Webber Meredith - Gwiazdki, dzwoneczki, niespodzianki.pdf

(701 KB) Pobierz
Kobieta z ambicjami
MEREDITH WEBBER
Gwiazdki,
dzwoneczki,
niespodzianki
Tytuł oryginału: Baublas, Bells and Booties
149045756.034.png 149045756.035.png 149045756.036.png 149045756.037.png 149045756.001.png 149045756.002.png 149045756.003.png 149045756.004.png 149045756.005.png 149045756.006.png 149045756.007.png 149045756.008.png 149045756.009.png 149045756.010.png 149045756.011.png 149045756.012.png 149045756.013.png 149045756.014.png 149045756.015.png 149045756.016.png 149045756.017.png 149045756.018.png 149045756.019.png 149045756.020.png 149045756.021.png 149045756.022.png 149045756.023.png 149045756.024.png 149045756.025.png 149045756.026.png 149045756.027.png 149045756.028.png 149045756.029.png 149045756.030.png 149045756.031.png 149045756.032.png 149045756.033.png
PROLOG
- Wstań, Fran, chcę coś sprawdzić! - Do gabinetu wpadł
Griff, jej szef i właściciel poradni Summerfield. Jak zwykle
rozsadzała go energia, ciemne włosy opadły mu na czoło,
a niebieskie oczy lśniły.
Fran z doświadczenia wiedziała, że lepiej się podporząd-
kować Griffowi, niż go indagować. Podniosła się więc zza
biurka i oniemiała z wrażenia, gdy położył dłonie na jej ra-
mionach i pocałował w usta. Ogarnęło ją dziwne uczucie,
którego nie zdążyła przeanalizować, ponieważ Griff posłał
jej karcące spojrzenie.
- No, Fran, pocałuj mnie. Włóż w to trochę serca!
Powinna była odmówić albo przynajmniej spytać Griffa,
o co chodzi. Ale pracowała z nim od pół roku i już zdążyła
się zorientować, że on nie rozumie słowa „nie". Zawsze
potrafił postawić na swoim i skłonić ją do zrobienia najdziw-
niejszych rzeczy. Zanim zdążyła zaprotestować, Griff znów
ją całował. Tym razem lekko zadrżała z rozkoszy i bezwied-
nie rozchyliła wargi, gdy Griff uwodzicielsko wsunął między
nie czubek języka.
- Właśnie! To było dużo lepsze! - oświadczył trium-
falnie.
- Lepsze niż co? Cieniujący wlew z barytu? - Fran nadal
kręciło się w głowie od natłoku oszałamiających doznań.
- Niż ten pierwszy buziaczek. Przyznaj, że tak.
- Niby dlaczego? Jakie to ma znaczenie? I czemu w ogó-
le mnie całowałeś? - Gapiła się zdumiona na uśmiechniętego
radośnie kolegę i dobrego przyjaciela w jednej osobie. Nagle
coś ją tknęło, więc uważniej przyjrzała się jego wargom. - To
żart, co? Posmarowałeś się jakimś ohydztwem i zaraz mi
powiesz, że moje usta staną się niebieskie albo spuchną, albo
Bóg wie co jeszcze! Zlituj się, Griff... - Urwała, bo w jego
oczach dostrzegła błysk czegoś trudnego do zdefiniowania.
-Griff?
- Ja miałbym zrobić ci psikusa? -jęknął żałośnie z miną
niewiniątka. - Jak możesz mnie podejrzewać o coś takiego?
- Bo wciąż płatasz mi głupie figle - przypomniała, siląc
się na surowy ton.
- Teraz nie - zapewnił z powagą. - Chciałem tylko prze-
prowadzić test.
- Test?
- No wiesz, jak próbny bieg,
- Próbny bieg? - Skarciła się w myśli za to, że powtarza
wszystko jak gapa. - Przed maratonem?
- Przed małżeństwem! - oznajmił tak radośnie, jakby
chodziło o najwspanialszy pomysł pod słońcem.
- Jakim małżeństwem? I co ma do tego całowanie? Chy-
ba wiesz, że umiesz to robić. Jeśli wierzyć Kelly Ryan, już
w przedszkolu dobierałeś się do niej za krzakiem azalii! Nie
mówiąc o tym, co pamiętam z naszych studenckich czasów.
Stada dziewczyn zaświadczą, że znasz się na rzeczy.
- To były azalie? Zawsze byłem ciekaw, jak wyglądają.
- Nieważne, Griff. - Zmierzyła go marsowym spojrze-
niem. - Co z tym małżeństwem? - spytała groźnie, by swo-
im zwyczajem znów nie zmienił tematu. I ze zdumieniem
skonstatowała, że nie jest zachwycona myślą o ewentualnym
ożenku Griff a ...
On zaś przysiadł na brzegu jej biurka i znów obdarzył ją
oszałamiającym uśmiechem.
- Od dawna zachodzę w głowę, co dać na gwiazdkę mojej
matce - oznajmił, a Fran w myślach poprosiła opatrzność, by
Griff wkrótce ujawnił sedno sprawy. - Przy jej zdrowiu po-
dróż za granicę nie wchodzi w grę, Barney zajmuje się ogro-
dem, więc wręczenie doniczkowego kwiatu byłoby idiotycz-
ne. Chyba się ze mną zgadzasz?
Fran skinęła głową. Uwielbiała Eloise Griffiths - starsza
pani była nie tylko jej pacjentką, lecz także przyjaciółką
i mentorem. Niestety, stawała się coraz bardziej niedołężna.
- Mama ostatnio mniej czyta, więc książki też odpadają.
- Griff, nie wymieniaj wszystkiego, czego jej nie dasz.
Dorzeczy.
- No właśnie, Franny! - zawołał, a jej z powodu tego
zdrobnienia zrobiło się ciepło na sercu. - Bałem się, że nic
nie wymyślę, i nagle doznałem olśnienia. Moja matka za-
wsze marzyła tylko o jednym! O wnukach!
Fran kompletnie zbaraniała, co niewątpliwie dało się za-
uważyć, toteż Griff czule poklepał ją po ramieniu.
- Oczywiście, nie dostanie ich natychmiast - dodał uspo-
kajającym tonem. - Najpierw będzie ślub i tak dalej. Matka
rozumie, że wnuki to nie paczki spod choinki, więc poczeka.
Wiem jednak, że najbardziej pragnie, abym się związał z ja-
kąś miłą kobietą, która zechce wydać na świat jednego lub
dwóch małych Griffithsów. Genialne, prawda?
Fran usiłowała sformułować rozsądną odpowiedź.
Owszem, idea małżeństwa miała sens. A Elóise rzeczywiście
chciała dożyć dnia, gdy jej syn zostanie szczęśliwym mężem,
ale...
- Już kogoś wybrałeś? Tę miłą kobietę? Od mojego przy-
jazdu bez przerwy mnie niańczysz, pokazujesz okolicę; po-
magasz mi zapomnieć o wrednym Richardzie. Starcza ci cza-
su na życie towarzyskie?
- Jak możesz, kobieto! Ten pocałunek nic ci nie ujawnił?
Chodź tu, trzeba go powtórzyć.
Zanim Fran zdążyła jakoś zareagować, Griff porwał ją
w ramiona i znów przycisnął usta do jej warg. Ale tym razem
jego język poczynał sobie śmielej - zmysłowo kusił, wywo-
ływał słodkie doznania, a Fran nagle stwierdziła, że oddaje
mu pocałunek. Minęła chyba cała wieczność, zanim uwolniła
się z objęć Griffa i bezsilnie opadła na krzesło.
- Co chciałeś tym udowodnić? - jęknęła.
- Że pasujemy do siebie! Że seks sprawiłby nam frajdę.
Co ty na to, Fran? Wiem, że pragniesz mieć dzieci, widzia-
łem, jak na nie patrzysz podczas dyżuru dla maluchów.
Na końcu ciemnego tunelu wreszcie dojrzała migoczące
światełko, chociaż w tej sytuacji mógł to być również refle-
ktor pędzącej lokomotywy!
- Ty i ja? Seks? - mruknęła. - Chcesz, żebym ci urodziła
dzieci?
- Jeśli pomysł z seksem ci się nie podoba, to oczywiście
możemy zdecydować się na sztuczne zapłodnienie, ale klasycz-
na metoda chyba jest przyjemniejsza. Przecież się lubimy, a sko-
ro po tym próbnym pocałunku nie puściłaś pawia, to...
Umilkł na moment, a ona nie zdążyła w tym czasie nawet
wymyślić słowa protestu.
- Spójrz na to w ten sposób, Fran. Pracujesz dla mnie od
pół roku i jeszcze nie dziabnęłaś mnie skalpelem. Widujemy
się tutaj częściej niż normalne małżeństwo w domu, więc
pewnie stworzylibyśmy zgodne stadło. Pod względem gene-
tycznym też byłoby super: ja mam stosowny wzrost, ty do-
rzucisz tę brzoskwiniową cerę oraz rzadką kombinację jas-
nych włosów z piwnymi oczami.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin