Świadectwa Neokatechumenat.doc

(269 KB) Pobierz
Świadectwo

Świadectwo

 

14 grudzień 2000

Chciałam się w moim świadectwie podzielić uczuciami i przeżyciami jakich doznałam na "Drodze Neokatechumenalnej".

Uczęszczałam na "Drogę" 5 lat. Byłam wprawdzie gorliwą katoliczkę, ale chciałam poprzez katechezy bardziej pogłębić swoją wiarę. Zachęcona słowami katechisty, że "To nie przypadek że Ty tu jesteś, to Bóg ciebie wybrał i przyprowadził" poczułam się wyróżniona i zaczęłam uczęszczać wraz z moją córką.
Już na pierwszych konwiwencjach oraz naukach zaczęłam popadać w nerwicę oraz lęki. Ludzie pytani jaką widzą różnicę w swoim życiu teraz w porównaniu z życiem przed "Drogą", dawali świadectwa, że do tej pory w Kościele nie znajdywali swego miejsca, nic nie słyszeli z czytań i nic nie rozumieli z kazań, a dopiero tutaj znaleźli prawdziwą wiarę. Obmawiało się przy tym księży oraz Kościół i proboszczów.

Już wkrótce zorientowałam się, że szacunek do bliźnich, a szczególnie do ludzi starszych orz wzajemna miłość jest tu pojęciem nieznanym. Wszyscy zresztą byli na "Ty". Sama byłam świadkiem jak 16-to letnia dziewczyna "nawymyślała" jednemu z braci, który mógł być jej ojcem. Przyjął to wszystko ze spuszczoną głową, bo gdyby się obraził, usłyszałby słowa już wcześniej zakodowane przez katechistów: "A kim ty właściwie jesteś, że nie można ci ubliżyć. Wszyscy przecież jesteśmy grzesznikami, a nawet padały słowa "kanaliami" i tylko człowiek pyszny i nienawrócony może być urażony, jeśli się mu coś przykrego powie".

Znam przypadki kiedy na konwiwencjach oprócz wyzwisk dochodziło do rękoczynów. Wszystko co działo się wewnątrz wspólnoty musiało być zachowane w tajemnicy. Straszono bowiem, że jeśli ktoś cos wyniesie, to dopuści się grzechu ciężkiego. Byłam tym bardzo zdziwiona, ponieważ w Kościele nigdy nie mówiono, żeby nic nie komentować.

Na pierwszym "skrótinium" kiedy padły słowa "Sprzedaj wszystko co masz i rozdaj ubogim" bardzo się tym przejęłam, gdyż jestem osobą otwartą na pomoc bliźnim. Zaczęłam sprzedawać swoje rzeczy osobiste i oddawać pieniądze do Towarzystwa Brata Alberta w Lublinie przy ul. Zielonej oraz na inne konta. Kiedy na etapie "Szema" zostałam zapytana przez katechistę jak wypełniłam słowo o dobrach opowiedziałam o swoim czynie. Zostało to skomentowane następująco: "Jeśli ktoś sobie szafę wyczyścił ze śmieci, to niech nie myśli, że wypełnił słowo". Do końca konwiwencji siedziałam ze spuszczoną głową i oczu nie mogłam podnieść. Gdybym wtedy miała tę odwagę, którą mam dzisiaj to zapytałabym katechistę: "Powiedz Ty bracie dla przykładu co sprzedałeś i co rozdałeś biednym". Byłam wtedy zastraszona i nie miałam śmiałości niczego powiedzieć.

Drugie "skrótinium" było dla mnie szokiem. Kiedy mówiono o przecinaniu afektów z bliźnimi przeczytano słowa z Ewangelii: "Kto nie ma w nienawiści ojca i matki, nadto samego siebie, nie może być moim uczniem". Nikt nie wytłumaczył braciom, że tego słowa nie można brać dosłownie, a jednak większość szczególnie młodych braci tak to przyjęła. Przecież każdy zdrowo myślący człowiek wie, że Jezusowi nie chodziło o nienawiść, lecz o to aby On był najważniejszy w życiu człowieka i aby nikogo nie stawiać na równi z Nim, nawet własnych rodziców i samego siebie. Przecież w wielu miejscach na kartkach Pisma św. Jezus tak wiele mówi o miłości. O co więc tu chodziło?

Po tym czytaniu na drugi dzień w ogromnej sali gimnastycznej w obecności około 100 osób (wiek od 16 do 60 lat) ustawiono naokoło krzesła, a na środku postawiono krzesło dla przesłuchiwanego brata. Naprzeciwko krzesła na prezbiterium siedzieli świeccy katolicy oraz jeden kapłan. I tu zaczynała się spowiedź z całego życia. Był co prawda kwestionariusz z pytaniami, ale to im nie wystarczało. Prowadzący katechista tak drążył w psychice człowieka, że mówiono o najskrytszych tajnikach własnej duszy. Mówiąc o idolach trzeba było mówić o swoim dzieciństwie, wyciągając często z grobu nieżyjących rodziców, opowiadać jacy to oni byli podli i jak bardzo zaważyli na życiu niejednego z braci.

Pod wpływem strachu bracia opowiadali o swoich grzechach nieczystości o wypaczeniach seksualnych, aborcjach itp. Wszystko to odbywało się w obecności braci, a także członków rodziny będących na "Drodze". W pewnym momencie podczas słuchania tych wypowiedzi ogarnął mnie straszny niepokój. Zaczęłam się modlić na różańcu oraz modlitwą "Pod Twoją obronę". Niepokój jednak nie mijał. Ponieważ zawsze trzymałam się słów Jezusa, który powiedział:
"Pokój mój zostawiam wam, pokój mój wam daję", zorientowałam się, że jest w tym jakaś przyczyna. Kiedy nadszedł czas mojego "skrótinium" powiedziałam na wstępie trzymając w dłoni różaniec (którego tam się nie odmawia), że mam pytania do katechistów. Zapytałam się wiec kto dał im taka władzę, aby w ten sposób przesłuchiwać braci, bo mnie w Kościele Katolickim uczono, ze istnieje spowiedź święta okupiona męczeńską krwią naszych kapłanów. Zapytałam również czy Ojciec Święty o tym wszystkim wie. Odpowiedzieli mi, że nie musza się przede mną tłumaczyć i że Ojciec Święty o tym wie i że już wkrótce podpisze "Statut Drogi". A jeśli chodzi o przesłuchania mówiono, że jest konieczne, aby człowiek zrzucił z siebie skorupę starego człowieka i stał się przez to nowym i odrodzonym.
Po tych zapytaniach usiadłam na krzesło (czego żałuję). Zaczęłam mówić o swoim dzieciństwie, wyciągnęłam z grobu nieżyjącego już ojca, który co prawda był winien mojego smutnego dzieciństwa, ale ja już dawno mu to przebaczyłam i modlę się za niego. Musiałam więc odgrzebać dawne rany co było bardzo bolesne. Zaczęłam opowiadać o moim małżeństwie, a na końcu zapytano mnie o moje pożycie seksualne. Było to dla mnie żenujące, ponieważ mam już swoje lata, jestem osobą schorowaną i ten temat już mnie nie interesuje.
Wszystko to odbywało się w obecności mojej córki. Na zakończenie mojego przesłuchania usłyszałam wyrok katechisty, że jestem osobą silną ale apodyktyczną. I tutaj zaczął się mój osobisty dramat. Córka moja bardzo się ode mnie odsunęła. Powiedziała mi, że dowiedziała się w końcu jaka ja jestem i że bardzo się dziwi, jak ojciec (mój mąż) tyle lat ze mną wytrzymał. Kilka razy nazwała mnie despotką. Kiedy ja zapytałam czemu się tak zmieniła (żyłyśmy dotąd w wielkiej przyjaźni) powiedziała mi, że nareszcie po drugim "sktótinium" pozbyła się afektów i żebym się od niej odczepiła. Można sobie wyobrazić co przeżyłam i co działo się w moim sercu.
Córka nadal jest dla mnie arogancka, prawie wcale się z nami nie kontaktuje, a kiedy ja pierwsza do niej zadzwonię prosi aby nie dzwonić i dać jej żyć, ponieważ ma "Drogę" i braci.

Chciałam jeszcze złożyć świadectwo pewnych manipulacjach finansowych, oczywiście bez posądzeń co do ich nieuczciwości, ponieważ nie jestem tego pewna.
Nigdy na wyjazdach nie ustalano stawki opłat, natomiast domagano się, aby do reklamówki wrzucać obfite kwoty, nawet ze wszystkimi drobnymi, ponieważ Bóg zatroszczy się o jutrzejszy dzień. Dla przykładu katechista podał fakt, że kiedyś ktoś tak uczynił, i kiedy przyjechał do domu to pod jego drzwiami niewidzialna ręka podłożyła prowianty żywnościowe, które pozwoliły przetrwać rodzinie. Słyszałam również o fakcie, że we Włoszech pewna samotna panna oddała swoje mieszkanie wielodzietnej rodzinie, sama zamieszkała na stancji i za 2 miesiące poznała milionera, wyszła za mąż i zamieszkała w przepięknej willi.
Po tych wszystkich przeżyciach udałam się do Katedry Lubelskiej i przed obrazem Matki Bożej zapłakałam jak małe dziecko. Zdałam sobie sprawę jak bardzo trzeba kochać Kościół Święty, naszych kochanych kapłanów, a nade wszystko konfesjonał, który jest najdroższym klejnotem naszej katolickiej wiary.
Jeśli tym co napisałam obraziłam Boga Wszechmogącego, Jezusa Chrystusa oraz Maryję Matkę Kościoła, to błagam o przebaczenie. Jeśli faktycznie, jak to twierdza katechiści, "Neokatechumenat" jest darem Opatrzności dla Kościoła, a jego założyciel Kiko jest "Prorokiem", to uważam, że ludzie świeccy powinni usunąć się na bok i oddać głos kapłanom, którzy mają przygotowanie teologiczne i znają dobrze Ewangelię. W przeciwnym razie będą istniały poważne nadużycia, które już doprowadzają do depresji, skłócenia rodzin, a nawet myśli samobójczych.

Jeszcze raz przepraszam prosząc o rozgrzeszenie
Zawsze wierna Kościołowi służebnica.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Świadectwo

 

Lublin, dnia 15.XII.2000 r

 

Szanowny Pan Marcin Dybowski

W związku z prośbą pani /.../ przesyłam Panu moje materiały dotyczące Neokatechumenatu, /.../.
Na ww. "Drodze" jest jeszcze moja /.../. Na pewno pójdą z rodzicami na "Drogę". I ubolewam z tego faktu.
Ja byłem w Neokatechumenacie od czasu jego powstania tj. od 1975 r. do 1985. Odebrałem jako sektę w Kościele Rzymsko-Katolickim. /.../

W skrócie widzę najważniejsze zagrożenia tej wspólnoty takie zjawiska jak:

1.       Neokatechumenat powstaje we wnętrzu Kościoła, w którym skrycie zmieniają w ramach "prania mózgów" myślenie katolickie na luterańskie lub protestanckie, pod oficjalnym określeniem jako "nowość pod działaniem Ducha św.".

2.       Ruch ten jest silnie powiązany z hierarchią "Drogi" tj. Kiko - Carmen, którzy maja swoich "apostołów" - wysłanników na różne kraje, w których jest Neokatechumenat, w Polsce jest Stefan Gernnarim (Żyd), zaś delegatem z ramienia centrali (jw.) o. Livio.

3.       Oficjalnie Neokatechumenat zgłasza swój akces do biskupa-ordynariusza, ale nie mówią całej prawdy i robią swoje (jako ruch "z inspiracji Ducha św.").

4.       Najbardziej ubolewam nad faktem (dotyczy to nie tylko mojej sytuacji), że dzieci (moje wnuki) wejdą automatycznie do Kościoła pod nazwą Neokatechumenat. Moja najstarsza wnuczka przygotowuje się w Kościele Rzymsko-Katolickim do I-szej Komunii św. Ale później będzie uczestniczyć w Neokatechumenacie i w liturgii Eucharystycznej (pod dwiema postaciami), a co najgorsze naucza myślenia o Eucharystii w duchu nauki katechistów z Neokatechumenatu. Wnuki moje nie będą odmawiały Różańca, Drogi Krzyżowej, nie będą brać udziału w nabożeństwach Majowych, Czerwcowych czy różańcowych. Inna będzie spowiedź niż jest teraz uczone w Kościele, bo pozna z czasem o innej interpretacji grzechu jaka jest w Neokatechumenacie itd. itp. itd. Dzieci w rodzinach Neokatechumenatu jest multum czyli bardzo dużo!!! Trzeba koniecznie coś zrobić, żeby tej niebezpiecznej herezji, bo znajduje się we wnętrzu Kościoła - jak Koń Trojański - z góry nakreślonym celem, przeciwdziałać, ale mądrze!

/.../. Jest to idealnie zaaranżowana robota przez masonerię. Udaje się im nawet "mydlić oczy" niektórym biskupom i księżom. Mają w RP nawet swoje odrębne Seminarium Duchowne pw. Redemptoris Mater! Dziwię się bardzo, że Prymas Glemp wyraził na to zgodę. Mają "szefowie" Neokatechumenatu na wszystko sposoby. Na mój list do ks. Prymasa skierowany w 1984 r. do dziś nie otrzymałem odpowiedzi mimo monitu. /.../. Po interwencji u redaktora-korespondenta lubelskiego, napisał mi, że nie wydrukują, bo jest krytyczny w stosunku do autora - księdza Werona, czyli nie można pisać prawdy i krytykować księdza, który pisze bzdury.
Bardzo się cieszę, że ukazała się wspaniała książka ks. Enrico Zoffoli "Czy Droga Neokatechumenatu..." - bo opracowano bardzo dokładnie i naukowo! (z przypisami!) To Pana zasługa. Mam nadzieję, że zdobędę tę pozycję. /.../
Dotychczas znałem prace - broszurki ks. Michała Paradowskiego - "Neokatechumenat" i Ricardo Blarques "Wspólnoty Neokatechumenalne". W tej ostatnie, która chwali Neokatechumenat, jest na stronie 61, jedno zdanie: "o pewnej protestantyzacji" i tyle.
Będę Panu bardzo wdzięczny za odpowiedź, gdy otrzyma Pan moje materiały. Mam nadzieję, że wysyłam je w odpowiednie ręce. Z poważaniem
nazwisko i adres do wiadomości Fundacji Antyk

P. S. Pisałem w sprawie Neokatechumenatu do kardynała /.../, odpisał mi odręcznie. Mam wrażenie, że jest po naszej stronie, a to ważne, bo jest blisko Ojca św. Znam kardynała osobiście /.../.

 

 

 

Świadectwo

 

Byłem 10 lat w Neokatechumenacie

 

(artykuł H. W. polemiczny wysłany do "Słowa" - niepublikowany)

 

Nawiązując do artykułu zamieszczonego w "Słowie" - dzienniku katolickim z dnia 27 marca br. nr 62 na str. 5 pt. "Frontalny atak na neokatechumenat" chciałem podać kilka uwag i zasygnalizować całą prawdę na temat tej wspólnoty tzw. "drogi katechumenalnej".

Najpierw kilka pozytywnych spostrzeżeń. Jest dużo modlitwy, czytań Pisma św. Wiele dość ciekawych katechez (których nie wolno ani notować, ani krytykować); jest wiele stopni "wtajemniczeń" (tzw. skrutinia I, II, III, szema itd. i tzw. konwiwencji). Wspomnę też, że udział w tej wspólnocie zabiera bardzo dużo czasu; katechiści nie liczą się z obowiązkami i sytuacją domowa członków wspólnoty: najważniejsza jest obecność "na drodze", czyli Pan Bóg. Jest też zakaz mówienia szczegółowego co się dzieje we wspólnocie, jak też ujawniania swoich przeżyć i odczuć innym. Dodam również, że główni katechiści (Stefa i inni) oraz tzw. "odpowiedzialni" nie mówią np. biskupom i innym zainteresowanym tą droga całej prawdy i tylko prawdy. Mówią tylko to, co jest pozytywne i nie budzące żadnych zastrzeżeń.

Od początku bycia w tej wspólnocie odnosiłem wrażenie, że w naszym Kościele Rzymsko-Katolickim powstaje nowy Kościół, bo było tez dużo krytycznych uwag pod adresem naszego Kościoła, że "Kościół nie dał nam tego co da nam neokatechumenat". Były nawet ze strony braci ujemne i przykre słowa, jakie wypowiadali na wspólnych przygotowaniach liturgii w domach. Widać było jak mocno utrwalały się treści katechez w umysłach członków wspólnoty.

Na ogłoszeniach informujących o nowych katechezach dla ludzi z zewnątrz, były m.in. słowa: "dozwolone od lat 16". Wiadomo, że młodym ludziom, można łatwo wiele rzeczy wmówić, bo chcą być nowocześni. Odnosiłem wrażenie, że neokatechumenat to rodzaj sekty powstającej wewnątrz naszego Kościoła.

Ruch "Światło-Życie" ks. Fr. Blachnickiego był stale atakowany przez funkcjonariuszy SB, zaś "droga neokatechumenalna", która powstała w 1975 r. przy kościele oo. Jezuitów w Lublinie, mogła swobodnie prowadzić swoją działalność, stąd płynął prosty wniosek....

Teraz kilka uwag szczegółowych. Wg katechistów obecność Chrystusa w Eucharystii zależy od mojej wiary: jeżeli wierzę, że On jest w Eucharystii obecny, jeżeli zaś nie wierzę, to Go tam nie ma. Dalej, grzech jest tylko jeden, tzn. jest lub go nie ma. Nie uznaje się grzechów śmiertelnych i lekkich, czyli powszednich. Jeden z aktywistów na zwrócona uwagę oświadczył złośliwie, że różnica miedzy grzechem ciężkim i powszednim jest taka, jak miedzy łysym, który ma trzy włosy, a łysym, który nie ma ani jednego włosa, czyli nie ma żadnej różnicy. I co jest ważne: ci braci, którzy bezkrytycznie zawierzyli katechistom, przystępowali stale do Komunii św. bez spowiedzi. Aż do czasu wielkiej tzw. Liturgii pokutnej, poprzedzonej czytaniami Pisma św., wypowiedziami braci, spowiedzią uszną z odpowiednimi ceremoniami. Po takiej liturgii była obowiązkowa agapa, niezależnie od czasu, nawet o godzinie 23-ej lub 24-ej, a nawet i później.

A teraz kilka słów w jakim m.in. duchu były prowadzone katechezy. Np. mówiono, że w czasie II wojny światowej o wylądowaniu w Normandii aliantów, pierwsza osobą, która przekazała tą ciekawą dobrą nowinę i wiadomość była ... prostytutka; a więc i taka osoba może przynieść dobrą nowinę, jaka głoszą cywilni katechiści. Bo faktycznie ich katechezy są nietypowe co do treści i formy. W czasie jednej z nich mówiono: że nie wszyscy biskupi nas akceptują; druga przesłanka: "żeby nas zaakceptować trzeba mieć dużo pokory", a więc wniosek był prosty ... biskupi, którzy nie akceptują neokatechumenatu nie maja pokory. Kiedy ktoś odważny zapytał publicznie katechistów, dlaczego uważają, że biskupi nie maja pokory. Wówczas natychmiast mocno oświadczono: "myśmy tego nie powiedzieli". Bo faktycznie nie było to stwierdzenie wprost.

Podobno jakiś biskup (abp Stroba z Poznania) miał powiedzieć, że lepiej, kiedy młody człowiek idzie do neokatechumenatu, niż by miał pójść do świadków Jehowy lub do Adwentystów Dnia Siódmego, a więc wniosek prosty...

Nie jest prawdą, że neokatechumenat łączy rodziny i małżeństwa. Jest często wręcz odwrotnie, chyba, że oboje małżonkowie w pełni zaakceptują to co głoszą katechiści. Znam małżeństwa, które jeszcze bardziej się rozbiły przez neokatechumenat. To samo jest i w rodzinach, żeby nie mówić o szczegółach.

W czasie Triduum Wielkiego Tygodnia, np. w Wielki Czwartek bracia nie mają Eucharystii (która przecież była ustanowiona w tym dniu przez Chrystusa na Ostatniej Wieczerzy), lecz na liturgii po czytaniach odpowiednich fragmentów Pisma św. Starego i Nowego Testamentu i licznych wypowiedziach, jest... umycie nóg (SIC) i to generalnie dla wszystkich bez względu na płeć! Obrzęd ten wykonują odpowiedzialni wspólnoty i prezbiter, czyli ksiądz. Były to naprawdę wielkie emocje i bardzo wzruszające przeżycia, ale przecież nie ten fakt był najważniejszy w czasie Ostatniej Wieczerzy Chrystusa z uczniami, lecz właśnie ustanowienie Eucharystii (Sakramentu Miłości Chrystusa i kapłaństwa).

W okresie Bożego Narodzenia nie śpiewa się we wspólnotach neokatechumenalnych kolęd (przynajmniej tak było w czasie mojego pobytu "na drodze" w latach 1975-1985), nie ma opłatka, choinki, bo jak twierdzą katechiści, fakty te nie są związane z tradycją Kościoła. Jeden raz tylko w czasie nieszporów, prezbiter (tak tylko określa się kapłana) zaintonował kolędę "Bóg się rodzi, moc truchleje..." i zaśpiewano nawet wszystkie zwrotki. Jak się potem okazało, zrobili to dlatego, ponieważ w kościele, w którym miały być prowadzone nowe katechezy, proboszcz zarzucał owemu księdzu, że w tej wspólnocie nie śpiewać kolęd, więc zaśpiewano, żeby dać pozytywną odpowiedź.

Główni katechiści robią wszystko, żeby tworzyć jak najwięcej wspólnot, bez względu na ilość członków, byleby powstawały nowe wspólnoty neokatechumenalne. Niektórzy bracia (krytycznie ustosunkowani do neokatechumenatu), porównywali ten moment tworzenia na siłę coraz o nowych wspólnot neokatechumenalnych w kościołach na terenie Polski, do powstawania nowych podstawowych organizacji partyjnych, jak to miało miejsce w minionym okresie w zakładach pracy. Mieli przecież całkowitą swobodę działania, bez oficjalnych kontroli SB. Fakt ten mówi sam za siebie. Jest również tendencja zakładania licznych wspólnot neokatechumenalnych na całym świecie. Na czele ich stoją Kiko Argüello i Carmen Hermandez.

Byli i są tacy, którzy podejrzewają, że neokatechumenat ma związek z ... masonerią i z Żydami. Bo np. główny hymn "drogi" to: Szema Izrael, szema Izrael, adonai elohenu, adonai eha...

Tylko Duch Święty zna całą prawdę i tylko prawdę, która kryje się pod tą "nowoczesną wspólnotą" - jaki jest jej główny cel!!!

Osobiście należąc do wspólnoty "Światło-Życie" pod kierunkiem ks. dr F. Blachnickiego (1979-1975), która (nb) powstała również po Vaticanum II - odczułem jej nowoczesność, ale nie czułem się "wyprowadzany" z Kościoła Rzymsko-Katolickiego, jak to miało miejsce we Wspólnocie Neokatechumenalnej!

Musiałem przejść, bo namówiona została "na drogę" moja ówczesna żona; żeby więc nie rozbijać dalej życia małżeńskiego - wstąpiłem na "drogę" i ja. A może i Bóg tak chciał, żebym zobaczył całą prawdę o Wspólnocie Neokatechumenalnej. Na "drodze" trwałem 10 lat; jest to chyba wystarczający okres by w pełni poznać Neokatechumenat! Mam ogromną wątpliwość, czy rzeczywiście "droga neokatechumenalna" jest "katolickim ruchem odnowy" - jak sugeruje autor wyżej wspomnianego artykułu w "Słowie" - ks. E. Weron SAC. Niektóre uprzednie wydawnictwa o neokatchumenacie, ukazujące się przed publikacją ks. Parandowskiego wspominały, że ruch ten ma niektóre cechy protestanckie, lecz nic nie mówiono o naszej podejrzliwości, że ma on związek z masonerią i Żydami.

Dodam jeszcze, że bardzo mocno akcentowano hasło z Ewangelii "nie sprzeciwiać się złu". Mówiono, że "praca nad sobą nic nie daje", trzeba niejako trwać w swoim złu, a Pan Bóg sam nas z tego zła (grzechu) wyzwoli, tylko jest jeden warunek: trzeba być na "drodze" i robić to, co zalecają katechiści!!!

Na zakończenie cytuję myśl podaną w ostatnim zdaniu artykułu ks. Werona: "Na pewno jednak ewangeliczna czujność jest zawsze bardzo potrzebna." Podpisuję się pod nią oburącz!

Paweł z Puław
(Pseudonim pod artykułem i poniżej: nazwisko i adres znane Redakcji)

PS. Zainteresowanym służę innymi materiałami i uwagami, gdyż nie wszystko opisałem w powyższym liście. H.W. - "nieprzekabacony" członek "drogi neokatechumenalnej"

5. IV. 1996 r.
Prawdziwe nazwisko i adres do wiadomości Fundacji Antyk i kompetentnych władz Kościołą

Świadectwo

 

Moja droga neokatechumenalna

 

 

Fakty pozytywne:

1.       Nośne hasła: "Bóg Cię kocha takim jakim jesteś", "Przyjdź posłuchaj dobrej nowiny", "Jeżeli masz problemy w małżeństwie, jeżeli jesteś samotny - przyjdź Jezus Cię kocha".

2.       Piękna ikona Maryi z małym Jezusem, jako wizytówka.

3.       Piękne pieśni starotestamentowe (psalmy i inne).

4.       Zaproszenia na katechezy poprzez ogłoszenia w kościele po Mszy Świętej, na ulicach - poprzez śpiewanie pieśni, transparenty i bezpośrednio - poprzez pójście do domów (zaproszenie ustne i pozostawienie wizytówki z ikoną i nośnymi hasłami jw.)

5.       Cykl katechez wstępnych ok. 10 na temat historii chrześcijaństwa i narodu wybranego.

6.       Droga podzielona na trzy etapy: pokory, prostoty i uwielbienia Boga.

7.       Spotkanie w jednej wspólnocie ludzi różnych profesji i wieku.

8.       Poznanie prawdy o sobie.

9.       W okresie Adwentu i Wielkiego Postu modlitwy brewiarzowe.

10.    Zaprzyjaźniłam się z kilkoma osobami.

 

Fakty negatywne:

1.       Odciąganie od rodziny i obowiązków - zagospodarowanie czasu w wolne dni od pracy, wyjazdy na kilkudniowe konwiwencje, kilkugodzinne katechezy (3-4 godziny) w ciągu tygodnia.

2.       Cotygodniowa Msza Święta odbywa się zawsze w sobotę wieczorem, ale nie w Kościele, lecz w innych ciasnych i dusznych pomieszczeniach np. w piwnicach. Stół, na którym jest sprawowana, to przypadkowy mebel np. stół pingpongowy.

3.       Atmosfera na spotkaniach - przygnębienie, smutek, brak wzajemnej życzliwości, tępienie oznak sympatii w myśl hasła: "Neokatechumenat nie jest kółkiem wzajemnej adoracji". Ogólnie określę - atmosfera sztuczna jak gdyby nikt nie był na swoim miejscu i nie był tym kim jest. Pocałunek pokoju jedyny dozwolony akt życzliwości.

4.       Izolacja od życia społecznego, politycznego i gospodarczego - motywacja: Pan Jezus też nie zajmował się tymi sprawami.

5.       Niewskazany udział w innych formach życia religijnego.

6.       W mojej ocenie długotrwałe bombardowani tymi samymi informacjami, powtarzane systematycznie - to przejaw najprostszej formy psychomanipulacji, a w efekcie uzależnienie człowieka od wspólnoty i jego zniewolenie.

7.       Brak wyciszenia, adoracji Najświętszego Sakramentu, brak doskonalenia się w modlitwie.

8.       Brak NABOŻEŃSTWA DO NAJŚWIETSZEJ MARYI PANNY.

9.       Negowanie roli katolickiego Radia Maryja.

10.    Brak odniesienia do nauki Ojca Świętego Jana Pawła II.

11.    Krytyka naturalnej regulacji poczęć, propagowanie współżycia płciowego bez wstrzemięźliwości płciowej.

12.    Wg katechistów Neokatechumenat jest najlepszą drogą do zbawienia, poza nim czeka człowieka zguba, nie wywinie się z rąk szatana.

13.    W imię źle pojętej prawdy (bez miłości) ludzie na comiesięcznych konwiwencjach (ci bardziej agresywni) wytykają sobie nawzajem wady, słabości i zachowania w sposób grubiański, często wulgarny.

14.    Na skrutyniach (kolejnych etapach) osoby odpowiadające na pytania starają się przypodobać katechistom nie krytykując drogi. Osoby, które odważyły się na krytykę określa się np. "masz wysokie mniemanie o sobie", "jesteś apodyktyczna", "nie przechodzisz do następnego etapu", "zamelduj się w niższej wspólnocie".

15.    Szczególnie chciałabym podkreślić II skrutinium. Kilkuosobowa grupa katechistów świeckich i prezbiter zadają bardzo drobiazgowe pytania osobie skrutinowanej, grzebiąc się w jej przeszłości, grzechach, wyciągając różne bolące i dawne zapomniane zranienia, zmuszając podchwytliwymi pytaniami do wyznawania odpuszczonych wcześniej grzechów. To wszystko odbywa się w obecności kilkudziesięciu innych osób.

16.    Katechiści rozdali deklaracje zobowiązujące do systematycznych wpłat na konto Redemptoris Mater w Warszawie - ośrodek kształcenia prezbiterów z łona Neokatechumenatu.

17.    Przy okazji katechez i innych spotkań - zbiórki pieniędzy na mniej lub bardziej określone cele, nikt z nas nie ma do tych pieniędzy wglądu, nie sprawdza, nie kontroluje poza katechistami.

18.    Neokatechumenat odziera człowieka z jego godności osobistej, indywidualności, intymności, uczy postawy zakłamania, obojętności na życie społeczne, polityczne i gospodarcze.

Anna z Lublina

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Świadectwo

 

J. E. /.../

Jestem we wspólnocie neokatechumenalnej od początku jej istnienia w Polsce, tj. od 1975 r. Od tamtego czasu do dziś, mimo ze starałem się dostrzegać jej walory: częsty kontakt ze Słowem Bożym, możliwość wypowiadania się "co to Słowo do mnie mówi" itd.; mniejsze walory - to kontakty towarzyskie z braćmi, spotkania domowe w celu przygotowania liturgii, przy okazji kolacja, agapa - miłe kontakty towarzyskie, a tym samym rozwiązanie dla wielu problemów samotności, ale chyba sprawy te, również bardzo ważne dla chrześcijanina, można rozwiązywać na innej drodze, nie koniecznie w neokatechumenacie.

Są inne, bardziej związane z Kościołem i akceptowane przez nasz Episkopat wspólnoty, jak np. Ruch Oazowy "Światło-Życie".

Obok tych nielicznych walorów neokatechumenatu widziałem i nadal dostrzegam dużo niebezpiecznych i zasadniczych minusów, ujemnych stron oraz złej roboty dla Kościoła Rzymsko-Katolickiego na świecie i w Polsce, jak tez dla jego Hierarchii i dla wiernych. Katechiści działają pod pozorem głoszenia i nawoływania do nawrócenia, uczenia się praktycznego chrześcijaństwa, wszczepiają w umysły katolików, a głównie mniej wyrobionej i niedoświadczonej młodzieży protestanckie i judaistyczne myślenie.

Powszechnie uważa się, że Kościół posiada jakby dwie strony: nadprzyrodzona i przyrodzoną, duchową i materialną, Boską i ludzką, to owe zło jakie widzę we wspólnotach neokatechumenalnych dotyczy tej drugiej - ludzkiej strony Kościoła. O tych dwóch obliczach - stronach Kościoła pamiętają Jego przyjaciele i bez reszty oddani sprawie Chrystusa, mimo swoich słabości i grzechów, ale również widzą tę drugą stronę i działają na niej wrogowie i zażarci nieprzyjaciele Chrystusa, którzy byli, są i będą. Dlatego dostrzegając ich działalność nie możemy stać biernie wobec różnych przejawów ich roboty, a tym bardziej, kiedy ta działalność istnieje wewnątrz Kościoła. Czy przypadkiem nie jest to nowa forma działalności masonerii?

Odnowa życia religijnego i odnowa Kościoła w ogólności, jaka zapoczątkował Sobór Watykański II, środowiska i ludzie wrogo nastawieni do tegoż konkretnego Kościoła Rzymsko-Katolickiego wykorzystują "nowe wytyczne", jakie wydał ten Sobór (opierając się na jego dokumentach) do umiejętnego realizowania swoich celów i zadań.

Jestem za Ekumenizmem oraz za zjednoczeniem chrześcijaństwa, ale nie za tym, co propaguje ruch neokatechumenalny, w jego konkretnych oficjalnych i nieoficjalnych formach i przejawach. Według katechistów neokatechumenatu, we wspólnocie tej można szybciej otrzymać nawrócenie niż w Kościele. Tak, jakby owo nawrócenie pochodziło nie od Chrystusa, ale od warunku "być we wspólnocie neokatechumenalnej".

Do dziś nie jesteśmy pewni, kto tę "drogę" naprawdę inspirował i kto ją naprawdę prowadzi. Bo geneza tej drogi głoszona przez katechistów, zdaje się być sprytnie wymyślona i nakreślona tak, aby katolicy ją zaakceptowali, jako nowy odrodzony ruch w Kościele i nowe działanie Ducha Św. Oficjalnie na czele tego ruchu stoi Kiko (?). Carmen - tyle o niej wiemy, że jest Żydówką, głównym katechistą na kraje wschodnie m.in. na Polskę jest Włoch Stefano (?), który działa wspólnie z Jezuitą o. Alfredem Cholewińskim.

Nie wydaje się, że ich prace i wyjazdy finansują tylko "bracia" i innych wspólnot, musza mieć jakieś fundusze, płynące z większego konta, niż z kieszeni braci. Dla większości braci, katechiści to dosłownie prorocy, którzy głoszą Chrystusa i nawrócenie, które można szybko otrzymać w neokatechumenacie. Kontakty z Papieżem i biskupami, to tylko pozór, by bracia widzieli, ze Papież i biskupi ich popierają i kochają, a przy okazji zaszczepia się w umysłach braci wręcz inne poglądy: należy słuchać przedstawicieli Hierarchii Kościoła, ale żyć i myśleć według głoszonych ka...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin