Howard Robert E. - Conan - Okrwawiony Bóg.txt

(34 KB) Pobierz
OKRWAWIONY B�G
  Robert E. Howard 
L.Sprague de Camp
  
  Przez blisko dwa lata Conan pozostaje na s�u�bie kr�la Turanu, odbywaj�c dalekie podr�e 
i poznaj�c fasady sztuki wojennej. Jak zwykle, nieustannie wpada w tarapaty. Po jednej z 
grubszych awantur � w kt�rej, jak m�wiono, chodzi�o o kochank� zwierzchnika � Conan 
uznaje, �e naj�adniej b�dzie opu�ci� szeregi tura�skiej armii, a rozchodz�ce si� plotki o 
ukrytych skarbach ka�� mu wyruszy� ku wschodnim granicom Zamory i szuka� bogactwa w 
G�rach Kezankijskich.
  

Conan Cymeryjczyk prowadzi� poszukiwania po omacku, tak jak teraz, w tej ciemnej jak 
otch�a�, �mierdz�cej uliczce. Gdyby kto� zdo�a� go zobaczy�, ujrza�by wysokiego, pot�nie 
zbudowanego m�czyzn� w obszernym p�aszczu z wielb��dziej we�ny, skrywaj�cym kolczug� 
z mocnych, stalowych ogniw, naci�gni�t� na zwiewny, zuagirski khilat. Spod szerokiego 
zawoju wygl�da�a grzywa czarnych w�os�w i zbr�zowia�a od s�o�ca, m�oda twarz.
  Nagle przera�liwy krzyk b�lu rozdar� mu uszy. W labiryncie uliczek Arenjunu, Miasta 
Z�odziei, podobne wrzaski nikogo nie dziwi�y, a �aden ostro�ny czy boja�liwy cz�owiek nie by� 
na tyle g�upi, by wtr�ca� si� w nie swoje sprawy. Lecz Conan nie nale�a� ani do ostro�nych, ani 
do boja�liwych. Wiecznie dr�cz�ca go ciekawo�� nie pozwoli�a zignorowa� wo�ania o ratunek. 
Poza tym szuka� pewnych ludzi i potrzebowa� zasi�gn�� j�zyka.
  Pos�uszny swej gwa�townej, barbarzy�skiej naturze, Cymeryjczyk ruszy� w kierunku smugi 
�wiat�a, przeszywaj�cej pobliskie ciemno�ci. W chwil� p�niej znalaz� p�kni�cie w szczelinie 
zamkni�tej okiennicy, zajrza� wi�c w okno niskiego budynku o grubych, kamiennych murach.
  Mia� przed sob� przestronn� komnat� obwieszon� aksamitnymi draperiami, pe�n� 
kosztownych kilim�w i sprz�t�w. Wok� �o�a sta�o kilku m�czyzn � sze�ciu krzepkich, 
zamora�skich zbir�w i dw�ch innych, o trudnej do okre�lenia narodowo�ci. Na �o�u 
rozci�gni�to rozebranego do pasa cz�owieka. By� to g�ral kezankijski: wysoki, pot�nie 
zbudowany m�czyzna o nabieglych krwi� oczach i l�ni�cej od potu, szerokiej piersi. Czterech 
krzepkich napastnik�w przytrzymywa�o go za r�ce i nogi unieruchamiaj�c zupe�nie, chocia� 
mi�nie ko�czyn i bark�w drga�y mu jak napr�one liny. Na oczach Conana szczup�y 
m�czyzna w turbanie z czerwonego jedwabiu wyj�� kleszczami roz�arzony w�giel z paleniska 
i przysun�� go do dygocz�cej, poznaczonej �ladami oparze� piersi Kezankijczyka. Inny 
cz�owiek, wy�szy od tego w czerwonym turbanie, warkn�� co�, czego Cymeryjczyk nie 
zrozumia�. G�ral gwa�townie potrz�sn�� g�ow� i splun�� w�ciekle na pytaj�cego. P�on�cy 
w�giel spad� na ow�osion� pier� wyrywaj�c nieludzki ryk z ust ofiary. W tej samej chwili 
Conan z ca�ej si�y uderzy� ramieniem w okiennic�.
  Cymeryjczyk wcale nie post�pi� tak nierozs�dnie, jakby si� wydawa�o. Z pewnych 
powod�w potrzebowa� przyja�ni g�rali kezankijskich, ludzi powszechnie znanych z wrogiego 
nastawienia do wszystkich obcych. W�a�nie nadarzy�a si� okazja, by j� sobie zaskarbi�. 
Okiennica z trzaskiem rozlecia�a si� w drzazgi, wpadaj�c do �rodka razem z Conanem. 
Cymeryjczyk skoczy� do �rodka pokoju, trzymaj�c w jednej r�ce kr�tk�, zakrzywion� szabl�, a 
w drugiej d�ugi, zuagirski sztylet. Oprawcy odwr�cili si� gwa�townie, wydaj�c okrzyki 
zdumienia.
  Ujrzeli wysok�, odzian� po zuagirsku posta� o twarzy skrytej pod fa�dami powiewaj�cego 
zawoju. W p�mroku b�ysn�y roziskrzone, niebieskie oczy. Przez moment wszyscy zastygli w 
bezruchu.
  Cz�owiek w czerwonym turbanie rzuci� kr�tki rozkaz, a wtedy rozczochrany, olbrzymi 
Zamoranin skoczy� na spotkanie nadci�gaj�cego przeciwnika. Opryszek trzyma� nisko kr�tki 
miecz i zaatakowa� od do�u. Cios by� prawdziwie morderczy, jednak wznosz�ce si� rami� 
napotka�o opadaj�cy bu�at Conana. Zaci�ni�ta na r�koje�ci miecza d�o� polecia�a w bok, 
pryskaj�c deszczem krwi, a d�ugie, w�skie ostrze w lewej r�ce Cymeryjczyka przeci�o gard�o 
napastnika, t�umi�c j�k b�lu.
  Conan przeskoczy� cia�o powalonego wroga. Ruszy� na Czerwony Turban i jego wysokiego 
kompana. Pierwszy doby� no�a, drugi szabli.
  � Za�atw go, Jillad! � warkn�� Czerwony Turban, odskakuj�c przed gwa�townym atakiem 
Cymeryjczyka. � Zal, pom� nam!
  Cz�owiek o imieniu Jillad odparowa� ci�cie szabli i odda� cios. Conan unikn�� pchni�cia, 
odskakuj�c z koci� zwinno�ci� w bok, ale ten unik przywi�d� go w zasi�g no�a Czerwonego 
Turbana. B�ysn�o ostrze, klinga uderzy�a w bok barbarzy�cy, ale nie zdo�a�a przebi� pier�cieni 
czarnej kolczugi. Napastnik cofn�� si� b�yskawicznie, ledwie unikaj�c sztychu Conana, tak, �e 
w�ska klinga zuagirskiego sztyletu przeci�a jedwabn� szat� i sk�r� na piersi. Czerwony 
Turban potkn�� si� o sto�ek. Upad� ci�ko, lecz nim Conan zdo�a� wykorzysta� przewag�, Jillad 
natar� na niego z szabl�, zasypuj�c go lawin� cios�w. Odpieraj�c atak Cymeryjczyk zauwa�y�, 
�e napastnik zwany �alem zachodzi go z boku z ci�kim berdyszem w r�ku, a Czerwony 
Turban gramoli si� na nogi.
  Nie czeka�, a� odetn� mu odwr�t. Szerokim zamachem szabli zmusi� Jillada do cofni�cia si�. 
Zal uni�s� berdysz do ciosu, a wtedy Conan zanurkowa� pod wzniesionym ramieniem i 
b�yskawicznym pchni�ciem rozci�gn�� przeciwnika na pod�odze. Po chwili n�dznik zwija� si� 
we w�asnej krwi i wn�trzno�ciach. Cymeryjczyk rzuci� si� ku ludziom trzymaj�cym wi�nia. Z 
krzykiem wypu�cili Kezankijczyka, si�gaj�c po swe zakrzywione szable. Jeniec stoczy� si� z 
pos�ania, cudem zdo�awszy unikn�� ciosu, jaki wymierzy� mu jeden z oprawc�w. Conan stan�� 
mi�dzy g�ralem a napastnikami � chocia� rozpocz�� si� odwr�t, nadal walczy�, odpieraj�c ich 
uderzenia.
  � Otw�rz drzwi i wychod�! Szybko! � krzykn�� do Kezankijczyka.
  � Psy! � rycza� Czerwony Turban. � Nie pozw�lcie im uciec!
  � Chod� tu i zakosztuj �mierci, n�dzniku! � za�mia� si� Conan, m�wi�c po zamora�sku z 
barbarzy�skim akcentem.
  Os�abiony torturami g�ral zdo�a� wreszcie odsun�� rygiel i pchn�� drzwi, prowadz�ce na 
ma�y dziedziniec. Potykaj�c si�, wybieg� w noc, za� Conan zatrzyma� przeciwnik�w w w�skim 
przej�ciu, gdzie nie mogli wykorzysta� swej przewagi. Zadaj�c ciosy i odparowuj�c je, �mia� 
si� i kl�� na przemian. Czerwony Turban miota� si� za plecami napieraj�cych napastnik�w, 
wykrzykuj�c obelgi.
  Szabla Conana opada�a jak b�yskawica. Jeden z Zamoran wrzasn�� i pad�, chwytaj�c si� za 
pier�. Nacieraj�cy Jillad przewr�ci� si� na niego. Zanim przeklinaj�cy, wrzeszcz�cy i cisn�cy 
si� w przej�ciu napastnicy zdo�ali si� wydosta� na zewn�trz, Conan odwr�ci� si� i pomkn�� 
przez dziedziniec do muru, za kt�rym znikn�� Kezankijczyk.
  Wepchn�wszy sw�j or� za pas odbi� si� od ziemi, chwyci� kraw�d� muru, podci�gn�� si� w 
g�r� i obrzuci� szybkim spojrzeniem ciemn�, kr�t� uliczk�. Nagle niebo spad�o mu na g�ow� i 
bez czucia stoczy� si� na drug� stron�, w mrok�
  Nik�y blask padaj�cy Conanowi na twarz ocuci� go. Usiad�, mrugaj�c oczami, kln�c cicho i 
szukaj�c po omacku swojej broni. P�omyk zgas� i w ciemno�ci rozleg� si� g�os:
  � Nie obawiaj si�, Conanie z Cymerii, jestem twoim przyjacielem.
  � Kim jeste�, na Kroma? � spyta� barbarzy�ca. Odnalaz� ju� le��c� obok szabl� i 
nieznacznie podkurczy� nogi do skoku. Le�a� na ulicy, u podn�a muru, z kt�rego spad�, a 
pochylony nad nim cz�owiek stanowi� zaledwie niewyra�ny, kr�py kszta�t na tle 
rozgwie�d�onego nieba.
  � Przyjacielem � powt�rzy� tamten mi�kkim, iranista�skim akcentem. � Nazywaj mnie 
Sassan.
  Conan podni�s� si� z szabl� w d�oni. Iranista�czyk wyci�gn�� co� w jego kierunku. W 
�wietle gwiazd Conan dostrzeg� b�ysk stali, lecz nim zada� cios zrozumia�, �e nieznajomy 
trzyma w r�ku jego w�asny sztylet, skierowany nie ostrzem, lecz r�koje�ci�.
  � Jeste� podejrzliwy jak wilk, Cymeryjczyku � za�mia� si� Sassan. � Lepiej zachowaj 
swoj� stal dla wrog�w.
  � Gdzie oni s�? � zapyta� Conan, bior�c sztylet.
  � Odjechali w g�ry, tropem Okrwawionego Boga.
  Barbarzy�ca doskoczy� do� i chwyciwszy �elaznym chwytem za khilat na piersiach 
Sassana, zajrza� w kpi�ce, ciemne oczy o zagadkowym wyrazie.
  � Niech ci� diabli, m�w, co wiesz o Okrwawionym Bogu! � sykn��, przyciskaj�c n� do 
boku Iranista�czyka, tu� pod �ebrami.
  � Wiem � powiedzia� Sassan � �e przyby�e� do Arenjunu, �cigaj�c z�odziei, kt�rzy 
ukradli ci map�, pokazuj�c� miejsce ukrycia skarbu wi�kszego od bogactw Yildiza. Ja r�wnie� 
czego� tu szukam. Ukrywa�em si� w pobli�u i widzia�em przez dziur� w murze, jak wpad�e� do 
komnaty, gdzie torturowano Kezankijczyka. Sk�d wiedzia�e�, �e to oni ukradli twoj� map�?
  � Wcale nie wiedzia�em � mrukn�� Conan, . � Us�ysza�em krzyk i wydawa�o mi si�, �e 
powinienem si� wtr�ci�. Gdybym wiedzia�, �e to ci, kt�rych szukam� Co jeszcze wiesz?
  � Niewiele. Niedaleko st�d, w g�rach, znajduje si� ukryta �wi�tynia, do kt�rej nawet g�rale 
boj� si� zbli�y�. M�wi�, �e stoi tam od niepami�tnych czas�w, a uczeni m�owie spieraj� si�, 
czy zosta�a zbudowana przez Grondarian, czy te� postawi� j� nieznany, pradawny lud, 
zamieszkuj�cy Hyrkani� ju� po Kataklizmie. Kezankijczycy nie dopuszczaj� tam obcych, ale 
Nemedyjczykowi imieniem Ostorio uda�o si� j� odnale��. Wszed� do �rodka i ujrza� z�oty 
pos��ek, wysadzany czerwonymi kamieniami. Nazwa� go Okrwawionym Bogiem. Nie m�g� go 
zabra� ze sob�, bo pos��ek by� wi�kszy od cz�owieka i o wiele za ci�ki, ale sporz�dzi� map�, 
zamierzaj�c po niego wr�ci�. Wydosta� si� szcz�liwie z krainy g�r, lecz jaki� zbir zad�ga� go 
w Shadizarze. Zanim umar�, da� map� tobie, Conanie.
  � I co dalej? � spyta� ponuro Cymeryjczyk.
  Na ulicy by�o wci�� pusto i cicho.
  � Skradziono ci j� � rzek� Sassan. � Wiesz, kto to zrobi�.
  � Z pocz�tku nie mia�em poj�cia � burkn�� Conan. P�niej dowiedzia�em si�, �e 
z�odziejami byli Koryntjanin Zyras i Arahak � wydziedziczony ksi��� tura�ski. Ich s�uga 
szpiegowa� umieraj�cego Ostoria i doni�s� im o mapie. �ciga�em ich a� tutaj, ale nie 
wiedzia�em, jak wygl�daj�. Dzi� wie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin