Biada światu dla zgorszenia.doc

(60 KB) Pobierz
Biada światu dla zgorszenia

Biada światu dla zgorszenia

Przed tron Boży - jak czytamy w dziele pewnego rosyjskiego pisarza - przybyły jednocześnie dwie dusze ludzkie: Jedna z nich należała niegdyś do mordercy, na którym wykonano wyrok śmierci przez powieszenie, druga zaś do światowej sławy pisarza, którego książki odznaczały się wprawdzie pięknym stylem, ale były pełne bluźnierstw i niemoralności. Na tamtym świecie niema protekcji, niema usprawiedliwień, i obie dusze zostały srogo osądzone. Na potwornie grubym łańcuchu wisiały dwa żelazne kotły - mówi opowiadanie. - Do jednego z nich włożono mordercę, do drugiego pisarza, i dobrze pod kotłami napalono.

Mijały dziesiątki lat. Obie dusze cierpiały okropne męki. Ale pod jednym z kotłów po pewnym czasie zaczął ogień słabnąć... wygasać... aż w końcu zgasł zupełnie. Morderca odpokutował swoje winy. Drugi natomiast ogień płonie i płonie, może nawet silniej niż na początku.

"Panie, to okrucieństwo... to niesprawiedliwość! - woła z bólu pisarz. - Ja nie zabijałem, jak ten oto rozbójnik, nie skonałem na szubienicy. Na ziemi teraz z wielką uroczystością obchodzą setną rocznicę moich urodzin, a ja muszę cierpieć!" - Nieszczęśliwy robaku, jeszcze ośmielasz się coś mówić!? - grzmi odpowiedź. - Ty masz jeszcze odwagę porównywać siebie z tym drugim? zabił on w gniewie jednego człowieka i odpokutował za to. Ale ty? Iluż to młodziutkich studencików pożera pokryjomu twoje bezecne pisma! Patrz, jak błoto twojej książki brudzi ich kryształowo czyste dusze! I ty ośmielasz się jeszcze mówić?! Patrz! Sto lat już upłynęło od twojego urodzenia, a w iluż to duszach ludzkich twoje książki gaszą promienne światło wiary?! Ty jeszcze narzekasz? Tamten morderca zabił tylko jednego - a ty? Patrz na tysiące dusz, które oczarowałeś powabem swojej mowy, pięknym stylem. One pod wpływem twoich książek stały się, albo staną bezbożnemi, niemoralnemi, brudnemi. A ty jeszcze narzekasz? Ogień pod tobą nigdy nie wygaśnie, a robak, toczący twoje serce, nigdy też nie zginie. Bo biada temu, kto zgorszył choćby jednego z tych, ktorzy wierzą w Chrystusa!"

Tu kończy się opowiadanie pisarza. Domyślacie się, Bracia, napewno, co będzie tematem dzisiejszego kazania. Mówimy ciągle o V-tem Przykazaniu: "Nie zabijaj". Ale zabijać można nie tylko stalowym sztyletem - zabić można i ostrą stalówką. Sztylet zabija ciało, stalówka duszę. Morderczy zamach sztyletu ściga ciężka kara praw świata, gdy tymczasem podstępnemu morderstwu duszy, dokonanemu piórem, nie potrafi zaradzić prawie nic na świecie.

Przypatrzmy się I) Czego żąda V-te Przykazanie od pracownika piórem, od pisarza? i II) czego spodziewa się od nas: od czytelników?

I. Czego żąda V. Przykazanie od pisarza?

Bracia! Niema chyba wynalazku tak brzemiennego w następstwa, jak wynalazek druku. I przedtem ceniono ludzką wiedzę, i przedtem płonęła jasna pochodnia ludzkiego genjuszu, ale przed wynalezieniem druku nie można było skupić koło nauki szerszych mas, nie można było wiedzy rozpowszechniać. Po wynalezieniu druku wszystko się zmieniło! Dawniej bywali królowie, którzy nie umieli czytać, pisać. Dziś czyta każdy! Czyta uczeń w domu, w szkole w wolnym czasie, często podczas lekcji. Czyta pokojówka po skończonej pracy. Czyta szofer, oczekujący pasażera. Czyta przechodzień na ulicy, czyta podróżny w pociągu. Czyta ten, kto wieczór nie może zasnąć... Czyta każdy.

Ale co czytają? Oto wielkie pytanie: co czytają?

Przy dzisiejszem gorączkowem życiu dla przeważnej części ludzkości prawie że jedyną lekturą są dzienniki, gazety. Można ubolewać nad tem, że mało kto czyta poważne dzieła naukowe, ale faktem jest, że dzisiejsi ludzie czytają prawie wyłącznie gazetę, która kieruje ich moralnością, i psuje, albo wyrabia światopogląd i smak. Zwłaszcza dla rozbitej nerwowo generacji gazety mają moc sugestji i są bezwzględnym panem.

Wobec takiego stanu rzeczy, Bracia, jakie zawrotne poczucie odpowiedzialności powinni mieć ci, którzy drukowanem słowem mogą prowadzić jednostki, rodziny, społeczeństwa, narody na drogi moralności, albo zepsucia, powodować zadowolenie albo rozterki, pożytek, albo rewolucję, pokój, albo wojnę!

Tak, kto pracuje piórem, musi mieć poczucie tej olbrzymiej odpowiedzialności. Musi odznaczać się subtelnością uczuć, o jakiej mówi pewien wielki pedagog w opisie ciekawej drobnostki.

"Będąc w wagonie restauracyjnym, potrzebowałem ołówka - pisze pedagog. - Zapytałem przeto kelnera, czy nie ma ołówka na sprzedaż.

- Nie mam, ale mogę panu pożyczyć. Wieczór będzie pan łaskaw go oddać, bo będzie mi potrzebny.

Zgodziłem się. Wieczorem po powrocie do domu, patrzę , co mam w kieszeni?... Ołówek kelnera!... Pociąg pędzi daleko, wśród ciemności nocy. Kelner napewno w tej chwili o mnie myśli. A jak mnie przeklina? Ufał mi jako "panu", i zawiódł się. Swojem roztargnieniem pogłębiłem tylko przepaść między dwiema warstwami społecznemi!

Ozwał się we mnie głos: Dlaczego się gryziesz "taką drobnostką"? Jeden ołówek! Kelner również poprosi kogoś o pożyczenie ołówka i tak samo zapomni...

Ale to jeszcze bardziej mnie przestraszyło. Moje zapomnienie staje się powodem tylu grzechów "Zapomnienie?" O tem, co myśmy komuś pożyczyli rzadko zapominamy, tylko zapominamy o tem, co myśmy wypożyczyli od kogoś..."

Tak niepokoi się, myśli i troska się wrażliwe sumienie - z powodu jednego ołówka! O, gdyby każdy robotnik pióra i ołówka, tak poważnie zastanawiał się nad swojem powołaniem! Żeby wprzód, nim napisze, pomyślał, czy naprawi, lub też zepsuje czytelnika!

Musimy stwierdzić smutny fakt, że wielu dziennikarzy nie posiada nawet najelementarniejszych śladów poczucia tej odpowiedzialności! Bo gdyby ono w dziennikarzach istniało, czy ośmieliliby się na łamach swoich pism całemi miesiącami wałkować tylko same steki grzechów?! Czy odważyliby się pod różnemi tytułami szperać w skandalach tajemnic rodzinnych i z wyszukaną przewrotnością hołdować przewrotnym instynktom czytelników?!

Gdyby istniało w nich poczucie odpowiedzialności, czy mieliby odwagę pisać z cynizmem o rzeczach najświętszych, albo kłamać z rozmysłem i rzucać oszczerstwa?! Niema tak wzniosłej idei, niema instytucji, niema człowieka tak świętego, by go nie obgryzał swoją śliną język oszczercy.

Gdyby zdawali sobie sprawę z ogromu odpowiedzialności, jaka na nich ciąży, czy odważyliby się w imię "wolności myśli" tak lekkomyślnie, powierzchownie i z tak odrażającym szyderstwem traktować tematy religijne i etyczne, oraz instytucje kościelne?!

Wolność myśli! Dziś w imię wolności myśli można wszystko drukować: każdy błąd, bezpodstawną hipotezę, albo jawną niedorzeczność. Tylko Bóg może wiedzieć, ile z tego wynika zepsucia i trucizny dla dusz!

Na sztandarze Stanów Zjednoczonych widnieje 48 gwiazd, symbol 48 Stanów. Jeden z nich nazywa się Tennesse. Sądzę, że niewiele wiemy o nim, nie znamy go nawet z imienia. A jednak przed kilkoma laty cały świat mówił o nim, a raczej o ciekawym procesie, jaki tam miał miejsce. Stan ten posiada mianowicie prawo, zabraniające nauczania w szkołach czegoś sprzecznego z Pismem świętym. Jeden z profesorów przekroczył to prawo, nauczając o zwierzęcym pochodzeniu człowieka. Rząd wytoczył mu proces! To było treścią tego ciekawego procesu, o którym swojego czasu głośno było na całym świecie.

Przedwszystkiem sprawa ta należy nie do decyzji sądu, ale do opinji wiedzy i Kościoła. Ale nie można bez wzruszenia czytać i słuchać, że ten Stan - rzekomo tylko dolarowi hołdującej Ameryki, jeden Stan - tak mądrze czuwa nad duszą młodzieży, swych przyszłych obywateli, nad ich moralnemi pojęciami. (...)

Człowiek średniowiecza mniemał, że słońce kręci się naokoło ziemi, a jednak budował katedry i w ich cieniu tworzył harmonijne życie. A dziś? Nasza młodzież po opanowaniu rozległej wiedzy- nie umie sprzeciwić się złu! Odkryliśmy wielkie prawa natury, a zapomnieliśmy wiecznych praw moralności. Odkryliśmy tajemnicę latania, pływania pod wodą, radjo - a zgubiliśmy tajemnicę spokojnego i harmonijnego życia.

Przyczyna tego w wielkiej mierze leży w ustawicznem nadużywaniu czcionek drukarskich i niszczeniu duszy przez prasę!

Jak okropne spustoszenie powoduje niemoralna prasa, ilustrowane tygodniki i zła książka, można się domyśleć ze słów filozofa (Kirkegaard), znanego z głębokiego serca i spokojnej duszy: "Bóg wie, - pisze - że nie jestem chciwy krwi, że jestem świadom swojej odpowiedzialności wobec Boga: a jednak w imię Boga przyjąłbym na siebie odpowiedzialność, i kazałbym rozpocząć ogień karabinowy, gdybym się wprzód dokładnie przekonał, że przed lufami karabinów nie ma innego człowieka, żadnego tworu żyjącego - prócz dziennikarzy!" Jakież okropne doświadczenia musiał mieć ten łagodny filozof!

Ale czy lepiej wychodzą na tem ci, którzy poza gazetami czytają i książki? Mówimy o książce, że więcej jest warta, niż przyjaciel. O przyjaźni zaś mówi przysłowie: Powiedz, z kim się przyjaźnisz, a powiem ci kim jesteś.

A teraz oglądnijmy się naokoło i zastanówmy się, jakie książki mają największy popyt, i jakie przyjaciele-książki czyhają na każdym kroku na czytelnika? Począwszy od szklanej budki kiosku kolejowego, przez wystawy księgarń, aż do antykwarni, wszędzie biją w oczy rażące zmysłowością broszury, tygodniki znacznie przekraczające linję demarkacyjną moralności, romanse rozdrażniające wyobraźnię brudnemi myślami i grzeszną lubieżnością.

Bracia! Skarżymy się na wielkie braki w stanie zdrowotnym naszego społeczeństwa. Poświęcamy wielkie sumy na wzmocnienie siły narodu! W tym samym czasie bez słowa sprzeciwu patrzymy na grasowanie niemoralnych druków, na burzycielską prasę, nad którą nie ma większego wroga narodowe zdrowie. Nie widzimy, że książki zagrażające moralności nie zatrzymują się przed wejściem do świątyni rodziny, ani przed białemi drzwiami pokoi panieńskich. I tam się już dostały! Bo zło umie się zamaskować i ukryć.

Ewangelja, z której bije najgłębsza znajomość duszy, nazywa aniołów upadłych nie tylko diabłami, wężami, smokami, lwami ryczącemi, ale - dziwnie to będzie brzmiało - i siewcami ziarna.

Zły duch, jako siewca! Jakiż to dziwny obraz, a jednak jak przerażająco realny! Zło wśród ludzi zazwyczaj nie występuje w całej swej ohydzie - bo każdy by się niem przeraził. Nie, nie. Chwast, zepsucie i grzech jest z początku ledwie dostrzegalny. Któż dostrzeże w wirze życia rozsiane małe ziarenka? Dobre, czy złe! Dlatego groźniejsze jest zepsucie, rozrzucone przez siewcę, niż napady węża, smoka i lwa ryczącego. Ten ostatni zwłaszcza przeraziłby ludzi, którzy obojętnie patrzą, jak siewca sieje ziarna zła do rodziny, życia społecznego i wszystkich jego przejawów.

Druki diabelskie czyhają zwłaszcza na duszę młodzieży. Na dusze tych, od silnych muskułów których, od jasnego spojrzenia, gładkiego czoła i czystej krwi, zależą nowe tysiąclecia istnienia narodu.

Mówiąc o tem, chciałbym ogniem wypalić moje słowa! Bo, kogo mam na myśli? Wampirów kieszeni, dla których nic nie ma świętego, którzy drukują, sprzedają i kładą na wystawę najbrudniejsze plugastwa. zabagniające moralność, żeby tylko z tego wydobyć pieniądz. Trucizny nie wolno byle komu mieć na składzie, nawet aptekom wolno ją wydawać tylko z polecenia lekarskiego. Ale zatruwające duszę obrazy i książki może byle kto sprzedawać i kupować. O to nikt się nie troszczy. Jakżeż oburzamy się, gdy policja wykryje przemytników kokainy! Ale czyż nie tysiąckrotniej bardziej zabija i niszczy duszę trucizna grzesznej, zmysłowej lubieżności?!

Czego żąda V. przykazanie od czytelnika?

 

Nie wystarcza wiedzieć tylko o tem. Nie wystarcza potępiać! Nie Nie! Bakteryj nikt nie przeklina - ale z trwogą ich unika! Szerzeniem się epidemji nie gorszymy się, - ale staramy się ją tłumić. Przeciwko niemoralnym i antyreligijnym produktom prasy, przeciwko okropnemu spustoszeniu, jakie czynią, jest tylko jeden środek, popieranie dobrej prasy, a unikanie zepsutej, jak bakteryj dżumy!

Ale tu właśnie przejawia się opłakana ślepota mas chrześcijańskich! Wprost trudno uwierzyć, że chrześcijanie , ludzie religijni, praktykujący, kupują codzień pisma i ilustracje, prenumerują czasopisma, jawnie lub skrycie, delikatnie albo grubjańsko atakujące naszą wiarę i nasze pojęcia moralne. Najlepsi z nas pracują nad wzmocnieniem chrześcijańskiej sprawy. Urządzają kongresy prasy, ankiety. A w tym samym czasie nasz chrześcijański lud - jakby oślepiony przez złego ducha - przyjmuje i czyta dziennie setkami tysięcy egzemplarzy gazet, artykuły, stanowiące broń przeciwko zasadom naszej wiary i zabijające prawa moralności.

- Idę ulicą - pisze wybitny pisarz francuski (Pierre l'Ermite) - i na rogu spotykam diabła. Proszę się nie bać! Dziś diabeł już nie obiera się tak strasznie, jak dawniej: długi ogon, ognisty język, kopyta końskie... Gdzie tam. Był pięknie ubrany w elegancki garnitur, półtwardy kołnierzyk, prasowane spodnie, jedwabne skarpetki.

- Cóż tu porabiasz? - zapytałem go,

- śledzę kongres prasy - brzmiała odpowiedź

- Zdaje mi się , że narobi ci dużo kłopotu.

- No, nie powiedziałbym - uśmiechnął się szyderczo mój rozmówca - Urządzajcie sobie, ile chcecie, zebrań biedni katolicy! Patrz na tę rękę - pokazał kanciastą dłoń. - Ona doskonale wie, jak trzeba zawiązać oczy waszemu ludowi. Czy widzisz tego oto eleganckiego pana? Jemu też zawiązaliśmy oczy. Jest katolikiem, słyszysz? A prenumeruje skrajne pismo, lewicowe. Po przeczytaniu wrzuca je do kosza, a wieczorem służąca je czyta.

Szliśmy dalej ulicą. Naprzeciwko nas idzie jakaś kobieta.

-Widzisz? Ta też ma zawiązane oczy. Idzie właśnie do kościoła, ale z torebki jej sterczy antychrześcijańskie pismo. Kupuje je zawsze po obiedzie. " O tych parę groszy nie wzbogaci przecież nieprzyjaciół. To tylko kropla w morzu." - broniłaby się, gdybyś jej czynił z tego powodu wyrzuty. Ale ty dobrze wiesz, że i największe morze składa się z kropel. Z dziesięciu groszy tej tercjarki i wielu tysięcy innych, buduję swoje pałace, kupuję nowoczesne maszyny drukarskie i drukuję artykuły, godzące w moralny światopogląd.

Stanęliśmy przed kioskiem gazeciarza... Szeroko porozkładane stosy pism. Oczy szatana zabłysły pychą:

-Zlicz swoje pisma! No, nie ociągaj się. Policz!

Zaczynam liczyć: jeden, dwa, trzy... Trzy - niema więcej.

- No, a teraz policz moje!

Hebanową laską wskazywał pismo po piśmie:

-To moje. Artykuły tego pisma pełne są zmysłowości. To też moje: ono zawsze atakuje wiarę. To też. W tem znów piśmie drobne ogłoszenia i korespondencja prowadzą do grzechu wiele naiwnych dziewcząt. To tu... napozór ani moje, ani wasze... Mówi o sobie, że jest "niezależne", ale w rzeczywistości należy do mnie, bo często pod szatą naukową napada na was, a ilustracjami zabija wiarę w duszy czytelnika. Tamto też moje. Zwróć uwagę na pikantne obrazki.. To też, i tamto... i to... Widzisz, dotychczas już naliczyłeś 17, a idź do pociągów, na okręty, do kawiarń! Idź do cichych rodzinnych domów! Do poczekalń lekarskich, do fryzjerów, do kasyna. Gdziekolwiek... rozumiesz? - gdziekolwiek! Wszędzie znajdziesz moją najwierniejszą armię: gazety...

Kochani Bracia! To całe opowiadanie jest tylko zmyśloną impresją literacką, w której pisarz poglądowo pragnie przedstawić przerażającą potęgę złej prasy. Ale nie jest zmyśleniem, lecz czystą prawdą to, o czem mówił ze zgorszeniem gazeciarz, sprzedający gazety tu naprzeciw kościoła. Mówił, że ludzie, wychodzący z kościoła. kupują najbardziej wrogie dla religji pisma. Teraz powiedźcie, Bracia, czy nie szatan zawiązał im oczy? Czy nie miał słuszności gazeciarz, gorsząc się tem? Czyż to nie hańba, że ludzie praktykujący, modlący się, chodzący do kościoła są na tyle ślepi w tych sprawach?! "Dwom panom nikt nie może służyć" - powiedział Chrystus Pan pewnego razu. Jeśli więc służysz Chrystusowi, powinieneś strzec się tego, co może cię oddalać od Niego. "Nie zabijaj" - mówi V.Przykazanie. A ty lekkomyślnie narażasz swoją wiarę, moralność na zabicie, na śmierć?!

Nawet nie potrzeba czytać pism, zdecydowanie atakujących wiarę, by ponieść ogromną szkodę. Wystarczy, jeśli pismo jest t.zw. "obojętne": nie napada na religję, ale i nie pisze o niej. Wystarczy, jeśli ktoś latami w małych, niespostrzegalnych dawkach, ale systematycznie wpaja w serca swoich czytelników inny światopogląd, a o katolickim nawet nie wspomni. Ani się spostrzeżesz, jak zwiędnie w twojej duszy kwiat poważnego, chrześcijańskiego myślenia.

Przed kilkoma laty wydarzył się fakt światowego znaczenia, którego doniosłość trudno nawet przewidzieć. Ojciec święty, rzymski papież uzyskał z powrotem zupełną niepodległość i niezależność. Następnego dnia po tem wydarzeniu wpadło mi do rąk pewne budapesztańskie pismo. Na pierwszej stronie olbrzymiemi literami wydrukowana wiadomość: o papieżu? Gdzie tam! - "Miss Hungaria została wybrana miss Europą!" otóż to, Bracia!

Możemy mieć światowej sławy filozofów katolickich, poetów, artystów; mogą obradować nasze naukowe towarzystwa, kongresy; możemy wysyłać tysiące misjonarzy, bohaterskie dusze, niosące światło Ewangelji między pogan; możemy budować szpitale, przytułki dla sierot, w nich mogą pracować zakonnice z poświęceniem całego życia; może wspaniale szerzyć się po świecie myśl katolicka - ty o tem nic nie wiesz, pojęcia nie masz, bo twoje "neutralne" pismo nie pisze o tem ani słowa.

I nie mów tak, jak mówi wielu ludzi z pewnością siebie: Proszę się o mnie nie bać, na mnie to nie wywiera żadnego wpływu!

Nikt nie może powiedzieć, że nie wywiera na niego wpływu stałe otoczenie, codziennie czytana gazeta. Chcąc, nie chcąc, stajemy się lepsi, albo gorsi pod wpływem przyjaciół, towarzystwa i lektury. Zdrowie i dobroć nie są zaraźliwe, ale choroba i grzech tak! Wierzę, że nie chcesz stracić wiary! Wierzę, że nie chcesz zepsuć się moralnie. - Młynarz w młynie również nie chce się zawalać mąką, a jednak jest biały. Kominiarz też nie chce być czarny, a jednak jest powalony sadzą. święty Paweł nie bez przyczyny napomina: "Nie ciągnijcie w jednem jarzmie z niewiernymi(II. Kor. 6,14); "wynijdźcie z pośrodka ich, a odłączcie się" (II Kor. 6,7). W innem miejscu nawet tłumaczy swoje słowa: "Pisząc do was, iżbyście nie przestawali, to miałem na myśli: Jeśli ten, który się bratem mianuje, jest porubcą, albo chciwcem, albo bałwochwalcą, albo oszczercą, albo pijanicą, albo zdziercą: żebyście z takowym nie jedli" (II. Kor. 5, 11).

"Nawet wtedy, gdy pisarz odznacza się wspaniałym stylem? Nawet wtedy nie wolno mi czytać, gdy to jest uznana światowa wielkość?"

Nawet wtedy nie!

Niestety, są pisarze, którzy nie wahają się oddać wielkiego talentu, otrzymanego od Boga, na usługi zła moralnego, którzy błyskotliwym językiem i czarownym stylem gotowi chwalić grzech, brud i zarazę. Tych też nie wolno czytać? Zwłaszcza tych nie wolno! Po pierwsze dlatego, że śmietnisko zostanie zawsze śmietniskiem, chociażby je zlano perfumami. Po drugie dlatego, że ci zdolni, niemoralni pisarze są bardziej niebezpieczni, aniżeli ci, których brutalność i niemoralność uderza wprost w oczy.

Są pisma ilustrowane, które otwarcie szerzą niemoralność i są książki i sztuki teatralne, które też otwarcie wysławiają grzech. Kto sięga po nie, zgóry wie, co dostaje, bo brudu nie można ukryć. Dlatego natomiast niebezpieczniesze są pisma, które swoje ataki na wiarę i moralność owijają w sztuczną mgłę frazesów i haseł barwnego stylu. Niepodejrzliwy czytelnik tego nie spostrzeże tak długo, dopóki pewnego pięknego dnia nie zmieni się jego światopogląd do tego stopnia, że wkońcu i sam prawa moralności będzie uważał za nieznośne i na każdym kroku znajdzie coś do wyrzucenia z prawd chrześcijańskich.

Nasza dusza w stosunku do pięknie wykończonych i delikatnie tonowanych brudów moralnych zachowuje się tak samo, jak organizm cielesny w stosunku do pewnych trucizn. Gdy ktoś zażyje 30-40 centygramów trucizny to umrze, ale jeśli zażyje 60 centygramów, to mu nie zaszkodzi, bo żołądek ją zaraz wydali. Moralny człowiek nie będzie czytał szorstkiej, otwartej, brutalnej pornografji, ale 30-40 centygramową truciznę wykwintnych pisarzy niepostrzeżenie połknie i - umrze!

***

 

Bracia! Pewne pism wiedeńskie podało do wiadomości smutne zdarzenie. Pisało, że pewna dziewczyna wiedeńska otrzymała w podarunku ciekawą książkę, do czytania której zabrała się natychmiast.

Książka zaciekawiła ją do tego stopnia, że nie mogła oczu od niej oderwać... W międzyczasie ściemniło się. Żeby więc lepiej widzieć, usiadła przy kominku... Wtedy to wyskoczyła iskra.. i dziewczyna spaliła się. Wiadomość zaopatrzona była tytułem: "Spaliła się podczas czytania"

"Spaliła się w czasie czytania!" Jakaż to tragiczna myśl, jeśli ją zastosujemy do duszy!

Na rynku w Wiedniu stoi olbrzymi dom, którego jedną część przerobiono na kaplicę. Dawniej był tu teatr, w którym w czasie olbrzymiego pożaru 8-go grudnia 1882 roku spaliło się 400 ludzi. Na pamiątkę wznosi się tam teraz kaplica.

Bracia! Gdyby podać wszystkie wiadomości o duszach, które w czasie czytania spaliły się, nie starczyłoby miejsca w pismach całego świata; gdyby na miejscu teatrów, w których spłonęły dusze wiecznym ogniem, stały kaplice, nie brakłoby kościołów na ziemi.

Bracia! Jeśli ktoś jest powierzony waszej opiece, uważajcie, by książka, obraz, druk, albo teatr nie zabił jego duszy! A każdemu jest powierzony olbrzymi skarb: własna dusza! Uważaj! Uważaj, żebyś nie spalił swej duszy w czasie czytania! Amen.

 

(kazanie pochodzi z książki: Bp Tihamer Toth, Dekalog cz.II, ss.113-123, Kraków, 1934)

Bp.Tihamer Toth

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin