Wiele jest zamieszania wokół miłości. Owo zamieszanie było od zawsze i nie jest wymysłem współczesnych pokoleń. I nie trzeba się tym przerażać. Istnieje jednak pilna potrzeba odnowy rozumienia i praktykowania miłości. Czy jest to możliwe? Odnowa ma szansę pod warunkiem, że chrześcijanie zwrócą się ku Ewangelii, dadzą jej posłuch i nie zwątpią, że z jej kart mówi do nich Jezus, Bóg, który jest miłością. To bowiem, co On mówi o miłości, różni się od tego, co o niej mówi świat i ci, którzy mu ulegają. A takich, co widać po faktach, jest większość. Tylko i wyłącznie słowo Chrystusa może odnowić chrześcijańskie pojmowanie i praktykowanie w świecie miłości. Jedną z okazji ku temu są nabożeństwa zwane Gorzkimi żalami i związane z nimi medytacje nad męką Pańską. W zbawczej męce Jezusa objawiona została tajemnica miłości. Objawiona w sposób przekonujący, bo w nieprzerwanym ciągu czynów. Człowieka bowiem bardziej przekonuje to, co ktoś czyni niż to, co w danej rzeczy mówi. Uosobieniem ewangelicznie pojmowanej miłości jest Ten, który jest miłością, Jezus. Rozważaniami pasyjnymi o miłości możemy włączyć się w pracę duchową Kościoła w Polsce, który w bieżącym, 2010 roku, skupia się wokół prawdy: „Bądźmy świadkami Miłości”. Mamy zatem okazję wnieść w to religijne dzieło nasz osobisty wkład. Jesteśmy do tego zaproszeni i zobowiązani.
Poniższe rozważania nie są gotowymi do wygłoszenia kazaniami pasyjnymi. Należy je traktować jedynie jako szkice, przyczynki, okruch Bożych myśli wziętych z Ewangelii i jakoś związanych z ziemskim życiem. Autor ma nadzieję, że dopomogą one w przeprowadzeniu osobistej medytacji nad fenomenem chrześcijańskiej miłości. A tylko echo niniejszych myśli da się słyszeć w medytacji nad miłością, prowadzonej w określonej wspólnocie. I o takie przyjęcie i spożytkowanie owych szkiców z wdzięcznością prosi ich autor.
Święty Jan Ewangelista, głęboko wprowadzony w tajemnice Boże, pisze: „Umiłowani, miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest miłością.” (J 4,7-8). A święty Augustyn, wyjaśniając te słowa, dodaje: „Miłość jest Bogiem, bo jest z Boga”. Bóg jest miłością! Co do tej prawdy nikt nie może mieć najmniejszych wątpliwości, oczywiście jeśli wierzy, a swoją wiarę buduje na ufnym słuchaniu Boga. Bóg bowiem osobiście objawił tę prawdę. A On zawsze mówi prawdę. I nie musi tego udowadniać. Prawdy, za którą się umiera, nie potrzeba uwierzytelniać. Dobra wola i odporność na uprzedzenia pomagają w przyjęciu jej za swoją.
Jakie są zatem skutki faktu: „Bóg jest miłością, a miłość jest Bogiem?” Bóg, który jest miłością, nie może nie kochać! On musi kochać wszystko, co stworzył. A więc wszystko i wszystkich, i mimo wszystko. Kocha niewątpliwie sprawiedliwych, czyli ludzi starających się pełnić Jego wolę. Ale kocha także tych, którzy Jego nie kochają. I są Jego ukrytymi lub jawnymi wrogami. Kocha zatem tych, którzy walczą z krzyżem – czytelnym dla wszystkich znakiem Jego miłości do ludzkości, a tolerancję i laickość państwa lansują na religię obowiązującą współczesnego człowieka. Kocha polityków dążących do wyrugowania Kościoła z życia publicznego. Kocha biegających po prokuraturze i domagających się sądowego zakazu dla cudów. Miłuje uważających, że ocena z religii na świadectwie szkolnym uczniów wierzących jest zagrożeniem i krzywdą wyrządzana uczniom niewierzącym, bo utrudnia im rozwój osobisty i zajęcie godnego miejsca w strukturach europejskich. Bóg kocha także uciekających od lat przed ludzką i boską sprawiedliwością. Kocha nieuznających swych grzechów i lekceważących nawrócenie, pokutę i zadośćuczynienie. Kocha wykorzystujących swoją wysoką pozycję w państwie do niecnych interesów. Kocha przestępców chronionych przez ludzi wpływowych. Bóg, który jest miłością, nie może nie kochać. Musi kochać i kocha!
Prawda, że Bóg jest miłością, a miłość jest Bogiem pociąga także określone skutki dla człowieka. W tych prostych zdaniach zawierają się najlepsze referencje, jakie może otrzymać miłość. Z takimi listami polecającymi miłość powinna znaleźć w życiu każdego człowieka godne, czyli naczelne i najwyższe miejsce. Powinna cieszyć się jego pełnym zaufaniem i trwałym szacunkiem. Być wartością przedkładaną ponad wszystkie inne wartości. Wartością, dla której człowiek gotów jest poświęcić wszystko, łącznie z własnym życiem, byleby tylko ją posiadać, zachować, żyć nią, dzielić z innymi i zabrać stąd do wieczności, do źródła, z którego wypływa. W fakcie, że Bóg jest miłością, a miłość jest Bogiem ukryta jest także najwyższa pochwała, jaką można wygłosić na cześć miłości. Pochwała zapadająca zarówno w pamięć, jak i w serce, czyli dająca nadzieję na to, że słyszący ją człowiek zapragnie miłości i pozostanie jej wierny już na zawsze.
Bóg jest miłością, a miłość jest Bogiem. Prawda ta rozstrzyga spór o porządek wartości. Jednoznacznie wskazuje, że to nie wolność, lecz miłość jest królową wartości. Miłości, a nie wolności podlegają wszystkie pozostałe wartości. A zatem nie o wolność, lecz o miłość należy przede wszystkim się ubiegać. Ona nadaje pozostałym wartościom właściwą treść i kształt. Wielu jednak nadal uważa, a utwierdzają ich w tym przekonaniu rozmaite autorytety, że wolność jest najwyższą wartością. Skutki owego błędnego przeświadczenia są opłakane. Najtragiczniejszym jest ten, że ludzie niszczą miłość w imię zachowania wolności zamiast poświęcić wolność w imię obrony i zachowania miłości. Jezus poświęca swoją wolność dla miłości. Dlaczego? Dlatego, że wiara bez miłości jest złudzeniem i jest martwa. Nadzieja bez miłości jest pustą obietnicą, na której nie można polegać. Obowiązki bez miłości są ciężarem nie do uniesienia. Życie rodzinne obozem koncentracyjnym. Powołanie kapłańskie czy zakonne zawodem. Modlitwa bez miłości autoterapią. Wolność bez miłości staje się samowolą, chaosem i destrukcją. Ciężarem nie do udźwignięcia. Wręcz przekleństwem. Polska, po latach niewoli, odzyskała wolność, ale zagubiła miłość. Promowanie w czasach niewoli wolności kosztem miłości, wydaje zawsze złe owoce. I tak jest obecnie. Wolność bez miłości staje się niewolą.
Jezus, przychodząc na świat, chociaż wysoko ceni wolność człowieka, nie pragnął niczego innego dla ludzi jak tylko miłości. Dlatego gorąco poleca miłość w słowach: Umiłowani, „miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga”. On wręcz nakazuje miłość, pozornie unieważniając prawo człowieka do wolności, gdy mówi: „Będziesz miłował siebie… bliźnich… Boga!„ Oczywiście owo unieważnienie prawa do wolności jest tylko pozorne, ponieważ dopiero miłość daje pełną i trwałą wolność człowiekowi. Ten zatem kto kocha, ten jest prawdziwie wolny. Miłość jest wolnością, bo jest zjednoczeniem z wolnym Bogiem.
Prawda, że Bóg jest miłością, a miłość jest Bogiem przynosi ludziom znakomitą wiadomość. Miłość nigdy nie zaginie. Ona jest wieczna. Ten więc, kto buduje siebie i swe życie na miłości, buduje na Bogu. Jest zatem wieczny, niezniszczalny. Dlatego nie musi obawiać się doczesności. Nie ma w niej bowiem takiego przeciwnika, któryby zdołał go pokonać nieodwracalnie. Miłość, będąc istotą jego życia, czyni go niezwyciężonym wewnętrznie i zewnętrznie. Zło nie jest w stanie wedrzeć się do jego sumienia, stać jego panem i wydawać rozkazy co ma, a czego nie ma czynić. Miłość gwarantuje, że pośród ataków zła, Bóg nadal pozostaje władcą ludzkiego sumienia i sprawuje w sposób niezawisły swe rządy. Taki człowiek jest nie tylko niewygodny, ale i groźny dla ludzi zniewolonych przez zło, bo nie ulega manii poprawności politycznej i postępuje według imperatywów miłości. Czy tego chce, czy nie chce, staje się znakiem sprzeciwu w środowisku. Pełni rolę ewangelicznego kamienia, o który potykają się wyzuci z wiary, nadziei oraz miłości. W jego dłoniach miłość staje się najskuteczniejszą bronią w walce z każdego rodzaju złem. A włada nią z wprawą żołnierza elitarnej jednostki. Miłością czyni zło bezsilnym. Człowiek oddany bez reszty boskiej miłości jest pewien swojego wiecznego losu. Może żyć na ziemi w pewności, że w wieczności będzie zaznawał bliskości z Bogiem, który jest miłością.
Bóg nie może nie kochać. A człowiek powinien zrozumieć, że nie ma na ziemi nic ważniejszego do zrobienia, jak miłować. Bóg bowiem jest miłością, a miłość jest Bogiem. W tym tygodniu Wielkiego Postu można by sprawdzić, na jakim miejscu w prywatnej hierarchii wartości umieściliśmy miłość. Czy na pierwszym?2.
Niektórzy mówią, że miłość potrzebuje odnowy! Nic bardziej mylącego i groźnego dla religijnego i moralnego życia człowieka. Owo stwierdzenie jest bowiem niezgodne z Objawieniem Bożym, które wyraźnie mówi: „Bóg jest miłością.” (1 J 4,4-8). Ani Bóg Ojciec, ani Jezus, Syn Boga, ani Duch Święty nie potrzebują jakiejkolwiek rewaloryzacji. Bóg jest bowiem wieczny, niezmienny i niezniszczalny. On się nie starzeje. Czas nie jest groźny dla Niego. Nie dosięgają Go żywioły przyrody. Również siły złego nie mają wpływu na Jego kondycję. Odnowy potrzebują natomiast wybrani na świadków prawdy, że „Bóg jest miłością”. Restauracji potrzebuje ich sumienie. W sumieniu bowiem wierzący przyjmują miłość Bożą w darze. Staje się ona ich miłością. I od tego momentu mogą, jeśli tylko zechcą, obdarowywać miłością bez wyjątku wszystkich ludzi. Odświeżenia potrzebuje również sposób składania świadectwa o miłości chrześcijan do całego świata.
Aby u chrześcijan polskich nastąpiła odnowa sumień i świadectwa o miłości, niezbędne jest ponowne, uważne wsłuchanie w Ewangelię. Wsłuchanie się z wiarą w to, co o miłości mówi sam Bóg, który jest miłością. Mądrość nakazuje poznawać prawdę o miłości wprost od jej Autora, a nie z drugiej, nawet dobrze poinformowanej, ręki. Każdy bowiem z ludzi ma jakieś swoje, pod wpływem tego świata, bardziej lub mniej wypaczone wyobrażenie miłości. Każdy ma też jakiś swój sposób jej okazywania. Każdy podąża tutaj za wskazaniami swego sumienia. I tak dla wielu miłość sprowadza się do uczucia. Uczucia zmieniają się szybciej niż pogoda. Przemijają jak błyskawica. I rzadko kiedy powracają. Skutkiem tego wraz ze zmianą i ulotnością nastrojów zmieniałaby się i kończyła miłość. Uczucia bez wątpienia towarzyszą miłości. Nie są jednak duszą miłości, bo miłość cechuje niezmienność i to, że nigdy się nie kończy. Ona jest wieczna.
Dla innych miłość kojarzy się z przyjemnością. Przyjemność w nadmiarze budzi wstręt i odrzuca. Miłość odpychająca od siebie jest więc fałszywą miłością. Prawdziwa miłość bowiem nigdy nie odrzuca, lecz zawsze przyciąga. Im więcej się jej spożywa, tym więcej jej się pragnie. Tęsknota za nią towarzyszy ludziom aż do grobowej deski. Przyjemność nie może być zatem sercem miłości. Jeszcze inni miłość kojarzą przede wszystkim z cierpieniem. Jest faktem, że ono zawsze jest obecna przy miłości. A nawet jest jednym z mierników jej autentyczności. Nie stanowi natomiast istoty miłości. Cierpienie ma swój początek, ma i swój kres. W którymś momencie odchodzi, by już więcej nie powrócić. Towarzyszy miłości na ziemi, ale nie w niebie. Tam miłość jest w pełni wolna od cierpienia. Nierzadko miłość kojarzy się wyłącznie z seksem. Nagminnie myśli się i mówi: „miłość to seks”. Skutecznie w tym błędnym przekonaniu utwierdzają chrześcijan media. Utożsamiają miłość z seksem zbuntowanym wobec prawa i reguł, którym jest podporządkowany z woli Stwórcy. Skutki owego „wyzwolenia” seksualnego są tragiczne. Miłość bowiem kojarzy się z samowolą i dowolnością. Przez takie myślenie utożsamiana jest również z dewiacjami seksualnymi niszczącymi człowieka, z którymi ona nie ma nic wspólnego. Oczywistym jest, że w miłości małżeńskiej ważna jest wzajemna, intymna relacja mężczyzny i kobiety. Jedność przekazująca życie nowej ludzkiej osobie. Ale i w małżeńskiej miłość to o wiele więcej niż pożycie seksualne. Sprowadzenie miłości małżeńskiej wyłącznie do intymnego pożycia oznaczałoby niemożność zabrania jej do wieczności. Ewangelia zaś uczy, że miłość towarzyszy ludziom aż poza grób. W wieczności miłość małżeńska pozbawiona jest jednak swego ziemskiego, seksualnego wyrazu. Tam, w królestwie Bożym, jest on już ludziom niepotrzebny i do niczego nieprzydatny. Bardzo często miłość kojarzy się z zapewnieniem bytu, wykształcenia, odpoczynku i rozrywki tym, za których jest się odpowiedzialnym. Sprowadza się ją wyłącznie do dawania innym tego, co się im należy w wymiarze cielesnym. W codziennym zabieganiu, w terrorze pracy, w dążeniu do egoistycznej samorealizacji niemała grupa ludzi utożsamia miłość wyłącznie ze świadczeniem materialnym na rzecz bliskich. Świadczenia materialnego na najwyższym, wręcz luksusowym poziomie. Niewątpliwie w autentycznej miłości niezbędne jest dawanie drugim. Bez opanowania umiejętności dawania nie sposób wejść na drogę miłości. Od dawania faktycznie rozpoczyna się wędrówka szlakiem miłości. Jeśli się nie umie i nie chce dawać, to nigdy nie będzie się kochać. To jakby stało się przy drogowskazie wskazującym szlak miłości, ale nie wyruszyło na niego. I tak może upłynąć całe życie. Brak miłości rozpoznaje się po skąpstwie i chciwości. Trzeba jednak pamiętać, że miłości nie wolno sprowadzać wyłącznie do dawania. A jednak tak się dzieje. Słyszymy bowiem wręcz na co dzień rozpaczliwe wyznania: „Jak mogą mówić, że ich nie kocham. Przecież wypruwam sobie żyły, by wszystko mieli. Zabiegam o wszystkie ich potrzeby i je hojnie zaspokajam! Czy im czegoś brakowało i brakuje?” Czym zatem jest miłość? Posłuchajmy, co o niej mówi Bóg, który jest miłością!
„Było to przed Świętem Paschy. Jezus wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował. W czasie wieczerzy, gdy diabeł już nakłonił serce Judasza Iskarioty, syna Szymona, aby Go wydać, wiedząc, ze Ojciec dał Mu wszystko w ręce oraz że od Boga wyszedł i do Boga idzie, wstał od wieczerzy i złożył szaty. A wziąwszy prześcieradło, przepasał się nim. Potem nalał wody do miednicy. I zaczął umywać uczniom nogi, i ocierać prześcieradłem, którym był przepasany. (…) A kiedy im umył nogi, przywdział szaty i znów zajął miejsce przy stole, i rzekł do nich: «Czy rozumiecie, co wam uczyniłem? Wy mnie nazywacie Nauczycielem i Panem i dobrze mówicie, bo nim jestem. Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak ja wam uczyniłem. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Sługa nie jest większy od swego pana ani wysłannik od tego, który go posłał. Wiedząc to będziecie błogosławieni, gdy według tego będziecie postępować»” (J 13,1nn).
Skupiający na sobie uwagę, a nawet szokujący czyn Jezusa dokonany w czasie ostatniej wieczerzy ma swoje znaczenie. Jezus dokonał obmycia nóg uczniów na kilkanaście godzin przed swoją śmiercią. Jest to więc czyn o charakterze ostatniej woli, testamentu. A więc zobowiązujący wszystkich wyznawców Chrystusowych do liczenia się z nim w codziennym życiu.
Czytających opis owego wydarzenia, ujmuje przede wszystkim pokora Jezusa. Bóg myje nogi człowiekowi. Większy mniejszemu. Pan słudze. Nauczyciel uczniowi. Zamożny biednemu. Jezus postępuje odwrotnie niż jest to przyjęte w świecie i Kościele. Ludzie ulegający wpływom tego świata powiedzą: takie postępowanie jest paradoksalne, przeczące zdrowemu rozsądkowi, przeciwstawiające się powszechnie uznawanym przekonaniom i praktyce. Pamiętać jednak trzeba, że to nie Jego postępowanie jest paradoksalne. To postępowanie świata i niektórych chrześcijan jest paradoksalne, bo sprzeczne z wolą Boża i miłością. Jezusowe jest normalne. Rozumie to ten, kto kocha. Ludzi autentycznie wielkich, bo zamożnych w miłość poznaje się po pokorze. Ludzi pozornie wielkich, bo ubogich w miłość poznaje się po pysze! Pokora jest przyjaciółką miłości. Pycha jest jej śmiertelnym wrogiem. Pokora pomaga miłości w rozwijaniu człowieka. Pycha nie dopuszcza miłości do człowieka. Ona go z niej okrada. Okrada po to, by ją unicestwić.
Jest rzeczą oczywistą, że człowiek nie jest w stanie osiągnąć za życia na ziemi pełnej doskonałości. Nie ma takiego momentu, w którym nie byłby większym lub mniejszym dłużnikiem Pana Boga. Dłużnikiem niezdolnym do spłacenia długu i zasługującego z tego powodu na srogą karę. I to niekoniecznie ze złej woli, bagatelizowania grzechu, z braku szacunku dla Ojca z nieba, z lekceważącego odniesienia do boskiego prawa, czy zdania Kościoła. Zło kładzie się cieniem na człowieka z faktu przebywania tu na ziemi. Ziemi, na której dobro i zło sąsiadują ze sobą tak blisko, jak pszenica z kąkolem. Rosną splecione ze sobą tak ściśle, że nie sposób od razu odróżnić, gdzie jest dobro, a gdzie zło. W ziemskiej rzeczywistości, niezależnie od tego, czy człowiek tego chce, czy nie chce, coś ze zła obecnego w świecie do niego przylega. Człowiek potrzebuje udoskonalenia z pomocą Boga. Potrzebuje, by Pan uwolnił go od zła, którym pobrudził go świat. Świat, w którym żyje, starając się uczciwie wypełniać wolę Najwyższego. Obmycie nóg uzmysławia nam zatem prawdę, że miłość polega na pokornym dopomaganiu innym w uwalnianiu się od zła. Dopomaganiu im w osiągnięciu doskonałość, czyli świętości.
Jakie zatem jest główne zalecenie przekazane nam przez Chrystusa obmywającego nogi swych uczniów odnośnie do miłości? Miłość polega na pokornym naśladowaniu Jezusa. „Jeżeli Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nogi nawzajem umywać nogi. Kto naśladuje Jezusa, ten prawdziwie kocha”. Kochać to naśladować Jezusa.
Dbając o miłość, zadajmy sobie pytania płynące z dzisiejszego rozważania. Jakie jest moje osobiste rozumienie mił...
everesta