Zee Karen van der - Pełnia życia.pdf

(741 KB) Pobierz
A wife to remember
Karen van der Zee
Pełnia życia
0
155587792.188.png 155587792.199.png 155587792.210.png 155587792.221.png 155587792.001.png 155587792.012.png 155587792.023.png 155587792.034.png 155587792.045.png 155587792.056.png 155587792.067.png 155587792.078.png 155587792.089.png 155587792.100.png 155587792.111.png 155587792.122.png 155587792.133.png 155587792.144.png 155587792.152.png 155587792.153.png 155587792.154.png 155587792.155.png 155587792.156.png 155587792.157.png 155587792.158.png 155587792.159.png 155587792.160.png 155587792.161.png 155587792.162.png 155587792.163.png 155587792.164.png 155587792.165.png 155587792.166.png 155587792.167.png 155587792.168.png 155587792.169.png 155587792.170.png 155587792.171.png 155587792.172.png 155587792.173.png 155587792.174.png 155587792.175.png 155587792.176.png 155587792.177.png 155587792.178.png 155587792.179.png 155587792.180.png 155587792.181.png 155587792.182.png 155587792.183.png 155587792.184.png 155587792.185.png 155587792.186.png 155587792.187.png 155587792.189.png 155587792.190.png 155587792.191.png 155587792.192.png 155587792.193.png 155587792.194.png 155587792.195.png 155587792.196.png 155587792.197.png 155587792.198.png 155587792.200.png 155587792.201.png 155587792.202.png 155587792.203.png 155587792.204.png 155587792.205.png 155587792.206.png 155587792.207.png 155587792.208.png 155587792.209.png 155587792.211.png 155587792.212.png 155587792.213.png 155587792.214.png 155587792.215.png 155587792.216.png 155587792.217.png 155587792.218.png 155587792.219.png 155587792.220.png 155587792.222.png 155587792.223.png 155587792.224.png 155587792.225.png 155587792.226.png 155587792.227.png 155587792.228.png 155587792.229.png 155587792.230.png 155587792.231.png 155587792.002.png 155587792.003.png 155587792.004.png 155587792.005.png 155587792.006.png 155587792.007.png 155587792.008.png 155587792.009.png 155587792.010.png 155587792.011.png 155587792.013.png 155587792.014.png 155587792.015.png 155587792.016.png 155587792.017.png 155587792.018.png 155587792.019.png 155587792.020.png 155587792.021.png 155587792.022.png 155587792.024.png 155587792.025.png 155587792.026.png 155587792.027.png 155587792.028.png 155587792.029.png 155587792.030.png 155587792.031.png 155587792.032.png 155587792.033.png 155587792.035.png 155587792.036.png 155587792.037.png 155587792.038.png 155587792.039.png 155587792.040.png 155587792.041.png 155587792.042.png 155587792.043.png 155587792.044.png 155587792.046.png 155587792.047.png 155587792.048.png 155587792.049.png 155587792.050.png 155587792.051.png 155587792.052.png 155587792.053.png 155587792.054.png 155587792.055.png 155587792.057.png 155587792.058.png 155587792.059.png 155587792.060.png 155587792.061.png 155587792.062.png 155587792.063.png 155587792.064.png 155587792.065.png 155587792.066.png 155587792.068.png 155587792.069.png 155587792.070.png 155587792.071.png 155587792.072.png 155587792.073.png 155587792.074.png 155587792.075.png 155587792.076.png 155587792.077.png 155587792.079.png 155587792.080.png 155587792.081.png 155587792.082.png 155587792.083.png 155587792.084.png 155587792.085.png 155587792.086.png 155587792.087.png 155587792.088.png 155587792.090.png 155587792.091.png 155587792.092.png 155587792.093.png 155587792.094.png 155587792.095.png 155587792.096.png 155587792.097.png 155587792.098.png 155587792.099.png 155587792.101.png 155587792.102.png 155587792.103.png 155587792.104.png 155587792.105.png 155587792.106.png 155587792.107.png 155587792.108.png 155587792.109.png 155587792.110.png 155587792.112.png 155587792.113.png 155587792.114.png 155587792.115.png 155587792.116.png 155587792.117.png 155587792.118.png 155587792.119.png 155587792.120.png 155587792.121.png 155587792.123.png 155587792.124.png 155587792.125.png 155587792.126.png 155587792.127.png 155587792.128.png 155587792.129.png 155587792.130.png 155587792.131.png 155587792.132.png 155587792.134.png 155587792.135.png 155587792.136.png 155587792.137.png 155587792.138.png 155587792.139.png 155587792.140.png 155587792.141.png 155587792.142.png 155587792.143.png 155587792.145.png 155587792.146.png 155587792.147.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Nie znal tego człowieka, lecz z całą pewnością nie podobała mu się
jego twarz - interesująca, o wyrazistych rysach i lekko wysuniętym
podbródku. Było w niej bowiem coś irytującego i przerażającego zarazem.
Mężczyzna wyglądał staro, miał bruzdy wokół ust i zmęczone oczy.
Michael próbował się domyślić cech jego charakteru czy też choćby
aktualnego stanu umysłu; doszukać się bodaj odrobiny poczucia humoru,
dystansu do świata. Jednak na próżno.
Jaki problem mógł dręczyć tego mężczyznę, wyzutego najwyraźniej ze
wszelkich nadziei i złudzeń?
Popatrzył uważnie na swoje lustrzane odbicie i poczuł przypływ
irytacji.
- Przecież żyjesz! Uśmiechnij się! - mruknął. Wykonał polecenie.
Twarz z lustra odwzajemniła uśmiech.
- No dobrze - mruknął Michael, przypatrując się sobie. -Tak już lepiej.
Ledwo Amy weszła do mieszkania, usłyszała natychmiast ostry
dzwonek telefonu. Ostatnie trzy tygodnie spędziła z dala od cywilizacji i oto
od razu po powrocie zakłócono jej spokój. Nie zamierzała podnosić
słuchawki.
Zaciągnęła ciężki plecak do sypialni, zrzuciła zniszczone buty i
zaczęła otwierać okna.
Telefon przestał terkotać. Świetnie. Szybko zdjęła koszulę i dżinsy. A
teraz pora na niespieszny, gorący prysznic. Będzie cudownie...
1
155587792.148.png
Ciszę ponownie zakłócił dzwonek telefonu. Amy mogłaby przysiąc, że
tym razem zabrzmiał on niemal desperacko. Uciekła do łazienki, ignorując
go całkowicie.
Pół godziny później, gdy właśnie podgrzewała mrożoną pizzę,
przeklęty telefon odezwał się po raz kolejny.
Skapitulowała.
- Halo? - rzuciła w słuchawkę zrezygnowanym tonem.
- Amy? To ty? Jak to dobrze, że jesteś... - zabrzmiał histerycznie
wysoki, kobiecy głos. - Próbuję się z tobą skontaktować już od tygodnia.
Och... - Słowa przeszły w łkanie.
Zamarła. Natychmiast rozpoznała ten głos, należący już do przeszłości,
o której, wbrew najszczerszym chęciom, wciąż jeszcze nie potrafiła
zapomnieć.
- Melissa! - W tej chwili nie była w stanie zdobyć się na nic więcej.
Zalała ją fala mieszanych uczuć. Lubiła, nawet kochała tę dziewczynę, która
jednak nieodmiennie kojarzyła jej się z bolesnymi wspomnieniami.
- Amy! Och, Amy! Stało się coś strasznego i głupio mi, że do ciebie
dzwonię, ale nic innego nie przyszło mi do głowy - mówiła chaotycznie. -
Jestem w ciąży i muszę leżeć. Nie wolno mi nigdzie wychodzić.
Melissa w ciąży. Amy przełknęła ślinę i usiadła na krześle.
- Co się dzieje? Dlaczego leżysz?
- Miałam problemy, byłam w szpitalu i nie mogę wstawać aż do
porodu. Ale nie dlatego dzwonię. Amy... ja... - Znowu szloch. Parę nie
dokończonych, niezrozumiałych zdań. - Ktoś musi mu pomóc, a ty jesteś
jedyną osobą... Tak mi przykro. Wiem, że to nie fair...
- Wykrztuś wreszcie, o co chodzi. O kim ty mówisz?
2
155587792.149.png
- O Michaelu - załkała Melissa. - Uległ wypadkowi. W aucie, które
wpadło na jego wóz było kilku pijanych nastolatków.
Michael. Wypadek. Amy poczuła, że robi się jej słabo. Och nie, tylko
nie to, pomyślała z przerażeniem.
- Michael? - powtórzyła z trudnością. - Bardzo z nim źle?
- Coś z głową... Poza tym właściwie nic mu się nie stało, złamał tylko
rękę...
- Z głową? - spytała Amy, z trudem chwytając oddech.
- Lekarze nie postawili żadnej konkretnej diagnozy, ale on już nie
rozpoznaje twarzy i ludzi. Kiedy do niego zatelefonowałam, nie wiedział, z
kim rozmawia! - niemal krzyknęła Melissa. - Powiedzieli mu, że dzwoni
siostra, ale zachowywał się tak, jakby miał do czynienia z obcą osobą.
- Gdzie on jest? - spytała Amy nieswoim głosem. Czyżby nadal
przebywał na wyspie?
- W Oregonie. Dostał nową pracę, miał zostać dyrektorem jednego z
tych modnych kompleksów wypoczynkowych na wybrzeżu. Ale już po
kilku dniach wydarzył się ten wypadek. Michael nie zdążył nawiązać
żadnych znajomości. Amy! On jest zupełnie sam!
Amy patrzyła tępo w ścianę. Zatem Michael wyjechał z wyspy na
Karaibach, gdzie zarządzał luksusowym ośrodkiem wypoczynkowym z dala
od domu, który kiedyś wspólnie z taką miłością urządzali.
- Kazałam mu przyjechać do Bostonu i zamieszkać ze mną i Russem,
ale on twierdzi, że nie chce sprawiać kłopotu, ma pracę i nic mu nie dolega.
- Zaszlochała. - Przecież jestem jego jedyną siostrą. A Russ to jego
najlepszy przyjaciel. Przypuszczam jednak, że on mnie w ogóle nie poznaje
i... Amy... pojedziesz do niego?
3
155587792.150.png
Amy poczuła narastający przypływ paniki.
- Proszę - błagała Melissa. - Do nikogo innego nie mogłabym się
zwrócić. Dla mnie ta podróż mogłaby być tragiczna w skutkach. Straciłabym
dziecko. A Russ nie zostawi mnie samej w domu. Wiem, że nie powinnam
cię o to prosić.
Amy przymknęła oczy - targała nią mieszanina sprzecznych uczuć, z
których najsilniejszym był bez wątpienia strach.
Nie mogę tego zrobić, myślała gorączkowo. Naprawdę nie mogę!
- Pojadę. - Ze zdziwieniem usłyszała swój własny głos.
Wyjęła walizkę z szafy i zaczęła wrzucać do niej ubranie, próbując
przy tej prostej czynności wziąć się w garść. Zatelefonowała do linii
lotniczych i zarezerwowała miejsce na samolot wylatujący do Oregonu
następnego dnia w południe.
Odłożywszy niepotrzebne rzeczy na górną półkę, znalazła niebieski
plastikowy pojemnik, rzuciła go na łóżko i uchyliła pokrywkę. Albumy z
fotografiami. Wybrała kilka, łącznie z tym, w którym były zdjęcia ślubne.
Wrzuciła albumy do walizki. Zajrzała ponownie do pudełka, wyjęła paczkę
owiniętą w białą reklamówkę i schowała ją szybko pod zapakowane już
ubrania. Wtedy dopiero zauważyła, jak mocno drżą jej ręce.
Przygotowała się do snu, a potem leżała długo w ciemnościach,
patrząc w sufit szeroko otwartymi oczyma.
Michael uległ wypadkowi. Michael cierpiał na amnezję.
Powinna zachować dystans.
Gdyby bowiem pozwoliła teraz płynąć myślom i uczuciom
swobodnym, nie kontrolowanym strumieniem, następnego dnia na pewno w
ogóle nie pojechałaby na lotnisko.
4
155587792.151.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin