Zecharia Sitchin - 12 Planeta.pdf

(1958 KB) Pobierz
Dwunasta
UWAGA WERSJA BETA2 bez grafiki  – LEPSZEJ JUŻ NIE BĘDZIE (TROCHE MI SIĘ NIE CHCE)
 
WERSJA Z GRAFIKAMI WAZY 62Mb   I LEŻY NA MOIM HDD, MOGĄ POJAWIĆ SIĘ BLEDY 
ALE NIE MAM SIL NA ICH POPRAWIANIE, TO 197STRON !!!
Paradoksem historii jest fakt, że im bardziej oddalamy się w czasie 
od zamierzchłych epok, tym więcej o nich wiemy.
Dwieście   lat   temu,   gdy   Europa   odkrywała   Egipt,   nikt   nie 
przypuszczał,  że   przed   tą  najstarszą,   jak   sądzono,   cywilizacją 
istniała   kultura   wyższa,   wszechstronniejsza:   kultura   Sumera, 
którego instytucje społeczne okazały się duchowo znacznie bliższe 
Europie niż kultura Egiptu.
Do niedawna sądzono, że  Homo sapiens  wyszedł z laboratorium 
ewolucji 40 000 lat temu. Dziś wiemy, że co najmniej  250 000 lat 
przed   nami  żyli   na   Ziemi   ludzie   wyglądający   jak     my.   Ich 
pojawienie się po dziś dzień spowija mgła tajemnicy.  I Wieloletnie 
studia   genialnego   amerykańskiego   orientalisty     zaowocowały 
pasjonującą  choć  kontrowersyjną  książką.   Badania   cywilizacji 
Sumera   i   wszechstronna   analiza   zabytków     piśmiennictwa 
najstarszych   kultur   Bliskiego   Wschodu   skłoniły   autora   do 
wysunięcia  śmiałej   hipotezy,  że   powstanie   i     rozwój   człowieka 
byłyby   niemożliwe   bez   interwencji   istot     wyższych.   Bogowie 
starożytności,   przez   jahwistycznych     i,   kompilatorów   a   później 
chrześcijańskich redaktorów Biblii   i skazani na. niebyt, nie tylko 
istnieją:   to   właśnie   oni   umożliwili     Ludziom   wyjście   ze   stanu 
dzikości.
Dwunasta   Planeta   może   drażnić  osoby   wyznające   tradycyjny 
pogląd,  że   we   Wszechświecie   prócz   Stwórcy   istnieje     tylko 
człowiek.   Książka   ta   zgorszy   również  wyznawców     darwinizmu, 
teorii pokutującej w szkołach i encyklopediach.
Dwunasta   planeta   Układu   Słonecznego,   Marduk,   co   3600     lat 
zbliża   się  do   Ziemi,   przelatując   między   Marsem   a   Jowiszem, 
»badając   ukrytą  wiedzę  [...],   widząc   wszystkie   sfery     I 
Wszechświata". Bo Marduk:
Zecharia Sitchin
Dwunasta 
Planeta
księga pierwsza kronik Ziemi
„Ponad wodami zakreślił orbitę;  Gdzie światło i 
ciemność się łączą.  Tam są najdalsze jego 
granice".
Tłumaczył 
 Marcin Pisarski
Czy   więc   co   3600   lat   możemy   oczekiwać  wizyt   biblijnych 
Nefilim,  „ludzi ognistych rakiet", naszych prawdziwych  ` stwórców 
i twórców ziemskiej cywilizacji?
Tytel oryginale:  The 12th Planet
Projekt okladki:  Studio Grafiki Komputerowej Wydawnictwa 
Prokop
Copyright © 1976 by Zecharia 
Sitchin
OD AUTORA
Copyright © for the Poliste edition by Wydawnictwo Prokop, 
Warszawa 1996
Głównym źródłem biblijnych wersetów cytowanych   w Dwunastej Planecie  
jest oryginalny, hebrajski tekst Starego Testamentu. Należy sobie uświadomić, 
że   wszystkie   brane   pod   uwagę  tłumaczenia   ­   najważniejsze   z   nich 
wyszczególniam na końcu książki ­ są tylko tłumaczeniami lub interpretacjami. 
W analizie końcowej tym, co się liczy, jest oryginalny przekaz hebrajski.
W   ostatecznej   wersji,   przedstawionej   w   Dwunastej   Planecie,   porównałem 
dostępne tłumaczenia  i skonfrontowałem  je ze  źródłem  hebrajskim, a także  z 
odpowiadającymi   mu   sumeryjskimi   i   akadyjskimi   tekstami­opowieściami. 
Uważam, że doszedłem w ten sposób do najwierniejszego przekładu.
Interpretacja   sumeryjskich,   asyryjskich,   babilońskich   i   hetyckich   tekstów 
zaangażowała wielu uczonych na okres dłuższy niż stulecie. Po odcyfrowaniu 
pisma   i   języka   pojawiła   się  kwestia   transkrypcji,   transliteracji,   a   w   końcu 
tłumaczenia.   Możliwość  wyboru   między   różniącymi   się  tłumaczeniami   lub 
interpretacjami   często   warunkowana   była   sprawdzeniem   znacznie 
wcześniejszych   transkrypcji   i   transliteracji.   W   innych   przypadkach  świeże 
spojrzenie   wpółczesnego   uczonego   mogło   rzucić  nowe  światło   na   któryś  ze 
wczesnych przekładów.
Wykaz   bliskowschodnich   tekstów  źródłowych   zamieszczony   na   końcu 
książki   obejmuje   zatem   materiały   od   najdawniejszych   do   najnowszych   i 
poprzedza publikacje naukowe, które wniosły cenny wkład do zrozumienia tych 
tekstów.
ISBN   83­86096­21­7 
Wydanie   I,   nakład   I, 
Warszawa 1996
Z. Sitchin
PROLOG:  GENESIS
stworzony   za   jednym   zamachem   przez   Bóstwo,   które   z   premedytacją 
oznajmiło: „Uczyńmy człowieka na obraz nasz, podobnego do nas".  Wszystkie 
starożytne ludy wierzyły w bogów, którzy zstąpili na ziemię   z nieba i którzy 
mogli   się  wedle   własnej   woli   wznosić  w   sfery   niebieskie.     Lecz   tym 
opowieściom, napiętnowanym przez uczonych od samego  początku jako mity, 
nigdy nie dawano wiary.
Piśmiennictwo   starożytnego   Bliskiego   Wschodu,   obfitujące   w   traktaty 
astronomiczne, wyraźnie zaświadcza o pewnej planecie, z której  ci astronauci 
czy   „bogowie"   przybyli.   Jednakże   sto   pięćdziesiąt   lat     temu,   kiedy   uczeni 
odszyfrowali   i   przetłumaczyli   starożytny   wykaz   ciał     niebieskich,   nasi 
astronomowie   nie   uświadamiali  sobie  jeszcze  istnienia    Plutona  (który   został 
zaledwie   zlokalizowany   w   roku   1930).   Jak   zatem     można   było   od   nich 
oczekiwać,  że   przyjmą świadectwo   o   jeszcze   jednej     planecie   w   Układzie 
Słonecznym?   Wiemy   już  teraz,   jak   starożytni,     o   planetach   za   Saturnem, 
dlaczego więc nie uznać tego dawnego  przekazu o istnieniu dwunastej planety?
Skoro   sami   odważamy   się  penetrować  Kosmos,  świeże   spojrzenie     i 
zaakceptowanie  starożytnych  pism jest jak najbardziej  na czasie.    Teraz,  gdy 
kosmonauci wylądowali na Księżycu, a bezzałogowe statki   kosmiczne badają 
inne   ciała   niebieskie,   nie   wydaje   się  już  nieprawdopodobne,  że   kiedyś  jakaś 
cywilizacja   istniejąca   na   innej   planecie   była     zdolna   do   wysłania   na   Ziemię 
swoich astronautów.
Kilku popularnych pisarzy stworzyło teorię, że starożytne wytwory   sztuki, 
takie jak piramidy i olbrzymie kamienne rzeźby, są dziełem  zaawansowanych 
technicznie przybyszy z innej planety, gdyż prymitywni ludzie z pewnością nie 
mogli opanować własnymi siłami wymaganej technologii. Jak to możliwe ­ by 
powołać się na inny przykład  ­ żeby cywilizacja Sumeru ukazała się w pełnym 
rozkwicie   tak   nagle,     prawie   sześć  tysięcy   lat   temu,   nie   mając  żadnego 
prekursora? Ponieważ  ci pisarze zwykle jednak nie troszczą się o wykazanie k i 
e d y, j a k,  a nade wszystko s k ą d przybyli takowi dawni astronauci ­ ich in­
trygujące sugestie pozostają w sferze niejasnych domysłów.
Badania starożytnych źródeł zajęły mi trzydzieści lat, by doprowadzić mnie 
do   pełnego   ich   zaakceptowania   i   odtworzenia   spójnego     i   możliwego   do 
przyjęcia scenariusza prehistorycznych wydarzeń.  Dwunasta Planeta  jest zatem 
próbą zaspokojenia ciekawości czytelnika,  opowieścią udzielającą odpowiedzi 
na   te   szczególne   pytania:   kiedy,     jak,   dlaczego   i   skąd.   Materiał   dowodowy, 
jakiego dostarczam, składa  się głównie ze starożytnych tekstów i samych rycin.
W   Dwunastej   Planecie   usiłuję  rozszyfrować  wyrafinowaną  kosmogonię, 
wyjaśniającą, być może nie gorzej od współczesnych teorii
Stary   Testament   wypełniał   moje  życie   od   dzieciństwa.   Kiedy   prawie 
pięćdziesiąt   lat   temu   ziarno   tej   książki   zostało   zasiane,   byłem   zupełnie 
nieświadomy   zażartych   dyskusji   między   ewolucjonistami   a   kreacjonistami. 
Sam   jednak,   jako   młody   uczeń  studiujący   Genesis   w   oryginale     hebrajskim, 
wywołałem polemikę. Pewnego dnia czytaliśmy w rozdziale 6, że kiedy Bóg 
postanowił zniszczyć ludzkość potopem, „synowie boży", którzy wzięli za żony 
córki ludzkie, przebywali na ziemi.   Oryginał hebrajski nazywał ich   Nefilim;  
nauczyciel wyjaśnił, że to  znaczyło „olbrzymy", ale ja się sprzeciwiłem: czy to 
nie  znaczy  dosłownie „ci,  którzy  zostali zrzuceni",  którzy  zstąpili na  ziemię. 
Otrzymałem reprymendę oraz polecenie, żebym przyjął tradycyjną wykładnię.
W następnych latach, kiedy przyswoiłem sobie języki, historię i archeologię 
starożytnego   Bliskiego   Wschodu,   Nefilim   stali   się  moją  obsesją. 
Archeologiczne   odkrycia   oraz   odszyfrowanie   sumeryjskich,   babilońskich, 
asyryjskich,  hetyckich,  kanaanejskich  i innych  starożytnych    tekstów, jak też 
lektura epickich opowieści, w coraz większym stopniu   potwierdzały ścisłość 
biblijnych  odniesień do  królestw,   miast,  władców,     miejsc,  świątyń,  szlaków 
handlowych, wytworów sztuki, narzędzi  i zwyczajów starożytności. Czy zatem 
nie nadszedł już czas, by przyjąć  słowo tych dawnych zapisów, nieodmiennie 
traktujących  Nefilim  jako  przybyszy z nieba.
Stary Testament  powtarza  raz  za  razem:  „Jahwe,  którego  tron   w niebie", 
„Pan spogląda z niebios na ludzi". Nowy Testament mówi   o „naszym Ojcu, 
który jest w niebie". Jednakże wiarygodność Biblii   została podważona przez 
rozwinięcie i generalną akceptację teorii  ewolucji. Jeżeli człowiek ewoluował, 
to z pewnością nie mógł być
6
naukowych, jak mógł być stworzony Układ Słoneczny, jak inwazyjna planeta 
mogła   zostać  schwytana   w   orbitę  Słońca   i   jak   mogły   powstać  inne   części 
Układu Słonecznego.
Dowody,   jakie   przedstawiam,   zawierają  mapy   nieba   dotyczące   lotów 
kosmicznych na Ziemię z owej dwunastej planety. Potem, stopniowo, następuje 
dramatyczne osadnictwo  Nefilim  na Ziemi: ich przywódcy zostali nazwani; ich 
stosunki,   miłości,   zazdrości,   walki   i   osiągnięcia   opisane;   natura   ich 
„niemoralności" wyjaśniona.
Nade   wszystko   Dwunasta   Planeta   ma   na   celu   prześledzenie   znaczących 
wydarzeń,   prowadzących   do   stworzenia   człowieka   oraz   specjalistycznych 
metod, jakimi zostało to dokonane.
Poza   tym   wprowadza   w   zawikłane   stosunki   między   człowiekiem   a   jego 
panami i rzuca nowe światło na znaczenie wypadków w rajskim ogrodzie, na 
wieżę  Babel   i   potop.   Ostatecznie,   człowiek   ­   wyposażony   przez   swoich 
stworzycieli biologicznie i materialnie ­ wyrzuca bogów z Ziemi.
Książka  ta sugeruje, że nie jesteśmy sami w Układzie  Słonecznym.  Może 
jednak raczej zwiększyć, niż zmniejszyć wiarę w uniwersalną wszechmoc. Bo 
jeśli   Nefilim   ukształtowali   człowieka   na   Ziemi,   to   mogli   tylko   wypełniać 
ogólniejszy plan Mistrza.
1. POCZĄTEK BEZ KOŃCA
Z dowodów, jakie zebraliśmy na poparcie naszych wniosków, argumentem 
koronnym jest sam człowiek. Pod wieloma względami człowiek współczesny  ­  
Homo .sapiens  ­ jest kimś obcym na Ziemi.
Od czasu, gdy Karol Darwin wstrząsnął światem nauki i teologii swej epoki, 
życie na Ziemi zostało prześledzone  ­ począwszy  od człowieka i naczelnych, 
ssaków i kręgowców,  poprzez coraz  niższe formy ewolucyjne ­ wstecz aż do 
punktu, w którym, jak się przypuszcza, miliardy lat temu życie powstało.
Lecz gdy uczeni dotarli do progu tych początków i wszczęli rozważania nad 
prawdopodobieństwem zaistnienia życia gdzieś indziej w Układzie Słonecznym 
i poza nim, poczuli się zbici z tropu w swych badaniach życia na Ziemi: w jakiś 
sposób   ono   tu   nie   pasuje.   Jeśli  życie   powstało   w   wyniku   kombinacji 
spontanicznych reakcji chemicznych, to dlaczego ma tylko jeden początek, a nie 
bezlik przypadkowych źródeł? I dlaczego wszelka materia ożywiona na Ziemi 
zawiera  zbyt mało pierwiastków  chemicznych  występujących  tu obficie,  zbyt 
wiele zaś tych, które są rzadkie na naszej planecie?
A zatem, czy życie zostało na Ziemię importowane?
Miejsce   człowieka   w   łańcuchu   ewolucji   pozostaje   zagadką.   Znajdując 
potrzaskaną czaszkę tu, szczękę tam, uczeni wierzyli z początku, że człowiek 
narodził   się  w  Azji   jakieś  500   000  lat   temu.  Jednakże   w   miarę  znajdowania 
coraz starszych skamielin, stawało się jasne, że młyny ewolucji mielą znacznie, 
znacznie   wolniej.   Pojawienie   się  małpich   przodków   człowieka   datuje   się 
obecnie szacunkowo na 25 000 000 lat temu. Odkrycia w Afryce wschodniej 
ujawniły formę przejściową do małp człekokształtnych (hominidy) sprzed około 
14 000 000 lat. Jakieś
Z. Sitchin, Nowy Jork, luty 1977
9
11 000 000 lat później pojawiły się tam pierwsze małpoludy, zasługujące na to, 
by zaliczyć je do klasy  Homo.
Pierwsza   istota   uważana   za   autentycznie   zbliżoną  do   człowieka   ­ 
australopitek rozwinięty ­ żyła w tym samym rejonie Afryki jakieś 2 000 000 
lat temu. Musiał upłynąć jeszcze jeden milion lat, by powstał   Homo erectus.  
Ostatecznie, po następnych 900 000 latach, pojawił się pierwszy, prymitywny 
człowiek;   nazwano  go  neandertalczykiem   od  miejsca,  gdzie  po  raz  pierwszy 
znaleziono jego szczątki.
Mimo   upływu   2   000   000   lat   z   okładem   między   rozwiniętym   austra­
lopitekiem   a   neandertalczykiem,   narzędzia   obu   tych   grup   ­   ostre   kamienie   ­ 
były   właściwie   takie   same;   same   zaś  grupy   (jeśli   wyglądały   tak,   jak   się 
przypuszcza) dawałyby się z trudem odróżnić (il. 1).
małpą", bo odziewał się w skóry. Jego społeczność była zorganizowana; żył w 
klanach   o   patrialchalnej   hegemonii.   Jego   rysunki   naskalne   odznaczają  się 
artyzmem   i   wyrażają  głębię  uczuć,   a   rzeźby   i   malowidła  świadczą  o   jakiejś 
formie   religii   przejawiającej   się  w   kulcie   bogini   matki,   którą  czasem 
przedstawiał z symbolem półksiężyca. Grzebał swoich zmarłych, musiał zatem 
kultywować  jakąś  filozofię  dotyczącą życia,  śmierci,   a   być  może   i  życia   po 
śmierci.
Jakby nie dość było tajemniczości osnuwającej nie wyjaśnione pojawienie się 
człowieka z Cro­Magnon, zagadka jest jeszcze bardziej skomplikowana. Kiedy 
inne szczątki człowieka współczesnego zostały odkryte (w takich miejscach jak 
Swanscombe, Steinheim i Montmaurin), okazało się, że człowiek z Cro­Magnon 
pochodzi od jeszcze wcześniejszego  Homo sapiens,  który żył w Azji zachodniej 
i Afryce północnej około 250 000 lat przed nim.
Pojawienie   się  człowieka   współczesnego   zaledwie   700   000   lat   po   Homo  
erectus,   a   jakieś  200   000   lat   przed   człowiekiem   neandertalskim   wydaje   się 
czymś zgoła nieprawdopodobnym. Jasne jest zarazem, że  Homo sapiens  zrywa z 
powolnym procesem ewolucji tak gwałtownie, że wiele naszych cech, takich jak 
zdolność  mówienia,   nie   ma  żadnego   związku   z   wcześniejszymi   formami 
naczelnych.
Wybitnego   znawcę  przedmiotu,   profesora   Theodosiusa   Dobzhansky'ego 
(Mankind Evolving),  szczególnie zaintrygował fakt, że ten rozwój odbywał się w 
czasie, gdy Ziemia przechodziła okres zlodowacenia, a więc w czasie najmniej 
sprzyjającym   ewolucyjnemu   postępowi.   Zwracając   uwagę  na   to,  że   Homo  
sapiens   nie   nosi   pewnych   szczególnych   cech   właściwych   wcześniejszym 
rodzajom,   przejawia   natomiast   takie,   jakie   nie   wystąpiły   nigdy   przedtem, 
profesor   konkluduje:   „Człowiek   współczesny   ma   wielu   skamieniałych 
ubocznych  krewnych, ale nie ma przodków, wobec czego pochodzenie   Homo  
sapiens  pozostaje zagadką”.
Jak   więc   to   możliwe,  że   antenaci   człowieka   współczesnego   pojawiają  się 
jakieś 300 000 lat temu ­ zamiast za dwa lub trzy miliony lat w przyszłości, co 
byłoby   zgodne   z   dalszym   rozwojem   ewolucji?   Czy   byliśmy   importowani   na 
Ziemię z jakiegoś miejsca, czy, jak utrzymuje Stary Testament i inne starożytne 
źródła, zostaliśmy stworzeni przez bogów?
Wiemy obecnie, gdzie zaczęła się cywilizacja i jak się rozwijała, skoro się 
już zaczęła. Odpowiedzi wymaga pytanie: d 1 a c z e g o ­ dlaczego w ogóle 
powstała   cywilizacja?   Ponieważ  człowiek,   jak   przyznaje   teraz   większość 
zawiedzionych   uczonych,   powinien   według   wszelkich   danych   wciąż  bytować 
bez cywilizacji. Nie ma żadnego oczywistego
11. 1
Potem,   nagle,   w   niewytłumaczalny   sposób,   jakieś  35   000   lat   temu,   nowa 
rasa ludzi  ­ Homo sapiens  (człowiek rozumny) ­ pojawiła się jak gdyby znikąd i 
zmiotła człowieka neandertalskiego z powierzchni ziem. Ci nowocześni ludzie ­ 
określeni   mianem   ludzi   z   Cro­Magnon   ­   byli   tak   bardzo   do   nas   podobni,  że 
wystarczyłoby  im dać  współczesne   ubrania,  by  zgubili się  w tłumie  każdego 
europejskiego   czy   amerykańskiego   miasta.   Z   powodu   olśniewających   dzieł 
sztuki, jakie tworzyli w jaskiniach, nazywano ich z początku „jaskiniowcami". 
W   rzeczywistości   wędrowali   swobodnie,   wiedzieli   bowiem,   jak   ze   skór 
zwierzęcych   i   kamieni   zbudować  dach   nad   głową,   gdziekolwiek   go 
potrzebowali.
Przez   miliony   lat   narzędziami   człowieka   były   zwykłe   kamienie   o   uży­
tecznych   kształtach.   Człowiek   z   Cro­Magnon   wytwarzał   jednak   z   drewna   i 
kości wyspecjalizowane narzędzia i bronie. Nie był już „nagą
10
Zgłoś jeśli naruszono regulamin