Patricia Cornwell - Wyspa psow.pdf

(1940 KB) Pobierz
Microsoft Word - Cornwell Patricia - Wyspa psow
Patricia Cornwell
Wyspa psów
(Isle Of Dogs)
Przełożyła Sylwia Twardo
Dla mojej przyjaciółki i wydawcy Phyllis Grann
1
Imię i nazwisko pasowały do Unique First jak rękawiczka, a przynajmniej tak zawsze
twierdziła jej matka. Unique była pierwsza i jedyna w swoim rodzaju. Nie istniał nikt inny taki
jak ona... i bardzo dobrze, jak utrzymywał jej ojciec, doktor Ulisses First, który nigdy nie zdołał
zrozumieć, skąd wziął się ten dziwny splot genów, który stał się przyczyną nieszczęść jego
jedynego dziecka.
Unique była drobną osiemnastolatką o długich, lśniących włosach czarnych jak skrzydło
kruka, cerze białej i czystej niczym mleko w szklance oraz pełnych, różowych wargach.
Wierzyła, że jej jasnoniebieskie oczy mogą oszołomić każdego, kto zatopi w nich wzrok, i że
jednym spojrzeniem może nagiąć cudzą wolę do swego Zadania. Unique potrafiła obserwować
kogoś przez wiele tygodni, aby kumulować w sobie napięcie aż do ostatniego momentu,
dostarczającego jej upragnionego wyzwolenia, po którym zazwyczaj następowała chwilowa
utrata świadomości.
– Hej, niech się pan obudzi, zepsuł mi się samochód. – Zastukała do okna ogromnej
ciężarówki, zaparkowanej samotnie przy targu owocowo-warzywnym Farmers Market, na
przedmieściach Richmondu. – Ma pan może komórkę?
Była czwarta nad ranem, panowały głębokie ciemności, a oświetlenie parkingu nie należało
do najlepszych. Chociaż Moses Custer wiedział doskonale, że o tej porze lepiej nie przebywać tu
samemu, zignorował ostrzeżenie głosu rozsądku, kiedy po kłótni z żoną wypadł z domu
i wskoczył do ciężarówki. Zamierzał tu spędzić samotnie noc, zostawiając swoją połowicę samą
i kontentując się sąsiedztwem straganów z warzywami. Już on jej pokaże, pomyślał, jak zawsze,
kiedy w ich życiu małżeńskim pojawiały się cienie. Otworzył drzwi szoferki, jako że pukanie
w szybę nie ustawało.
– O mój Boże, a co taka ślicznotka tu robi w środku nocy? – zapytał pijany i półprzytomny,
widząc delikatną, bladą buzię i anielski uśmiech.
– Zaraz przeżyje pan coś niezwykłego. – Unique zawsze mówiła to samo przed
przystąpieniem do Zadania.
– Co? – zdziwił się Moses. – Co takiego?
W odpowiedzi odniósł wrażenie, jakby rzuciło się na niego stado demonów, kopiąc go
i obsypując gradem uderzeń, szarpiąc za włosy i ubranie. Przy wtórze ohydnych przekleństw
rozległ się huk, a ciało i kości Mosesa przeszył piekielny ból, kiedy miażdżyły je setki brutalnych
ciosów. Potem napastnicy zostawili Custera na pewną śmierć i odjechali jego ciężarówką. Moses
unosił się przez pewien czas nad swą powłoką, przyglądając się skatowanemu, nieruchomemu
ciału, spoczywającemu bezwładnie na asfalcie. Wypływającą spod jego głowy krew rozmywał
deszcz, z jednej stopy spadł but, a lewa ręka leżała wykrzywiona pod jakimś nienaturalnym
kątem. Moses przyglądał się sobie, a jedna część jego istoty czuła wielkie zmęczenie i wydawała
się gotowa na spotkanie z Wiecznością. Druga wszakże pożałowała tego świata.
– Mam rozwaloną głowę – jęknął i zaczął szlochać, czując, że pogrąża się w mroku. – Och,
moja głowa! Boże, jeszcze nie jestem gotów! Mój czas nie nadszedł!
Ciemności zmieniły się w falującą przestrzeń; zawieszony w niej Moses obserwował
pulsujące niebieskie światła, miotających się strażaków, personel karetki pogotowia i policjantów
w żółtych płaszczach przeciwdeszczowych, którzy rozciągali oślepiająco białą taśmę
ostrzegawczą. Jaskrawe latarnie syczały na spłukiwanym ulewnym deszczem chodniku, a ludzie
pokrzykiwali z podnieceniem i bez sensu. Wydawało się, że wrzeszczą na Mosesa, więc
wystraszył się i poczuł mały i nieważny. Chciał otworzyć oczy, ale powieki miał tak oporne,
jakby je ktoś zaszył.
– Co się stało z aniołkiem? – mamrotał do siebie. – Powiedziała, że zepsuł się jej samochód.
Wóz Unique był w doskonałym stanie. Od paru godzin kręciła się po mieście, słuchając
przez radio wiadomości o pobiciu Mosesa i kradzieży ciężarówki z targowiska, a także
spekulacji, czy oba przestępstwa zostały dokonane przez ten sam gang, który od miesięcy
terroryzował stan Wirginia. Jednak tym razem stan błogości okazał się mniej intensywny niż
zawsze. Dziewczyna mogłaby przysiąc, że zostawili kierowcę martwego i irytowało ją, że
wspólnicy aż tak się pośpieszyli, uniemożliwiając jej osiągnięcie całkowitego wyzwolenia.
Gdyby to zależało od niej, dokończyłaby to, co zaczęła, i dopilnowała, żeby kierowca już nigdy
nie otworzył gęby.
Nie obawiała się jednak, że zwróci na siebie uwagę glin, o tak nietypowej porze krążąc po
mieście swoją białą miatą. Niezwykłość Unique polegała bowiem między innymi na tym, że
dziewczyna nie wyglądała na to, kim była. Czuła się do tego stopnia pewnie, że zatrzymała się
przed mini-marketem Fred’s Mini Mart obok samochodu policjanta.
Zauważyła nieoznakowany wóz policyjny jedną przecznicę wcześniej i kiedy wsunęła się do
sklepu, ujrzała przystojnego, młodego blondyna, jak płacił przy ladzie za ćwierćlitrowy kartonik
mleka. Mężczyzna nosił dżinsy i flanelową koszulę; Unique sprawdziła wzrokiem, czy nie miał
przy sobie broni i dostrzegła niewielką wypukłość z tyłu za paskiem spodni.
– Dzięki, Fred – powiedział jasnowłosy policjant w cywilu do faceta przy kasie.
– Słowo daję, Andy, brakowało nam ciebie. Przepadłeś jak kamień w wodę na cały rok.
– No ale teraz już jestem – odparł blondyn, chowając resztę. – Uważaj na siebie. Ostatnio
grasuje tu naprawdę paskudny gang. Właśnie znowu napadli na jakiegoś kierowcę.
– Wiem, słyszałem przez radio. Bardzo go zmasakrowali? Posłali cię na miejsce
przestępstwa?
– Nie mnie. Mam wolne. Dowiedziałem się o tym tak samo jak ty – odpowiedział Andy
z lekkim rozczarowaniem.
– Mnie tam się wydaje, że jest tak, jak piszą w gazetach: to zbrodnia z nienawiści –
stwierdził Fred. – Z tego, co słyszałem, przewodzi im biały, a jak dotąd wszystkie ofiary są
czarne, poza tą kobietą z ciężarówki sprzed kilku miesięcy. Chociaż ją też w gruncie rzeczy
można zaliczyć do mniejszości. Nie powiem, żebym szczególnie przepadał za lesbami, ale
zmasakrowali ją po prostu okrutnie. Gdzieś czytałem, że wbili jej kij i strasznie ją pocięli. O! –
wykrzyknął Fred z zaskoczeniem, kiedy Unique pojawiła się nie wiadomo skąd i postawiła na
ladzie sześciopak piwa Michelob. – Tak się tu cichutko wślizgnęłaś, skarbie, że wydawało mi się,
że sklep jest pusty.
Unique uśmiechnęła się słodko.
– Poproszę o paczkę marlboro – powiedziała miłym głosikiem.
Była bardzo ładna i schludna w swoim czarnym ubraniu, ale buty miała podrapane
i z pewnością brudne. Wyglądała, jakby nagle złapał ją deszcz. Andy zauważył białą miatę na
parkingu, kiedy odjeżdżał nieoznakowanym caprice, a zaledwie się oddalił, filigranowa piękność
o dziwnych oczach wsiadła do swego białego samochodu. Jechała za caprice przez miasto, aż do
Fan District, a kiedy Andy zwolnił, żeby sprawdzić, czy uda mu się odczytać tablice rejestracyjne
jej auta, skręciła w Strawberry Street. Doznał jakiegoś nieokreślonego wrażenia, a gdy wrócił do
swojego domu w rzędzie szeregowców i nalał sobie mleka do muesli, miał dziwne poczucie, że
ktoś go obserwuje.
Unique doskonale umiała śledzić każdego, także gliniarzy. Zatrzymała się w głębokim cieniu
drzew po drugiej stronie ulicy i obserwowała, jak cień Andy’ego przesuwa się z pokoju do
pokoju. Widać było, że gliniarz je coś z miseczki. Kilka razy rozsuwał zasłony i wyglądał na
spokojną, świecącą pustkami ulicę. Unique skierowała w jego stronę spojrzenie, wyobrażając
sobie, jaki wpływ mogłaby wywrzeć na jego myśli. Był niespokojny i, jak sądziła, wyczuwał
owo Coś. Albowiem Unique krążyła po tym świecie już od dłuższego czasu; wcześniej opętała
niemieckiego nazistę w Dachau. A dawno, dawno temu... wyczytała to w kartach tarota... była
Przeciwnikiem i miała oczy na całym ciele.
Andy znowu rozsunął zasłony i teraz już czuł takie rozdrażnienie i niepokój, że nosił ze sobą
pistolet po całym domu. Może jego zły nastrój wynikał z tego, że zawsze bardzo się przejmował
paskudnymi sprawami, takimi jak napad na Mosesa Custera, nawet jeśli nie należał do grupy
dochodzeniowej. Przygnębiło go i zirytowało, gdy usłyszał, że kierowcę skopano, zadeptano,
pobito i zostawiono, by zmarł w samotności, a on Andy, nie znajdował się gdzieś w pobliżu, żeby
pośpieszyć na pomoc. A może jego ponury nastrój wynikał z tego, że nie spał przez całą noc, był
podniecony i trochę przerażony perspektywami najbliższej przyszłości.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin