Leabo_Karen_-_Piaskowa_dziewczyna.pdf

(561 KB) Pobierz
4983783 UNPDF
KAREN LEABO
Piaskowa
dziewczynka
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Isabel włączyła nocną lampkę. Wzięła na ręce płaczące
niemowlę i mocno je do siebie przytuliła.
- Nie płacz, młody człowieku - szeptała, kołysząc zawi­
niątko. - Ciocia Isabel jest przy tobie.
Maluch rozwrzeszczał się tak głośno, że jego buzia stała
się purpurowa. Isabel była bezradna. Nie mogła dać małemu
tego, czego chciał.
- Isabel - wypowiedziane przez stojącą w drzwiach ko­
bietę słowo zabrzmiało jak nagana.
- Zaczął płakać - tłumaczyła się Isabel. tuląc niemowlę
do piersi.
- Słyszałam. Przecież widzisz, że tu jestem. - Angie,
młodsza siostra Isabel, wyciągnęła do niej ręce - Daj mi go.
Isabel zapragnęła uciec i zabrać ze sobą chłopczyka. Jej
dwudziestoletnia siostra z początku wcale nie chciała mieć
dziecka. Isabel zawahała się ułamek sekundy, zanim w końcu
oddała niemowlę matce.
- To ja jestem jego matką, a nie ty - powiedziała cicho
Angie. Usadowiła się wygodnie w bujanym fotelu i przysta­
wiła dziecko do piersi. - Bardzo ci jestem wdzięczna za wszy­
stko, co dla mnie zrobiłaś. Nie wiem, co by się ze mną stało,
gdybyś nie pozwoliła mi mieszkać i pracować u siebie. Ale
teraz powinnaś się usunąć. Jak mam się nauczyć macierzyń­
stwa, jeśli ty jesteś przy Coreyu, zanim zdążę przyjść do jego
pokoju? Dobrze, że to ja mam mleko, bo inaczej pewnie nigdy
nie pozwoliłabyś mi go potrzymać.
Isabel przygryzła wargę. Angie, niestety, miała rację. Isabel
zajmowała się wszystkim przez cały okres ciąży Angie i po­
tem, kiedy przywiozła Coreya ze szpitala do domu. To Isabel
zmuszała siostrę do właściwego odżywiania się i do odpo­
czynku, sprawdzała, czy Angie regularnie odwiedza lekarza,
i za wszystko płaciła. To Isabel kupiła małemu łóżeczko,
ubranka i pieluchy. Ona też zaprojektowała i wyposażyła po­
kój dziecinny. I cały czas była chora z zazdrości.
Isabel niczego na świecie nie pragnęła tak bardzo jak dzie­
cka. Skończyła już trzydzieści lat, ale własnych dzieci nie
miała. Nie spotkała dotąd mężczyzny, z którym chciałaby
przejść przez życie. A ponieważ uważała, że nie ma prawa
pozbawiać własnego dziecka ojcowskiej miłości, urodzenie
dziecka nieślubnego także nie wchodziło w rachubę. Isabel
nie potrafiła pogodzić się z tym, że jej młodsza siostra tak
dobrze wypełnia obowiązki matki, choć jeszcze dwa tygod­
nie temu wydawało się, że instynktu macierzyńskiego nic ma
za grosz.
Przepraszam, siostrzyczko - wyszeptała Isabel, z tru­
dem hamując łzy. - Ja tylko chciałam ci pomóc.
Przecież pomagasz. - Angie uśmiechnęła się do niej.
- Proszę cię tylko, żebyś mi pozwoliła zostać mamą Coreya.
Być może nie wszystko robię tak jak trzeba...
- Doskonale sobie radzisz, mała. - Isabel pogłaskała po­
krytą niemowlęcym puszkiem główkę siostrzeńca. - Będę za
wami tęskniła.
- Zamieszkamy o dwie ulice stąd. Zgadnij, kto będzie
opiekunką do dziecka?
- Chyba pobiję się z mamą o palmę pierwszeństwa.
Isabel uśmiechnęła się z przymusem. Wcale nie czuła się
obrażona. Uważała, że należała jej się reprymenda za wści-
bianic nosa w cudze sprawy.
Korzystając z tego, że Angie zajęła się karmieniem synka,
Isabel wyszła z pokoju, cichutko zamykając za sobą drzwi.
Była dopiero piąta rano, ale ona i tak nie mogłaby już zasnąć.
Postanowiła się ubrać i wcześniej niż zwykle rozpocząć swoje
poranne bieganie.
Włożyła dres, gęste brązowe włosy związała w koński
ogon i wyszła z domu. Stara kamienica z epoki wiktoriań­
skiej była nie tylko domem Isabel, ale mieściła także prowa­
dzoną przez nią pracownię dekoratorską. Dom miał tyle po­
koi, że bez trudu można było w nim zademonstrować klien­
tom szeroki zakres możliwości dekoratorskich Isabel. A wło­
żyła ona w urządzenie tego domu cały swój talent. Był piękny,
wygodny i przytulny, dokładnie taki, jaki powinien być pra­
wdziwy dom. Brakowało w nim tylko dziecięcego śmiechu.
Pojawienie się Coreya pozwoliło Isabel poznać uroki ma­
cierzyństwa, ale nawet i ten epizod miał się wkrótce skończyć.
Choć nie bardzo mogła sobie na to pozwolić, zniecierpliwio­
na nieustannym wtrącaniem się starszej siostry Angie wyna­
jęła mieszkanie w zrujnowanej kamienicy nie opodal domu
Isabel.
No cóż, westchnęła, Angie zawsze chodziła własnymi dro­
gami. Tym razem też na pewno jakoś sobie poradzi.
Poranek był chłodny, choć kalendarzowa wiosna miała się
zacząć dosłownie za kilka dni. Isabel pobiegła na znajdującą
się w pobliżu plażę Galveston Island i już po chwili poczuła
rozchodzące się po całym ciele błogie ciepło. Biegła, zacho­
wując właściwe tempo, oddech miała równy, spokojny. Zde­
nerwowanie, wywołane przykrym spięciem z młodszą siostrą,
wreszcie zaczęło znikać.
Nagle usłyszała jakiś dziwny dźwięk. Zwolniła tempo bie-
gu, podniosła głowę. Poprzez szum fal oceanu przedzierał się
odgłos do złudzenia przypominający płacz niemowlęcia.
- Chyba oszalałaś, Iz - mruknęła do siebie. - Skąd o tej
porze na plaży wzięłoby się niemowlę?
Tylko niemowlęta mi w głowie, myślała. Odkąd pojawił
się w moim domu Corey, cały czas nasłuchuję, co też się z nim
dzieje. Jak tylko zaczyna gaworzyć, zaraz się budzę, choćbym
nawet spała jak kamień. To na pewno miauczenie kota.
Przystanęła, gdy dźwięk się powtórzył. Tym razem była
absolutnie pewna, że to jednak nie kot, poszła więc w tę
stronę, z której dochodziło żałosne kwilenie. Na rozłożonej
wprost na piasku gazecie leżał zupełnie nagi noworodek. Isa-
bel, nie namyślając się długo, chwyciła dziecko na ręce.
- Kto mógł coś takiego zrobić? - zawołała głośno, drżą­
cymi ramionami otulając zziębnięte ciałko.
Nie potrafiła pojąć, jak to możliwe, żeby jakikolwiek czło­
wiek tak okrutnie mógł potraktować bezbronną ludzką istotkę.
Chwilę stała jak sparaliżowana, ogarnięta nieopisaną furią
skierowaną przeciwko matce maleństwa. Wreszcie ochłonęła.
Musiała przecież jak najszybciej zawieźć tę kruszynę do szpi­
tala. Nic wiadomo, jak długo nagi noworodek leżał na plaży
głodny i być może okaleczony.
Isabel schowała dziecko pod bluzę dresu, żeby ogrzać ma­
leństwo ciepłem własnego ciała, i pobiegła do najbliższych
schodów, prowadzących na Seawall Boulevard. Ulica była
zupełnie pusta. W oddali zabłysły światła szybko zbliżającego
się samochodu. Zrozumiawszy, że jest to być może jedyna
szansa szybkiego dotarcia do szpitala. Isabel stanęła na środ­
ku ulicy. Jedną ręką przytrzymywała przytulone do piersi
niemowlę, a drugą wyciągnęła w stronę nadjeżdżającego sa­
mochodu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin