miłość i odpowiedzialność.doc

(1420 KB) Pobierz

Miłość i odpowiedzialność

Karol Wojtyła

 

 

Istnieje pogląd, że na temat małżeństwa mogą wypowiadać się tylko ci ludzie, którzy w nim żyją, a na temat miłości między kobietą a mężczyzną tylko te osoby, które ją przeżywają. Pogląd ten domaga się osobistego i bezpośredniego doświadczenia, jako podstawy wypowiadania się w danej dziedzinie. Tak więc duchowni i osoby żyjące w celibacie nie mogą mieć nic do powiedzenia w sprawach miłości i małżeństwa. Pomimo tego przemawiają oni często i często też piszą na te tematy. Brak doświadczenia własnego, osobistego, nie przeszkadza przy tym o tyle, że posiadają bardzo bogate doświadczenie pośrednie płynące z pracy duszpasterskiej. W pracy duszpasterskiej spotykają się bowiem tak często i w tak różnych momentach czy sytuacjach właśnie z tymi problemami, że tworzy się z tego jakieś inne doświadczenie, niewątpliwie bardziej pośrednie i "cudze", ale równocześnie o wiele szersze. Właśnie zaś wielość faktów z tej dziedziny tym bardziej pobudza do refleksji ogólnej i do szukania syntezy.

 

W ten sposób powstała też niniejsza książka. Nie stanowi ona wykładu doktryny. Jest natomiast przede wszystkim owocem nieustannej konfrontacji doktryny z życiem (na tym właśnie polega praca duszpasterza). Doktryna - nauka Kościoła - w dziedzinie moralności "płciowej" opiera się na Ewangelii, której wypowiedzi na ten temat są zwięzłe, a równocześnie wystarczające. Aż dziw, że można w oparciu o tak niewielką ilość zdań zbudować system tak kompletny. Trafiają one najwidoczniej w punkty newralgiczne zagadnienia, w punkty wiążące, które decydują o całej reszcie zasad i norm moralnych. Wystarczy mieć do dyspozycji tych kilka tekstów: Mt 5,27.28; Mt 19,1-13; Mk 10,1-12; Łk 20,27-35; J 8,1-11; 1 Kor 7 (w całości); Ef 5,22-33 - aby urobić sobie dosyć przejrzyste poglądy na dany temat. W książce niniejszej (która nie stanowi jakiegoś studium egzegetycznego) do tych tylko kilku najważniejszych zdań nawiązujemy.

 

Jeżeli jednak samo zestawienie norm etyki katolickiej na odcinku moralności "płciowej" jest łatwe, to natomiast, co krok wysuwa się potrzeba ich uzasadnienia. Normy te bowiem natrafiają wielokrotnie na sprzeciw, bardziej może w praktyce niż w teorii, ale duszpasterz, który spotyka się przede wszystkim z praktyką, musi szukać tych uzasadnień. Zadaniem jego bowiem nie jest tylko nakazywać czy zakazywać, ale uzasadniać, tłumaczyć i wyjaśniać. Książka niniejsza zrodziła się w zasadniczej mierze z potrzeby uzasadnienia norm katolickiej etyki seksualnej - i to uzasadnienia jakoś możliwie najbardziej ostatecznego, apelującego do najelementarniejszych i bezspornych prawd moralnych z najbardziej podstawowych wartości czy dóbr. Dobrem takim jest osoba, a prawdą moralną najściślej związaną właśnie ze światem osób jest "przykazanie miłości" - miłość bowiem jest dobrem właściwym dla świata osób. I dlatego najbardziej podstawowe ujęcie moralności seksualnej to ujęcie na zasadzie "miłości i odpowiedzialności" - stąd tytuł całej książki.

 

Ujęcie takie domaga się szeregu analiz. Książka niniejsza przy całym swoim syntetycznym nastawieniu jest mocno analityczna. Przedmiotem analizy jest więc naprzód osoba w relacji do popędu seksualnego, później miłość, jaka na jego podłożu wyrasta między kobietą a mężczyzną, z kolei cnota czystości jako nieunikniony współczynnik owej miłości, wreszcie zagadnienie małżeństwa i powołania. Wszystkie te problemy są przedmiotem analiz, nie opisów - chodzi, bowiem właśnie o wydobycie uzasadnień, którym zawdzięczają swoją rację bytu reguły i normy katolickiej etyki "seksualnej". Książka ma w całości charakter filozoficzny - etyka bowiem jest (i może być tylko) częścią filozofii.

 

Czy posiada znaczenie praktyczne? Czy jest "życiowa"? W założeniu jak najbardziej, chociaż nigdzie nie sili się na podanie jakichś gotowych recept czy drobiazgowych przepisów postępowania. Nie jest kazuistyczna, stara się bardziej o stworzenie całościowej wizji zagadnienia niż o szczegółowe rozwiązania - wszystkie one, bowiem w jakiś sposób mieszczą się w tej wizji. Tytuł książki jest najwłaściwszym jej wyrazem: w odniesieniu do stosunków, jakie zachodzą wśród osób różnej płci, kiedy mówimy o "etyce seksualnej", wówczas myślimy właściwie o "miłości i odpowiedzialności".

 

Pojęcie miłości jest tutaj pojęciem głównym, jemu też ˇpoświęcamy najwięcej analiz - poniekąd nawet wszystkie, jakie znajdują się w tej książce. Istnieje bowiem, w szczególności na gruncie etyki chrześcijańskiej zrodzonej z Ewangelii, problem, który można określić jako "wprowadzenie miłości do miłości". Słowo "miłość" oznacza w pierwszym wypadku to, co jest treścią największego przykazania, w drugim zaś to wszystko, co na podłożu popędu seksualnego kształtuje się pomiędzy kobietą a mężczyzną. Idąc w przeciwnym kierunku można by powiedzieć, że istnieje problem sprowadzenia tej drugiej miłości do pierwszej, tj. tej, o której mówi Ewangelia.

 

Jest to problem otwarty. Podręczniki etyki i teologii moralnej ujmują te dwie miłości nieco rozdzielnie: o pierwszej mówią w traktacie na temat cnót teologicznych, gdyż miłość jest największą z tych cnót, o drugiej natomiast mówią przede wszystkim w ramach traktatu o kardynalnej cnocie wstrzemięźliwości, z nią bowiem łączy się czystość seksualna. W świadomości ludzkiej może powstać wskutek tego pewien hiatus, jakieś poczucie niesprowadzalności drugiej miłości do pierwszej, a w każdym razie - nieświadomość dróg, na jakich to może się urzeczywistnić. Równocześnie zaś obserwacja życia (a zwłaszcza doświadczenie duszpasterskie) dowodzi ogromnego zapotrzebowania na poznanie owych dróg. Nauka zaś moralna Ewangelii zdaje się stwarzać wyraźną ku temu inspirację. Ewangelię odczytują zarówno ludzie wierzący, jak niewierzący. Pierwsi odkrywają w przykazaniu miłości główne wiązanie całego porządku nadprzyrodzonego, ale i pierwsi, i drudzy zdolni są odkryć w nim afirmację, jakiegoś wielkiego ludzkiego dobra, które może i powinno być udziałem osób. W książce niniejszej raczej nawet na tym drugim kładziemy główny akcent.

 

Mniema się najczęściej, że problematyka "płci" to eo ipso nade wszystko problematyka "ciała". Stąd tendencja, aby głos w tej dziedzinie oddać prawie wyłącznie fizjologii i medycynie - psychologię dopuszcza się na drugim planie. Mniema się też, że nauki te same ˇz siebie wyłonią normy etyczne. Książka niniejsza ujmuje to zagadnienie z gruntu inaczej. Etyka seksualna jest domeną osoby. Niczego w niej nie sposób pojąć bez zrozumienia osoby, jej bytu, działania i uprawnień. Porządek osobowy jest jedyną płaszczyzną właściwą dla wszystkich rozważań w dziedzinie etyki seksualnej. Fizjologia czy medycyna mogą tylko uzupełnić te rozważania. Same z siebie nie stwarzają one pełnych podstaw do zrozumienia miłości i odpowiedzialności, a przecież o to właśnie chodzi we wzajemnym odniesieniu osób różnej płci.

 

Dlatego też całokształt rozważań, które mają być zawarte w tej książce, posiada charakter personalistyczny. Szczegóły fizjologiczne i medyczne znajdą miejsce w przypisach1 . Przy okazji bardzo dziękuję tym Osobom, które ułatwiły mi zestawianie owych szczegółów, jako też skompletowanie i przejrzenie pewnej ilości pozycji bibliograficznych.

 

Autor

 

PRZYPISY:

 

1.      [«]  Autor wprowadził je - pomimo tej zapowiedzi - w tekst główny posługując się nawiasami. Poza tym "niektóre uwagi na temat stosunku seksuologii do etyki" zarysowane zostały w rozdziale V tego wydania jako "spojrzenie uzupełniające".

 

 

Książka pt. Miłość i odpowiedzialność, która po raz pierwszy ukazała się w 1960 r. staraniem Towarzystwa Naukowego KUL, wychodzi niniejszym po raz drugi staraniem wydawnictwa "Znak". Tematem książki są zagadnienia etyki seksualnej - stąd jest ona zaadresowana do wszystkich, których te zagadnienia interesują bądź w sposób teoretyczny, bądź też praktyczny. Na początku drugiego wydania, podobnie jak i na początku pierwszego, należy się kilka wyjaśnień dotyczących genezy książki, a także jej koncepcji i budowy. Wypada też zaraz powiedzieć, że książka zawdzięcza swoje powstanie wielu współ-autorom. Jedni z nich są świadomie wspierali autora w pisaniu książki, pomagając mu przy tym w różny sposób - pragnę Im za to serdecznie podziękować, inni przyczynili się do jej powstania w sposób nieświadomy, dostarczając bodźców do jej napisania. Ale to już wiąże się z problemem genezy książki.

Miłość i odpowiedzialność powstała w oparciu o dwa źródła, które równolegle dostarczały do niej elementów. Aby zrozumieć te źródła oraz cały mechanizm ich współdziałania, trzeba wziąć pod uwagą fakt, że autor książki jest duchownym. Duchownym zaś dosyć często odmawia ˇsię kompetencji, gdy chodzi o zabieranie głosu na tematy seksualne - właśnie dlatego, że osobiście nie stykają się z nimi w taki sposób jak ludzie świeccy żyjący w małżeństwie, że nie mają w tej dziedzinie osobistego doświadczenia. Z uwagi na to trzeba podkreślić, że jednym z dwu źródeł książki niniejszej jest właśnie doświadczenie. Jest to doświadczenie pośrednie, jakie dostarcza praca duszpasterska. Stawia ona duchownego tak często i w tylu różnorodnych momentach czy sytuacjach oko w oko z problematyką seksualną, że tworzy się z tego doświadczenie zupełnie swoiste. Zgoda na to, że nie jest ono osobiste, ale "cudze", równocześnie jednak jest szersze, aniżeli jakiekolwiek doświadczenie li tylko osobiste. Trzeba też zaraz dodać, że jest ono inne niż specjalistyczne doświadczanie tych osób, które - jak np. lekarze - z problematyką seksualną spotykają się również na szerokim odcinku różnorodnych faktów. Inny jest kąt widzenia specyfikujący to doświadczenie.

Funkcja doświadczenia - jeśli chodzi o genezą książki - nie jest zresztą wyłączna i jedyna. Właśnie z uwagi na stan autora działało oprócz doświadczenia, a nawet poniekąd poprzez doświadczenie duszpasterskie, drugie źródło. Tym źródłem nadrzędnym jest Ewangelia, a na jej przedłużeniu - nauka Kościoła. Źródło to pracowało na rzecz przemyśleń, podczas gdy doświadczenie dostarczało faktów do konfrontacji z doktryną. Ewangelia zawiera niewiele stosunkowo tekstów, które mówią wprost o etyce seksualnej i małżeńskiej: Mt 5,27.28; Mt 19,1-13; Mk 10,1-12; Łk 20,27-35 i J 8,1-11; 1 Kor 7 (w całości); Ef 5,22-33, nie wspominając o bardzo ważnych tekstach w Starym Testamencie, zwłaszcza w Księdze Rodzaju. Wszystkie wymienione fragmenty tkwią organicznie w całokształcie Ewangelii i muszą być odczytywane w tym całokształcie jako w swoim istotnym kontekście. Odczytywane w ten sposób dają one asumpt do refleksji o charakterze filozoficznym. Wiadomo przecież, że w oparciu o Objawienie powstała nie tylko teologia, która posługiwała się filozofią jako narzędziem spekulacji myślowej. Objawienie dostarczyło takie potężnych impulsów dla filozofii - wystarczy wymienić choćby koncepcją bytu wypracowaną przez św. Tomasza. Otóż zdaje się, że w podobny nieco sposób Ewangelia dostarcza impulsu do filozoficznego przemyślenia problematyki seksualnej.

Jest to problematyka z dziedziny moralności, tak bowiem zarysowuje się w Ewangelii i nauce Kościoła. I dlatego jej filozoficzne przemyślenie musi przybrać charakter pewnego studium z etyki (czy też "studium etycznego" - jak określono w podtytule). Aspekt moralności jest zresztą w całej problematyce seksualnej najistotniejszy, jak na to wskazuje pośrednio nawet i seksuologia. Moralność to osobna dziedzina ludzkiej egzystencji, a zwłaszcza ludzkiego działania, związana ze świadomością i wolną wolą. Czyny ludzkie w oparciu o świadomość i wolną wolę posiadają wartość moralną, są moralnie dobre lub złe. Etyka, jako osobna sfera myślenia filozoficznego, opiera się na fakcie moralności, by szukać nade wszystko uzasadnień dla dobra i zła moralnego. Nie poprzestaje na samym podaniu norm, które kierują ludzką moralnością, ale stara się wniknąć głębiej i wyjaśnić, dlaczego czyny ludzkie stosując się do tych norm są moralnie dobre, w przeciwnym zaś razie - złe. W naszym wypadku jedno z wymienionych źródeł, mianowicie doświadczenie, przybliża do faktów z zakresu żywej moralności seksualnej czy małżeńskiej, Drugie zaś źródło, tj. Ewangelia, nie tylko dostarcza gotowych norm, reguł postępowania w dziedzinie moralności seksualnej i małżeńskiej, ale także pomaga nam wydatnie w odszukaniu właściwych uzasadnień dla tych norm. I dzięki temu umożliwia refleksję filozoficzną - czyli w naszym wypadku właśnie etyczną - nad całokształtem problematyki seksualnej. W ten sposób uprawniony jest podtytuł książki, który brzmi "studium etyczne".

Refleksja oparta o wymienione źródła prowadzi do personalistycznego ujmowania problematyki seksualno-małżeńskiej, co merytorycznie biorąc wyznacza główną koncepcję książki Uwydatnia się to już w samym jej planie; gdzie rozdział I nosi tytuł: Osoba a popęd, rozdział II: Osoba a miłość, III - Osoba a czystość. Rozdział IV, Sprawiedliwość względem Stwórcy, traktuje może najbardziej ze wszystkich o religijnych założeniach i konsekwencjach personalizmu na odcinku etyki seksualnej, rozdział zaś V stanowi już tylko (bardzo zresztą niekompletną) próbę konfrontacji tego stanowiska w etyce z tezami i wskazaniami seksuologii biologicznej oraz medycznej. Trzeba przyznać, że biologia oraz medycyna zajmują w całokształcie książki o wiele mniej miejsca niż psychologia - to także jedna z konsekwencji przyjętej w książce koncepcji personalistycznej: Osoba charakteryzuje się przede wszystkim przez swoją "psyche", i to nawet w dziedzinie seksualnej. Nb. owa psychologia w książce posiada charakter filozoficzny, przy czym bardzo często próbujemy iść drogą analizy fenomenologicznej.

Trudno odpowiadać już we wstępie na pytanie: "Czy książka jest praktyczna i «życiowa»"? Odpowiedź na nie jest ważna z uwagi na adresatów książki. Otóż tak jak i w pierwszym wydaniu - w stosunku do którego wydanie niniejsze jest nieco przerobione - pragnę podkreślić, że książka nie sili się nigdzie na podawanie jakichś gotowych recept czy też drobiazgowych przepisów postępowania. Nie jest kazuistyczna, stara się raczej o stworzenie całościowej wizji zagadnienia niż o szczegółowe rozwiązania - te ostatnie bowiem zawsze w jakiś sposób mieszczą się w owej wizji całościowej Wskazuje na to chyba sam tytuł Miłość odpowiedzialność. Równocześnie, przy takim charakterze, książka liczy na dalsze współ-autorstwo: liczy na to, że będą ją niejako w dalszym ciągu tworzyć ci, którzy do końca - i w teorii, i w praktyce - przemyślą czy przeprowadzą jej główne sformułowania.

Autor

 

    * Osoba jako podmiot i przedmiot działania

    * Pierwsze znaczenie słowa "używać"

    * Miłość jako przeciwieństwo "używania"

    * Drugie znaczenie słowa "używać"

    * Krytyka utylitaryzmu

    * Przykazanie miłości a norma personalistyczna

 

Osoba jako podmiot i przedmiot działania

Świat, w którym żyjemy, składa się z wielu przedmiotów. Wyraz "przedmiot" oznacza w tym wypadku mniej więcej tyle, co "byt". Nie jest to właściwe znaczenie tego wyrazu, właściwie bowiem "przedmiot" oznacza to, co znajduje się w stosunku do jakiegoś "podmiotu". Podmiot to również byt, byt, który w jakiś sposób istnieje i działa. Można więc z kolei powiedzieć, że świat, w którym żyjemy, składa się z wielu podmiotów. O podmiotach wypadałoby nawet mówić wcześniej niż o przedmiotach. Jeśli tutaj porządek ów został odwrócony, to stało się tak w tym celu, aby od pierwszych słów zaakcentować w tej książce obiektywizm, a wraz z nim realizm. Kiedy bowiem zaczynamy od podmiotu, a w szczególności od tego podmiotu, którym jest człowiek, wówczas łatwo potraktować wszystko inne, co znajduje się poza podmiotem, czyli cały świat przedmiotów, w sposób tylko podmiotowy, subiektywny, tzn. o tyle, o ile świat ów dochodzi do świadomości podmiotu, w niej żyje i w niej się osadza. Trzeba więc od początku jasno zdać sobie sprawą z tego, że każdy podmiot jest równocześnie przedmiotowym bytem, że jest przedmiotowym czymś lub kimś4 .

 

Człowiek jest przedmiotowo "kimś" - i to go wyodrębnia wśród reszty bytów widzialnego świata, które przedmiotowo są zawsze tylko "czymś". To proste, elementarne rozróżnienie kryje w sobie głęboką przepaść, jaka dzieli świat osób od świata rzeczy. Przedmiotowy świat, do którego należymy, składa się z osób i rzeczy. Za rzecz przywykliśmy uważać byt, który nie tylko jest pozbawiony rozumu, ale ponadto jeszcze jest pozbawiony życia; rzecz to przedmiot martwy. Zawahamy się, gdy przyjdzie nam nazwać rzeczą zwierzę czy nawet roślinę. Niemniej jednak nikt nie mówi z przekonaniem o osobie zwierzęcej. Mówi się natomiast o osobnikach zwierzęcych, uważając je po prostu za jednostki danego gatunku zwierzęcego. I takie określenie nam wystarcza. Nie wystarcza natomiast wyrażać się o człowieku jako o osobniku gatunku Homo sapiens. Wyraz "osoba" został ukuty w tym celu, aby zaznaczyć, iż człowiek nie pozwala się bez reszty sprowadzić do tego, co się mieści w pojęciu "jednostka gatunku", ale ma w sobie coś więcej, jakąś szczególną pełnię i doskonałość bytowania, dla uwydatnienia której trzeba koniecznie użyć słowa "osoba".

 

Najbliższą i najwłaściwszą tego racją jest fakt, że człowiek posiada rozum, że jest bytem rozumnym, czego nie sposób stwierdzić o żadnym innym bycie widzialnego świata, u żadnego bowiem nie natrafiamy na ślady myślenia pojęciowego. Stąd też poszła owa znana definicja Boecjusza, wedle której osoba to po prostu tyle, co jednostka natury rozumnej (individua substantia rationalis naturae). To wyróżnia osobę w całym świecie przedmiotowych bytów, to stanowi o jej odrębności.

 

Ten fakt, że osoba jest jednostką natury rozumnej - czyli jednostką, do której natury należy rozum - sprawia, że osoba jest równocześnie wśród całego świata bytów jedynym w swoim rodzaju podmiotem, podmiotem zupełnie różnym od tych, jakimi są np. zwierzęta - byty pod względem swego cielesnego ustroju stosunkowo najbardziej podobne do człowieka - zwłaszcza niektóre z nich. Wyrażając się nieco obrazowo, trzeba powiedzieć, że osoba jako podmiot różni się od najdoskonalszych nawet zwierząt swoim wnętrzem oraz swoistym życiem, które w nim się koncentruje, czyli życiem wewnętrznym. U zwierząt nie można o nim mówić, jakkolwiek wewnątrz ich organizmu zachodzą podobne jak u człowieka procesy bio-fizjologiczne związane z podobnym - mniej lub bardziej - do ludzkiego ustrojem. Na podłożu tego ustroju rozwija się w nich - znów mniej lub bardziej - bogate życie zmysłowe, którego funkcje wykraczają daleko poza elementarną, roślinną wegetację, a przypominają czasem aż do złudzenia typowe funkcje życia ludzkiego: poznanie oraz pożądanie lub nieco szerzej nazywając tę drugą funkcję - dążenie.

 

U człowieka poznanie i pożądanie przybierają charakter duchowy i dlatego przyczyniają się do ukształtowania prawdziwego życia wewnętrznego, co u zwierząt nie zachodzi. Życie wewnętrzne to życie duchowe. Koncentruje się ono wokół prawdy i dobra. Wchodzi w nie zaś całe mnóstwo problemów, z których najbardziej centralne wydają się te dwa: jaka jest ostateczna przyczyna wszystkiego oraz jak być dobrym i posiąść pełnię dobra. Pierwszy z tych centralnych problemów życia wewnętrznego człowieka angażuje bardziej poznanie, drugi zaś - pożądanie czy raczej dążenie. Obie te funkcje wydają się zresztą czymś więcej niż funkcjami, są raczej jakimiś naturalnymi orientacjami całego człowieka-bytu. Jest rzeczą znamienną, że właśnie przez swoje wnętrze i życie wewnętrzne człowiek nie tylko jest osobą, ale równocześnie najbardziej poprzez nie tkwi w świecie przedmiotowym, w świecie "zewnętrznym", tkwi w nim w sposób dla siebie właściwy i znamienny. Osoba jest to taki byt przedmiotowy, który jako określony podmiot najściślej, kontaktuje się całym światem (zewnętrznym) i najgruntowniej w nim tkwi właśnie przez swoje wnętrze i życie wewnętrzne. Kontaktuje się w ten sposób - trzeba dodać - nie tylko ze światem widzialnym, ale również niewidzialnym, a przede wszystkim z Bogiem. I to jest dalszy symptom odrębności osoby w widzialnym świecie.

 

Kontakt osoby z obiektywnym światem, z rzeczywistością, jest nie tylko "przyrodniczy", fizyczny, jak to ma miejsce u wszystkich innych tworów przyrody, ani też zmysłowy, tak jak u zwierząt. Osoba ludzka jako wyraźnie określony podmiot nawiązuje kontakt z resztą bytów właśnie przez swoje wnętrze, a cały kontakt "przyrodniczy", który przysługuje jej również - posiada bowiem ciało i nawet poniekąd "jest ciałem" - oraz kontakt zmysłowy, na podobieństwo zwierząt, nie stanowią charakterystycznych dla niej dróg łączności ze światem. Łączność osoby ludzkiej ze światem zaczyna się wprawdzie na gruncie "przyrodniczym" i zmysłowym, ale kształtuje się w sposób człowiekowi właściwy dopiero w orbicie życia wewnętrznego. Tutaj też zarysowuje się moment znamienny dla osoby: człowiek nie tylko przejmuje treści docierające doń z zewnętrznego świata i reaguje na nie w sposób spontaniczny czy nawet wręcz mechaniczny, ale w całym swoim stosunku do tego świata, do rzeczywistości, usiłuje zaznaczyć siebie, swoje "ja" - i musi tak postępować, gdyż natura jego bytu tego się domaga. Człowiek ma z gruntu inną naturę niż zwierzęta. Zawiera się w niej władza samostanowienia opartego na refleksji i przejawiającego się w tym, że człowiek działając wybiera to, co chce uczynić5 . Władza ta nazywa się wolną wolą.

 

Dzięki temu, że człowiek - osoba - posiada wolną wolę, jest też panem siebie samego, o czym mówi łaciński zwrot stwierdzający, że osoba jest sui iuris. W ścisłym powiązaniu z tym charakterystycznym rysem osoby pozostaje druga jej znamienna właściwość. Łacina filozofów ujmowała ją w stwierdzeniu, że osoba jest alteri incommunicabilis - nieprzekazywalna, nieodstępna. Nie chodzi w tym przypadku o zaznaczenie, że osoba jest zawsze jakimś bytem jedynym i niepowtarzalnym, to bowiem można twierdzić również o każdym innym bycie: o zwierzęciu, roślinie czy kamieniu. Owa nieprzekazywalność czy też nieodstępność osoby jest najściślej związana z jej wnętrzem, ze samostanowieniem, z wolna wolą. Nikt inny nie może za mnie chcieć. Nikt nie może podstawić swojego aktu woli za mój. Zdarza się, że ktoś czasem bardzo chce, ażebym ja chciał tego, czego on chce. Wówczas najlepiej uwydatnia się owa nieprzekraczalna granica pomiędzy nim a mną, o której stanowi właśnie wolna wola. Ja mogą nie chcieć tego, czego on chce, abym ja chciał - i właśnie w tym jestem incommunicabilis. Jestem i powinienem być samodzielny w swoich poczynaniach. Na tym założeniu opiera się całe współżycie ludzkie; prawda o wychowaniu i o kulturze do niego się sprowadza.

 

Człowiek, bowiem nie tylko jest podmiotem działania, ale bywa również jego przedmiotem. Co krok zdarzają się takie czyny, które mają za przedmiot drugiego człowieka. W ramach tematu tej książki, którym jest moralność seksualna, o takich właśnie czynach wciąż będzie mowa. W obcowaniu osób różnej płci, a zwłaszcza we współżyciu seksualnym, wciąż kobieta jest przedmiotem jakiegoś działania mężczyzny, a mężczyzna przedmiotem działania kobiety. Dlatego też naprzód wypadało bodaj pokrótce zdać sobie sprawą z tego, kim jest ten, kto działa - podmiot, oraz ten, do kogo działanie się zwraca - przedmiot działania. Wiadomo już, że jest on osobą - zarówno podmiot, jak i przedmiot działania. Trzeba teraz dobrze rozważyć zasady, do których musi się stosować działanie człowieka, gdy jego przedmiotem jest druga osoba ludzka6 .

 

Pierwsze znaczenie słowa "używać"

W tym właśnie celu musimy gruntownie zanalizować słowo "używać". Oznacza ono pewną obiektywną postać działania. Używać to tyle, co posługiwać się jakimś przedmiotem działania jako środkiem do celu, do tego mianowicie, do którego dąży działający podmiot. Celem jest zawsze to, ze względu na co działamy. Cel też sugeruje istnienie środków (środkami nazywamy te przedmioty, na których ześrodkowuje się nasze działanie ze względu na cel, jaki zamierzamy osiągnąć). Z natury rzeczy środek jest więc podporządkowany celowi, a równocześnie jest on też w pewnym stopniu podporządkowany temu, kto działa. Nie może być inaczej, skoro ten, kto działa, posługuje się środkami do swego celu - samo wyrażenie sugeruje podrzędny i jakby "służebny" stosunek środka względem podmiotu działającego: środek służy i celowi, i podmiotowi.

 

Otóż zdaje się nie podlegać wątpliwości, że w takim stosunku do człowieka-osoby mogą i powinny pozostawać różnorodne rzeczy, jestestwa, będące tylko osobnikami, czyli jednostkami w swoim gatunku. Człowiek w swej różnorodnej działalności posługuje się całym światem stworzonym, wykorzystuje jego zasoby dla tych celów, które sam sobie stawia, bo tylko on je rozumie. Tego rodzaju ustosunkowanie się człowieka do przyrody martwej, której bogactwa tak wiele znaczą dla życia ekonomicznego, czy też do przyrody żywej, której energię i wartości człowiek przyswaja sobie, nie budzi zasadniczo wątpliwości. Wymaga się od rozumnej istoty ludzkiej jedynie tego, ażeby nie niszczyła i nie marnotrawiła tych dóbr naturalnych aby używała ich z takim umiarem, który człowiekowi samemu nie utrudni rozwoju osobowego, a społeczeństwom ludzkim zapewni sprawiedliwe i zgodne współistnienie. W szczególności, gdy chodzi o stosunek do zwierząt, istot obdarzonych czuciem, wrażliwych na ból, żąda się od człowieka, aby używanie tych istot nigdy nie było połączone z udręką czy torturą fizyczną7 .

 

Są to wszystko zasady proste i łatwo zrozumiale dla każdego normalnego człowieka. Problem zaczyna się wówczas, gdy chodzi o odniesienie do innego człowieka, do drugiej osoby ludzkiej. Czy wolno traktować tę osobę jako środek do celu i używać jej w takim charakterze? Problem postawiony w tym pytaniu posiada bardzo szeroki zasięg, rozciąga się na wiele dziedzin życia i współżycia ludzkiego. Weźmy dla przykładu takie wypadki, jak organizacja pracy w jakiejś fabryce czy stosunek dowódcy do żołnierza w armii, czy choćby stosunek rodziców do dziecka w rodzinie. Czy pracodawca nie posługuje się robotnikiem, a więc osobą ludzką, dla osiągnięcia tych celów, które sam sobie wybrał? Czy dowódca nie posługuje się podwładnymi żołnierzami dla przeprowadzenia pewnych, przez siebie zamierzonych i czasem sobie tylko wiadomych celów bojowych? Czy rodzice, którzy sami tylko rozumieją te cele, dla których wychowują swoje dzieci, nie traktują tych dzieci poniekąd jako środków do celu, skoro one same celów tych nie rozumieją ani też do nich świadomie nie dążą? A przecież zarówno robotnik, jak i żołnierz są dorosłymi ludźmi i pełnowartościowymi osobami, a dziecku - nawet jeszcze nienarodzonemu - nie sposób odmówić osobowości w najbardziej obiektywnym znaczeniu ontologicznym, chociaż prawdą jest, że wiele cech stanowiących o tej osobowości w znaczeniu psychologicznym i etycznym ma ono dopiero stopniowo nabyć.

 

Ten sam problem zarysuje się, w miarą jak zagłębimy się w analizę całego wzajemnego odniesienia kobieta-mężczyzna, które jest kanwą rozważań w zakresie etyki seksualnej8 . Będziemy ten problem odkrywać w różnych niejako warstwach naszej analizy. Czy kobieta nie stanowi dla mężczyzny we współżyciu seksualnym czegoś w rodzaju środka, który służy do osiągnięcia różnorodnych jego celów, tych właśnie, których realizacji szuka on we współżyciu seksualnym? Czy - podobnie - dla kobiety mężczyzna nie stanowi środka do osiągnięcia jej własnych celów?

 

Poprzestańmy na razie na postawieniu pytań, w których zawiera się bardzo istotny problem etyczny. Nie psychologiczny przede wszystkim, ale właśnie etyczny9 . Osoba bowiem nie powinna być dla drugiej osoby li tylko środkiem do celu10 . Jest to wykluczone z uwagi na samą naturę osoby, z uwagi na to, czym każda osoba po prostu jest. Jest ona przecież podmiotem myślącym i zdolnym do samostanowienia - te dwie przede wszystkim właściwości odnajdujemy we wnętrzu osoby. Wobec tego zaś każda osoba z natury swej jest zdolna do tego, aby sama określała swe cele. Gdy ktoś inny traktuje ją wyłącznie jako środek do celu, wówczas osoba zostaje pogwałcona w tym, co należy do samej jej istoty, a równocześnie stanowi jej naturalne uprawnienie. Rzecz jasna, że trzeba wymagać od osoby jako od jednostki myślącej, ażeby te cele były prawdziwie dobre, dążenie bowiem do celów złych jest przeciwne rozumnej naturze osoby11 . Tym się tłumaczy również sens wychowania, zarówno wychowywania dzieci, jak też w ogóle wzajemnego wychowywania się ludzi; chodzi właśnie o szukanie celów prawdziwych, czyli prawdziwych dóbr jako celów działania, oraz o znajdowanie i pokazywanie dróg do ich realizacji.

 

Ale w tej działalności wychowawczej, zwłaszcza gdy chodzi o wychowanie małych dzieci, nie wolno nigdy traktować osoby jako środka do celu. Zasada ta ma zasięg jak najbardziej powszechny; nikt nie może posługiwać się osobą jako środkiem do celu: ani żaden człowiek, ani nawet Bóg-Stwórca12 . Właśnie, że strony Boga jest to najzupełniej wykluczone, gdyż On, dając osobie naturę rozumną i wolną, przez samo to już zdecydował, że będzie ona sama sobie określała cele działania, a nie służyła jako narządzie cudzym celom. Skoro więc Bóg zamierza człowieka do jakichś celów skierować, to przede wszystkim daje mu te cele poznać, tak aby człowiek mógł je uczynić swoimi i samodzielnie do nich dążyć. W tym leży m.in. najgłębsza logika objawienia: Bóg daje człowiekowi poznać cel nadprzyrodzony, ale decyzja dążenia do tego celu, jego wybór, jest pozostawiony wolności człowieka. Dlatego też Bóg nie zbawia człowieka wbrew jego woli.

 

Ta elementarna prawda: osoba nie może być środkiem działania w odróżnieniu od wszystkich innych przedmiotów działania, które nie są osobami - jest więc wykładnikiem naturalnego porządku moralnego. Dzięki niej porządek ten nabiera właściwości personalistycznych: porządek natury, w ramach której mieszczą się również byty osobowe, musi posiadać takie właściwości. Może nie od rzeczy będzie dodać w tym miejscu, że przy końcu w. XVIII I. Kant sformułował tę elementarną zasadę porządku moralnego w następującym imperatywie: "Postępuj tak, aby osoba nigdy nie była tylko środkiem twego działania, ale zawsze celem". W świetle poprzednich wywodów zasada ta nie tyle winna być sformułowana w brzmieniu nadanym jej przez Kanta, ile raczej w brzmieniu następującym: "Ilekroć w twoim postępowaniu osoba jest przedmiotem działania, tylekroć pamiętaj, że nie możesz jej traktować tylko jako środka do celu, jako narzędzia, ale liczyć się z tym, że ona sama ma lub bodaj powinna mieć swój cel". Zasada ta w takim sformułowaniu stoi u podstaw wszelkiej właściwie pojętej wolności człowieka, a zwłaszcza wolności sumienia13 .

Miłość jako przeciwieństwo "używania"

Całe poprzednie rozważanie na temat pierwszego znaczenia słowa "używać" daje nam tylko rozwiązanie negatywne w problemie właściwego stosunku do osoby; nie może ona być ani wyłącznie, ani przede wszystkim przedmiotem używania z tej racji, że rola ślepego narzędzia czy też środka do celu zamierzonego przez inny podmiot sprzeciwia się jej naturze.

 

Gdy z kolei szukamy pozytywnego rozwiązania tego samego problemu, wówczas zarysowuje się - ale jakby w pierwszym tylko rzucie - miłość, jako jedyne wyraźne przeciwieństwo używania osoby w roli środka do celu czy narzędzia własnego działania. Wiadomo bowiem, że można dążyć do tego, ażeby druga osoba chciała tego samego dobra, którego ja chcę. Rzecz jasna, iż ten mój cel musi ona poznać i uznać za dobro, musi go uczynić również swoim celem. Wówczas pomiędzy mną a ową osobą rodzi się szczególna więź: więź wspólnego dobra i wspólnego celu, który nas łączy. Ta szczególna więź nie ogranicza się do tego tylko, że razem dążymy do wspólnego dobra, ale jednoczy "od wewnątrz" osoby działające - i wówczas stanowi ona istotny rdzeń wszelkiej miłości. W każdym razie żadna miłość między osobami nie da się pomyśleć bez jakiegoś wspólnego dobra, które je łączy14 . To właśnie dobro jest równocześnie celem, jaki obie te osoby wybierają. Świadomie wspólne wybieranie celu przez różne osoby sprawia, że stają one względem siebie na równi, a przez to samo wyklucza, aby któraś z nich podporządkowywała sobie inną. Obie natomiast (chociaż osób związanych wspólnym celem może być więcej niż dwie) są niejako równomiernie i równorzędnie podporządkowane owemu dobru, które stanowi wspólny cel. Kiedy patrzymy na człowieka, wówczas dostrzegamy u niego elementarną potrzebę dobra, naturalny pęd i dążność do niego; to jeszcze nie świadczy o zdolności miłowania. U zwierząt obserwujemy przejawy instynktu idące w analogicznym kierunku. Ale sam instynkt nie stanowi jeszcze o zdolności miłowania. W ludziach natomiast tkwi taka zdolność związana z wolną wolą. O zdolności miłowania stanowi to, że człowiek gotów jest świadomie szukać dobra z innymi lub podporządkować się temu dobru ze względu na innych lub innym ze względu to dobro. Miłość jest wyłącznym udziałem osób.

 

Miłość we wzajemnych stosunkach, pomiędzy ludźmi nie jest czymś gotowym. Jest ona naprzód zasadą czy też ideą, do której ludzie muszą niejako podciągnąć swe postępowanie, jeżeli chcą - czego chcieć powinni - uwolnić je od nastawienia użytkowego, czyli konsumpcyjnego (łac. consumere - zużywać) względem innych osób. Wróćmy na chwilę do przykładów wysuniętych poprzednio. W układzie pracodawca-pracownik tkwi poważne niebezpieczeństwo traktowania tego drugiego tylko jako środka; dowodzą tego różne wadliwe organizacje pracy. Jeśli jednak pracodawca i pracownik ułożą całe swoje współżycie tak, że będzie w nim wyraźnie widać wsp...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin