Por Casualidad Całość ;).pdf

(600 KB) Pobierz
220880993 UNPDF
.POR CASUALIDAD...
Autorka: Martynax_
Beta: MissMelody (roz. 1-8)
Beta: Madi_ (roz. 9-19)
Beta tymczasowa: Bella_Cullen9 (roz. 20-30)
ROZDZIAŁ PIERWSZY- KOREPETYCJE.
Bella:
Na pewno nie raz widzieliście w swojej szkole dziewczyny, które nie podążały
za modą, dla których liczyła się tylko nauka i dobro rodziny. Inaczej nazywane
cichymi, szarymi myszkami.
Właśnie taka byłam ja - Isabella Swan, ale zawsze wolałam być nazywana po
prostu Bellą. Byłam nic nieznaczącą siedemnastolatką, uczącą się w liceum w
Forks, małym miasteczku w stanie Waszyngton. Dom dzieliłam z tatą -
Charliem Swanem, miejscowym komendantem policji. Moja mama Renee
wyprowadziła się do Phoenix gdzie poznała Phila. Miałam możliwość
zamieszkania z nimi, ale zrezygnowałam. Nie chciałam zostawić Charliego
samego, nie dałby sobie rady.
Właśnie siedziałam na trygonometrii (ściślej mówiąc już nie, bo zadzwonił
dzwonek). Zebrałam swoje rzeczy z ławki i pobiegłam szybko na lunch.
Dziś był jeden z tych pechowych dni, kiedy wszystko leciało mi z rąk i
potrafiłam potknąć się na prostej drodze o własne nogi lub o nogi innych.
Właśnie przypadkiem nie zauważyłam stopy któregoś z uczniów i wleciałam na
jakiegoś chłopaka, w jego ręce był sok, który się wylał. Osobą, na którą
wpadłam był nie kto inny, jak gwiazda naszej szkoły, EDWARD CULLEN.
Byłam w nim zakochana odkąd go pierwszy raz zobaczyłam, czyli jakieś dwa
lata temu, kiedy zaczęłam uczęszczać do tego liceum. Niestety on nigdy nie
spojrzy na kogoś takiego, jak ja.
Spojrzałam w jego hipnotyzujące, zielone oczy i wymamrotałam cicho:
- Przepraszam...
On oczywiście był wściekły i wykrzyczał:
- Kurwa patrz jak chodzisz!
O tak, jeszcze tylko tego mi brakowało... musiałam się zaczerwienić. Jak ja
nienawidzę tych rumieńców!
- Przepraszam - ponownie bąknęłam pod nosem.
- Do kurwy, przestań przepraszać i spierdalaj !
Otworzyłam szeroko oczy bardzo zdziwiona, zebrałam rozsypane rzeczy z
podłogi i szybko pobiegłam do stołówki.
Ciągle czerwona zajęłam samotnie miejsce przy stole i zaczęłam jeść swój
lunch. Przed oczami miałam jego twarz. Bladą cera, piękne zielone oczy, pełne
usta i męskie linie szczęki. A jego ciało, dzieło sztuki, mimo że widziałam go
tylko w dżinsach i koszulce (nie żebym chciała to zmienić) to mogę stwierdzić,
że nago (na samą myśl o tym poczerwieniałam) wyglądał jak jeden z tych
perfekcyjnych, greckich posągów. Był moim młodym Bogiem... . Z rozmyślań
wyrwał mnie dzwonek oznaczający początek mojej ulubionej lekcji, czyli
biologi.
Weszłam do klasy i mój wzrok od razu padł na Edwarda, który obrzucił mnie
pogardliwym spojrzeniem. Usiadłam w swojej ławce i zaczęłam notować to, co
nauczyciel napisał na tablicy. Z zadaniami nie miałam żadnego problemu gdyż
z nudów w domu uzupełniałam tematy do przodu. Z tego też powodu lekcja
minęła szybko. Biologia była ostatnia w tym dniu, wiec gdy usłyszałam dźwięk
obwieszczający koniec zajęć na dziś, ucieszyłam się i w pośpiechu zaczęłam
pakować swoje rzeczy do plecaka. Nagle usłyszałam jak pan Banner mówi:
- Edwardzie, Bello, mogę was prosić?
Edward uniósł pytająco brew i podszedł do nauczyciela. Zdziwiona tym, o co
mogło chodzić uczyniłam to samo.
- Edwardzie jak wiesz masz duże problemy z biologią i sądzę, że przydałyby ci
się korepetycje - nauczyciel zerknął na mnie.
- No dobrze, ale co Swan ma z tym wspólnego? - warknął
- A więc panie Cullen, jeśli Bella się zgodzi, będzie Ci udzielać korepetycji.
Edward wybuchł głośnym pogardliwym śmiechem.
- Pan chyba sobie ze mnie jaja robi!
Nauczyciel zignorował tę wypowiedź i zwrócił się do mnie.
- Więc Bello co o tym sądzisz? - spojrzałam na chłopaka, a ten zgromił mnie
wzrokiem i pokiwał przecząco głową. Ha! ... nadszedł czas odwdzięczyć mu
się za to, że mnie tak dzisiaj potraktował!
- Oczywiście panie Banner, nie ma problemu - mówiąc to uśmiechnęłam się.
Usłyszałam jak Edward syknął i mruknął pod nosem ciche "zajebiście".
- Czyli ustalone. Uzgodnijcie pomiędzy sobą dni i godziny spotkań. Po czym
wyszedł z wielkim uśmiechem na ustach, a ja zostałam sama z Edwardem.
Obróciłam się do niego przodem, a on spojrzał mi w oczy od razu było widać,
jak bardzo był zły. Podszedł do mnie szybkim krokiem, aż ze strachu cofnęłam
się do tyłu. Był tak blisko. Czując jego zapach, zakręciło mi się w głowie.
Pochylił się i wysyczał :
- Po cholerę się zgodziłaś!
- Pan Banner mnie o to prosił - powiedziałam cicho.
- I ty musiałaś się oczywiście zgodzić?! - nie czekał na moją odpowiedź tylko
rzucił:
- Jutro u mnie, o 18! - i odszedł.
Poszłam na pieszo do domu.
Kiedy tylko do niego weszłam, od razu wzięłam się za odrabianie lekcji.
Później zaczęłam przygotowywanie obiadu. Gdy ustawiłam talerze na stole
akurat wrócił Charlie.
- Witaj Bells!
- Cześć tato!
Wymieniliśmy się uprzejmościami i usiedliśmy do stołu. Obiad zjedliśmy w
ciszy, po czym poszłam do mojego pokoju na piętrze. Był mały, ale przytulny.
Zerknęłam na zegarek i strasznie się zdziwiłam gdyż była już 18:30.
No cóż czas na kąpiel, a właściwie to prysznic - pomyślałam. Kiedy się już to
zrobiłam, umyłam i wysuszyłam włosy było wpół do ósmej. Poszłam do
Charliego i usiadłam w salonie na kanapie obok niego.
- Tato dziś pan Banner prosił mnie bym udzielała korepetycji Edwardowi
Cullenowi no i się zgodziłam. Jutro o osiemnastej mam być u niego - tata miał
zdziwioną minę, ale pokiwał twierdząco głową i powiedział:
- Dobrze Bello, jutro cię tam zawiozę, ale uważaj na niego.
- Obiecuję tato. Teraz idę spać, bo jestem zmęczona. Dobranoc.
- Kolorowych snów.
Poszłam na górę i od razu zasnęłam. Jak co noc śniło mi się to samo. Ja leżąca
na podłodze i Edward stojący nade mną i wyśmiewający się ze mnie.
Następny dzień minął mi bez żadnych rewelacji. Po lekcjach, zrobiłam to co
zwykle, poszłam do domu i odrobiłam lekcje. Kiedy skończyłam było już
trzydzieści minut po piątej. Szybko przebrałam się w moje "nieśmiertelne"
dżinsy i zielony sweter. Charlie przyjechał po mnie tak jak obiecał i zawiózł
mnie pod dom Cullenów. Była to wielka biała rezydencja z ogromnymi oknami
i pięknym ogrodem.
Niepewnie podeszłam do drzwi i nacisnęłam dzwonek. Drzwi otworzyły się po
chwili, a w drzwiach stała piękna kobieta z brązowymi włosami i ciepłym
uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry! Ty pewnie jesteś Bella Swan, mój syn mówił mi, że
przyjedziesz.
- Witam, tak zgadza się.
- Proszę wejdź - mówiąc to zrobiła mi miejsce w drzwiach i zaprosiła do
środka.
ROZDZIAŁ DRUGI
Bella :
Weszłam do wnętrza wielkiego domu. Oniemiałam. Wszystko było tu w
odcieniach bieli i beżu. Na wprost mnie znajdowały się duże, kręcone,
drewniane schody.
- Bello chodź za mną, zaprowadzę cię do pokoju Edwarda.
Ruszyłam za nią na górę. Gdy dotarłyśmy na piętro, pani Cullen zaprowadziła
mnie do drzwi na samym końcu długiego korytarza i zapukała cicho. Po chwili
usłyszałyśmy "proszę" i weszłyśmy do środka. Jego pokój był duży i
przestronny. Na prawo od wejścia znajdowała się duża szafka z wieżą stereo i
mnóstwem płyt. Na lewo stała czarna skórzana kanapa, obok niej biurko, na
którym leżał laptop. A na przeciwko mnie, na drewnianym, ogromnym łóżku-
On. Jego mama odezwała się jako pierwsza:
- No, to ja was zostawiam samych. Edwardzie pamiętaj, bądź miły - po czym
wyszła, zamykając za sobą drzwi. Stałam w progu i nie wiedziałam co zrobić.
- Będziesz tak stała jak kołek, czy może usiądziesz? - powiedział zirytowanym
głosem. Skierowałam się w stronę czarnej kanapy. On w tym czasie wstał z
łóżka i podszedł do biurka wyciągając książki i zeszyt od biologii. Zajął
miejsce tuż przy mnie, spojrzał na mnie, a po chwili ja na niego. Kiedy nasze
oczy się spotkały poczułam dziwne napięcie w powietrzu. Gapiliśmy się tak na
siebie jakieś kilkanaście sekund. Nagle Edward odchrząknął cicho, a ja
zaczerwieniłam się i spojrzałam na swoje dłonie.
- No więc może wreszcie zaczniemy? Bo nie chce mi się siedzieć przez
następną godzinę i patrzeć jak ty się rumienisz o byle gówno - no i
poczerwieniałam jeszcze bardziej, kąciki jego ust lekko, nieznacznie się
uniosły.
- Tak, jasne. Zaczynajmy.
Zaczęłam mu tłumaczyć rozdziały z książki, z którymi miał problem. Okazało
się, że jest bardzo pojętnym uczniem i szybko łapał o co chodzi. Czasem
całkiem przypadkowo stykaliśmy się rękoma, a wtedy przechodził mnie taki
dziwny prąd, Edward wtedy zawsze szybko zabierał dłoń.
Minęło jakieś czterdzieści minut od mojego przyjścia. Wreszcie poczułam
nieodpartą potrzebę.
- Przepraszam, Edwardzie, ale muszę skorzystać z toalety, mogę? - wywrócił
oczami.
- Boże, zawsze jesteś taka grzeczna?
- Tak mnie wychowano.
- Ok...ok. Od mojego pokoju pierwsze drzwi na lewo.
- Dzięki.
Skierowałam się w podanym kierunku do łazienki. Załatwiłam potrzebę i
wyszłam z pomieszczenia. Na korytarzu, spotkałam siostrę Edwarda - Alice
Cullen. Śliczna brunetka, bardzo niska, zawsze uśmiechnięta i optymistyczna,
trochę przypominała chochlika. Często obserwowałam ją w szkole, w końcu
rodzeństwo Cullen jest bardzo sławne. Podbiegła do mnie w podskokach i
rzuciła mi się na szyje, całując w oba policzki. Stałam jak sparaliżowana,
przecież zawsze traktowała mnie jak powietrze.
- Cześć jestem Alice - zapiszczała radośnie - siostra Eddiego.
- Tak wiem. Miło mi jestem Bella.
- Myślę, że zostaniemy najlepszymi przyjaciółkami - mówiąc to uśmiechnęła
się szeroko - A, i nie przejmuj się kąśliwymi uwagami mojego braciszka, ten
typ tak ma.
Zachichotałam cicho.
- Dzięki za radę Alice
- Nie ma za co. Jak nie będziesz już mogła z nim wytrzymać, to zapraszam do
siebie.
- Myślę, że już niedługo skorzystam.
Alice zaczęła chichotać. Jej śmiech przypominał dźwięk małych, brzęczących
dzwoneczków.
- Więc, jakby co to jest mój pokój - wskazała na drzwi na przeciwko
pomieszczenia, z którego właśnie wyszłam.
- Muszę iść, bo twój brat czeka.
- Dobrze, do zobaczenia później!
- Pa Alice!
Weszłam znów do pokoju Edwarda.
- Czego chciała moja siostra? - warknął.
- Niczego. Tylko się przywitała. A tak przy okazji, wydaje się być bardzo miła.
O wiele milsza od ciebie.
Ostatnie zdanie dodałam już ciszej.
- Słyszałem. - Powiedział o dziwo ze śmiechem, a ja, oczywiście, się
zaczerwieniłam.
- Chyba na dziś skończymy, bo jestem już zmęczona.
- Taaa .. jasne. Słuchaj, mam pytanie. Mogłabyś wpaść jeszcze jutro? Bo w
czwartek mamy sprawdzian z biologii, a ja kompletnie nic nie umiem. jeśli go
zawale to rodzice zabiorą mi samochód.
- Nie ma problemu.
- Dzięki.
Po chwili staliśmy już w jego drzwiach wyjściowych.
- Czym wracasz do domu? Robi się późno i ciemno, a masz dosyć daleko. -
mówiąc to przeczesał ręką swoje włosy, które i tak już były w cudownym
nieładzie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin