Macomber Debbie - Pora na romans.pdf

(560 KB) Pobierz
192770908 UNPDF
Pora na romans
Debbie Macomber
Tytuł oryginału: Ready For Romance
Przekład: Ludwik Stawowy
PROLOG
Jessica Kellerman rozejrzała się na wszystkie strony i przemknęła za
róg garażu Drydenów. Przyciśnięta do ściany, posuwała się ostrożnie,
maleńkimi kroczkami. Absolutnie nikt nie powinien jej zobaczyć.
Samochód Evana, modne sportowe auto, stał przed garażem i było go
widać z okien domu. Musiała zrobić to szybko.
Przykucnęła przy bocznym lusterku, wyjęła z kieszeni jaskrawoczer-
woną szminkę i grubo pomalowała sobie wargi. Przetarła lusterko białą
chusteczką i pocałowała je kilkakrotnie. Na szkle pozostały wyraźne czer-
wone ślady ust.
Jessica westchnęła z zadowoleniem, ostrożnie otworzyła drzwi samo-
chodu i wczołgała się na przednie siedzenie po stronie kierowcy. Tutaj też
było lusterko. Serce jej waliło nie tylko ze strachu, że zostanie zauważona.
Jej serce miało skłonność do przyspieszania, kiedy tylko pomyślała o
Evanie.
W całym Bostonie nie było mężczyzny, który mógłby się równać z
Evanem Drydenem. I pomyśleć, że przez te wszystkie lata mieszkała po
sąsiedzku, a dopiero niedawno zauważyła, jaki jest wspaniały! Dla Jessiki
Evan był najprzystojniejszym mężczyzną na świecie.
Dokładnie pamiętała moment, kiedy odkryła swoje przeznaczenie. Od
tamtej chwili nie była już sobą.
Szepczące Wierzby, posiadłość Drydenów, sąsiadowały z posesją jej
rodziców. Jessica często przesiadywała na potężnym dębie, obserwując
synów sąsiadów. Damian studiował prawo, Evan chodził do college'u. Dla
Jessiki, która jako jedynaczka była skazana na wymyślanie sobie własnych
rozrywek, obserwowanie braci Drydenów stało się wspaniałą zabawą.
Gdy pewnego dnia jak zwykle siedziała na dębie, nad staw tuż obok
przyszedł Evan, stanął na kładce i zaczaj wrzucać kamyki do wody. Choć
był do niej odwrócony plecami, Jessica wstrzymała oddech, zastanawiając
się, czy ją zauważył, ukrytą wśród gęstych liści.
Widocznie coś usłyszał, bo odwrócił się gwałtownie i wlepił wzrok w
drzewo.
– Jessica?
Nie miała odwagi poruszyć się ani zaczerpnąć powietrza.
Spojrzał w górę i słońce oświetliło jego przystojną twarz. Właśnie wte-
dy Jessica zrozumiała, że Evan nie jest takim sobie zwyczajnym chłopcem.
Był piękny jak Apollo. Doskonały pod każdym względem.
Od tej chwili zaczęły się jej marzenia. Cudowne marzenia o Evanie z2-
chanym w niej po uszy. O ich małżeństwie, o dzieciach. Wydawało się to
takie... takie oczywiste, dobre. Tydzień później miała już pewność, że los
ich zetknął, że są stworzeni dla siebie. Był tylko jeden problem – żeby i
Evan dokonał tego odkrycia.
Jessica niedawno skończyła czternaście lat, a Evan był dużo starszy. O
całe sześć lat. Ponieważ jednak wcale się nią nie interesował, równie dobrze
mogło to być i sto lat.
Właśnie wtedy postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Była przecież
dziewczyną światową, która wie, czego chce, i stara się to uzyskać. Tym
razem miał to być Evan Dryden.
Szybko przekonała się, że nie jest tak odważna, jak by chciała.
Telefonowała do niego co najmniej dziesięć razy i gdy podnosił słuchawkę,
zawsze brakowało jej odwagi, by w ogóle się odezwać, a co dopiero
wyznać swą nieustającą miłość. Po każdym takim telefonie wpadała w
coraz większą frustrację.
Ponieważ zawsze potrafiła ładnie pisać, zaczęła układać liściki do
Evana, wyrażając w nich swoje oddanie. Jeden pozwoliła nawet przeczytać
najlepszej przyjaciółce, a ta oznajmiła, że tak pięknego listu miłosnego jesz-
cze nigdy nie czytała. Niestety, Jessica nie odważyła się na podpisywanie
swych listów.
Była pewna, że jej najnowszy pomysł, całowanie lusterek samochodu,
da najlepszy rezultat. Evan domyśli się, że to Jessica, przyjdzie wreszcie po
nią i pojadą jego sportowym autem ku zachodzącemu słońcu.
Pokryła wargi świeżą warstwą jaskrawej czerwieni i właśnie miała z2-
ąć całować wewnętrzne lusterko, kiedy ktoś nagle otworzył drzwi samo-
chodu.
–A więc to ty!
Serce podskoczyło jej do gardła. Powoli podniosła oczy i zobaczyła
Damiana Drydena. Był wyższy od młodszego brata, opalony i na swój z2-
b przystojny. Jessica była pewna, że nadejdzie dzień, kiedy jakaś dziew-
czyna pokocha go tak mocno jak ona Evana.
– Cześć – powiedziała, jakby nie było w tym nic niezwykłego, że siedzi
w samochodzie jego brata i całuje lusterka.
– Założę się, że to ty dzwonisz w nocy co godzina.
– Nigdy nie dzwoniłam po dziesiątej – zaprzeczyła gwałtownie, po
czym zdała sobie sprawę, że właśnie się przyznała. Chyba najlepiej byłoby
udawać, że nie wie, o czym on mówi.
– Karteczki za wycieraczką też były od ciebie, prawda?
Zaprzeczanie nie miało sensu. Czując się w samochodzie Evana jak w
pułapce, obróciła się na siedzeniu i powoli wysiadła.
– Powiesz mu, że to ja?
– Nie wiem. – Damian zamyślił się. – Ile masz łat?
– Czternaście – odparła z dumą. – Wiem, że Evan jest starszy, ale mam
nadzieję, że zechce poczekać, aż dorosnę, żebyśmy mogli się pobrać.
– Pobrać! – W głosie Damiana zabrzmiała kpina, a Jessica nastroszyła
się.
– Poczekaj, aż sam się zakochasz! – wykrzyknęła. – Wtedy się z2-
nasz, jak to jest.
– Nie jesteś zakochana w Evanie – powiedział łagodnie. – Jesteś za
młoda, żeby rozumieć te sprawy. Zawróciłaś sobie nim głowę, bo jest star-
szy i...
– To więcej niż pewne, że kocham Evana! – wybuchnęła.
Wepchnęła szminkę do kieszeni. Nie zamierzała sterczeć tu i pozwalać
mu na kpiny. Miała co prawda tylko czternaście lat, ale posiadała serce doj-
rzałej kobiety i podjęła już decyzję. Damian może sobie mówić lub robić co
zechce, a ona i tak pewnego dnia poślubi Evana Drydena.
– Mojego brata na pewno cieszy twoje oddanie.
– No pewnie. Mężczyzna, który się ze mną ożeni, stanie się z2-
częśliwszy na świecie – szarżowała, niewiele się namyślając. Damian z2-
ł się.
Jessica już zamierzała darować mu to, co mówił przedtem, ale teraz
zmieniła zdanie. Trzymając się pod boki, przeszyła go wzrokiem z takim
oburzeniem, na jakie tylko było ją stać.
–Możesz być starszy od Evana, ale i tak nic nie wiesz o miłości.
Wyglądał na rozbawionego, a to rozzłościło ją jeszcze bardziej.
– Kiedy kobieta wybierze mężczyznę, nic nie może zmienić jej uczuć.
Zdecydowałam się poślubić twojego brata, i cokolwiek byś powiedział lub
zrobił, nie wpłynie to na moją decyzję. Więc szkoda twoich słów. Evan jest
moim przeznaczeniem.
– Jesteś tego pewna?
Był przynajmniej na tyle uprzejmy, że przestał się śmiać.
– Oczywiście – odparła z przeświadczeniem w głosie. – Zapamiętaj
moje słowa, Damianie Drydenie. Czas pokaże, że się nie mylę.
– Czy mój brat też może mieć coś do powiedzenia w tej sprawie?
– Naturalnie.
– A co będzie, jeśli zechce się ożenić z kimś innym?
– Nie... nie wiem.
Damian jakby wyczuł, czego obawiała się najbardziej – że Evan ożeni
się, zanim Jessica zdoła pokazać, co jest warta.
– Jest jeszcze coś, czego nie wzięłaś pod uwagę – dodał.
– Co takiego?
– Że to ja mogę chcieć się z tobą ożenić – uśmiechnął się szeroko
Damian.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin