SZYNKA PARZONA OD DYSZCZYKA.pdf

(32 KB) Pobierz
Aaaaaby szyneczkę parzona zrobić
SZYNKA PARZONA OD DYSZCZYKA
Aby szyneczkę parzona zrobić
... należy dokonać niejakiego wysiłku organizacyjnego. Po
pierwsze, udajemy się do marketu po łopatkę surową w
promocji. Szyneczki, ogonówki i różne inne specjały, jak sama
nazwa wskazuje, wykonuje się z ŁOPATKI (bez kości, golonki,
tłuszczu i skóry). Kupujemy tę okrąglejszą część w całości,
jeżeli się uda, lub całą, jeżeli sprzedawca się stawia i chce
sprzedać tą mniej kształtną część. Przyzwoita cena za łopatkę
w markecie w Lublin to poniżej 10 pln za kilogram.
Nieprzyzwoita to powyżej dwunastu pln. W Bani to nie wiem,
ale różnie ludzie gadają...
Na ogół w tym samym markecie jest też sól peklowa lub
saletra, która służyć też może do strzelania.
Po drodze do domu zachodzimy do apteki i prosimy o dużą
strzykawkę z najgrubszą igłą do niej. Na uniesione brwi pani
mgr wyjaśniamy, że małżonek nam się onegdaj zawieruszył i
teraz gwałtownie wymaga kuracji antybiotykowej, a
niekoniecznie musi mieć komfort przy przyjmowaniu leków w
wiadomą część ciała. Igła raczej się znajdzie
Następnie po przybyciu do domu wyciągamy zdobycz,
wykładamy na stół i wpadamy w wielkie podziwienie dla
zdobyczy. Wzywamy też rodzinę, niech też podziwia!
Teraz bierzemy się za prawdziwą robotę. Wlewamy do
garnka ze dwa litry wody przegotowanej i ostudzonej, lub wody
źródlanej nie gazowanej i rozpuszczamy w niej peklosól w ilości
30 g na każdy kilogram tej łopatki, z której ma być szynka.
Jeżeli nie mamy peklosoli to rozpuszczamy zwykłą sól w
takiej samej ilości, tylko dosypujemy na każdy kilogram mięsa 5
g saletry (tej do strzelania), ku ogólnej rozpaczy młodzi męskiej
w rodzinie
Z tego wielkiego kawała mięcha wycinamy taką zgrabną
szyneczkę, średniej wielkości i jeszcze jedną małą. Resztę
mozna przeznaczyć na mielone, gulasz albo białą kiełbaskę
Mięso wkładamy do miski i z sadystycznym wyrazem twarzy
szprycujemy słoną wodą nabieraną w strzykawkę. Rodzina z
szacunkiem usiłuje się oddalić, ale groźnym gestem osadzamy
ją na miejscu, niech z nabożnym szacunkiem patrzy na
dokonania. Jak już wszyscy mają dość, a mięsko wygląda jak
balon, to wkładamy je do gara ze stali nierdzewnej, lub
plastikowego wiadra i zalewamy resztą wody. Po tym czynie
godnym aplauzu chowamy nasze dzieło do lodówy, słysząc
dyskretne westchnienie ulgi otoczenia, bo ileż można patrzeć
na mięcho?
Zaglądamy do gara (już w tej lodówie), a ta zaraza łopatka
pływa w wodzie, wystając nad powierzchnię - trzeba ją docisnąć
talerzykiem - niech nie wystaje!
W lodówie powinno to postać z tydzień, dwa. Co jakiś czas
należy mięsko odwrócić, żeby równo dojrzewało. Jeżeli woda
zmętnieje, należy ją wymienić na nową, z mniejszą o 1/3 ilością
soli.
W drugim etapie, szyneczki wyjmujemy z zalewy, opłukujemy w
zimnej wodzie, ociekamy i osuszamy np. ręcznikiem
papierowym. Pakujemy do rękawa do pieczenia, usuwamy
powietrze i szczelnie zawiązujemy. Na to opakowanie powinno
być nałożone coś co zaciśnie i ukształtuje nam szyneczki.
Najlepiej gdy jest to siatka wędliniarska, ale jak jej nie mamy to
zakładamy gumki recepturki. Wzdłuż i w poprzek, ""na krzyż"".
Jeżeli nie mamy ani siatki, ani recepturek, to może być nawet
gumka od majtek potomstwa mniej lub bardziej licznego. Gumki
generalnie układamy tak, żeby ładnie szyneczka wyglądała.
Wkładamy do garnka, brytfanny albo innego pojemnego
naczynia i zalewamy wrzątkiem, tak, żeby woda przykryła
szyneczki. Podgrzewamy jeszcze chwilę na małym ogniu, ale
tak, żeby dało się w wodzie rękę dłuższą chwilę utrzymać i
wkładamy do piekarnika.
I tu uwaga! Herezja! ustawiamy temperaturę na 70 stopni
celsjusza! Nie na 170 ani na 100 ani na 90. 70 Po tym
zostawiamy mięsko na ok. 5 godzin. Następnie wyłączamy i
wyjmujemy szyneczki. Chłodzimy w zimnej wodzie kilka minut i
pozostawiamy do ostygnięcia. Potem już tylko na kilka godzin
do lodówki i można wyjmować i kroić. Uzyskamy różowiutką
szyneczkę, soczystą i różową.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin