Holt Anne - 02 - Błogosławieni, którzy pragną.pdf
(
1018 KB
)
Pobierz
ANNE
HOLT
BŁOGOSŁAWIENI,
KTÓRZY PRAGNĄ.
Przełożyła Iwona Zimnicka
Evenowi, mojemu przyjacielowi i bratu
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości,
albowiem oni będą nasyceni.
Ewangelia św. Mateusza (5, 6)
Niedziela, 9 maja
Było tak wcześnie, że nawet diabeł nie zdążył jeszcze włożyć
butów. Na zachodzie pojawiła się ta intensywna barwa, jaką
bywa pobłogosławione jedynie skandynawskie niebo wiosną:
królewski błękit rozjaśniający się ku zenitowi i zmieniający na
wschodzie w różowe kołdry, w których słońce dopiero się prze-
ciąga. Powietrze, jeszcze nietknięte przez świtający dzień, mia-
ło w sobie ową przejrzystość właściwą tylko wiosennym poran-
kom na prawie sześćdziesiątym stopniu szerokości geograficz-
nej północnej. I choć temperatura była tylko kilka kresek wyż-
sza od zera, wszystko zapowiadało kolejny ciepły majowy dzień
w Oslo.
Sierżant policji Hanne Wilhelmsen nie myślała jednak o po-
godzie. Stała nieruchomo i zastanawiała się, co robić. Krew
była wszędzie: na podłodze, na ścianach, nawet na nierównym
suficie, gdzie jej ciemne plamy przypominały abstrakcyjne ob-
razy z jakiegoś testu psychologicznego. Hanne zapatrzyła się w
plamę tuż nad sobą, przypominającą purpurowo-czerwonego
byka z trzema rogami i zdeformowaną tylną częścią ciała. Za-
marła nie tylko z bezradności, ale też z obawy, że się poślizgnie
na lepkim podłożu.
- Nie dotykaj! - ostrzegła szybko, kiedy jej młodszy kolega o
włosach w kolorze zlewającym się z niesamowitym otoczeniem
wykonał ruch, jakby chciał oprzeć się o ścianę.
Przez szparę w grożącym zawaleniem dachu wpadała pełna
drobin kurzu smuga światła, ukazując tylną ścianę pomiesz-
czenia pokrytą krwią w takim stopniu, że nie było już mowy o
abstrakcyjnych rysunkach, lecz raczej o źle wykonanej pracy
malarza pokojowego.
- Wyjdź stąd - nakazała, powstrzymując się od westchnienia na
widok śladów stóp, jakimi niedoświadczony posterunkowy
pokrył większą część podłogi. - Tylko staraj się wracać tą samą
drogą.
Po kilku minutach i ona niepewnie się wycofała. Zatrzymawszy
się w drzwiach, wysiała kolegę po latarkę.
- Chciałem się tylko wysikać - pisnął mężczyzna, który
podniósł alarm. Posłusznie stal przed szopą, gorączkowo prze-
stępując z nogi na nogę, i Hanne Wilhelmsen zaczęła
przypuszczać, że nie załatwił swojej potrzeby przed godziną. -
Kibel jest tam - wskazał, całkowicie zbytecznie, gdyż bijący zza
drzwi z serduszkiem - jak i z innych tego typu wychodków,
wciąż jeszcze pozostających w Oslo - ciężki odór tłumił
słodkawy zapach krwi.
- Może pan teraz z niego skorzystać - powiedziała życzliwie, ale
mężczyzna jej nie słuchał.
- Chciałem się tylko wysikać, ale zauważyłem, że te drzwi są
otwarte. - Wskazał na drewutnię i zrobił krok w tył, jakby w
środku kryło się straszne zwierzę, które mogło w każdej chwili
odgryźć mu rękę. - Na ogół są zamknięte, nie na klucz, ale
przymknięte. Tak ciężko się otwierają, że nie potrzeba zamka.
Nie chcemy, żeby się tu zadomowiły bezdomne psy i koty, dla-
tego ich pilnujemy. - Na jego grubo ciosanej twarzy ukazał się
dziwny uśmiech, jakby chciał przekonać policjantkę, że nawet
w tej dzielnicy mieszkańcy umieją dbać o porządek i stosują się
do zasad, choć ruina i tak pozostanie ruiną. - Całe życie miesz-
kam w tym domu - ciągnął nie bez dumy. - Od razu widzę, kie-
dy coś jest nie tak.
Zerknął na śliczną młodą kobietę, niepodobną do żadnej po-
licjantki, z jaką dotychczas miał do czynienia, oczekując z jej
strony odrobiny uznania.
- Świetnie - pochwaliła go Hanne. - Bardzo dobrze, że pan do
nas zadzwonił.
Teraz mężczyzna uśmiechnął się naprawdę, lekko rozchylając
usta i obnażając niemal bezzębne dziąsła. Zdumiewające,
pomyślała Hanne, przecież nie byl jeszcze taki stary. Mógł
mieć kolo pięćdziesiątki.
- Aż mi się słabo zrobiło, jak to zobaczyłem. Tyle tej krwi...
- Kręcił głową, żeby policjantka zrozumiała, jaki przerażający
musiał być ten widok.
Hanne Wilhelmsen rozumiała to świetnie.
Rudowłosy kolega wrócił z latarką i Hanne zaczęła systema-
tycznie omiatać snopem światła ściany. Potem najdokładniej,
jak tylko się to dało zrobić, stojąc w drzwiach, zbadała sufit, a
następnie podłogę.
Drewutnia była całkiem pusta. Nie leżało w niej ani jedno
polano, jedynie trociny i drzazgi świadczyły o tym, że kiedyś
komórki używano zgodnie z jej przeznaczeniem, prawdopo-
dobnie lata temu. Zbadawszy każdy dostępny metr kwadrato-
wy, Hanne znów weszła do szopy, starając się stąpać po wła-
snych śladach. Ruchem dłoni powstrzymała przed tym samym
kolegę, a następnie przykucnęła na środku tego mniej więcej
piętnastometrowego pomieszczenia i z tej pozycji oświetliła
przeciwległą ścianę. Snop światła padł na wysokości około me-
tra nad podłogą. Już wcześniej, stojąc w drzwiach, zauważyła
coś, co przypominało niewyraźne litery namalowane krwią.
Ale to nie były litery. To była liczba. Ośmiocyfrowa, jeśli
Hanne dobrze ją odczytała: 92043576. Zamazana dziewiątka
właściwie mogła być czwórką, a ostatnia cyfra ledwie
wyglądała na szóstkę - równie dobrze można było ją uznać za
ósemkę.
Hanne wstała i wyszła na zewnątrz, na światło dnia, który
zdecydowanie obwieszczał już swoje nadejście. Z otwartego
okna na drugim piętrze dobiegał płacz niemowlęcia i policjant-
ka zadrżała na myśl, że dziecko musi mieszkać w takiej dzielni-
cy. Z kamienicy wyszedł Pakistańczyk w uniformie motorni-
czego. Przez chwilę przyglądał im się zaciekawiony, ale zaraz
przypomniał sobie, że się spieszy, i wybiegł przez bramę.
Błyski w szybach okien na samej górze oznajmiały, że słońce
wreszcie wstało. Szare ptaszki, którym wciąż udawało się
przetrwać na tej jałowej pustyni w centrum miasta, zaczęły
niepewnie ćwierkać z półżywej brzozy, na próżno wyciągającej
się ku światłu.
- Jasna cholera, co tu się musiało dziać! - Młody policjant
splunął, usiłując pozbyć się smaku kloaki. - Niezła jatka! - Wy-
Plik z chomika:
rukiamara
Inne pliki z tego folderu:
Holt Anne - 02 - Błogosławieni, którzy pragną.pdf
(1018 KB)
Inne foldery tego chomika:
Vik i Stubø
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin