Robert Katee - 1 Szczęśliwa zamiana.pdf

(757 KB) Pobierz
Katee Robert
Szczęśliwa zamiana
Tomowi
Rozdział 1
Tej nocy miała uwieść idealnego faceta. Oczywiście, najpierw musiała zebrać
się na odwagę i zrobić pierwszy krok.
Schody piętrzyły się w nieskończoność. Wprawdzie Elle dobrze wiedziała, że
stopni prowadzących do mieszkania nad galerią jest — jak zawsze — tylko
trzynaście, a jednak wszystko wydawało się jakieś inne. Czy ściany nie zbliżyły się
nieco do siebie? Poprawiła płaszcz, usiłując się ochłodzić. Nawet późną nocą wciąż
było zdecydowanie za ciepło na takie ubranie, ale nie mogła pląsać po schodach w
samej bieliźnie, prawda?
Chwyciła poręcz tak mocno, że pobielały jej kłykcie. Miała to zrobić? Serio?
Wciąż jeszcze mogła się wycofać i udawać, że nigdy nie wpadła na ten szalony
pomysł. Wszystko potoczyłoby się starym rytmem. Dalej pracowałaby w galerii, a
Nathan nigdy nie zorientowałby się, że jest nim zainteresowana.
Ta myśl zaciążyła jej jak ołów. O, nie. Jeśli teraz zawróci, nigdy nic się między
nimi nie zmieni. Nathan w ogóle nie chwytał jej oczywistych aluzji. Mimo to Elle
wciąż miała nadzieję, że uchroni się przed zakusami matki, która zaczęła ją swatać,
i znajdzie sobie faceta, którego jest w stanie znieść. Nadszedł czas na bezpośredni
atak.
Gdy w zeszłym roku Ian zasugerował, żeby Elle aplikowała na stanowisko
koordynatorki do galerii, tylko wytrzeszczyła oczy — czy naprawdę mogłaby
pracować razem z kumplem z wojska własnego brata? Ale wystarczyło, że raz tam
poszła i wpadła po uszy. Chociaż Nathan skupiał się na metalowej rzeźbie, to w
swoich galeriach wystawiał wszelkie rodzaje sztuki. Zupełnie jakby zajrzał do
głowy Elle, wyciągnął z niej wizję raju i postanowił ją zrealizować.
No i był jeszcze Nathan. Elle spodziewała się, że będzie podobny do Iana —
opiekuńczy, o wyrazistej osobowości, być może z poważnymi kłopotami z
panowaniem nad agresją. Tymczasem właściciel galerii okazał się zupełnie inny.
Był spokojny i, chociaż miał wyjątkowo złośliwe poczucie humoru, nigdy nie
przekraczał granic nieuprzejmości. No i był niesamowicie przystojny — wysoki, ze
złocistymi włosami i błękitnymi oczami, które figlarnie błyszczały. Godzinami
rozmawiali o sztuce i kłócili się o różne rzeczy. Elle nie miała więcej wymagań.
Dokładnie kogoś takiego, czyli mężczyzny na poziomie, kazała jej szukać matka. A
Nathan przerastał o dwie głowy różnych kandydatów, z którymi się umawiała Elle.
Znów przystanęła, balansując na stopniu. No dobra, może nie było między
nimi jakiejś spektakularnej chemii, kiedy wchodzili do tego samego pokoju. I może,
gdyby wszystko zależało od Elle, wybrałaby sobie innego partnera. Ale na tym
właśnie polegał problem. Elle nauczyła się, i to na własnych bardzo przykrych
błędach, że ma fatalny gust co do mężczyzn. W jej przypadku wielkie zauroczenie
zwiastowało tylko złamane serce. To, że Nathan nie powalał jej na kolana (nie
licząc dyskusji o charakterze akademickim), nie oznaczało, że nic nie może się z
tego rozwinąć. A tego wieczoru miała posunąć sprawy zdecydowanie naprzód.
Przynajmniej tak planowała.
Pokonanie każdego stopnia wymagało od niej niesamowitego wysiłku. Gdy
dotarła na szczyt, oddychała z takim trudem, jakby przebiegła kilometr czy dwa.
Żałosne. Stać ją było na więcej. Serio.
Wyprostowała się i zmusiła, by skręcić w wąski korytarz prowadzący do
samotnych drzwi. Na parkingu stał samochód Nathana, więc tej nocy powinien
spać w lofcie nad galerią. Tak podejrzewała, odkąd wspomniał, że zaczął pracować
nad czymś nowym. Kiedy wymyślał jakiś projekt, zachowywał się jak nawiedzony
— interesowało go wyłącznie wcielenie idei w życie.
W ciemnościach zamajaczyły drzwi z ciemnego drewna, które kontrastowało
z bladą zielenią ścian. W normalnych okolicznościach takie zestawienie działałoby
na nią kojąco, ale teraz czuła tylko pulsujący niepokój. Dotknęła dziwnie zimnej
Zgłoś jeśli naruszono regulamin