. Nikt mnie nie chce zabrać.
- Pewnie mają jakieś powody. Już wytłumaczyłem pani, dlaczego nie mogę pomóc.
- Czy deszcze są jedyną przyczyną, dla której pan nie chce wziąć mnie w góry? - powtórzyła pytanie
Sierra. - Podejrzewam, że istnieje inny powód...
Adam zmrużył oczy i przyjrzał się jej uważnie. Widocznie nie był przyzwyczajony, żeby go ktoś
przypierał tak do muru. Mimo to grzecznie odpowiedział na jej pytanie.
- Kto się interesuje Zagubioną Kopalnią, zwykle miewa kłopoty. Od przeszło stu lat nikt nie znalazł
złota, ale co roku przyjeżdżają zwariowani poszukiwacze skarbów, licząc na szczęście. Oczy Sierry
błysnęły.
- Czy właśnie to usłyszał pan pocztą pantoflową? Że jestem zwariowaną poszukiwaczką skarbów?
Pracuję nad książką, mój wydawca czeka na kompletny tekst pod koniec miesiąca. Z fotografiami.
- Pani tylko tak mówi. A skąd tak naprawdę wiadomo, że pani pracuje nad książką? A może to
bajeczka? Żeby dostać przewodnika?
- Pracuję nad książką - upierała się Sierra. - Tony i ja...
- Tony?
- Tony Miller. - Odetchnęła głęboko i zaczęła wyjaśniać. - Jest moim współautorem. Piszemy książkę
o tych górach, szczególnie o czasach Jacoba Waltza. Skończyliśmy już pierwszy szkic, teraz musimy
wprowadzić do tekstu trochę lokalnego kolorytu. Przyjechałam tu, żeby odnaleźć drogę do
legendarnej Zagubionej Kopalni w pobliżu Igły Tkacza, żeby zrobić trochę notatek i zdjęć. Jestem
historykiem. Moje zainteresowanie kopalnią jest czysto zawodowe.
- Nawet jeżeli pani jest naukowcem... - Adam był dalej sceptyczny.
- Jestem! I mogę to udowodnić. Ja...
- ...to i tak narobi pani kłopotu. Jeżeli ludzie słyszą, że ktoś pyta o Kopalnię, gorączka złota wybucha na
nowo. Ludzie myślą, że ktoś znalazł jakiś nowy ślad, a my, przewodnicy, musimy sobie radzić
z wariatami, którzy walą do Igły Tkacza. Czy nikt pani tego nie mówił?
Milczała.
- Za żadne pieniądze nie dam się wynająć w porze monsunu.
- Niech pan się jednak zastanowi. Potrzebny mi jest pan tylko na tydzień. Tony i ja dobrze zapłacimy.
- Nie interesują mnie pieniądze.
Sierra nie dawała za wygraną. Ta wyprawa była jej życiową szansą. Potrzebowała przewodnika. Adam
Copeland był ostatni na jej liście i odmawiał pomocy.
- Wynika z tego, że muszę jechać w góry sama. Czy może mi pan przynajmniej powiedzieć, gdzie
dostanę dobre mapy?
- Nie pojedzie pani sama! - Jego spokój prysł.
- Pojadę. To dla mnie bardzo ważne. Dla mnie i dla Tony'ego.
Szczególnie dla mnie - dodała w myśli. Były to jednak powody osobiste, więc zaczęła mówić o innych.
- Wychowałam się w Colorado na ranczo moich rodziców. Przyzwyczaiłam się do samotnego
poruszania w terenie. Umiem posługiwać się kompasem. Dam sobie świetnie radę. Jeżeli mi pani tylko
powie, gdzie mogę kupić mapy i wynająć konia, to wyruszam w drogę.
Sierra czuła, że Adam mierzy ją uważnie wzrokiem, ale nie dała się zbić z tropu. Wiedziała, że jej
wygląd potwierdza jej słowa. Nie była taka silna jak on, ale bardzo sprawna. Twarz miała ogorzałą,
ponieważ całe życie spędziła na powietrzu. Kurze łapki w kącikach oczu były efektem mrużenia ich
przez wiele lat w palącym słońcu.
Adam odezwał się wreszcie.
- Gdyby pani tak znała teren, jak pani mówi, to zauważyłaby pani, że Arizona to nie Colorado. Może
pani sobie świetnie dawać radę w znanym terenie, ale nie wytrzyma pani sama na pustyni nawet
dwóch dni.
- Istnieją takie rzeczy jak manierki z wodą - powiedziała sarkastycznie. - A skoro nie mogę wynająć
przewodnika, to nie mam wyboru.
Adam westchnął ciężko.
- To idiotyzm jechać w góry na własną rękę. Czy nie może pani wrócić, kiedy skończy się monsun?
- Nie mogę tak długo czekać! Powinien pan to zrozumieć. Pracujemy na zlecenie. Mój wydawca kazał
mi przygotować zdjęcia i ostateczną wersję tekstu na pierwszego lipca, dlatego tu jestem.
W przeciwnym razie muszę zwrócić zaliczkę, którą szczerze mówiąc już wydałam. Poza tym nie chcę
stracić dobrej opinii.
- Opinia nic nie pomoże, jeżeli straci pani życie -powiedział sucho.
- Cenię pańskie rady, ale i tak pojadę - odparła. - Nie ma sensu stać tu i się kłócić. Ściemnia się z każdą
chwilą. Ostatni raz pytam, czy powie mi pan, gdzie dostanę jakieś mapy i konia? Nie tylko pan nie jadł
obiadu.
- Uważam, że nie może pani jechać sama w góry. Sierra westchnęła głęboko. Boże, jaki uparty!
- Już pan to mówił. Widzę, że mnie pan nie poprowadzi. Wobec tego niech pan przyjmie do
wiadomości, że jadę sama. Jeżeli nie udzieli mi pan informacji, to odjeżdżam. Nie chcę utknąć po
ciemku na tych piaszczystych drogach.
- Może się pani coś stać - ostrzegł.
Sierra ze zdumienia aż przymknęła oczy. Czy usłyszała w jego głosie nutkę niepokoju? Jeżeli tak, to
przykre, że nie może go wynająć. Przewodnik, który bardziej troszczy się o bezpieczeństwo klientów
niż o ich pieniądze, jest na wagę złota.
- Muszę spróbować. Jeżeli pan zmieni zdanie, to proszę mi dać znać.
Adam przyjrzał jej się badawczo.
- Nie zmienię zdania. W porze monsunu nie będę nikogo prowadził w góry. I nikt inny też nie. Mam
nadzieję, że pani tylko blefuje. Nie chciałbym szukać pani w górach, gdyby okazała się pani
rzeczywiście tak głupia, żeby wybrać się tam sama. Jeszcze bardziej bym nie chciał, żeby pani się coś
przytrafiło - złamanie nogi albo coś gorszego.
- Prosiłam pana o poprowadzenie mnie w góry, panie Copeland, a nie o akcję ratowniczą. Nie planuję
niczego takiego, nie znoszę, żeby mnie ktoś obrażał. Jeszcze dziś chcę wziąć kąpiel, zjeść obiad i iść do
łóżka. Dobranoc.
Adam od niechcenia strzepnął niewidzialny pyłek z koszuli.
- Niech pani mi jednak poda swoje plany wycieczkowe. Ktoś powinien wiedzieć, gdzie pani jest, jeżeli
się pani zgubi albo jeżeli coś się stanie.
- Nie mam zamiaru - powiedziała opryskliwie. - Nigdy tego nie robię, od kiedy opuściłam rodzinny
dom.
- Nie rozumiem?
Sierra była zła na siebie, że wdała się w rozmowę na osobisty temat z obcym człowiekiem.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin