Kraszewski Józef Ignacy - Dzieje Polski 05. - BOLESZCZYCE..doc

(1074 KB) Pobierz

                   Kraszewski Józef Ignacy

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

BOLESZCZYCE

 

 

 

Powieść

z czasów Bolesława Szczodrego

 

 

 

 

                 CYKL POWIEŚCI HISTORYCZNYCH OBEJMUJĄCYCH:   

                                                                DZIEJE POLSKI

 

                                                                           Skanował i błędy poprawił: J. Podleśny.

 

 

                               Część piąta cyklu

 

 

 

 

 

LUDOWA SPÓŁDZIELNIA WYDAWNICZA

WARSZAWA

1950

 

 

 

 

PRZEDMOWA

Kreśląc wielki plan przedstawienia dziejów narodu i państwa polskiego w powieści Józef Ignacy Kraszewski znajdował się w szczytowym punkcie twórczości pisar­skiej, stąd nic dziwnego, że kilkanaście pierwszych po­zycji w zrealizowanym zamierzeniu stanowi najlepsze książki w całości jego dorobku. W dalszych, następnych powieściach spotykamy się już z powtarzaniem wątków, zagadnień, scen i sytuacji, jakby się wielkie możliwości jego talentu zaczęły wyczerpywać.

Zacząwszy od czasów zamierzchłych, starosłowiań­skich, na poły bajecznych, które utrwalił w powieści pt. „Stara baśń", pisarz trzymał się chronologicznie począt­kowych dziejów naszego państwa rządzonego przez dy­nastię Piastowiczów. Zamknął w swoich książkach to, co było w jego pojęciu przełomowe, ważne lub znamienne. Momentów takich nie brakowało w początkach życia mło­dego państwa, które było rządzone na nowych podsta­wach. Państwo to wyszło przecież z ustroju rodowego, pogańskiego, o rozdrobnionych ośrodkach dyspozycji, a oparło się na władzy scentralizowanej, monarchicznej, chrześcijańskiej. Konflikty w łonie takiego organizmu były rzeczą naturalną.

W tym więc okresie panowania pierwszych Piastowiczów czasy rządów Bolesława śmiałego, zwanego również Szczodrym, należały z pisarskiego punktu widzenia do rzędu tematów bardzo wdzięcznych. Już postać samego króla Bolesława była niezmiernie interesująca. Zdołał on przecież po okresie militarnego upadku za poprzedni­ków — w szeregu pomyślnych walk przywrócić wojom swoim dawną chwalę drużyn Bolka Chrobrego. Wodził armie zwycięskie od granicy zachodniej do wschodnie], Na Węgrzech ugruntował swoje wpływy. Aureola wielkiego i szczęśliwego wodza pociągała pisarza swoim nieodpartym urokiem.

Drugą postacią historyczną z tego okresu czasu jest biskup krakowski Stanisław ze Szczepanowa. Ambitny ai do granic pychy, czując w zapleczu wzmożony ostatnimi zwycięstwami autorytet organizacji kościelnej, duchowny ten — według powieści — staje na czele niezadowolonych z rządów króla rycerzy-ziemian, a wykorzystując błąd Bolesława rzuca na niego klątwę kościelną. Tak ostry konflikt króla z biskupem skończył się dla tego ostatniego tragicznie.

Ten fakt otoczony jest powszechnie znaną legendą, da­leką jednak od prawdy. Kraszewski w swojej powieści ko­rzysta z owej legendy w całej pełni, czyniąc z niej głów­ną dźwignię zdarzeń. Tymczasem nowsze badania pol­skich historyków z Tadeuszem Wojciechowskim na czele wykazują, że podłożem starcia Bolesława śmiałego z biskupem Stanisławem ze Szczepanowa nie były sprawy obyczajowo-moralne, jak mówi powieść, ale fakty poli­tyczne w skali ówczesnego świata.

W tym czasie bowiem cały ów świat chrześcijański wstrząśnięty był zażartą walką między cesarzem rzym­skim narodu niemieckiego, Henrykiem Czwartym, a papieżem Grzegorzem Siódmym Hildebrandem, zwanym Wielkim. By­ła to walka o tak zwaną „inwestyturę", czyli prawo mia­nowania biskupów. Pod pozorem jednak starć religijnych była to właściwie wojna dwu ustrojów feudalnych. Mu­simy bowiem zdawać sobie sprawę z tego, że w tym okre­sie średniowiecza papież jednoczył w swoich rękach obok władzy kościelnej również władzę cywilną. Podlegał mu wielki, ściśle określony obszar ziemi — państwo kościel­ne — i pewna liczba mieszkańców o takiej samej społecz­nej strukturze feudalnej jak i po innych organizmach państwowych.

Wygrywając zjawisko zależności religijnej mieszkań­ców papieże starali się wziąć pod wpływ swój wyższe du­chowieństwo w innych państwach chrześcijańskich, wi­dząc w nim popleczników własnych celów politycznych. Wyższe duchowieństwo — więc arcybiskupi i biskupi — jako funkcjonariusze na pewnym ściśle określonym stop­niu w hierarchii kościelnej podlegali papieżowi, zaś jako właściciele ziemscy w ówczesnym ustroju feudalnym — cesarzowi. W interesie papieża było mieć biskupów w danym kraju oddanych sobie, w interesie zaś władcy cywil­nego — do tego nie dopuścić. Starcia na tym tle trwały od dawna, jednak za papieża Grzegorza Siódmego doszło do wo­jen zaciętych i długotrwałych.

Walka więc o inwestyturę nie była tylko walką dyplo­matyczną. Papież jako najwyższy zwierzchnik sił zbroj­nych własnego państwa prowadził otwartą wojnę. W star­ciach pobity został militarnie Henryk Czwarty, który się ukorzył w Canossie w 1077 roku. W dalszych jednakowoż wal­kach, które się wówczas nie skończyły całkowicie, Henryk Czwarty pokonał papieża Grzegorza Siódmego i wygnał go z Rzymu.

Echem tych olbrzymich zmagań między cesarstwem  papiestwem jest konflikt Bolesława śmiałego z bisku­pem Stanisławem ze Szczepanowa. Skazując na śmierć biskupa król likwidował groźnego przeciwnika politycz­nego.

Powieść, osnutą na kanwie tych osób i zdarzeń, zaty­tułował Kraszewski „Boleszczyce". Głównym jej nurtem jest walka króla Bolesława śmiałego z biskupem krakow­skim Stanisławem ze Szczepanowa. Po jednej stronie sta­je król ze swoimi zwolennikami, po drugiej biskup z kastą ziemian i duchowieństwa.

Oprócz tego zagadnienia powieść zawiera jeszcze jed­ną sprawą — jest nią sprawa walki między stanem rycersko-ziemiańskim, a — że użyjemy tu przestarzałego okre­ślenia— „pospólstwem", wszystkimi tymi, którzy z dobro­dziejstw rycerskiego rzemiosła nie korzystali. Pisarz sta­wia to zjawisko na planie dalszym, mówiąc o nim posłu­guje się tylko ogólnikami, niemniej jednak sprawa ta jak gdyby wychodzi na wierzch sama i daje świadectwo prawdzie.

Jak zatem wygląda według powieści walka społeczna za czasów Bolesława śmiałego? Na podstawie wypowie­dzi pisarza możemy ją sobie odtworzyć tylko częściowo.

Wytworzona kasta rycersko-ziemiańska stanowi po­tężny czynnik hamujący króla w jego jedynowładczych aspiracjach. Kasta ta jednocześnie uciska słabszych spo­łecznie od siebie pachołków dworskich, służbę folwarczną, chłopów i niewolnych uprawiających ziemię pańską, zie­mię rycerzy lub potomków rycerzy osiadłych na roli. Pra­ca na tej roli o stale zwiększającym się obszarze zdana, była na chłopów — płody zaś ziemi szły na dobro dworu. Na chłopów zwalano również- ówczesne ciężary państwo­we: utrzymanie przejeżdżających drużyn królewskich, po­datki itp.

Do pierwszego spięcia między ziemianami a owym „pospólstwem" dochodzi wówczas, kiedy zwycięski król baioi na wyprawie z rycerstwem w Kijowie. Korzystając z długiej nieobecności dziedziców służba, parobcy i pa­chołkowie dokonują przewrotu. Opanowują dwory ry­cerskie, zajmują ziemię, żony zaś i córki ziemian czynią, swoimi żonami, ponieważ one pomogły im w dokonanym przewrocie. Na wieść o tym część rycerzy opuszcza kró­la i wraca do domów samowolnie, ratować utracone do­bra. W kraju powstaje zamęt. Rycerze siłą zdobywają dwory, a sprawców przewrotu karzą bardzo krwawo. Król zaś po powrocie do kraju karze z kolei dezerterów, którzy na obcej ziemi osłabili jego siłę zbrojną. Stąd na­turalnym rzeczy porządkiem tzw. lud stał się sprzymie­rzeńcem króla w jego zemście.

Ramy powieści obejmują ten właśnie okres czasu po wyprawie kijowskiej. Bolesław śmiały zwalcza ambicje ziemian, a tych którzy go opuścili na obczyźnie łamiąc wojskową dyscyplinę, wyjmuje spod prawa. Lud pokara­ny przez zbiegłych rycerzy żyje sterroryzowany i jest na­turalnym sprzymierzeńcem króla. Czeka tylko okazji, że­by poparty autorytetem królewskim wywrzeć swą niena­wiść na ziemianach.

Józef Ignacy Kraszewski tak pisze sam o tym. zjawisku: — „Zie­mianie są krnąbrni, rycerstwo zdrajcy — mówi w pew­nym miejscu król do biskupa — bo mnie odbieżało w Ki­jowie samowolnie, a do domów przybywszy znęcało się nad ludem okrutnie... Nad narodem ubogim mścić się i tępić go nie dam! Króla nie ma bez ludu..." — „Lud ten — odrzekł biskup — podniósł się przeciw panom swoim, lud to jeszcze wpółpogański, którego przeciw chrześcija­nom bronić się nie godzi..."

A w opisie uczty, którą wyprawił „czerni" Bolesław Śmiały dla podkreślenia własnej niefrasobliwości po kląt­wie biskupa: „Król ci — mówił pijany mieszczanin Sroka do rycerza Leliwy — siwą główkę zetnie jak makówkę... Resztę im jeszcze białych głów odjąć trzeba, aby się ple­mię nie rozradzało! Dosyć było ich panowania... przyjdzie kolej na tych, co byli spodem, żeby na wierzch wyleźli. Kto wieszał, tego powieszą, kto ścinał, tego zetną..." — „Nie bójcie się — mówi w innym miejscu król do swoich stronników — rycerstwo i ziemianie nie zrobią mi nic. Gdy zechcę, a skinę, gniazda ich zrównam z ziemią..."

Jak widać z dalszego ciągu powieści, król nie tylko nie chciał odwołać się do pomocy ludu, ale i nie mógł. „Od chaty do chaty chodzili księża i postraszyli, ich... Lud te­raz wyciągnąć się nie da. Za późno!"

Tak więc powieść „Boleszczyce" jest nie tylko obra­zem walki króla z biskupem i krnąbrnymi ziemianami. Jest ona również dowodem walki uciśnionych społecznie stanów z gnębicielami — walki, która od najdawniejszych czasów przewija się jak krwawa nić przez cały ciąg na­szych dziejów.

 

 

                                                                         REDAKCJA

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

                                                                             CZĘŚĆ PIERWSZA

Rozdział pierwszy

Było to na wiosnę 1079 roku.

Drzewa się już rozwijać poczynały, gdzieniegdzie dąb głuchy stał tylko jeszcze z pączkami nabrzękłymi nie do­wierzając wczesnemu w tym roku ciepłu, słońcu i pogo­dzie. Dokoła szumiała i woniała Niepołomicka Puszcza, wśród niej na zielonej łące, u strumienia, przy którym złociły się gęsto rozkwitłe łotocie, w cieniu drzew kilku, które występowały z lasu, siedzieli i leżeli na ziemi od­poczywający podróżni czy myśliwcy. — Czeladź ich przy małym ogniu grzała sobie strawę i przypiekała mięsiwo; panowie na pagórku zasiadłszy gwarzyli między sobą po cichu. Było ich pięciu ludzi, średniego wieku, raczej mło­dych niż starych, a po odzieży i twarzy łacno rozpoznać mógł każdy, że do możnych należeli rodów. Patrzało im z oczu, że rozkazywać byli nawykli, a choć do lasu przy­strajać się nie potrzebowali, wszystko, co na sobie mieli, dowodziło dostatku i zamiłowania w pewnej wytworności.

Pod samym dębem starym, który stal w pośrodku, z rękami w tył zarzuconymi siedział z odkrytą głową lat średnich mężczyzna, przystojnej twarzy, butnego wyrazu, z jasną, bujną brodą, która mu się szeroko na piersi rozkładała. — Rumiany, zdrów, z oczyma niebieskimi, nosem orlim, na ustach miał uśmieszek pogardliwy zara­zem, wesoły i dumny. Odziany w kaftan skórzany, wy­szywany barwisto, na którym drugi, lżejszy wisiał wol­no porozpinany, odjął był miecz złożywszy go na boku i czapką przykrył; piersi miał na pół odsłonięte, włos po­rozrzucany. — Widać, że mu błogo było tak wygodnie wyciągniętemu, na suchej ziemi, mchu i darni używać wczasu w cieniu. Umieścił się też, jak mógł, najlepiej, niewiele się troszcząc, jak to będzie wyglądało.

Obok niego siedzący, młodsi z twarzy a rysami doń podobni, równie byli porozpierani wygodnie, rozkładali się ze swobodą — jedni na pół leżąc, drudzy na rękach głowy złożywszy.

Ubiory wszystkich były krojem i barwami do siebie podobne, z cienkich tkanin, kaftany jednym szyte wzo­rem, obuwie misternie pookowywane, szłyki lekkie fu­trzane, jednego kształtu i sierści.

Poza nimi i około nich porozrzucane były łowieckie i rycerskie przybory, łuki, lekkie oszczepy, ostrymi za­kończone żelazcami, miecze małe i noże w bogatych opra­wach. I te snadź z jednego wychodziły skarbca, bo wszyst&...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin