McBride Mary - Niebieska sukienka.pdf

(512 KB) Pobierz
untitled
Mary McBride
Niebieska sukienka
Rozdział pierwszy
W słoneczne letnie przedpołudnie Laura nie-
śmiało przekroczyła próg gabinetu detektywa Sama
Zachary’ego.
– Czym mogę służyć? – zapytał mężczyzna.
– Nazywam się Laura McNeal. Dziękuję, że
zechciał pan mnie przyjąć. Oczekuję od pana
pomocy w dość nietypowej sprawie.
– Większość ludzi zatrudnia prywatnego detek-
tywa w dość nietypowych sprawach, na przykład,
aby kogoś odnaleźć, pani McNeal. Tak przeważnie
bywa.
– Nie identyfikuję się z większością ludzi, pro-
szę pana. Ja nie chcę nikogo odnaleźć, ja muszę
ukryć się przed kimś.
– Domyślam się – powiedział Sam, uśmiechając
się pod nosem. – Proszę usiąść. – Wskazał na
krzesło stojące przed biurkiem.
Laura pomyślała, że Sam Zachary źle ją ocenia.
6
Mary McBride
Na pewno postrzegał ją jedynie jako atrakcyjną
kobietę, do tego bardzo prowokacyjnie ubraną.
Świadczyły o tym jego wymowne spojrzenia, lust-
rujące jej sylwetkę i dekolt. Być może uznał jej strój
za wyzywający. Jednak nie było już odwrotu. Mu-
siała prosić go o pomoc.
Rozejrzała się po pokoju. Nie sprawiał dobrego
wrażenia. Pomalowane burą farbą ściany, podłoga
pokryta tandetnym linoleum i potwornie brudne
okna, przez które z trudem wpadało światło. Spoj-
rzała na kalendarz z nieaktualną datą, który zdobił
obskurną ścianę. Po drugiej stronie stał bardzo
zniszczony sekretarzyk. Pokój w niczym nie przy-
pominał gabinetu. Również ten niedbale ubrany
mężczyzna, siedzący za starym biurkiem, nie koja-
rzył jej się z prawdziwym profesjonalistą. Pragnęła
kontaktu z osobą zupełnie innego pokroju. Nie-
stety, jednak to właśnie Sam Zachary był jej
ostatnią deską ratunku.
Pomyślała, że poszukiwała Sama Spade’a, reno-
mowanego detektywa, a zamiast niego znalazła
jakiegoś nieudacznika.
Głos mężczyzny przerwał tok jej myśli.
– Czy może mi pani powiedzieć, skąd wzięła
mój numer telefonu?
– Z książki telefonicznej – odpowiedziała, nie
dodając, że był ostatnim kandydatem do zajęcia się
jej sprawą.
Rankiem dzwoniła do wielu agencji detektywis-
tycznych po to tylko, aby się dowiedzieć, że abso-
Niebieska sukienka
7
lutnie nikt nie jest w stanie jej pomóc. Potem
rozpaczliwie próbowała szczęścia u wielu detekty-
wów. Z reguły w ich biurach odzywały się jedynie
automatyczne sekretarki, a ona nie chciała zosta-
wiać nagranych wiadomości. I wreszcie natrafiła na
Sama Zachary’ego. On odebrał telefon osobiście, co
ją trochę zaskoczyło. Brak sekretarki powinien być
wyraźnym sygnałem ostrzegawczym. To wskazy-
wało na nie najlepsze wyniki finansowe firmy, którą
prowadził. Zaintrygowały ją tajemnicze inicjały
S.U., umieszczone po jego nazwisku. Teraz pomyś-
lała, że na pewno nie wróżą nic dobrego. Doprawdy,
ten Zachary nie wyglądał na osobę kompetentną
i godną zaufania.
– Kto cię uderzył? – zapytał, wskazując na siniak
na jej twarzy.
– Słucham? – Przez chwilę nie wiedziała, o czym
on mówi i dlaczego mówi jej na ty.
– Skąd pochodzi ten siniak? Podbite oko. Wiesz
doskonale, co mam na myśli.
Zadrżała. No tak, nikt nie chciał zająć się jej
sprawą, a i ten facet najchętniej wyrzuciłby ją ze
swojego obskurnego biura.
– Uderzył mnie człowiek, z którym nie chcę
mieć nic do czynienia. Jeżeli dowie się, gdzie
jestem, na pewno zrobi mi krzywdę – odparła,
starając się opanować zdenerwowanie.
– Czy dzwoniłaś już na policję? Złożyłaś zawia-
domienie?
Laura pokręciła przecząco głową. Nie mogła
8
Mary McBride
tego zrobić. Nikt przy zdrowych zmysłach, kto choć
trochę zna Hammermana albo jego syna Artiego nie
zadzwoniłby na policję, chyba że jedynym jego
marzeniem byłaby operacja plastyczna bądź prag-
nienie śmierci.
– Radziłbym ci zgłosić to na policję – powie-
dział. – Im szybciej, tym lepiej.
– Zastanowię się.
Laura nie chciała płakać, ale łzy same zaczęły
napływać jej do oczu i spadać jedna po drugiej na
błękitną sukienkę. Bezskutecznie starała się nad
nimi zapanować. Ostatnie przeżycia wytrąciły ją
jednak z równowagi.
Sam nerwowo otwierał kolejne szuflady biurka.
Niestety, znajdował wszystko, prócz chusteczek.
Nagle uświadomił sobie, że jego klientka sama
znalazła paczkę chusteczek w stosie papierów wala-
jących się na jego biurku.
– Przepraszam. – Zaszlochała rozpaczliwie.
– Naprawdę przepraszam... Proszę... dać mi chwilę
czasu, zaraz się uspokoję.
– W porządku. Nie spiesz się.
Oparł się o krzesło, z trudem panując nad sobą.
Miał wielką ochotę, żeby przytulić tę płaczącą
kobietę. Jej skąpe ubranie nie pozwalało mu się
skupić. Musiał przyznać, że wywarła na nim ogrom-
ne wrażenie już w chwili, gdy przekroczyła próg
jego gabinetu. Wyglądała zjawiskowo pięknie. Błę-
kitna sukienka, której wspaniały krój podkreślał
jeszcze piękny naszyjnik, smukła sylwetka, ele-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin