Jenkins Kate - Stara panna wychodzi za mąż.pdf

(988 KB) Pobierz
Terminally Single
KATE JENKINS
STARA PANNA
WYCHODZI ZA MĄŻ
Tytuł oryginału Terminally Single
0
109689725.051.png 109689725.062.png 109689725.073.png 109689725.084.png 109689725.001.png 109689725.002.png 109689725.003.png 109689725.004.png 109689725.005.png 109689725.006.png 109689725.007.png 109689725.008.png 109689725.009.png 109689725.010.png 109689725.011.png 109689725.012.png 109689725.013.png 109689725.014.png 109689725.015.png 109689725.016.png 109689725.017.png 109689725.018.png 109689725.019.png 109689725.020.png 109689725.021.png 109689725.022.png 109689725.023.png 109689725.024.png 109689725.025.png 109689725.026.png 109689725.027.png 109689725.028.png 109689725.029.png 109689725.030.png 109689725.031.png 109689725.032.png 109689725.033.png 109689725.034.png 109689725.035.png 109689725.036.png 109689725.037.png 109689725.038.png 109689725.039.png 109689725.040.png 109689725.041.png 109689725.042.png 109689725.043.png 109689725.044.png 109689725.045.png 109689725.046.png 109689725.047.png 109689725.048.png 109689725.049.png 109689725.050.png 109689725.052.png 109689725.053.png 109689725.054.png 109689725.055.png 109689725.056.png 109689725.057.png 109689725.058.png 109689725.059.png 109689725.060.png 109689725.061.png 109689725.063.png 109689725.064.png 109689725.065.png 109689725.066.png 109689725.067.png 109689725.068.png 109689725.069.png 109689725.070.png 109689725.071.png 109689725.072.png 109689725.074.png 109689725.075.png 109689725.076.png 109689725.077.png 109689725.078.png 109689725.079.png 109689725.080.png 109689725.081.png
ROZDZIAŁ 1
Przeczuwałam, że nie powinnam dziś wstawać, zdążyła
pomyśleć Ashley Atwood w momencie zderzenia. Natychmiast jednak
brzęk tłukącego się szkła i zgniatanego metalu zagłuszył wszystko.
Siła uderzenia rzuciła ją do przodu. Pas bezpieczeństwa ucisnął ją w
obojczyk i w brzuch tak gwałtownie, że zaparło jej dech.
Słyszała kiedyś, że tuż przed śmiercią człowiek widzi w ułamku
sekundy całe swoje życie. Widocznie jej czas jeszcze nie nadszedł, bo
oczami wyobraźni ujrzała tylko plik formularzy ubezpieczeniowych
wynajętego samochodu i innych druków czekających na wypełnienie
w związku z wypadkiem.
Przez chwilę wsłuchiwała się w denerwujące skrzypienie
wycieraczek. Wreszcie rozluźniła ręce zaciśnięte kurczowo na
kierownicy i sprawdziła, czy może poruszać rękami i nogami. Trochę
uspokojona spojrzała w lusterko wsteczne.
W tylny zderzak wynajętego przez nią auta wbiła się furgonetka,
która teraz zgniatała klapę jej bagażnika, zupełnie jakby był to
papierowy wachlarzyk. A w dodatku ten wariat trąbił na nią wściekle
klaksonem, tak jakby całe zamieszanie było jej winą!
Ashley zapomniała o gwałtownej kwietniowej burzy szalejącej
nad Minneapolis, o tym, że za kilka minut ma przystąpić do nowego
zadania, o swoim ubraniu i powadze zawodu księgowej. Wyjęła z
torebki przezroczysty czepek kąpielowy wzięty z hotelowej łazienki i
wepchnęła pod niego tyle włosów, ile zdołała. Niczym żołnierz przed
1
109689725.082.png
bitwą, poprawiła na sobie przezroczysty worek z pralni chemicznej,
który zastępował jej płaszcz od deszczu, i gwałtownie otworzyła
drzwiczki. Mieszając z błotem kierowcę furgonetki, wygrzebała się z
samochodu prosto w sięgającą kostek wodę.
Tak. To z pewnością jeden z tych pechowych dni, kiedy
wszystko dzieje się na opak.
Kierowca wydostał się ze swego pojazdu i teraz zmierzał w jej
kierunku. Miał na sobie solidny, żółty nieprzemakalny płaszcz z
kapturem i gumowce, gdy tymczasem jej licha osłona trzepotała w
porywach wichru.
Sympatyczna dziecięca buźka, która mogła należeć do
czternastolatka, rażąco kontrastowała z olbrzymią posturą mężczyzny.
Gotował się ze złości.
- Co pani, u diabła, wyprawia?
Uniosła gwałtownie głowę i wyprostowała plecy. A więc
przyszła pora na konfrontację. W porządku. Była gotowa dać mu
nauczkę.
- Ja przecież niczego nie zrobiłam - powiedziała, przeciągając
słowa. - Wjeżdżałam wolno i uważnie na zatłoczony parking, a pan...
- Zaraz, zaraz!
- Nie. Teraz ja mówię! - Oparła obie dłonie na biodrach. Starała
się nie zwracać uwagi na chłodną wilgoć, którą przesiąkały rękawy
jedwabnego kostiumu w kolorze przydymionego brązu. Gdyby
założyła ten worek jak kaftan bezpieczeństwa, może skuteczniej
uchroniłaby się przed deszczem. Aby prowadzić samochód, musiała
jednak wyciąć otwory na ręce i teraz deszcz dostawał się do środka.
2
109689725.083.png
Była coraz bardziej przemoczona. - Może odświeżę ci pamięć.
Wjechałeś na mnie, człowieku! Zatrzymał się i popatrzył na nią
groźnie.
- Weszła mi pani w drogę, pełznąc jak ślimak. Muszę trzymać
się wyznaczonych godzin dostaw. Co miałem robić?
- Przejechać mnie, jak się wydaje. - Niełatwo zastraszyć
przeciwnika wyższego przynajmniej o trzydzieści centymetrów. - Nie
miałam pojęcia, że jadąc ostrożnie w tej ulewie, dałam panu prawo do
najechania na mnie. Będę musiała sprawdzić, czy jest to zgodne z
polityką firmy, w której pan pracuje.
Mężczyzna zamrugał powiekami, otworzył usta i pokręcił
głową.
- Oszalała pani? Krew w niej zawrzała.
- Jestem zupełnie zdrowa na umyśle, człowieku.
Powiedziałabym, że rozbijanie się po śliskich drogach świadczy o
tym, że to z tobą nie wszystko jest w porządku.
- Dość tego! - ryknął, zbliżając się do niej z wściekłością.
- Odwołujemy się do argumentu pięści, tak? - Ashley wyrzuciła
obie ręce do przodu w ruchu, który, jak miała nadzieję, był
wiarygodną imitacją postawy karate. Przypomniała sobie, że powinien
temu towarzyszyć jakiś okrzyk, ale uznała to za przesadę. - No dalej,
niezdaro! Zrób jeszcze krok.
- Co się tu dzieje? - spytał spokojny męski głos zza jej pleców.
- Nic, z czym nie mogłabym poradzić sobie sama - zapewniła,
nie odwracając się, i dmuchnęła na kosmyk, który opadł jej na prawe
oko. - Radzę się cofnąć. Dam mu nauczkę, rozniosę go na strzępy!
3
109689725.085.png
Michael Jordan zacisnął szczęki, by powstrzymać śmiech. Nie
zamierzał włączać się w awanturę na parkingu. Samochody blokowały
wjazd do podziemnego garażu, więc wysiadł, by poprosić o ich
przesunięcie. Rozpoznał sylwetkę wysokiego mężczyzny w ubraniu
przeciwdeszczowym. Był to Scott, który codziennie dostarczał
przesyłki z centrali firmy. Zwyczajna rzecz. Widok Scotta cofającego
się przed niedużą napastniczką gotową do ataku był zabawnym
urozmaiceniem. Czepek kąpielowy i przezroczysta foliowa torba,
które młoda kobieta miała na sobie, czyniły to starcie jeszcze
zabawniejszym.
- O co chodzi, mięczaku? - szydziła. - Strach cię obleciał?
Michael odchrząknął i stanął między przeciwnikami.
- Co się stało, Scott?
- Co się stało? - powtórzyła z niedowierzaniem kobieta,
wciskając jedną ręką złotobrązowe loki z powrotem pod czepek, a
drugą wymachując w kierunku rozbitego samochodu. - Czy to nie jest
oczywiste? Ten niedołęga najechał na mnie od tyłu. A teraz śmie
twierdzić, że to przeze mnie. Impertynent!
- Jak śmiesz, ty...
- Dajcie spokój, to do niczego nie doprowadzi - przerwał
Michael. Nie miał czasu na zbędne dyskusje. Musiał szybko
zaparkować samochód i iść do pracy. Już był spóźniony. Ten
przeklęty kontroler ksiąg rachunkowych na pewno czeka, żeby się na
niego rzucić. - Jeśli się uspokoicie, rozwiążemy tę sprawę bez
wyzwisk.
4
109689725.086.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin