Roland Topor - Cztery róże dla Lucienne.pdf

(734 KB) Pobierz
Roland Topor - Cztery roze dla Lucienne
ROLAND
TOPOR
CZTERY RÓŻE
DLA LUCIENNE
258673194.001.png
Roland Topor Cztery róże dla Lucienne
SPIS TREŚCI
SZNYCEL GÓRSKI........................................................................................................................3
WIELKI CZŁOWIEK .......................................................................................................................7
CIĘŻKA OPERACJA ...................................................................................................................11
SZKOŁA W PRZEPAŚCI .............................................................................................................12
WYBAWCY ..................................................................................................................................15
ZAGADKI HISTORYCZNE...........................................................................................................17
BILET POWROTNY .....................................................................................................................18
WRÓŻKA INNA NIŻ WSZYSTKIE ...............................................................................................19
WYPADEK ...................................................................................................................................23
PRZECHODNIA DŁOŃ ................................................................................................................24
NOWO PRZYBYŁY ......................................................................................................................26
CZTERY RÓŻE DLA LUCIENNE .................................................................................................27
ALIBI DZIECKA ...........................................................................................................................31
OJCOWSKIE POŚWIĘCENIE......................................................................................................32
POKARM DUCHOWY..................................................................................................................37
DRODZY PRZYJACIELE .............................................................................................................38
OPOWIEŚĆ WIGILIJNA ..............................................................................................................44
SMAKOSZE .................................................................................................................................45
JAK PIES Z KOTEM ....................................................................................................................50
ZGNIŁE KRÓLESTWO ................................................................................................................51
ZŁA PUBLICZNOŚĆ....................................................................................................................54
PRZELOTNE BURZE...................................................................................................................55
WSTAWAĆ! .................................................................................................................................59
CIUPCIAC KRÓLOWĄ ................................................................................................................60
ZBYT CZYSTA.............................................................................................................................63
ŚWIĘTY OGIEŃ ...........................................................................................................................64
SPRAWIEDLIWOŚĆ ŚCIGAJĄCA ZBRODNIĘ...........................................................................73
NUMER Z TELEFONEM ..............................................................................................................74
GŁODNEGO NAKARMIĆ ............................................................................................................80
DOBRY UCZYNEK ......................................................................................................................82
BEZ KOMPLKEKSOW ................................................................................................................83
EGZEKUCJA ...............................................................................................................................87
PRAWDA O LUDWIKU XVII ........................................................................................................88
WSTRĘTNY CHARAKTER ..........................................................................................................89
PIESZCZOSZEK ..........................................................................................................................90
SZCZWANY LIS...........................................................................................................................97
NIEUSTAJĄCY SPEKTAKL ........................................................................................................98
KILKA PYTAŃ NA KUPIE..........................................................................................................100
DOBRE MIEJSCE ......................................................................................................................101
NA PODBÓJ CZŁOWIEKA........................................................................................................104
CISZA, SEN TRWA!...................................................................................................................105
OD CZASU DO CZASU, CZAS..................................................................................................112
ZĘBY WAMPIRA .......................................................................................................................113
2
Roland Topor Cztery róże dla Lucienne
SZNYCEL GÓRSKI
— Moja noga! Wcale jej nie czuję!
Phil znęcał się nad nogą: przez spodnie chwytał ciało w garście i rozcierał z
furią. Szczypał się zapamiętale od uda po kostkę, na koniec walił wściekle pięścią w
kolano.
Koledzy próbowali go pocieszyć.
— No i co z tego! To normalne! — rzekł Jerzy. — Wszyscy mamy takie samo
wrażenie. Patrz!
Jerzy kopnął Henryka w goleń z całej siły, żeby wyglądało to przekonywająco.
Henryk nie mógł powstrzymać boleściwego jęku, po którym zrozpaczony Phil zalał
się łzami.
— No i sami widzicie! Chcecie mi tylko zamydlić oczy!
Henryk uśmiechnął się krzywo.
— Akurat w tym momencie zabolał mnie żołądek. Kopniaka nawet nie
poczułem. Zresztą, popatrz na Jerzego. Twoja kolej, Jurek!
Jerzy jęknął, ale zacisnął zęby i udało mu się zdusić okrzyk.
Phil odzyskał nadzieję.
— Naprawdę nic cię nie bolało, Jureczku? Spróbuj jeszcze raz, Heniu!
Jerzy podskoczył.
— O nie! Co to to nie! Dosyć tego! Lepiej raz wreszcie powiedzieć mu prawdę!
Mam tego dość! Phil, musisz być dzielny. Nie chcieliśmy ci mówić, ale skoro
nalegasz, trudno. Tak, odmroziłeś nogę. To straszny cios, wiem, ale nie przejmuj się,
nie ma ani śladu gangreny. Jeszcze nie wszystko stracone, wyciągniemy cię stąd.
Gdyby nie ta cholerna lina...
Phil jednak nie słuchał.
Płakał cicho, obmacując nogę. Henryk odwrócił się z obrzydzeniem.
Nazajutrz noga Phila zsiniała. Poświęcili jeden koc i owinęli ją.
— Gdyby nam się udało dostać na tę półkę, którą tam widać, moglibyśmy
rozpalić ognisko — rzeki Jerzy. — Patrzcie, rośnie tam kilka niskopiennych drzew.
Zostało nam jeszcze pudełko zapałek.
— Ognisko — jęknął Phil — ognisko, błagam was!
— Zaraz, zaraz rozpalimy ognisko jak się patrzy, a ty... Uwaga! Jerzy! Za późno.
Phil porwał pudełko zapałek, trzymane niedbale przez Jerzego. Chwycił je łapczywie
3
Roland Topor Cztery róże dla Lucienne
i zanim pozostali zdążyli się ruszyć, zapalił jedną i zbliżył do twarzy z odpychającym
wyrazem zwierzęcej radości.
— Ciepło... bardzo ciepło... dobre, dobre ciepło! — bełkotał, śliniąc się.
Drżącymi palcami usiłował zapalić następną, ale nie zdążył. Henryk rozłożył go
celnym kopniakiem w brodę i schylił się, by odzyskać cenne pudełeczko. Na twarzy
Phila odcisnęły się czerwone ślady gwoździ.
— W drogę!
Unieśli chorego i powędrowali w kierunku skalnego występu. Przy każdym
kroku ślizgali się po oblodzonym śniegu, bezwładnie padali, a Phil wymykał im się z
rąk jak szmaciana lalka. Żeby nie zjechał na sam dół zbocza, trzeba go było
przywiązać, a przy tym, oczywiście, samemu nie dać się ściągnąć.
Wreszcie dotarli do półki. Zanadto wyczerpani, by cokolwiek mówić, padli na
ściętą mrozem ziemię i leżeli bez ruchu. Alarmujące kłucie w kończynach dolnych
dodało im sił. Wstali. W każdym razie Henryk i Jerzy wstali.
Z trudem ułamali kilka niższych gałęzi. Wkrótce mieli już dość paliwa na małe
ognisko. Rozpalenie okazało się trudne, ale możliwe. Kilka chwil później krztusili
się od gryzącego dymu z wilgotnego drewna. Ale i tak było to niesłychanie
przyjemne.
— Trzeba podsycać ogień, żeby nie zgasł.
Doglądanie ogniska zlecono Philowi. Dwaj pozostali poszli tymczasem po
drewno.
Nadzieja wraca. Niedługo pewnie nadejdzie pomoc. Grunt to wytrzymać.
Dwa dni później ujrzeli helikopter, krążący wysoko na północnym krańcu nieba.
Machali rękoma, krzyczeli, biegali. Wszystko na nic. Helikopter krążył całe
przedpołudnie i nie zauważył ich. Potem widzieli jeszcze wiele śmigłowców. A
nawet, daleko na wschodzie, dostrzegli kolumnę ratowników. Wiał jednak wschodni
wiatr. Krzyków trzech ludzi nie dosłyszano.
Problemem numer jeden stal się głód. Starali się jak najdłużej zachować kanapki,
w które zaopatrzono ich w schronisku. Teraz jednak zostało po nich tylko
wspomnienie. Trzeba było znaleźć coś innego.
— Zdechniemy z głodu — rozpaczał Henryk — zdechniemy z głodu jak psy. Nie
mamy nawet kości do ogryzania.
Phil miał się trochę lepiej. Nogi nadal nie czuł, ale przynajmniej zachowywał się
przyzwoicie.
— Czy nie moglibyście poszukać jagód? — zaproponował bez uśmiechu.
Pozostali nawet nie odpowiedzieli. Po dwóch dniach byli tak osłabieni, że nie
mogli się już czołgać do drzew po następną porcję opalu.
To Henryk wpadł na pomysł. Pewnej nocy zbudził Jerzego i długo szeptał mu na
ucho. Jerzy podskoczył.
— Och, nie mówisz tego serio!?
Henryk zapalił się.
— A dlaczego nie? Czemu nie mielibyśmy tak zrobić? Ze względu na zasady
moralne? Chcesz może zdechnąć bez walki? Czy zrobimy coś złego? Tak czy owak,
4
Roland Topor Cztery róże dla Lucienne
nic z niej już nie będzie, wiesz o tym równie dobrze jak ja. Moglibyśmy ciągnąć
zapałki, ale skoro on jej nie czuje, bierzmy jego.
— Jednak... A gdyby coś poczuł?
— E tam! Ja to załatwię.
Henryk podczołgał się do śpiącego Phila. Zachowując wszelkie środki
ostrożności, odwinął koc i podciągnął nogawkę. Uszczypnął odmrożoną łydkę. Phil
nawet nie drgnął. Henryk otworzył harcerski scyzoryk o sześciu ostrzach. Jerzy
zamknął oczy. Gdy je znów otworzył, Henryk trzymał gruby plaster łydki w lewej
ręce; prawą wytarł nóż, zamknął go i schował do kieszeni. Opuścił nogawkę,
narzucił koc i wrócił do Jerzego, ważąc na dłoni kawał mięsa.
Wcale nie cierpiał. Upieczemy to, będzie całkiem niezłe.
Rozkoszny zapach pieczystego zbudził Phila.
— Hej, chłopaki, co to, sen, czy co? Skąd wytrzasnęliście mięso?
— To Henryk. Zabił jakieś dziwne zwierzątko. Rzucił nożem i udało mu się
trafić ostrzem. Wyobrażasz sobie? Smak może być dziwny, ale nie czas teraz na
wybrzydzanie, prawda?
Phil zgadzał się w zupełności.
Gdy mięso się upiekło, podzielili je na trzy równe części. Henryk i Jerzy uznali,
że pieczeń jest pyszna. Z Philem sprawa miała się inaczej. Już przy pierwszym kęsie
— poznał siebie.
— Złodzieje! Parszywi złodzieje!
Chciał ich bić, ale nie starczyło mu sił. Upadł twarzą w śnieg i płakał żałośnie.
Jerzemu i Henrykowi zrobiło się strasznie przykro. Próbowali przemówić mu do
rozsądku.
— Rzeczywiście, może powinniśmy cię byli uprzedzić, ale to nie powód do
robienia tragedii...
— Oczywiście, dla was to żadna tragedia! Takich złodziei jak wy w ogóle nic nie
obchodzi!
— Po pierwsze, nie jesteśmy złodziejami! Podzieliliśmy dokładnie na trzy równe
części. Dostałeś tyle, co my!
— Ale dla mnie to nie to samo! Żywić się własną nogą! Zresztą nie będę mógł
jej nawet tknąć! To nieludzkie!
— Nieludzkie, nieludzkie! Łatwo ci mówić! Zresztą sam przecież masz w
zwyczaju obgryzać paznokcie!
Phil dąsał się cały dzień, jak niegrzeczny chłopczyk, co nie chce jeść zupki.
Porcja leżała przed nim, zimna. Henryk zaproponował, by ją odstąpił, jeśli sam nie
je, ale odmówił z oburzeniem. Wreszcie, wieczorem, nie wytrzymał. Przekonany, że
go nie widzą, rzucił się na plaster mięsa i pożarł go. Zaraz potem zasnął, pomrukując
z sytości.
Nazajutrz znów byt mięsny posiłek, następnego dnia też. Ogień trzaskał wesoło.
Trzej mężczyźni spędzali czas patrząc w niebo, z nadzieją, że ujrzą helikoptery
ratowników. Rzeczywiście, wypatrzyli dwa czy trzy, daleko na południu, lecz nie
udało się zwrócić ich uwagi.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin