OD REDAKCJI
W ostatnich trzech numerach, wliczając bieżący, zamieściliśmy interesujące artykuły Stevena Greera, szefa Projektu Ujawnienie (The Disclosure Project; http://www.disclosureproject.org), poświęcone zjawisku UFO, które wymagają moim zdaniem komentarza. Ponieważ omówienie wszystkich zagadnień, które zwróciły moją uwagę, wymagałoby dość obszernego artykułu, ograniczę się do sprawy moim zdaniem najważniejszej, a mianowicie przekonania autora, że udostępnienie ludzkości ukrywanych technologii, rozwiązałoby jej współczesne problemy związane z kurczeniem się rezerw surowców, głównie energetycznych, i z zanieczyszczeniem środowiska.
Niestety, z tym poglądem dra Greera nie mogę się zgodzić. Udostępnienie ludzkości ukrywanych technologii pozyskanych w wyniku badań pojazdów obcych istot, zwłaszcza generatorów darmowej energii, nie rozwiąże tych problemów. Takie rozumowanie jest bardzo naiwne, ponieważ główny problemem ludzkości tkwi gdzie indziej. Brak surowców, zanieczyszczenie środowiska i bieda to jedynie problem wtórny. Podstawowym problemem naszej cywilizacji jest ogromne przeludnienie naszej planety! Choć sam chciałbym mieć w domu taki generator, aby być niezależnym od elektrowni i rosnących rachunków za energię, uważam, nie bez goryczy, że udostępnienie tych urządzeń ludzkości w obecnym czasie byłoby ryzykowne.
Dr Greer pisze, że gdyby w każdej wsi, w każdej osadzie na Ziemi było takie źródło darmowej i czystej energii, to biedne kraje Trzeciego Świata zaczęłyby się szybciej rozwijać. Być może tak by było, a być może nie. Uważam, że największą przeszkodą w rozwoju krajów Trzeciego Świata jest mentalność, kultura, religie oraz inne czynniki determinujące sposób życia ich mieszkańców, a także manipulacje nimi ze strony bogatych państw Zachodu.
Przyjmijmy jednak, że autor ma rację i ubogie kraje zaczęłyby się szybko rozwijać i bogacić. Co by to spowodowało? Odpowiedź jest prosta: nastąpiłby gwałtowny wzrost konsumpcji znacznie przekraczający swoją skalą to, co nastąpiło po upadku komunizmu w Europie, gdy kraje Bloku Wschodniego zaczęty wprowadzać u siebie mechanizmy rynkowe i ich społeczeństwa przyjęły zachodni styl życia.
Wzrost konsumpcji spowodowałby kilkukrotny wzrost zapotrzebowania na towary - przedmioty codziennego użytku, mieszkania, meble, samochody etc. - w stosunku do obecnego poziomu ich produkcji. Każdy wie, co to oznacza - więcej dziur w ziemi po wydobytych surowcach i więcej wysypisk na kilka razy większą liczbę zużytych towarów. Jak wiadomo, kluczowym surowcem w naszej obecnej cywilizacji jest ropa naftowa. Oficjalne statystyki straszą, że znane jej złoża mają nam wystarczyć jeszcze, przy obecnym poziomie jej wydobycia, na około 50 lat. Z różnych źródeł wynika, że około 70 procent tego surowca zużywa energetyka i transport, resztę inne gałęzie przemysłu, głównie przemysł chemiczny, na przykład do wytwarzania tworzyw sztucznych. Nawet gdybyśmy przestali używać ropy naftowej do celów transportowych i energetycznych i zastąpili ją generatorami darmowej energii, nadal zużywalibyśmy jej około 30 procent. Gdyby 5 miliardów ubogich ludzi zapragnęło żyć tak jak pozostały bogaty miliard, to okazałoby się, że tylko na cele przemysłowe musielibyśmy wydobywać jej o około 80 procent więcej niż obecnie na wszystkie cele (0,3 x6= 1,8). Co to oznacza, nie muszę chyba dalej tłumaczyć. Podobnie byłoby z pozostałymi surowcami. Krótko mówiąc, zapewnienie wszystkim ludziom na Ziemi poziomu życia mieszkańców Zachodu, pociągnęłoby za sobą galopującą dewastację naszej planety. Chyba nikt przy zdrowych zmysłach by tego nie chciał.
Jeśli chcemy ocalić naszą planetę przez nami samymi, musimy niestety zawrzeć ze sobą porozumienie o systematycznym zmniejszaniu liczby ludzi poprzez rygorystyczną kontrolę urodzin. W przeciwnym razie będzie nas przybywało i w końcu skoczymy sobie do gardeł w walce o surowce, czyli o przetrwanie. Ta walka już trwa od jakiegoś czasu. Ostatnim przykładem może być chociażby najazd USA na Irak w celu położenia łapy na tamtejszych złożach ropy. Uważam, że sprawę depopulacji lepiej załatwić pokojowo. Jeśli nie zrobimy tego sami, to pewnie zrobi to za nas matka Ziemia albo inne siły. Z kolei tym którzy myślą, że problem przeludnienia można by rozwiązać na przykład poprzez masową kolonizację innych planet, wyjaśniam, że jest to całkowicie nierealne, ale to temat na inną okazję.
Podsumowując, należy stwierdzić, że udostępnienie obecnie ludziom zaawansowanych technologii, o których pisze dr Greer, w tym generatorów darmowej energii, nie tylko nie rozwiąże naszych obecnych problemów, ale może je jeszcze bardziej pogłębić, zwłaszcza jeśli uwzględnimy dodatkowo inne czynniki gospodarcze i społeczne. Wiem że to co napisałem nie brzmi przyjemnie, ale taka jest prawda. Jeśli chcemy tworzyć pomyślną przyszłość dla następnych pokoleń, musimy być realistami i zacząć żyć odpowiedzialnie, czego u ludzi niestety nie dostrzegam.
Ryszard Z. Fiejtek
Korespondencję do nas kierować prosimy na skrytkę pocztową podaną przy adresie redakcji bądź za pośrednictwem Internetu (nexus@nexus.media.pl).
MLEKO SOJOWE JEST NIEBEZPIECZNE DLA NIEMOWLĄT
Oskarżenie o morderstwo rodziców wegan z Atlanty w stanie Georgia w USA, których sześciotygodniowe dziecko zmarło z głodu, pokazuje zagrożenie, jakim jest dla niemowląt filozofia wegańska. W uzupełnieniu niewystarczającej ilości mleka matki rodzice podawali swojemu synowi mleko sojowe i sok jabłkowy. Dziecko w momencie zgonu z powodu wygłodzenia w kwietniu 2004 roku ważyło zaledwie 1590 gramów.
- Mleka sojowego nie należy nigdy podawać niemowlętom zamiast mieszanki dla niemowląt - oświadczyła dr Kaayla T. Daniel, autorka książki The Whole Soy Story: The Dark Side of America's Favorite Health Food (Pełna historia soi - ciemna strona ulubionego zdrowotnego pożywieniu Ameryki). - W roku 1990 amerykański Urząd ds. Żywności i Leków [Food and Drug Administration; w skrócie FDA] wydał ostrzeżenie w sprawie podawania sojowego mleka niemowlętom, informując, że jest ono „w znacznej mierze pozbawione środków odżywczych koniecznych dla niemowląt", i prosząc wszystkich producentów, by umieścili na etykietach opakowań mleka sojowego ostrzeżenie zakazujące stosowania go jako substytutu mieszanki dla niemowląt.
Większość producentów umieściła to ostrzeżenie, ale bardzo małą czcionką, a inni zignorowali je.
Po wyroku w Atlancie doszło do dwóch kolejnych przypadków uznania wegańskich rodziców winnych śmierci swoich dzieci. Najpierw za morderstwo skazano parę z Nowego Jorku, a następnie za nieumyślne spowodowanie śmierci parę z Florydy. Mimo to wiele innych dzieci nadal jest żywionych mlekiem sojowym z powodu wegańskich przekonań ich rodziców.
- Mit głoszący, że soja jest zdrowym pokarmem, doprowadził wielu rodziców, szczególnie hołdujących weganizmowi, którzy w ogóle nie spożywają zwierzęcych pokarmów, do przekonania, że jest ona pełnowartościowym pokarmem nie tylko dla dorosłych, ale także dla niemowląt i dzieci. Tak jednak nie jest i przy podawaniu jej do chodzi do ostrego niedoboru witamin, soli mineralnych, kwasów tłuszczowych i aminokwasów. Z tego właśnie względu prawo nakazuje uzupełnienie pożywki sojowej wieloma dodatkami.
W roku 2003 śmierć trzech żydowskich niemowląt spowodowana karmieniem ich niewłaściwie przygotowaną mieszanką dla niemowląt sporządzoną na bazie soi zmusiła ministerstwo zdrowia Izraela do utworzenia trzynastoosobowego komitetu złożonego z pediatrów, onkologów, toksykologów oraz innych ekspertów z zakresu zdrowia, którego zadaniem miało być zbadanie mieszanki sojowej dla niemowląt i innych pokarmów wytwarzanych na bazie soi.
W lipcu 2005 roku ministerstwo wystosowało zalecenia zdrowotne, w których ostrzegło, że niemowlętom nie wolno podawać mieszanki sojowej (chyba że w ostateczności) i że dzieci w wieku do 18 lat nie powinny spożywać sojowych pokarmów i pić mleka sojowego częściej niż raz dziennie i to co najwyżej trzy razy w tygodniu.
Ministerstwo obawiało się wielu schorzeń, w tym niekorzystnego wpływu na płodność oraz wzrostu ryzyka zachorowania na raka. Rządy Wielkiej Brytanii, Szwajcarii i Nowej Zelandii również ostrzegały, że wytwarzaną na bazie soi mieszankę dla niemowląt można stosować tylko w ostateczności, zaś sojowego mleka w ogóle nie powinno się spożywać.
(Źródło: KaaylaT. Daniel, 11 maja 2007, http://www.wholesoystory.com/ )
SPRZECIW WOBEC PATENTU FIRMY MONSANTO NA GENETYCZNIE MODYFIKOWANĄ SOJĘ
Ostatnio Europejskie Biuro Patentowe (European Patent Office; w skrócie EPO) położyło kres nadmiernej chciwości firmy Monsanto, unieważniając patent tej firmy na wszystkie genetycznie modyfikowane odmiany soi objęte patentem EP0301749, który jest bezprecedensowy, jeśli chodzi o jego zakres.
ETC Group (akronim nazwy Action Group on Erosion, Technology and Concentration - Zespół Działania ds. Erozji, Technologii i Koncentracji) jest międzynarodową cywilną organizacją z siedzibą w Ottawie, która po orzeczeniu EPO mówiącym, że patent nie był nowy i wystarczający (to znaczy, nie został wystarczająco opisany, tak by biegła w temacie osoba mogła go powtórzyć), wygrała ostatecznie ciągnący się przez trzynaście lat proces o anulowanie rozciągniętego na cały gatunek soi patentu firmy Monsanto.
Początkowo temu patentowi bardzo energicznie i formalnie sprzeciwiała się sama firma Monsanto, dopóki nie wykupiła go w roku 1996 od jego właściciela - firmy Agracetus. Technologia, na której opierał się cofnięty obecnie patent oraz inne będące w posiadaniu firmy Monsanto, ukierunkowana była na przejęcie 90 procent rynku genetycznie modyfikowanej soi.
- Jest żenujące, że utrącenie niemoralnego patentu firmy Monsanto zajęło Europejskiemu Biuru Patentowemu aż trzynaście lat, do czego doszło ostatecznie na gruncie technicznym. Chociaż odetchnęliśmy z ulgą, że anulowano rozciągnięty na cały gatunek soi patent dotyczący wszystkich jej genetycznie modyfikowanych odmian - zarówno nasion jak i samych roślin - opóźnienie w postaci ponad dziesięciu lat pokazuje, jak zawodny jest system patentowy. Za niespełna rok i tak upływał termin jego ważności! - oświadczył Hope Shand, przedstawiciel grupy ETC z Monachium. - Szczególnie satysfakcjonujący był fakt, że własne argumenty firmy Monsanto przeciwko temu patentowi, którymi posłużyła się ona w roku 1994, stały się w ostatecznej konsekwencji kluczowe w jej pokonaniu.
Jeden z czołowych naukowców Monsanto zeznał w roku 1994, że proces genetycznej modyfikacji opisany w patencie nie pozwala biegłemu w tym temacie naukowcowi na powtórzenie tego procesu, co jest jednym z kryteriów, od których zależy możliwość udzielenia patentu.
(Źródło: Komunikat prasowy ETC Group, 3 maja 2007, http://www.etcgroup.org/)
PRZYJMOWANA CODZIENNIE ASPIRYNA MOŻE ODDALIĆ RYZYKO ZACHOROWANIA NA RAKA OKREŻNICY
Trwające siedem lat badania przeprowadzone przez naukowców ze Szkoły Medycznej Dartmouth pokazują, że dzienna dawka aspiryny może skutecznie zmniejszyć ryzyko powstania łagodnego nowotworu okrężnicy, który może rozwinąć się w raka, jeśli zostanie w niej pozostawiony.
Badania przeprowadzone wspólnie przez lekarzy i badaczy z Centrum Rakowego Norris Cotton w Centrum Medycznym Dartmouth-Hitchcock w Libanie w stanie New Hampshire i kilku innych amerykańskich instytutów potwierdzają wyniki uzyskane podczas innych badań mówiące, że niewielkie dawki aspiryny mogą chronić przed rakiem okrężnicy i odbytu. Ostateczne wyniki badań opublikowano w New England Journal of Medicine w numerze z 6 marca 2003 roku.
Dr John Baron był głównym autorem artykułu i współautorem innego raportu zamieszczonego w NEJM, który stwierdzał, że aspiryna chroni przed nowotworami okrężnicy i odbytu. Zaobserwował, że niewielkie dawki aspiryny rzeczywiście chronią przed polipami przedrakowymi, co prowadzi do wniosku, że zmniejsza ona częstotliwość występowania raka tych dwóch narządów. Jest to szczególnie cenne dla ludzi, którzy mają zwiększone ryzyko raka z powodu posiadania gruczolaków okrężnicy (polipów) lub były wcześniej leczone na raka okrężnicy i odbytu.
Przeprowadzone w latach 1994-2001 badanie objęło ponad 1100 pacjentów z wcześniej zdiagnozowanymi gruczolakami kolorektalnymi. Jedna grupa pacjentów otrzymywała po 81 mg aspiryny, druga po 325 mg, a trzecia placebo. Co ciekawe, grupa otrzymująca 81-miligramowe dawki aspiryny (ilość podawana dzieciom) wykazała większy spadek występowania powracających polipów niż grupa otrzymująca dawki 325-miligramowe (dawka podawana dorosłej osobie).
Ogółem pacjenci otrzymujący dziecięcą dawkę aspiryny charakteryzowali się o 19 procent mniejszym ryzykiem występowania polipów i o 40 procent mniejszym ryzykiem zaawansowanych zmian.
W przypadku pacjentów chorych na raka okrężnicy lub odbytu, którzy przyjmowali regularnie 325-miligramową dawkę aspiryny, stwierdzono o 35 procent większy spadek występowania gruczolaków niż u pacjentów przyjmujących placebo.
Chociaż aspiryna jest ogólnie bezpiecznym lekarstwem, Baron zauważył, że może ona w przypadku niektórych ludzi wywołać niepożądane skutki. Zanim ktoś zacznie przyjmować codziennie aspirynę, powinien jego zdaniem zbadać się u lekarza. Podkreślił również, że samo przyjmowanie aspiryny może nie uchronić przed rakiem okrężnicy.
„Aspiryna to nie magiczny nabój. Chociaż podczas naszych badań liczba zachorowań spadła, nie wszystkie polipy zniknęły. Regularna obserwacja, włącznie z kolonoskopią, jest wciąż bardzo ważna". (Źródło: http://www.viewzone.com/aspirin22.html)
ZWIĄZEK LINII ENERGETYCZNYCH Z RAKIEM
Tajny brytyjski raport wywołał nowe obawy w sprawie związku linii wysokiego napięcia z rakiem.
Poufne badania skłoniły przedstawicieli rządu Wielkiej Brytanii do rozważenia wprowadzenia zakazu budowy domów i szkół niedaleko naziemnych linii wysokiego napięcia z powodu ich potencjalnego zagrożenia dla zdrowia.
Raport wykazuje, że zakaz byłby najlepszym sposobem na ograniczenie kontaktu ludzi z polem elektromagnetycznym wytwarzanym przez sieć energetyczną.
Raport sporządził zespół składający się z naukowców, szefów zakładów energetycznych, Brytyjskich Krajowych Sieci Energetycznych oraz przedstawicieli rządu ponad dwa lata po tym, jak Agencja Ochrony Zdrowia przyznała, że brak wyraźnego „związku" między stałym kontaktem z polami energetycznymi a białaczką dziecięcą.
Jednak 40 członków tej grupy spierało się nad końcowymi uwagami i wnioskami.
W Stanach Zjednoczonych znaleziono wiele dowodów na to, że choroby występujące u dzieci, takie jak białaczka czy rak mózgu, mogą mieć związek z liniami energetycznymi. Dotyczyło to szczególnie społeczności, które mieszkały w pobliżu linii wysokiego napięcia i stacji transformatorowych. Również radioamatorzy wiedzą, że w związku z wystawieniem na działanie fal elektromagnetycznych grozi im większe ryzyko zachorowania na białaczkę niż innym ludziom.
Ten tajny brytyjski raport kończy się wyraźnym zaleceniem wprowadzenia zakazu budowy nowych domów i szkół w odległości mniejszej niż 60 metrów od linii elektrycznych i vice versa. Taki przepis może jednak obniżyć wartość licznych nieruchomości o 4 miliardy dolarów oraz zmniejszyć obszar przeznaczony pod zabudowę w Wielkiej Brytanii.
Jak twierdzi źródło z Whitehall raport ten, który ma być podpisany przez członków grupy w następnym tygodniu, wywołał ostry konflikt podczas serii posiedzeń.
Część członków zespołu przychyliła się do poglądu prezentowanego przez rządowych doradców ds. zdrowia i Światową Organizację Zdrowia, że dziecięca białaczka jest jedynym negatywnym skutkiem dla zdrowia, w przypadku którego jest jasne, że należy przedsięwziąć środki zaradcze.
Druga grupa poparła opinię Kalifornijskiego Departamentu Służby Zdrowia mówiącą, że pole elektromagnetyczne jest „prawdopodobnie rakotwórcze" w odniesieniu do dziecięcej białaczki i że istnieją jeszcze cztery inne skutki dla zdrowia w tej kategorii: białaczka i nowotwory mózgu u dorosłych, poronienia i pewna forma choroby układu motorycznego, przy czym część naukowców uważa, że istnieją jeszcze powiązania z innymi chorobami.
„Przekonanie rządu do opinii «kalifornijskiej» mogłoby spowodować poparcie wyboru «korytarzy dla nowych zabudowań» (bezpiecznych stref położonych z dala od linii energetycznych)" - dodał SAGE, podkreślając, że w takim przypadku koszty i korzyści byłyby porównywalne.
Zespół zaleca, aby Agencja Ochrony Zdrowia udzielała więcej informacji na temat metod ograniczania wpływu pola elektromagnetycznego. Będzie to również wymagało zmiany działania linii naziemnych w celu zmniejszenia stref oddziaływania pól elektromagnetycznych.
To i wiele innych odkryć dokonanych w USA mogłoby rzucić światło na źródło występowania „skupisk" rakowych w różnych społecznościach zamieszkujących w pobliżu linii wysokiego napięcia i przyspieszyć wprowadzenie odpowiednich zmian w prawie. (Źródło: Nicholas Cecil, http://www.mondovista.com/electric.cancer.html)
FINANSOWANE PRZEZ PRZEMYSŁ BADANIA WPŁYWU TELEFONÓW KOMÓRKOWYCH NA ZDROWIE WYPACZAJĄ PRAWDĘ
Telefon komórkowy stał się w krótkim czasie najpowszechniej używanym osobistym urządzeniem elektronicznym i to mimo braku jednomyślnej opinii kręgów naukowych w sprawie jego nieszkodliwości.
Objawy dotyczące wpływu na zdrowie fal elektromagnetycznych lub ciepła generowanego przez trzymane przy głowie telefony komórkowe nieustannie podnoszone przez jednych naukowców, i to po ponad dziesięciu latach od wejścia ich do powszechnego użytku, są co rusz rozwiewane przez innych naukowców.
Organy nadzoru w USA i w innych krajach twierdzą, że telefony komórkowe nie stanowią zagrożenia dla zdrowia. I na poparcie tej tezy w ciągu minionych 15 lat przybyło wyników badań wskazującym na brak takiego zagrożenia dla człowieka i innych organizmów.
W tym samym czasie prowadzono jednak badania, które dowiodły niezbicie, że promieniowanie wydzielane przez telefony komórkowe wywołuje biologiczne efekty, w tym również szkodliwe.
Przemysł telefonii bezprzewodowej poniósłby gigantyczne straty, gdyby oficjalnie ogłoszono, że telefony komórkowe są szkodliwe. W ubiegłym roku wyprodukowano ich około 1 miliarda. Dla przemysłu wytwarzającego telefony komórkowe sprawa promieniowania jest zamknięta.
„Przytłaczająca większość badań, których wyniki opublikowano w pismach naukowych na całym świecie, dowodzi, że bezprzewodowe telefony nie stanowią zagrożenia dla zdrowia" - głosi oświadczenie stowarzyszenia producentów przemysłu telefonii komórkowej CTIA.
Mimo to naukowcy kontynuują badania tych urządzeń i są wśród nich takie, których wyniki rodzą wątpliwości. Kontrowersyjność tematu wykracza poza same badania i dotyczy tego, kto je finansuje. Przemysł telefonii komórkowej, w tym firma Motorola Inc., drugi co do wielkości producent telefonów komórkowych, od dawna finansuje akademickie badania promieniowania emitowanego przez telefony bezprzewodowe.
Ostatnie badania zespołu szwajcarskich uczonych ujawniły, że finansowane przez przemysł badania skłaniają się do głoszenia, że promieniowanie telefonów komórkowych nie wywołuje biologicznych efektów, co jest jak najbardziej korzystne dla przemysłu.
Obawy przed promieniowaniem tych telefonów zrodziły się niedługo po powstaniu na nie rynku w latach 1990. Wprawdzie kwestia promieniowania ucichła, ale od czasu do czasu odżywa, gdy ogłaszane są wyniki nowych badań.
Na przykład Ashok Agarwal, dyrektor działu badań Klinicznego Ośrodka Badań Rozrodczości w Ohio w USA ujawnił w październiku ubiegłego roku wyniki badań, które wskazują na istotny spadek zdrowotności spermy u mężczyzn często używających telefonów komórkowych.
W styczniu ogłoszono wnioski europejskich badań, które mówią, że u ludzi używających telefonów komórkowych od co najmniej dziesięciu lat występuje niewielki wzrost ryzyka wystąpienia rakowatego guza mózgu z tej strony głowy, przy której trzymają telefon.
Dariusz Leszczyński jest szefem działu biologii radiacyjnej w Fińskim Urzędzie Bezpieczeństwa Nuklearnego i Radiacyjnego i zarazem czołowym badaczem promieniowania telefonów. W ubiegłym roku jego laboratorium odkryło, że promieniowanie telefonów komórkowych powoduje zmiany w aktywności genów i protein pobranych z ludzkich naczyń krwionośnych. Komórki traktują to promieniowanie jako stres.
Dariusz Leszczyński stwierdza, że jest możliwe, iż takie niewielkie oddziaływania mogą stać się istotne dla ludzkiego zdrowia, jeśli będą wywierane przez odpowiednio długi czas - na przykład dekady używania telefonów komórkowych. Przyznaje jednocześnie, że jego badania nie dostarczają przekonywających dowodów na szkodliwość telefonów komórkowych.
Oprócz przeciwstawnych wyników badań jest jeszcze brak ogólnie akceptowanej teorii naukowej. Naukowcy wciąż nie wiedzą, dlaczego promieniowanie telefonów komórkowych powoduje rozpad DNA.
- Nikomu nie udało się odkryć mechanizmu, który umożliwia [polom magnetycznym] oddziaływanie na układ biologiczny, nie licząc efektu podgrzewania - twierdzi Ben Greenebaum, emerytowany profesor Uniwersytetu Wisconsin-Parkside i zarazem prezes Towarzystwa Bioelektromagnetycznego. - Nie oznacza to jednak, że go nie ma, a jedynie to, że jak dotąd nikt go nie znalazł.
Martin Blank, profesor fizjologii na Uniwersytecie Columbia, który na podstawie własnych prac doszedł do wniosku, że promieniowanie telefonów komórkowych powoduje zmiany komórkowe u larw muszki owocowej, wystosował w roku 2004 pismo do redaktora biuletynu Towarzystwa Bioelektromagnetycznego, naukowca firmy Motorola, w którym ostro skrytykował go za tendencyjność. Była to reakcja na jego wypowiedź, która została zacytowana w jednym z brytyjskich magazynów naukowych i mówiła, że dalsze badania promieniowania telefonów komórkowych są marnowaniem pieniędzy, że nie ma ono żadnego wpływu na zdrowie.
Tego typu tendencyjność ujawniła się ponowię w ubiegłym roku w rezultacie przeglądu przeprowadzonego przez dwa szwajcarskie uniwersytety. W jego ramach przeanalizowano wyniki badań pochodzących z 59 laboratoriów, których 68 procent podało wystąpienie jakiegoś efektu biologicznego. W swoich wnioskach opublikowanych w magazynie Environmental Health Perspectives szwajcarscy uczeni napisali: „W porównaniu z wynikami badań przeprowadzonych przez instytucje państwowe lub organizacje społeczne, badania finansowane wyłącznie przez przemysł rzadziej donosiły o statystycznie istotnych biologicznych skutkach".
Producenci starają się taić zagrożenia powodowane przez telefony komórkowe zamawiając wypaczone badania. Ta praktyka nie pozwala nam na wyciągnięcie ostatecznego obiektywnego wniosku w sprawie ich nieszkodliwości. (Źródło: Helen Cannington, „Telefony komórkowe i ty - finansowane przez przemysł badania wypaczają fakty", New Down, nr 102, maj-czerwiec 2007)
CZY TELEFONY KOMÓRKOWE ZABIJAJĄ PSZCZOŁY?
Naukowcy wystąpili z teorią mówiącą, że promieniowanie wytwarzane przez telefony komórkowe oraz inne współczesne gadżety jest przypuszczalnie przyczyną jednego z najdziwniejszych zjawisk, do jakich kiedykolwiek doszło w przyrodzie - nagłego znikania pszczół.
W połowie kwietnia niektórzy pszczelarze z Wielkiej Brytanii donieśli, że to zjawisko, które wystąpiło najpierw w USA, a następnie rozprzestrzeniło się w kontynentalnej Europie, dotknęło także ich.
Teoria głosi, że promieniowanie wydzielane przez telefony komórkowe zakłóca system nawigacji pszczół i uniemożliwia im znajdowanie drogi powrotnej do ula. Okazuje się, że znaleziono fizyczne dowody wspierające tę na pierwszy rzut oka mało prawdopodobną teorię.
Do zjawiska określanego jako zaburzenie powodujące zapaść roju (Colony Collapse Disorder; w skrócie CCD) dochodzi, kiedy mieszkańcy ula nagle znikają, pozostawiając w nim jedynie królową, jaja i kilka niedojrzałych robotnic. Zaginionych pszczół nigdy nie udaje się odnaleźć. Pasożyty, fauna i inne pszczoły, które normalnie dokonują najazdów na ul i kradną z niego pyłek pozostawiony przez zniszczony rój, wzdragają się przed zbliżaniem się do takich opuszczonych uli.
Alarm podniesiono początkowo w Stanach Zjednoczonych i było to jesienią ubiegłego roku. Obecnie CCD występuje w ponad połowie wszystkich stanów USA. Uważa się, że na zachodnim wybrzeżu utracono ponad 60 procent produkcyjnej populacji pszczół, a na wschodnim wybrzeżu ponad 70 procent. Od tamtego momentu CCD rozprzestrzeniło się w Niemczech, Szwajcarii, Portugalii, Włoszech i Grecji.
Skutki są alarmujące. Większość zbiorów zależy od zapylania przez pszczoły. Albert Einstein powiedział kiedyś, że gdyby pszczoły zniknęły, „człowiekowi pozostałyby zaledwie cztery lata życia".
Nikt nie wie, dlaczego tak się dzieje. Zaproponowano teorie przypisujące winę roztoczom, pestycydom, globalnemu ociepleniu oraz genetycznie modyfikowanym roślinom, ale wszystkie one mają wady.
Niemieckie badania od dawna wykazują, że zachowanie pszczół w pobliżu linii wysokiego napięcia zmienia się. Najnowsze badania przeprowadzone na Uniwersytecie Landau dowodzą, że pszczoły nie chcą wracać do ula, kiedy w jego pobliżu umieści się telefon komórkowy. Dr Jochen Kuhn, który je prowadził, twierdzi, że może to być „wskazówka" co do możliwej przyczyny. (Źródło: The Independent, Wielka Brytania, 15 kwietnia 2007, http://www.independent.co.uk/)
SĄD UNIEWINNIA SZEFA FIRMY PAN PHARMACEUTICALS
Po uniewinnieniu przez Sąd Najwyższy Nowej Południowej Walii w dniu 18 kwietnia szefa firmy Pan Pharmaceuticals, Jima Selima, australijscy demokraci wezwali rząd premiera Howarda do przeprosin. Firmie tej, największemu w Australii producentowi naturalnych leków, narzucono w maju 2003 roku zarząd komisaryczny po wycofaniu ze sprzedaży jej produktów na niespotykaną dotąd w Australii skalę.
- Najazd na leki komplementarne, który spowodował bankructwo setek małych firm, był całkowicie bezpodstawny - oświadczyła przywódczyni demokratów i rzeczniczka ds. opieki zdrowotnej, senator Lyn Allison. - Rząd Howarda odwrócił się plecami do bałaganu, ja kiego narobił, i przestał zawracać sobie głowę tym problemem.
Wycofano ponad 1500 produktów i to nie dlatego, że wywołują one niekorzystne reakcje uboczne, ale ze względu na spekulacje co do ich „niedostatecznej jakości".
Jim Selim został oskarżony o całą litanię przestępstw, w tym o naruszanie zasad udzielonego mu zezwolenia na produkcję. Ostatecznie doszło do postawienia mu w sądzie tylko dwóch zarzutów, które sąd odrzucił.
- Bezprecedensowe wycofanie z rynku miało destrukcyjny wpływ na małe biznesy i zachwiało zaufaniem społeczeństwa do medycyny komplementarnej - oświadczyła senator Allison.
- Poszkodowanym należą się co najmniej przeprosiny.
(Źródło: Komunikat prasowy australijskich demokratów, 18 kwietnia 2007, http://www.democrats.org.au/; Alliance for Health Freedom Australia, http://www.ahf-au.org/).
WYMYŚLONE PRZEZ CZŁOWIEKA GLOBALNE OCIEPLENIE TO „NAJWIĘKSZY PRZEKRĘT NASZYCH CZASÓW"
Telewizyjny program dokumentalny nadany w Wielkiej Brytanii 29 stycznia 2007 roku określił wymyślone przez człowieka globalne ocieplenie jako mit, który stał się „największym przekrętem naszych czasów".
Nadany przez brytyjską stację Channel 4 program The Great Global Warming Scandal (Wielki skandal z globalnym ociepleniem) rozprawia się z twierdzeniami mówiącymi, że wysoki poziom gazów cieplarnianych generowanych w rezultaci...
dcio