Le Guin Ursula K. - Opowieść żony.pdf

(51 KB) Pobierz
Le Guin Ursula - Opowiesc zony
Opowieść Ŝony
Le Guin Ursula
Le Guin Ursula
Ursula Kroeber Le Guin (ur. 21 października 1929 w
Berkeley (Kalifornia)) – amerykańska pisarka SF i
fantasy; wiele jej ksiąŜek, przede wszystkim cykl
Ziemiomorze, weszło do klasyki gatunku. Wielokrotnie
nagradzana nagrodami Hugo i Nebula.
Jest córką antropologa Alfreda Kroebera i pisarki
Theodory Kroeber. W 1951 ukończyła uczelnię w
Radcliffe, w 1952 zdobyła na University of Columbia
stopień M.A. (odpowiednik polskiego magistra nauk
humanistycznych). Zainteresowanie antropologią
kulturową jest wyraźnie widoczne w jej twórczości. Le
Guin nie ukrywa swoich fascynacji ideą anarchistyczną,
co przejawia się równieŜ w jej twórczości. Spośród
opublikowanych przez nią ksiąŜek do kręgu utopii
społecznej moŜna zaliczyć przede wszystkim
opowiadania: Ci, którzy odchodzą z Omelas, Dzień przed
rewolucją oraz powieści Wracać wciąŜ do domu (polskie
wydanie – Wydawnictwo "Prószyński i s-ka", 1997 r.) i
najsłynniejszą: Wydziedziczeni (nagrody "Nebula" i
"Hugo" w 1975, polskie wydanie w tłumaczeniu Łukasza
Nicpana Wydawnictwo "Phantom Press" 1993 r.)
33301800.001.png 33301800.002.png
Opowieść Ŝony
Był dobrym męŜem, dobrym ojcem. Nie rozumiem tego. Nie wierzę. To się nie mogło
zdarzyć. Widziałam, jak to się stało, ale to nieprawda. NiemoŜliwe. Był zawsze łagodny.
Gdybyście go widzieli, jak się bawił z dziećmi, kaŜdy, kto by go widział z dziećmi, wiedziałby,
Ŝe nie ma w nim ani śladu zła, Ŝe jest dobry do szpiku kości. Kiedy go po raz pierwszy
spotkałam, mieszkał jeszcze u matki, tam, nad jeziorem Spring Lake, i nieraz widywałam ich
razem, matkę i synów i myślę, Ŝe warto się zaznajomić z kaŜdym, kto jest tak miły dla swojej
rodziny jak on. A potem zdarzyło się, Ŝe chodziłam po lesie i spotkałam go, kiedy wracał sam z
polowania. Niczego nie upolował, nawet myszy, ale go to wcale nie zmartwiło. Po prostu
dokazywał, ciesząc się rannym powietrzem. To jedna z rzeczy, które od razu w nim polubiłam.
Nie przejmował się, nie zrzędził i nie skamlał, kiedy coś mu się nie udawało. Zaczęliśmy więc
wtedy rozmawiać. I chyba wszystko się dobrze potoczyło, bo wkrótce juŜ spędzał u mnie prawie
cały czas. A moja siostra powiedziała - bo widzicie, moi rodzice wyprowadzili się ubiegłego roku
na południe, zostawiając nam rodzinne gniazdo - więc moja siostra powiedziała, niby drocząc się,
ale powaŜnie:
- No cóŜ, jeŜeli on ma zamiar tu bywać cały dzień i pół nocy, to dla mnie juŜ chyba nie
będzie miejsca!
I wyprowadziła się kawałek dalej. Zawsze byłyśmy sobie naprawdę bliskie, ona i ja. Takie
rzeczy nigdy się nie zmieniają. Nie przetrwałabym tego nieszczęsnego okresu, gdyby nie moja
siostrzyczka.
No więc mieszkał tu. Mogę tylko powiedzieć, Ŝe był to szczęśliwy rok w moim Ŝyciu. On był
dla mnie po prostu dobry. CięŜko pracował, nie lenił się, a w dodatku był taki duŜy i przystojny.
Wszystkim imponował, wiecie, mimo jego młodego wieku. Nocne spotkania w lesie; coraz
częściej kazali mu i prowadzić śpiew. Miał taki piękny głos i zaczynał donośnie, a inni
przyłączali się do niego niskimi i wysokimi głosami. Dreszcz mnie przechodzi, kiedy teraz o tym
pomyślę, jak to słyszałam nocami, kiedy zostawałam w domu, nie szłam na spotkanie, bo dzieci
były jeszcze malutkie - ten śpiew wzbijający się w górę poprzez drzewa i światło księŜyca, letnie
noce i księŜyc w pełni. Nie usłyszę juŜ nic równie pięknego. JuŜ nigdy nie zaznam takiej radości.
Mówią, Ŝe to z powodu księŜyca. To wina księŜyca, i krwi. Miał to we krwi jego ojciec. Nigdy
nie znałam jego ojca i teraz się zastanawiam, co się z nim stało. Pochodził aŜ z okolic Whitewater
i nie miał tu krewnych. Zawsze myślałam, Ŝe tam wróci, ale teraz juŜ nie wiem. Coś się o nim
mówiło, jakieś pogłoski, opowieści, które zaczęły krąŜyć, kiedy to się stało z moim męŜem. To
się ma we krwi, mówią, i moŜe się nigdy nie ujawnić, ale jeśli juŜ, to pod wpływem zmiany
księŜyca. Zdarza się to zawsze na nowiu. Kiedy wszyscy są w domu i śpią. Takiego, który ma
przekleństwo we krwi, coś nachodzi, mówią, i on wstaje, bo nie moŜe spać, i wybiega w
rozjarzone słońce, i wyrusza zupełnie sam - Ŝeby znaleźć takich jak on. MoŜe to i prawda, bo mój
mąŜ tak robił. Podnosiłam się i pytałam:
- Gdzie idziesz? A on odpowiadał:
- Och, na polowanie. Wrócę wieczorem.
I było to do niego niepodobne, nawet głos miał inny. Ale byłam taka śpiąca, nie chciałam
budzić dzieci, a on taki dobry i odpowiedzialny, nie do mnie naleŜało pytać go "dlaczego?" i
"dokąd?" i takie inne.
Więc zdarzyło się tak moŜe trzy albo cztery razy. Wracał późno, zmęczony i niemalŜe zły jak
 
na kogoś tak łagodnego -nie chciał nic mówić. Sądziłam, Ŝe kaŜdy musi się od czasu do czasu
wypuścić, a gderanie nigdy nic nie pomogło. Ale naprawdę zaczęłam się martwić. Nie tyle, Ŝe
szedł, ile, Ŝe wracał taki zmęczony i obcy. Nawet pachniał dziwnie. Włosy mi się od tego jeŜyły.
Nie mogłam wytrzymać i powiedziałam:
- Czym cię tak czuć? Cały pachniesz! A on odpowiedział:
- Nie wiem - wręcz opryskliwie i udał, Ŝe śpi. Ale zszedł na dół, kiedy myślał, Ŝe nie widzę, i
mył się i mył. Ale te zapachy zostały w jego włosach i naszym posłaniu przez wiele dni.
A potem ta okropność. Trudno mi o tym mówić. Chce mi się płakać, kiedy muszę sobie o tym
przypomnieć. Nasza najmłodsza, maleństwo, moje szczeniątko, odwróciło się od swego ojca. Z
dnia na dzień. Wszedł, a ona się nagle zlękła i zesztywniała z szeroko roztwartymi oczyma, a
potem rozpłakała się i próbowała schować za mnie. Nie bardzo jeszcze mówiła, ale powtarzała w
kółko:
- Niech to sobie idzie!
Ten wyraz jego oczu, przez moment, kiedy to usłyszał. Nie chcę tego pamiętać. Nie mogę
zapomnieć. Wyrazu jego oczu, patrzących na własne dziecko.
Powiedziałam do małej:
- Wstydź się, co w ciebie wstąpiło! - karcąco, ale jednocześnie tuliłam ją do siebie, bo teŜ się
przestraszyłam. AŜ się trzęsłam ze strachu.
Odwrócił wtedy wzrok i powiedział coś jakby:
- Coś jej się przyśniło - i tym zbył sprawę. Albo starał się zbyć. Ja teŜ. I naprawdę byłam
wściekła na małą, kiedy nadal przeraŜał ją śmiertelnie widok własnego taty. Ale nie mogła nic na
to poradzić, a ja nie miałam na to wpływu.
Trzymał się z dala przez cały ten dzień. Bo chyba juŜ wiedział. Właśnie zaczynał się nów.
Wewnątrz było gorąco i ciasno, i ciemno, i wszyscy juŜ spaliśmy jakiś czas, kiedy coś mnie
zbudziło. Nie było go przy mnie. Kiedy się wsłuchałam, dobiegł mnie lekki ruch w przejściu.
Wstałam, bo dłuŜej nie mogłam juŜ tego znieść. Weszłam w korytarz; było w nim jasno od
mocnego światła słonecznego wpadającego przez otwór. I zobaczyłam go stojącego na zewnątrz
tuŜ przy wejściu, w wysokiej trawie. Głowę miał zwieszoną. Usiadł, jakby znuŜony, i spojrzał na
swoje nogi. Tkwiłam bez ruchu wewnątrz i bacznie przyglądałam się - sama nie wiem, dlaczego.
I zobaczyłam to, co on zobaczył. Przemianę. Najpierw zaszła w stopach. WydłuŜały się, kaŜda
stopa robiła się dłuŜsza, wyciągała się, palce się wyciągnęły, stopa wydłuŜała się coraz bardziej,
mięsista i biała. I juŜ nie było na nich włosów.
Włosy zaczęły mu znikać na całym ciele. Jakby się spiekały na słońcu i juŜ ich nie było. AŜ
cały zrobił się biały, jak skóra na robaku. I odwrócił twarz. Zmieniała mu się w oczach. Coraz
bardziej i bardziej płaska, usta robiły się teŜ płaskie i szerokie, zęby szczerzyły się, płaskie i tępe,
a nos był juŜ tylko mięsistą naroślą z dziurkami nozdrzy, uszu nie miał, oczy zrobiły się
niebieskie - niebieskie w białych obwódkach - i wytrzeszczały się na mnie z tej płaskiej,
rozmiękłej, białej twarzy.
Stanął na dwóch nogach. Widziałam go, nie mogłam go nie widzieć, mojego ukochanego,
miłego, zmienionego w tę nienawistną postać.
Nie mogłam się ruszyć, ale kiedy tak kuliłam się w przejściu patrząc w dzień, drŜałam i
trzęsłam się od warczenia, które nagle wybuchło w obłędne, straszne wycie. Wycie Ŝalu i wycie
przeraŜenia i wycie jak zew. Inni teŜ je usłyszeli, nawet przez sen i obudzili się.
A to patrzyło i rozglądało się badawczo, to, w co się przeobraził mój mąŜ, i przybliŜyło twarz
do wejścia naszego domu. Mnie ciągle unieruchamiał śmiertelny strach, ale za mną dzieci się
obudziły i maleństwo skomlało. Wtedy obudził się we mnie gniew matki, zawarczałam i
poczołgałam się do przodu.
To coś ludzkiego rozejrzało się. Nie miało strzelby, jak ci z ludzkich siedzib. Ale podniosło
leŜącą na ziemi grubą gałąź długą, białą stopą i wepchnęło jej koniec do naszego domu, mierząc
we mnie. ZmiaŜdŜyłam jej koniec w zębach i zaczęłam pchać się do wyjścia, bo wiedziałam, Ŝe
człowiek zabije nasze dzieci, jeŜeli mu się uda. Ale moja siostra juŜ była blisko. Widziałam, jak
biegnie na człowieka z opuszczoną głową i zjeŜoną grzywą na karku, z oczyma świecącymi Ŝółto
jak zimowe słońce. Odwrócił się ku niej i zamachnął się gałęzią. Ale ja wypadłam z wyjścia,
oszalała z matczynego gniewu, a wszyscy inni teŜ biegli juŜ w odpowiedzi na moje wołanie,
zbierało się całe stado w tym upale i w jarzącym się blasku południowego słońca.
Człowiek spojrzał po nas, przeraźliwie krzyknął i machnął gałęzią, którą trzymał. A potem
zerwał się i pobiegł w dół po zboczu, kierując się na uprzątnięte pola. Biegł na dwóch nogach,
skacząc i wymachując, a my za nim.
Byłam ostatnia, bo wciąŜ jeszcze miłość powściągała we mnie gniew i strach. Biegłam, kiedy
zobaczyłam, jak zwalają go z nóg. Zęby mojej siostry wpiły mu się w gardło. Dopadłam ich,
kiedy ta istota była juŜ martwa. Inni cofali się od zwłok. Odpychał ich smak krwi i ten zapach.
Młodsi kulili się, a niektórzy płakali, moja siostra zaś pocierała pysk o przednie łapy, aby pozbyć
się tego smaku. Podeszłam blisko, bo myślałam, Ŝe jeśli ta rzecz jest martwa, to i czar,
przekleństwo musiało się wyczerpać i mój mąŜ wróci - Ŝywy, czy choćby martwy, Ŝebym tylko
mogła go ujrzeć, moją miłość, w jego prawdziwej, pięknej postaci. Ale tam leŜał tylko biały i
zakrwawiony, nieŜywy człowiek. Odstępowaliśmy od niego coraz dalej i dalej, aŜ odwróciliśmy
się i pobiegli z powrotem we wzgórza, z powrotem w lasy cienia i mroku, i błogosławionej
ciemności.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin