15. Niepokoje
- Gdzie jest Thero? - zastanawiał się głośno Alec, kiedy wychodzili na przyjęcie w tupa Bry'kha.
- Poszedł do rhui'auros - odparła mu Klia. - Powinien wrócić lada moment.
Deszcz zelżał, padała teraz ciepła, ale posępna mżawka. W małych grupkach jechali za księżniczką i Torsinem, każdy z naciągniętym na głowę kapturem.
Alec i Seregil zostali trochę w tyle. Najlepsza namiastka prywatności, na jaką mogli sobie dzisiaj pozwolić. Korzystając z okazji, chłopak opowiedział o tym, jak w Nawiedzonym Mieście spotkał Bekę i Nyala. Jego przyjaciel przyjął to spokojniej niż się po nim spodziewał.
- Według Thera, sama królowa Idrilain popierała takie związki jako część misji - powiedział cicho. Alec popatrzył na eskortujących ich Urgazhi.
- Co? Zamierza wżeniać swoich żołnierzy w aurenfaie'skie rody?
Seregil uśmiechnął się znacząco.
- Nie sądzę, by małżeństwo grało tu główną rolę, ale jednym z głównych celów naszej misji jest odnowienie związków z Aurenfaie i odnowienie puli ich krwi u naszych ludzi.
- Tak, ale...! Chcesz powiedzieć, że królowa miała nadzieję na to, że Beka i kobiety z jej oddziału wrócą do domu w ciąży? - wykrzyknął. - Sądziłem, że za coś takiego grozi wydalenie z wojska.
- Na czas misji zniesiono regułę. Chociaż nikt nie mówi o tym otwarcie, Thero słyszał nawet, że zaproponowano nagrodę. Zdaje się, że również mężczyźni mogą przywieźć ze sobą żonę, jeśli tylko uda im się takową znaleźć.
- Na Jaja Bilairy'ego, Seregilu! Przecież to bezduszne! Chcą obrócić najlepszą turmę w Skali w hodowle rozpłodową?
- Kiedy na szali stoi przetrwanie narodu, nie ma granic tego, co nam wolno. Zresztą to wcale nie jest takie niezwykłe. Pamiętasz mój pobyt u Dravnijczyków? Jako gość musiałem dopełnić swoich obowiązków. Kto wie, ile moich w własnych dzieci raczkuje sobie gdzieś po Asheku?
- Żartujesz!
- Wcale nie. W sytuacji, w jakiej jesteśmy obecnie, wszystko dzieje się ku większej chwale Skali, co czyni to wystarczająco honorowym. A ty za jak dużego patriotę się uważasz?
Chłopak zignorował te docinki. Jednak w trakcie bankietu złapał się na tym, że patrzy na Urgazhi uważniej niż zwykle.
Następnego ranka Seregil i Klia jedli wczesne śniadanie, kiedy, szurając nogami, do sali wszedł Thero. Jego twarz miała szary kolor, a on sam zachowywał się, jakby jego wnętrzności zrobione były ze szkła i dość kiepsko upakowane.
- Na Światłość! - wykrzyknął Torsin. - Mój drogi Thero, czy mam posłać po uzdrowiciela?
- Nic mi nie jest, panie, po prostu nie najlepiej się czuję - odparł, zatrzymując się za pustym krzesłem i chwytając się oparcia.
- Nie jest z tobą dobrze - zauważyła Klia, obracając się tak, by móc na niego popatrzeć.
- To może być gorączka rzeczna - zaproponował Seregil, podejrzewając, że chodzi o coś zupełnie innego. - Poślę po Mydri.
- Nie! - szybko odparł tamten. - Nie, to nie jest konieczne. To tylko lekka chwilowa dolegliwość. Szybko minie.
- Bzdura. Seregilu, zaprowadź go do jego pokoju - rozkazała.
Skóra czarodzieja była gorąca i wilgotna w dotyku. Kiedy wspinali się po schodach, ciężko zawisł na ramieniu faie. Dotarłszy do pokoju, położył się, ale nie chciał się rozebrać. Seregil stanął nad nim i zmarszczył brwi.
- No dobra, to co się stało?
Thero zamknął oczy i przesunął dłonią po nieogolonym policzku.
- Ugryzł mnie smok.
- Na Jaja Bilairy'ego, Thero! Gdzie w Sarikali znalazłeś smoka dużego na tyle, by po jego ugryzieniu być w takim stanie?
Chory zmusił się do słabego uśmiechu.
- A jak myślisz?
- No jasne. Lepiej pokaż ugryzienie.
- Już nałożyłem lissik.
- Lissik nie działa na duże ugryzienia. Daj spokój, gdzie to jest? Ramię? Noga?
Wzdychając, czarodziej podciągnął do góry przód szaty. Oczy Seregila rozszerzyły się w szoku.
- Powiedziałeś, że ucho Aleca wyglądało jak kiść winogron, gdy ugryzł go mały smoczek. To wygląda bardziej jak...
- Wiem, jak to wygląda! - burknął tamten, opuszczając ubranie.
- Trzeba się tym zająć. Poproszę Mydri, żeby coś mi dała. Nikt nie musi znać szczegółów.
- Dziękuję - wychrypiał, gapiąc się w sufit.
Seregil pokręcił głową.
- Wiesz, nigdy nie słyszałem, żeby ktoś został ugryziony w...
- To był wypadek. Idź już, proszę!
Wypadek? - pomyślał, spiesząc do sąsiedniego pokoju. - Nie, jeśli rhui'auros mają z tym jakiś związek.
Ku jego ogromnej uldze, Mydri nie zadawała zbyt wielu pytań. Opisał ranę dość ogólnikowo, a ona zmieszała kilka składników na okład. Widząc efekt końcowy, naprawdę miał nadzieję, że czarodziej będzie w stanie opatrzyć się sam.
1
ciri134