Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyłam zareagować.Edward momentalnie odskoczył w bok i podbiegł do mnie, łapiąc mnie za ramię.-Renesmee! Wracamy!-chciał wziąć na ręce, ale ja uparcie chwyciłam się pnia drzewa, obok którego usiadłam. Jacob zdążył już zawrócić, jednak nie podchodził do nas, jakby bał się, że może mi coś zrobić przez przypadek.-Edwardzie! Ja zostaję!-trzymałam się kurczowo, ze wszystkich sił, jednak uścisk wampira był za mocny. Zaplotłam palce, aby lepiej było mi się utrzymać.-Renesmee Cullen! Wracamy! Do! Brazylii!-wykrzyczał mi te słowa prosto do ucha.. Zacisnęłam powieki i pokręciłam głową.-Puść się natychmiast tego drzewa, bo cię zmuszę siłą!-usłyszałam basowy warkot, wydobywający się z gardła wilkołaka i otworzyłam oczy. -Jake!-wykrzyknęłam, patrząc przez ramię. Edward puścił moje ramię i spojrzał w tym samym kierunku. Zacisnął pięści i wydawałoby się, że zaraz rzuci się na wilkołaka, gdyby nie fakt, że zmienił się w posąg.-Nie podchodź do mojej córki.-wysyczał prawie niedosłyszalnie w kierunku wielkiego wilka. Wyprostował się, żeby zaraz potemprzyjąć pozycję ataku. Wyciągnęłam jedną rękę w stronę Jake'a, drugą wciąż trzymając się pnia. Zanim Edward zdążył ruszyć Indianin już puścił się w jego kierunku biegiem. Wystarczyło, że odsunął się ode mnie na metr.Jemu to opowiadało. Nagle zawiał silny wiatr, przyprawiając mnie o dreszcze. Nie chciałam patrzeć na tę scenę, więc zacisnęłam kurczowo powieki, starając się zahamować kolejny wodospad łez.Dlaczego oni się tak nienawidzili?Dlaczego akurat Jacob i Edward musieli być wrogami?Mój ojciec i...no właśnie kim w sumie dla mnie był i czym było to całe wpojenie? Te krótkie rozmyślania zajęły mi najwyżej sekundę, jednak o jedną sekundę za długo. Było już za późno, kiedy uświadomiłam sobie, że powinnam zatkać też uszy. Usłyszałam ciche sapnięcie Edwarda, a zaraz potem ogłuszający skowyt Jacoba. Zerwałam się natychmiast i zobaczyłam go, leżącego tuż koło stojącego wampira. Nie bardzo wiedziałam co wyrażało spojrzenie mojego ojca. Gniew? Strach? Żal? Nie obchodziło mnie to. Teraz widziałam już tylko Jacoba, wielkiego wilka, leżącego u jego stóp. Rzuciłam się koło niego na kolana i dotknęłam jego krwawiącego boku.Skowyt wydarł się z jego gardła. Był tak żałosny, tak okropny, iż nie mogłam tego dłużej słuchać. Poczułam na moich policzkach ciepłe strumienie łez.-Renesmee...-wyszeptał Edward. Pokręciłam tylko głową, patrząc na kałużę krwi. Jak mógł to zrobić?-Jego rana niedługo się zagoi. Wiesz przecież, że Seth miał pełno różnych zadrapań, ale zaraz potem one się goiły.-jego kojący głos wcale nie wpłynął na mnie. Ani pocieszająco ani przygnębiająco. Nie obchodziło mnie to co mówił. Wiedziałam, że rana Jake'a się zagoi i to szybciej niż zdążę sobie wyobrazić, jednak nie mogłam uwierzyć w to co zrobił Edward. Jak on mógł zrobić mu coś takiego? Zrobić coś takiego mi? Potrząsnęłam głową.Nic już nie było ważne.Tylko on.Pochyliłam twarz w jego stronę.-Jacob...-wychrypiałam.-Jacob. Dlaczego?-wilk zadrżał. Jego wielki łeb podniósł się na kilka centymetrów. Zobaczyłam jego oczy.Te oczy.Jego spojrzenie tylko wspomogło we mnie żal a zarazem gniew. Wiedziałam, że jeżeli rzuciłabym się na Edwarda nie miałabym szans. Złapałby mnie za rękę, potem za drugą i już byłoby po sprawie. Na nic zdałyby się szarpania. Na nic krzyki.On po prostu był silniejszy.Ale ja nie.Nie byłam silna. Byłam słaba. Potwierdzałam to choćby płacząc teraz. Przecież tak naprawdę nie miałam powodów. Rana Jacoba zagoi się przecież w try miga. Więc dlaczego? Dlaczego płakałam?Byłam słaba.-Jacob.-powtarzałam jego imię jak w transie. I w końcu wiedziałam co muszę zrobić. Nim jednak zdążyłam cokolwiek powiedzieć, wilk zaczął się podnosić.-Jacob, nie. Jesteś ranny. Nie wstawaj.-wyszeptałam, wiedząc, że i tak nie posłucha.Stanął chwiejnie na czterech łapach i ruszył w kierunku drzew. Trzęsłam się. Dreszcze czułam na całym ciele. Objęłam się ramionami i stanęłam prosto, próbując się opanować. Gniew i żal we mnie kipiały.-Renesmee...-zaczął.Nie odpowiedziałam. Nie chciałam nawet na niego spojrzeć. Dla mnie był teraz potworem. Jak mógł zrobić coś takiego? Odwróciłam od niego głowę i wlepiłam wzrok w Jake'a. Szedł chwiejnie, ale nie zatrzymywałam go. Choć nie rozumiałam co ma w tym na celu, nie wtrącałam się. To był jego wybór. A ja przynajmniej szanowałam wybory innych. Opuściłam ramiona wzdłuż tułowia i zacisnęłam dłonie w pięści.Edward.Teraz to jedno imię działało na mnie jak na uczniów działa dodatkowa lekcja w piątek, przed weekendem.Jacob zniknął za drzewami, a ja obróciłam się w stronę wampira. Choć wiedziałam, że i tak przegram nie chciałam się poddawać. Ktoś kogo znałam w tamtym życiu kiedyś powiedział: "Póki walczysz zwyciężasz".Więc ja będę walczyć. Ruszyłam w jego kierunku. Stanęłam przed nim, a on patrzył na mnie z mieszaniną lęku i rozpaczy. Bał się mnie? Nie, chyba tego co zrobił. Może zrozumiał.Ale i tak było za późno na klasyczne "przepraszam".Nim zdążyłam pomyśleć co robię, otworzyłam prawą dłoń i wycelowałam.Idealnie.Moja ręka trafiła w jego policzek z głuchym plaśnięciem. Wciąż czułam na twarzy gorące ślady po łzach. Trochę gniewu ze mnie wyparowało. Dobrze było się wyżyć.Oczy Edwarda najpierw rozszerzyły się w zdziwieniu, a potem zamknął je i potrząsnął głową, jakby chciał strząsnąć ślad po moim uderzeniu.Spojrzałam na niego.-Nie zrozumiałaś, Nessie.-wyszeptał.-To nie było celowe.Oboje usłyszeliśmy głośny trzask.Oboje wiedzieliśmy co on oznacza.Po kilku minutach, w których każde z nas patrzyło w innym kierunku, z lasu dobiegł nas szmer i spośród drzew wyszedł Jacob.Nie wiedziałam skąd wytrzasnął jeansy, nie obchodziło mnie to. Rzuciłam się w jego kierunku i wpadłam w jego ciepłe ramiona.-Jacob...-wyszeptałam. Odsunął mnie od siebie. Zdziwiłam się. Patrzył na Edwarda. On na niego też. W milczeniu o czymś rozmawiali.Zerknęłam na jego bok i przejechałam delikatnie palcem o świeżej bliźnie. Była krótka, aż trudno było uwierzyć, że ta krew, która leżała niedaleko pochodziła z tej rany. -Jacob.-ponowiłam. Ciągle na siebie patrzeli. Obydwaj mieli zacięte miny, Edward trochę stężałą w wyrazie winy.-O co chodzi? Chyba cię nie boli?-pokręcił głową jak w transie. -Jacob? Coś się stało?Edward postąpił krok w naszym kierunku.-Cóż-zaczął.-Chyba żaden z nas tego nie chciał.-wymawiał te słowa, patrząc w ziemię. Aż żal było patrzeć.Ale we mnie wciąż coś się gotowało. Wciąż nie umiałam wybaczyć, mimo, że Jacob był cały i zdrowy. -Renesmee...to może być dla ciebie szok...ale nastąpił pewien problem...-dobierał słowa starannie, staranniej niż kiedykolwiek.-Kiedy on rzucił się w moim kierunku-twarz Jacoba stężała jeszcze bardziej.- Chciałem się tylko uchylić, ale byłem tak zdenerwowany, że otworzyłem usta i... zawadziłem o niego.-zwróciłam uwagę, że ani razu nie wymówił jego imienia. Zdenerwowało mnie to jeszcze bardziej. -Wiem o tym. Nie jestem idiotką.-wydyszałam, wskazując na bok Indianina. Wampir kiwnął lekko głową.-Ale chyba nie przewidziałaś wszystkiego, Nessie.-odparł Jacob, zerkając na mnie z bólem. Co się stało? Czy coś zrobiłam nie tak?-Nessie...-Może ja to jej powiem?-przerwał mu Edward. Spojrzał na niego bez wyrazu. Zaniepokoiło mnie to jego puste spojrzenie. Jakby miał niedługo umrzeć... -Renesmee...przez przypadek do jego ciała dostał się mój jad.-początkowo te słowa wcale do mnie nie dotarły. Kiedy jednak już to zrobiły, to ze zdwojoną siłą.Zachwiałam się na nogach, Jacob chwycił mnie wpół.Zwróciłam się w jego kierunku.-Czyli chcesz powiedzieć przez to powiedzieć...że umrzesz?-wymamrotałam. Po raz kolejny dzisiaj świat wydał mi zupełnie za bardzo skomplikowany.
_______________
B-I-A-N-C-A