Westbury Sarah - Rozbitkowie.pdf

(457 KB) Pobierz
161842975 UNPDF
Westbury Sarah
Rozbitkowie
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Paula obudziła się nagle. Nerwy miała napięte. Wszystkie zmysły czuwały.
Rozszerzonymi ze strachu oczami dostrzegła jedynie promienie słońca wpadające przez
okno. Była tak przerażona, że nic oprócz śpiewu ptaków do niej nie docierało. Dźwięk ten
zdawał się wypełniać małą sypialnię. Mięśnie rozluźniały się powoli, kiedy uświadomiła sobie,
że gdy coś budziło ją tak nagle, potem nie działo się nic szczególnego. Zerknęła na zegarek
leżący przy łóżku. Była dopiero szósta, wtuliła się więc z powrotem pod kołdrę.
Nagle poczuła skurcze żołądka i usiadła sztywno na posłaniu, myśląc o tym, co też mogło ją
obudzić. Hałas! Coś musiało poruszyć się w domu. Jeśli się nie myliła, dźwięk dochodził z
łazienki!
Wyskoczyła z łóżka z bijącym sercem i ściągnęła szlafrok ze stojącego w pobliżu krzesła.
Wkładając ręce w rękawy, z desperacją zastanawiała się, co robić. Przyczaić się gdzieś z
nadzieją, że intruz jej nie znajdzie, czy też próbować dostać się do telefonu i wezwać policję?
Gdy tak się trzęsła, usłyszała odgłos spuszczanej w łazience wody. Oburzenie zwyciężyło w
niej strach, skłaniając do nierozważnego działania. Zerwała się na równe nogi i rzuciła do drzwi.
Otworzyła je szeroko i zatrzymała się zaskoczona widokiem. Obcy, na wpół nagi mężczyzna stał
osłupiały na progu łazienki.
Ubrana w szorty zjawa miała ręcznik przewieszony przez ramię i kosmetyczkę w ręce. Paula
gapiła się zmieszana, kiedy zdziwione, głęboko osadzone, szare oczy napotkały jej spojrzenie.
– Kim jesteś, u licha?
– Kim... ?
Zaczęli mówić równocześnie i nagle rozbawiony uśmiech rozjaśnił opaloną twarz
mężczyzny.
– Musisz być Paulą Lawrence! – zaśmiał się cicho.
– Nie myślałem, że poznam cię w taki sposób.
Paula rozluźniła się z ulgą. Kimkolwiek był, nie wyglądał groźnie. Przybierając chłodny ton,
tak chłodny jak jej oczy, użyła nienagannych, wyuczonych manier, aby ukryć zmieszanie.
– Nie znam cię – odparła zimno. – Go robisz w domu mojej siostry?
Mężczyzna uśmiechnął się.
– Jestem kuzynem Kena. Zaprosił mnie tutaj.
– Kuzynem Kena! Zatem jesteś...
– Richard Logan – dokończył łagodnie. – Zachwycony poznaniem ciebie. – Wyciągnął dłoń.
Jej skrępowanie osiągnęło szczyt, gdy pozwoliła, aby na krótko przytrzymał jej palce.
Kręciła się niespokojnie, czując na sobie badawcze spojrzenie mężczyzny, świadoma, że jej
faliste, brązowe włosy, zwykle splecione w warkocz na karku, teraz w wielkim nieładzie
161842975.001.png
Otaczają jej bladą, nie umytą i błyszczącą twarz.
Dla kontrastu pojaśniałe od słońca włosy przybysza były gładko ułożone, pachniał mocno
mydłem i wodą po goleniu. Był równomiernie opalony. Zmącony umysł Pauli pojął wreszcie
sytuację.
A więc to był Rick Logan! Obiekt zazdrości i podziwu Kena. Człowiek, który podróżował po
całym świecie jako główny inżynier i ekspert od urządzeń mechanicznych międzynarodowej
firmy. Jednak nikt, a na pewno nie taki wędrowiec jak on, nie mógłby zakłócić jej wymarzonego
spokoju.
– Ken i Myra nie mówili, że przyjechałeś – powiedziała zduszonym głosem. – Wiedzieli, że
zamierzam posiedzieć tu dłużej pod ich nieobecność. Nie wiem, co ich opętało.
– Ken dał mi klucze w ostatniej chwili, kiedy przyjechałem do Plymouth życzyć im dobrej
podróży.
– Wariaci – wymamrotała Paula, odruchowo zaciskając pasek kusego szlafroka.
Zauważył jej zażenowanie. Pełen zrozumienia uśmiech pojawił się na jego ustach.
– Może pójdziesz i ubierzesz się, a ja narzucę coś na siebie i zrobię kawę. Mam nadzieję, że
znajdę gdzieś trochę.
Skinęła głową.
– Poszukam. To na razie.
Poruszając ręcznikiem zniknął w sypialni Myry i Kena i energicznie zamknął za sobą drzwi.
Paula przetarła oczy i zdecydowanym krokiem ruszyła do łazienki. Wzięła szybko prysznic,
zirytowana pojawieniem się nieproszonego gościa.
Jedyne porządne ubrania, jakie miała ze sobą, były przeznaczone do szkoły na poniedziałek.
Przeglądała niezdecydowanie skromną garderobę. Wybrała w końcu stare dżinsy, ich spłowiały
materiał obcisnął jej smukłe, kształtne nogi i narzuciła na siebie żółtą, rozciągniętą koszulkę. Nie
zależało jej, by zrobić dobre wrażenie na Richardzie Loganie!
Zawzięcie czesząc włosy, niemal rozkoszowała się bólem, który wywoływały pociągnięcia
grzebienia, po czym splotła je jak zwykle w skromny warkocz i przypudrowała twarz.
Zlikwidowało to połysk i dodało nieco koloru jej bladej cerze. Ciemne brwi i grube rzęsy
okalające duże, zielono-piwne oczy dodały jej nieco życia, ale była przekonana, że nie nazbyt
wiele.
Rick uśmiechnął się na powitanie, gdy weszła do kuchni. Zachowywał się tak swobodnie w
miejscu, które uważała za swoje ustronie!
– Nie mam żadnych zapasów, tak więc obawiam się, że naruszyłem twoje. Chleb jest w
tosterze. Zgoda?
– W porządku.
Zignorował oschły ton, przyglądając się jej z namysłem.
– Musisz tu często przychodzić, masz tyle napoczętego jedzenia.
– Owszem – odparła groźnie.
161842975.002.png
– Nie rozglądałem się wczoraj, nie wiedziałem, że mogę cię obudzić. – Wzruszył ramionami,
popijając mechanicznie kawę. – Przyjechałem około siódmej. Samolot się spóźnił i byłem
wykończony. Położyłem się od razu do łóżka. Niczego nie słyszałem aż do rana.
Paula spojrzała spode łba w jego jasne, szare oczy.
– Ja też wróciłam późno, zjadłam kolację i poszłam zaraz spać.
Odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się.
– Myślę, że sytuacja jest zabawna.
W Pauli zawrzało.
– Tak uważasz? – spytała kwaśno. – Mam odmienne zdanie. Dokąd jedziesz?
Uniósł brwi, przyglądając się z zainteresowaniem jej zaintrygowanej minie.
– Nigdzie się nie wybieram – poinformował oględnie.
– Nie możesz tu zostać!
– Dlaczego?
– Ponieważ ja tu będę. Przynajmniej podczas weekendu.
– Więc – wycedził – nie widzę problemu.
– Nie możemy mieszkać razem – wybełkotała Paula.
Podniósł brwi jeszcze wyżej i wytrzeszczył zdziwione oczy.
– Nie?
– Nie, panie Logan. Bardzo mi przykro, ale Ken nie powinien dawać ci klucza. Nie możemy
równocześnie przebywać w tym domu, a ja byłam tu pierwsza.
– Ale nie wczoraj – zauważył spokojnie.
– Wiesz, o czym myślę! Jedna brew opadła.
– Czuję się nieproszonym gościem.
– Jak na to wpadłeś?
– Wyrzucasz mnie stąd, mam szukać hotelu? – spytał płaczliwie.
Pauli nie zbiło to z tropu.
– Przecież większość czasu spędzasz w wynajętych pokojach – wyrzuciła z siebie.
Rick potwierdził jej słowa z grymasem na ustach.
– Niezupełnie z wyboru. Mój ojciec umarł, a matka wyszła ponownie za mąż. Rzadko ją
teraz odwiedzam. Ma nowe życie, ja natomiast przypominam jej przeszłość, więc mieszkam w
hotelach.
– To straszne! – wyrwało się Pauli mimo woli. Nie chciała współczuć człowiekowi, który
najwyraźniej tego nie potrzebował ani na to nie zasługiwał.
– Naprawdę? Ale co masz na myśli, mieszkanie w hotelach czy to, że nie odwiedzam matki?
– Jedno i drugie.
Uśmiechnął się do niej lekko urażony.
– Nie martw się! Moja matka jest teraz szczęśliwa, a przedtem nie była. Odpowiada mi taki
tryb życia.
161842975.003.png
Niespodziewanie zawstydzona swoją niegościnną postawą, Paula speszyła się i sięgnęła po
filiżankę.
– Dlaczego więc chcesz tutaj zostać?
– Taki kaprys. Miałem ochotę zobaczyć dom Kena. Byliśmy sobie bliscy jak bracia, zanim
zacząłem podróżować.
– Tak, często o tobie wspominał – przyznała. Podniosła wzrok, napotykając jego kpiące,
szare oczy.
– Więc zobaczyłeś już dom.
– Tak. I polubiłem go. Za bardzo, aby ruszać w dalszą drogę.
– Jak długo zamierzasz zostać? – zmarszczyła brwi.
– Dwa tygodnie.
Paula spojrzała na niego, skonsternowana.
– Całe dwa tygodnie! Przypuszczam, że chcesz, żebym nie przychodziła?
Jego oczy zwęziły się.
– Masz kompleksy. Paula zarumieniła się.
– Muszę dbać o reputację...
– Ach tak! Nauczyciel musi świecić przykładem!
Przyglądał się przez chwilę jej zaróżowionej twarzy i mówił dalej spokojnie, bez śladu
wcześniejszej ironii.
– Czemu przychodzisz tu tak często? Uciekasz z domu?
Trafił w sedno i Paula żachnęła się, urażona.
– Co każe ci tak myśleć? – spytała zgryźliwie. – Po prostu podoba mi się tutaj, tak jak i tobie.
– Ken wspominał o pewnych trudnościach.
– Powinien trzymać język za zębami – wybuchnęła oburzona. – Nic mu do moich
problemów.
– Myra mogła mieć podobne kłopoty – przypomniał sobie. – Mówiłem ci, że w dzieciństwie
byliśmy z Kenem jak bracia. Opowiadał mi ojej problemach. Przypuszczam, że twoje przeżycia
mogą być podobne, a może gorsze.
Uśmiechnął się rozbrajająco i, skoro nie odpowiadała, uspokajająco ciągnął dalej.
– Wiem co to znaczy mieszkać z rodzicami, z którymi nie żyje się w zgodzie. To nie twoja
wina, Paulo.
Odprężyła się nieco i uśmiechnęła niezobowiązująco.
– Wiem, ale mimo wszystko nie lubię o tym rozmawiać.
– Więc zostawmy ten temat. Naprawdę nie mogę zrozumieć, dlaczego masz obiekcje, bym
się tu zali trzymał. Oboje jesteśmy dorośli. Niewiele nakazów przyzwoitości można dziś
naruszyć.
– Nie w tym rzecz – zaczęła gniewnie.
– Nie? – spytał cynicznie, rozbawiony. Cholerny facet! Naśmiewał się z niej!
161842975.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin