447. Summers Ashley - Jeszcze jedna niespodzianka.pdf

(708 KB) Pobierz
That loving touch
ASHLEY SUMMERS
Jeszcze jedna niespodzianka
0
250199676.169.png 250199676.180.png 250199676.191.png 250199676.202.png 250199676.001.png 250199676.012.png 250199676.023.png 250199676.034.png 250199676.045.png 250199676.056.png 250199676.067.png 250199676.078.png 250199676.089.png 250199676.100.png 250199676.111.png 250199676.122.png 250199676.131.png 250199676.132.png 250199676.133.png 250199676.134.png 250199676.135.png 250199676.136.png 250199676.137.png 250199676.138.png 250199676.139.png 250199676.140.png 250199676.141.png 250199676.142.png 250199676.143.png 250199676.144.png 250199676.145.png 250199676.146.png 250199676.147.png 250199676.148.png 250199676.149.png 250199676.150.png 250199676.151.png 250199676.152.png 250199676.153.png 250199676.154.png 250199676.155.png 250199676.156.png 250199676.157.png 250199676.158.png 250199676.159.png 250199676.160.png 250199676.161.png 250199676.162.png 250199676.163.png 250199676.164.png 250199676.165.png 250199676.166.png 250199676.167.png 250199676.168.png 250199676.170.png 250199676.171.png 250199676.172.png 250199676.173.png 250199676.174.png 250199676.175.png 250199676.176.png 250199676.177.png 250199676.178.png 250199676.179.png 250199676.181.png 250199676.182.png 250199676.183.png 250199676.184.png 250199676.185.png 250199676.186.png 250199676.187.png 250199676.188.png 250199676.189.png 250199676.190.png 250199676.192.png 250199676.193.png 250199676.194.png 250199676.195.png 250199676.196.png 250199676.197.png 250199676.198.png 250199676.199.png 250199676.200.png 250199676.201.png 250199676.203.png 250199676.204.png 250199676.205.png 250199676.206.png 250199676.207.png 250199676.208.png 250199676.209.png 250199676.210.png 250199676.211.png 250199676.212.png 250199676.002.png 250199676.003.png 250199676.004.png 250199676.005.png 250199676.006.png 250199676.007.png 250199676.008.png 250199676.009.png 250199676.010.png 250199676.011.png 250199676.013.png 250199676.014.png 250199676.015.png 250199676.016.png 250199676.017.png 250199676.018.png 250199676.019.png 250199676.020.png 250199676.021.png 250199676.022.png 250199676.024.png 250199676.025.png 250199676.026.png 250199676.027.png 250199676.028.png 250199676.029.png 250199676.030.png 250199676.031.png 250199676.032.png 250199676.033.png 250199676.035.png 250199676.036.png 250199676.037.png 250199676.038.png 250199676.039.png 250199676.040.png 250199676.041.png 250199676.042.png 250199676.043.png 250199676.044.png 250199676.046.png 250199676.047.png 250199676.048.png 250199676.049.png 250199676.050.png 250199676.051.png 250199676.052.png 250199676.053.png 250199676.054.png 250199676.055.png 250199676.057.png 250199676.058.png 250199676.059.png 250199676.060.png 250199676.061.png 250199676.062.png 250199676.063.png 250199676.064.png 250199676.065.png 250199676.066.png 250199676.068.png 250199676.069.png 250199676.070.png 250199676.071.png 250199676.072.png 250199676.073.png 250199676.074.png 250199676.075.png 250199676.076.png 250199676.077.png 250199676.079.png 250199676.080.png 250199676.081.png 250199676.082.png 250199676.083.png 250199676.084.png 250199676.085.png 250199676.086.png 250199676.087.png 250199676.088.png 250199676.090.png 250199676.091.png 250199676.092.png 250199676.093.png 250199676.094.png 250199676.095.png 250199676.096.png 250199676.097.png 250199676.098.png 250199676.099.png 250199676.101.png 250199676.102.png 250199676.103.png 250199676.104.png 250199676.105.png 250199676.106.png 250199676.107.png 250199676.108.png 250199676.109.png 250199676.110.png 250199676.112.png 250199676.113.png 250199676.114.png 250199676.115.png 250199676.116.png 250199676.117.png 250199676.118.png 250199676.119.png 250199676.120.png 250199676.121.png 250199676.123.png 250199676.124.png 250199676.125.png 250199676.126.png 250199676.127.png 250199676.128.png 250199676.129.png 250199676.130.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Był późny grudniowy wieczór. Ostry, porywisty wiatr
szarpał ubranie Carrie Loving. W padającym śniegu
widziała przed sobą tylko nikły krążek światła trzymanej w
ręku latarki. Usiłowała dotrzeć do domku wynajętego w
stanie Ohio nad malowniczym jeziorem Prince John, ale
niecałe dwa kilometry od miejsca przeznaczenia samochód,
którym jechała, wpadł w poślizg na śliskiej od deszczu
drodze i zsunął się do rowu. Wysiadając, wpadła w
lodowatą wodę i przemoczyła botki.
W małej torbie podróżnej, którą ze sobą wzięła,
znajdowały się tylko druga zmiana bielizny i przybory
toaletowe. O zapasowym obuwiu Carrie nawet nie
pomyślała. Trzęsąc się z zimna, wepchnęła wilgotne włosy
pod kaptur skafandra. Przez chwilę zastanawiała się, czy
odejście od samochodu i ruszenie piechotą w stronę domku
było posunięciem sensownym. Nie pozostawało jej jednak
nic innego do zrobienia. Wiedziała, że o tej porze roku
rybacki ośrodek wypoczynkowy jest całkowicie opustoszały.
Nie zniechęciło to Carrie. Po miesiącach bolesnych przeżyć
marzyła o spokoju i psychicznym wytchnieniu. Po to tutaj
przyjechała.
Światło latarki zadrżało w jej ręku, gdy nagle poczuła, że
chwieje się na nogach. Chwyciła za nisko zwisającą gałąź.
Było jej potwornie zimno, a równocześnie czuła, jak coś pali
ją w środku. Poczuła w oczach piekące łzy. Znów dopada
mnie ta piekielna grypa, pomyślała ze złością. Akurat
wtedy, kiedy znalazłam się na całkowitym odludziu!
- Och, Boże! - wyszeptała, pełna obaw.
Ogarnął ją strach. Była rozwiedziona i samotna, a na
dodatek w czwartym miesiącu ciąży.
1
Po chwili przestało się jej kręcić w głowie. Puściła
ostrożnie gałąź i w ciemnościach ponownie ruszyła przed
siebie, nie odrywając wzroku od skąpego światła latarki.
Przeczekała falę ogarniających ją mdłości. Mimo że
nazywane porannymi, potrafiły dopaść kobietę o każdej
porze.
Za kilka miesięcy zostanie matką. Samotną matką.
Carrie obawiała się wychowywania dziecka w pojedynkę.
Ale ono nie musiało o tym wiedzieć. Powinno mieć całkowite
zaufanie do rodzicielki i bezgranicznie jej wierzyć.
- Nie martw się niczym, kochanie - szepnęła, dotykając
dłonią skafandra na brzuchu. - Zadbam o nas oboje.
Znów zakręciło się jej w głowie. Stanęła i po chwili,
zmagając się z silnym wiatrem i zacinającym śniegiem,
powoli zaczęła ść dalej. Z otrzymanych wcześniej
wskazówek wynikało, że droga biegnąca brzegiem jeziora
tworzy wokół ośrodka coś w rodzaju podkowy. Carrie
dotarła do zakola. Stąd do domków musiało być już blisko.
- Już niedługo, dziecinko, niedługo. Obiecuję ci -
szepnęła.
Gdy tylko wyszła na prosty odcinek drogi, dostrzegła
pierwszy domek. Stanęła zdziwiona. Za gęstą kurtyną
padających płatków śniegu ujrzała światła lamp. Nie była
więc sama na tym piekielnym odludziu! Zmęczona i
przemarznięta, marzyła o tym, aby zobaczyć ludzką twarz.
Mimo że do wynajętego przez nią domku powinna iść
znacznie dalej, jak ćma do ognia podążyła w kierunku
światła.
Sam Holt wrzucił do paleniska jeszcze jedno polano,
wzniecając snop iskier i wysyłając do komina i w czarne
niebo chmurę sinego dymu. Kiedy języki ognia zaczęły lizać
suche, aromatyczne drewno jabłoni, oparł się obok o
ścianę. Wysoki, dobrze zbudowany, ubrany w jedwabną,
granatową piżamę nerwowo bębnił palcami w obudowę
2
kominka. Był piekielnie rozdrażniony i, co gorsza, zupełnie
nie wiedział, dlaczego.
Ponurym wzrokiem wpatrywał się w ogień. Miał ochotę...
Och, do licha, nie wiedział, czego właściwie chce. Odczuwał
jakiś wewnętrzny głód, ale nie miał ochoty najedzenie. A
więc na co? Na towarzystwo kobiety? Też nie. Gdyby tylko
zechciał, wystarczyłby jeden telefon. W skrytce pocztowej
znajdował dziesiątki listów od wielbicielek. Bez przerwy
dzwoniły do niego z oświadczynami, nagrywając się na
taśmę w automatycznej sekretarce. Czyste przedświąteczne
szaleństwo, pomyślał z niechęcią.
Na ekranie telewizora właśnie przypominano, że na
zakupy zostało już tylko sześć dni. A może to grudniowa
atmosfera wpłynęła na pogorszenie jego samopoczucia?
Swego czasu Boże Narodzenie było dla niego świętem
pełnym uroku, niemal bajkowym. A teraz? Teraz stało się
jedynie pretekstem do wydawania pieniędzy i urządzania
snobistycznych przyjęć.
Nerwowym ruchem Sam uderzył pogrzebaczem w
rozżarzone polano. Pozbawiony tego, co niegdyś sprawiało
radość, wpadł w rozdrażnienie. Swego czasu cieszyło go
kupowanie wyjątkowych prezentów dla wyjątkowych osób.
Lubił przyjęcia. Ale to wszystko się skończyło. Picia,
romansowania, gadania o byle czym i przenikliwego
kobiecego śmiechu, rozbrzmiewającego na eleganckich
balach, miał po dziurki w nosie.
Ponownie uderzając pogrzebaczem w płonące polano,
stwierdził w myśli, że zaliczył już w życiu sporą liczbę
wytwornych i pięknych, wyrafinowanych kobiet o miękkich
głosach i drapieżnych oczach. Należała do nich także jego
była żona. Egocentryczna, lubiąca zabawę i towarzystwo,
śliczna kobieta, która potrafiła tak oczarować każdego, że
na jej kłamstwa dałyby się nabrać nawet anioły. W każdym
razie udało się jej nabrać Sama. Dość szybko jednak
3
zorientował się, że ponętna Elysse nie różni się niczym od
innych kobiet tego samego pokroju. Była płytka, próżna,
podstępna, fałszywa i niegodna zaufania.
Brzmiało to cierpko, ale nie stał się człowiekiem
zgorzkniałym. Zgoda, miał poczucie doznanej krzywdy. A
także zrobił się piekielnie ostrożny. I może nawet trochę
stuknięty. Ale w żadnym razie nie zgorzkniały. Tę cechę
charakteru oceniał bardzo negatywnie. Utożsamiał z
psychiczną aberracją.
Miał jednak pełne prawo do rozgoryczenia. Elysse
popełniła czyn niewybaczalny. Gdyby nie jej niesamowity
egocentryzm, miałby teraz własne dziecko. Nie musiałby
ciągle zastanawiać się nad tym, jak by mogło być, gdyby
postąpiła inaczej.
Mimo upływu czasu doznaną krzywdę ciągle odczuwał
bardzo boleśnie. Nie było w tym nic dziwnego. Nadal nie
opuszczało go bowiem pragnienie posiadania syna. Niechby
i była córka, ustąpił w myśli. I znów wspomnienie żony
sprawiło, że zacisnął pięści w bezsilnej złości. Jak Elysse
mogła tak podłe postąpić? Ukryła przed nim ciążę. Zanim
dowiedział się, że zostanie ojcem, zdążyła pozbyć się
dziecka! Najważniejsza była dla niej nieskazitelna, szczupła
sylwetka.
Przerwania ciąży jej nie wybaczy. Nigdy!
Sam westchnął głęboko. Po chwili jednak uznał, że to
bolesne doświadczenie miało także dobre strony. Dzięki
niemu uodpornił się na przeciwności losu i wyzbył resztek
uczucia w stosunku do żony.
Przestał się znęcać nad płonącymi polanami i odstawił
pogrzebacz. Nadal jednak był piekielnie rozdrażniony i czuł
się fatalnie. Podmuchy wiatru, z siłą uderzające o ściany
domku, i zamieć śnieżna szalejąca za oknami coraz bardziej
działały mu na nerwy.
- Pilnuj się, stary, żebyś nie zwariował - ostrzegł
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin