Jestem glodny Boga - Robert Chylek.doc

(39 KB) Pobierz
Jestem głodny Boga

Jestem głodny Boga

Robert Chyłek

Wszystko zaczęło się w 1984 roku. Właściwie to urodziłem się, aby być głodnym. Moja siostra dużo mówiła mi o Bogu. Zachęcała mówiąc, że Bóg jest wspaniały. Zbywałem ją mówiąc: "Wiesz, nikogo nie okradłem, nikogo nie zabiłem, nikomu nic złego nie zrobiłem".

Nie byłem nikim szczególnym, a poza tym miałem swoje zainteresowania, które wraz z żoną pielęgnowaliśmy i rozwijaliśmy. Już w szkole średniej interesowałem się wszystkim co dziwne, niezwykłe i tajemnicze. W tamtych latach na naszym rynku nie było tyle literatury tego rodzaju, ile jest jej teraz. Wszystko zdobywałem za duże pieniądze. Pisząc to chcę tylko podkreślić, iż nie wystarczało mi zwykłe "szare i przeciętne" życie. Czegoś ciągle szukałem, bo byłem bardzo, bardzo głodny. Bóg w tym wydaniu, w jakim się wychowałem był śmieszny i słaby, nic nie znaczący, chłodny, odległy. Z drugiej zaś strony w środku, gdzieś głęboko w sercu miałem tęsknotę za Nim i wiedziałem, że jest moim Ojcem.

Dzisiaj, z perspektywy lat widzę, jak mnie pociągał do Siebie swoją miłością. Biblię znałem na tyle, by widzieć, że między tym co tam jest napisane, a tym co mi oferowano jest tylko kit i śmieci. W środku też odnajdowałem strach przed Nim i to też miało wpływ na fakt, iż nie kradłem, nie ćpałem oraz czy nie wpadłem w nałóg alkoholu. Widziałem też swoją słabość, bo chciałem być inny, ale nie wychodziło mi to za bardzo.

Fascynacja okultyzmem przyszła niepostrzeżenie i tak jakoś niezauważalnie. Ciekawe jest to, że weszliśmy w to razem z żoną. Oboje byliśmy tym zafascynowani, jeździliśmy razem na różne spotkania, razem też robiliśmy różne dziwne rzeczy. Pisząc "dziwne" chciałem nadmienić, że paliliśmy ogień, śpiewaliśmy specjalne mantry w określonych porach dnia, widzieliśmy dziwne rzeczy i istoty itp. Do tego dodam, że byliśmy wegetarianami. Jeśli mi dziś ktoś powie, że to tylko takie zainteresowanie czy filozofia - to mogę się tylko uśmiechnąć, bo to kłamstwo.

To co robiliśmy zaczęło się od bardzo dobrej i właściwej motywacji - chęci pomocy innym, od radiestezji przez białą magię, aż skończyło się na religii. Dokładnie - RELIGIA, bo zawiera ona specjalny rytuał, czas itp. Celowo nie wchodzę w szczegóły, bo to nikomu nie pomoże, ani nie jest to coś czym można komuś zaimponować. Nie powiem, że to nie działa, bo działa. Mieliśmy z tego wymierne korzyści. Teraz tylko, z perspektywy lat, kiedy to piszę, jest to dla mnie tak odległe i obce, jakby w ogóle się nie wydarzyło w moim życiu. Nigdy nie jest za późno dla Boga. Nie ważne jak bardzo jesteś zaangażowany w zło - wystarczy, że zechcesz, zawołasz do Boga i On już jest w stanie ciebie wyrwać ze śmierci. Nie ma takiej mocy i siły, która mogła by Ciebie powstrzymać, jeżeli zdecydujesz się, by Bóg ci pomógł. Tylko ty decydujesz co zrobisz ze swoim życiem. Ja zdecydowałem, że chcę być z Ojcem Niebieskim i On mnie wyrwał z piekła. Diabeł nie może cię zatrzymać, jeśli zdecydowałeś się służyć Bogu.

Przyszedł rok 1984. Wiedziałem, że to co robię jest fascynujące i straszne, a w środku tego była cała ta gadka o Bogu, którą mnie siostra nagabywała. Jednego dnia podarowała mi książkę "Trzecia godzina dnia", a ja z grzeczności wziąłem ją i przeczytałem spis treści. Tytuł jednego rozdziałów zainteresował mnie i przeczytałem tę książkę od środka, a później od początku do końca. Podobała mi się bardzo. Powiedziałem wtedy mojej żonie - ja w to wchodzę, też chcę tego co ci ludzie mają. Po dwóch tygodniach i ona się nawróciła. Dodam, że nie wiedziałem co to jest nowe narodzenie, czy też chrzest w Duchu Świętym. I wtedy, po tej decyzji - zaczęło się. To było piekło. To był dla nas bardzo trudny czas, a jednocześnie czas cudów. Z wykonywanego zawodu byliśmy ogrodnikami. Uprawialiśmy ogórki, pomidory, róże , chryzantemy i inne. Ogórki przestały plonować, bo pożarł je szkodnik. Modliliśmy się do Ojca i On nam dał pomysł co zrobić. Gdyby ktokolwiek wszedł wtedy do szklarni i widział te suche badyle na sznurkach bez liści, to nie wierzyłby, ze coś z tego będzie. W wierze podlaliśmy je, nawieźliśmy i zaczęły plonować, a my mieliśmy pieniądze. Piszę teraz "w wierze", ale wtedy nie wiedzieliśmy co to takiego. Po prostu każdego dnia wielbiliśmy Jezusa, a On nam dawał wyjście z sytuacji. W dzień pracowaliśmy, a każdego wieczora modliliśmy się i każdy dziwił się: "Chyba wam coś odbiło". Dla nas natomiast, mimo trudności, był to wspaniały czas. Później straciliśmy róże, w zimie przyszła powódź, a segment meblowy stojący na jednej ze ścian w naszym domu po prostu przewrócił się na środek pokoju, a to choroby moje, żony np. lekarz laryngolog z 40-letnim stażem widząc zapalenie krtani powiedział, że jeszcze takiego strasznego zapalenia nie widział. Pojawiła się też choroba syna. W mieszkaniu zaczął unosić się taki smród, że musieliśmy się wyprowadzić na dwa tygodnie itp.

Chcę podkreślić, że nie porzuciliśmy naszych zainteresowań magią od razu (trwały one jeszcze około dwóch miesięcy). Robiliśmy swoje, ale wieczorami wielbiliśmy Boga. Duch Boży zaczął nas z tego wyprowadzać - przestało nam się to podobać i przestaliśmy. W tym wszystkim On zwyciężył. Myśleliśmy że te problemy biorą się stąd, że to Bóg nas próbuje. Rodziło to we mnie pytanie: Dlaczego? Teraz wiem, że nie był yo mój Ojciec, On w tym wszystkim nam pomagał. To diabeł miał "prawo" mnie dotykać, gdyż nie znałem swojej sytuacji jako dziecka Bożego. Tak jak czytaliśmy poprzednie książki, tak teraz, czytaliśmy wszystkie książki chrześcijańskie jakie były dostępne (nie było ich tak wiele jak teraz). Właściwie książka "Najszczęśliwsi na świecie" zainspirowała nas, aby modlić się o cuda w swoim życiu i zaczęliśmy ich doświadczać. Oczywiście postępowaliśmy też radykalnie. Duch Boży pokazał mi co to jest radiestezja, parapsychologia i związane z tym następstwa, że to diabeł, a więc książki, piramidka, materiały rytualne poszły do pieca, wszelki alkohol do toalety, wiele świeckich książek sprzedaliśmy i tak uwolniliśmy się od zbędnego balastu i bagażu. Aż wreszcie po około 1,5 roku zetknęliśmy się z nauczaniem brata Hagina na temat zrozumienia cierpienia, utrzymania uzdrowienia, władzy wierzącego czy też właściwego sposobu myślenia. Jestem Bogu wdzięczny za posłuszeństwo pewnego małżeństwa (Małgosia i Frank Olszewscy z Wrocławia - przyp. red.), które przyjechało do naszego kraju i przywiozło to przesłanie.

To, co mogę z tego miejsca powiedzieć - to zachęcić cię, drogi czytający te słowa do GŁODU BOGA. Nigdy nie ustawaj, nigdy się nie zatrzymuj. Bądź wdzięczny za to co masz teraz, ale pragnij więcej.

Nigdy nie zatrzymuj się w miejscu, które nazywa się: Ja już to znam, ja to wiem, ja już tak długo jestem z Bogiem i osiągnąłem to co miałem osiągnąć. Nigdy nie bądź zaspokojony!

Mogę cię zapewnić: Widzieliśmy Boże cuda, widzimy i dzisiaj. Pewnego roku, kiedy było bardzo sucho, a mieliśmy na polu chryzantemy, wychodziliśmy na pole podnosząc swoje ręce do Boga, a On zsyłał nam deszcz i nieraz padał właśnie tylko na nasze pole. Ludzie szli i śmiali się - oni mieli śmiech i ciężką pracę, a my Jego cud i podlane pole!

Jedną z pierwszych książek jakie czytałem było "Burzenie warowni" Johna'a Osteena'a. Przyjąłem to poselstwo, ale później pojechałem do ludzi, którzy twierdzili: To nie działa. Kiedy zetknąłem się z nauczaniem brata Hagina też je przyjąłem, ale po kilku latach zacząłem się karmić jakimś niewłaściwym pokarmem i zrobiła się "mieszanka". Jednak chcę tutaj zaświadczyć, że w oparciu o to nauczanie zbudowałem dom, kupiliśmy budynek kościelny w samym środku miasta na najdroższej działce.

Po latach zdecydowaliśmy się wejść głębiej. Znaleźliśmy się w szkole biblijnej dla usługujących "Domata" w Pradze. Latem 1997 roku, wraz z czwórką dzieci, wyjechaliśmy do Czech. Dlaczego? Bo jestem głodny, moja żona jest głodna i piszę to do ciebie: BĄDŹ GŁODNY BOGA!

Znaleźliśmy głodnych ludzi. Jesteśmy Bogu wdzięczni i dalej głodni. Wszystko to piszę ponieważ mój Ojciec niebieski jest tak wspaniały. On jest wart tego, by Mu służyć.

Chcę ci powiedzieć, że nowe narodzenie jest cudowne, chrzest Duchem Świętym jest cudowny, ale jest więcej, jest dalej, jest głębiej - codzienne wchodzenie w Bożą obecność do miejsca najświętszego, objawienie Bożego Słowa, usługiwanie w namaszczeniu, przebywanie w Jego namaszczeniu ... to jest o wiele więcej niż to, co mogłem osiągnąć po tamtej stronie życia. Jak w to wejść? To decyzja i modlitwa: "Chcę być głodny Ciebie, Boże, więcej, więcej; Ty powiedziałeś: 'Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni nasyceni będą (Ew. Mat. 5,6). Jestem Tobie tak bardzo wdzięczny, ale jednocześnie nieusatysfakcjonowany, bo wiem, iż jest więcej".

To cudowne co Bóg uczynił do tej pory dla mnie, ale jestem ciągle głodny Boga. Nie kończę tego świadectwa, bo ono zaczęło się tak naprawdę teraz od czasu szkoły biblijnej i trwa. On się zwiększa, a ja staję się mniejszy. Mojemu ukochanemu Ojcu Niebieskiemu przez Jezusa chwała, cześć i uwielbienie.

Robert Chyłek

Autor jest pastorem zboru zielonoświątkowego w Lęborku.



 

 

1

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin