W zachodu krwawych, ostatnich promieniach,Pragnący śmierci — nie czekam już na nic.I znowu dzień wstaje, brzask bije z otchłani,Powraca męka codzienna istnienia.Chciałem zło rzucić i dobro zostawić,Poznałem śmierci trwogę i nadzieję —I znowu powracam, by patrzeć, jak dnieje,By zło przeklinać, dobru błogosławić.Boże mój, Boże — Panie nieomylny —Czyś wszystkich równym obdarzył wyrokiem —Człowiek śmiertelny, ku Tobie się wlokę,Od jutrzni rannej do nocy — bezsilny.
5 grudnia 1899
matalena