Szalona - Thornton Elizabeth.pdf
(
1547 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - Szalona - Thornton Elizabeth
Elizabeth Thornton
Szalona
Prolog
Było to jedno z tych nielicznych angielskich letnich popołudni, kiedy niebo jest
bezchmurne, a powietrza nie m
Ģ
ci najl
Ň
ejszy nawet podmuch. Przy balustradzie małej altany
stała ciemnowłosa, ciemnooka młoda kobieta w zwiewnych mu
Ļ
linach. Podziwiała wspaniał
Ģ
panoram
ħ
; wdzi
ħ
czne kr
Ģ
gło
Ļ
ci niewielkich wzgórz i dolin, przetykane k
ħ
pami dorodnych
platanów i buków, sztuczne jeziorko z nieodł
Ģ
cznym stadem łab
ħ
dzi. Wiele pokole
ı
pracowało nad tym, by park osi
Ģ
gn
Ģ
ł obecny, doskonały niemal kształt, by stal si
ħ
prawdziw
Ģ
ozdob
Ģ
maj
Ģ
tku jej m
ħŇ
a. Wszystko wygl
Ģ
dało tak spokojnie, tak swojsko,
Ň
e przez chwil
ħ
czuła si
ħ
tak, jakby cofn
ħ
ła si
ħ
w czasie.
Przykre wspomnienie o mało nie zepsuło tego miłego nastroju. Młoda kobieta
wzdrygn
ħ
ła si
ħ
; zepchn
ħ
ła nieprzyjemne my
Ļ
li gdzie
Ļ
w najodleglejsze kra
ı
ce umysłu.
Opu
Ļ
ciła altan
ħ
i rozpocz
ħ
ła spacer jedn
Ģ
z wielu
Ļ
cie
Ň
ek przecinaj
Ģ
cych ogród jej m
ħŇ
a.
Poproszono j
Ģ
, by przez godzin
ħ
lub dwie pobyła sama, nie chciała wi
ħ
c wraca
ę
do domu
niczym mała dziewczynka, która nie potrafi znale
Ņę
sobie zaj
ħ
cia.
Nie dostrzegła w pobli
Ň
u ogrodnika ani lokaja, wiedziała jednak, dlaczego ich tu nie
ma. Tego dnia obchodziła urodziny, a m
ĢŇ
szykował dla niej jak
ĢĻ
niespodziank
ħ
. Cho
ę
niespodzianka owa miała by
ę
dla niej kompletnym zaskoczeniem, widziała,
Ň
e na trawniku
przed domem ustawiano parasole i stoły, a cała słu
Ň
ba zaj
ħ
ta jest przygotowaniami.
Zachichotała pod nosem. Musiałaby by
ę
Ļ
lepa i głucha, by nie domy
Ļ
li
ę
si
ħ
,
Ň
e m
ĢŇ
urz
Ģ
dza
dla niej wielkie przyj
ħ
cie urodzinowe.
U
Ļ
miechaj
Ģ
c si
ħ
do siebie, przyło
Ň
yła dło
ı
do brzucha w delikatnej pieszczocie. Nie
tylko jej m
ĢŇ
przygotowywał niespodziank
ħ
. Postanowiła,
Ň
e zrobi to tego wieczoru, kiedy
b
ħ
dzie trzymał j
Ģ
w swych mocnych ramionach i mówił, jak bardzo j
Ģ
kocha.
ņ
adne z nich
nie s
Ģ
dziło,
Ň
e poł
Ģ
czy ich tak silna wi
ħŅ
. Nie pobrali si
ħ
z miło
Ļ
ci. Ona przyjechała latem do
Londynu w poszukiwaniu odpowiedniego kandydata na m
ħŇ
a. Nikt nie przypuszczał,
Ň
e uda
jej si
ħ
zdoby
ę
najlepsz
Ģ
parti
ħ
w całej Anglii, człowieka, który mógł przebiera
ę
do woli w
młodych i bogatych dziewcz
ħ
tach.
Powiedział jej wtedy,
Ň
e znajduje si
ħ
w takiej samej sytuacji jak ona, gdy
Ň
rodzina
domaga si
ħ
od niego rychłego o
Ň
enku. Wybrał j
Ģ
, bo nie znalazł w niej cienia afektacji.
Powiedział jej,
Ň
e jeszcze nigdy w
Ň
yciu nie spotkał równie pi
ħ
knej i czaruj
Ģ
cej kobiety.
Miesi
Ģ
c po
Ļ
lubie zrozumieli, ku obopólnej rado
Ļ
ci,
Ň
e s
Ģ
w sobie zakochani.
Po chwili wyszła spo
Ļ
ród drzew i stan
ħ
ła nad brzegiem jeziorka. Ciemna tafla
przypominała gigantyczne zwierciadło, w którym przegl
Ģ
da si
ħ
niebo i chmury. Sztuczny
zbiornik był do
Ļę
płytki, w najgł
ħ
bszym miejscu woda si
ħ
gała zaledwie pi
ħ
ciu czy sze
Ļ
ciu
stóp. Ta
Ļ
wiadomo
Ļę
nie powstrzymała jednak mimowolnego dreszczu, który pokrył jej nagie
ramiona g
ħ
si
Ģ
skórk
Ģ
.
Powolnym, lecz zdecydowanym krokiem weszła na drewniany mostek, który
oddzielał jeziorko od wodospadu i stawu. Cz
ħ
sto przygl
Ģ
dała si
ħ
dzieciom z maj
Ģ
tku, które
wrzucały drewniane łódeczki do jeziora, a potem przebiegały na drug
Ģ
stron
ħ
mostu, by
zobaczy
ę
, jak ich zabawki spadaj
Ģ
z wodospadu i wypływaj
Ģ
ponownie gdzie
Ļ
przy brzegu.
Wła
Ļ
ciwie nie miała si
ħ
czego obawia
ę
. Jeziorko było l
Ļ
ni
Ģ
cym dziełem sztuki,
kunsztown
Ģ
zabawk
Ģ
, triumfem ludzkiej my
Ļ
li. Stała tam przez długi czas, z r
ħ
kami
zło
Ň
onymi na drewnianej barierce, z brod
Ģ
wspart
Ģ
na dłoniach. Starała si
ħ
patrze
ę
na
wszystko, tylko nie na wod
ħ
.
Jej m
ĢŇ
znał przyczyny tej fobii. Wiele lat temu, kiedy uczyła si
ħ
jeszcze w szkole,
była
Ļ
wiadkiem tragicznego wypadku. Pewna dziewczynka utopiła si
ħ
w takim wła
Ļ
nie
jeziorku. Od tego czasu panicznie bała si
ħ
wody, zwłaszcza
Ň
e zmarła była jej blisk
Ģ
kole
Ň
ank
Ģ
. M
ĢŇ
próbował wyleczy
ę
j
Ģ
z tej niemiłej przypadło
Ļ
ci, jednak bez wi
ħ
kszych
sukcesów. Bardzo rzadko przeciwstawiała si
ħ
jego woli, jednak nawet on nie był w stanie
namówi
ę
jej do nauki pływania. Pomy
Ļ
lała,
Ň
e na pewno si
ħ
ucieszy, kiedy powie mu,
Ň
e
sama spacerowała nad jeziorem.
Zastanawiała si
ħ
, czy która
Ļ
z dziewcz
Ģ
t obecnych przy
Ļ
mierci Becky bała si
ħ
wody
tak mocno jak ona. Nie chciała o nich my
Ļ
le
ę
, jednak pami
ħę
natychmiast podsun
ħ
ła jej jedno
imi
ħ
. Tessa.
Mała chmurka przesłoniła na moment sło
ı
ce. Młoda kobieta znów si
ħ
wzdrygn
ħ
ła.
Jeziorko przybrało dziwny, złowieszczy wygl
Ģ
d. Teraz nie nazwałaby go ju
Ň
dziełem sztuki.
Wydawało jej si
ħ
brzydkie. Zimne i o
Ļ
lizłe, zdawało si
ħ
wchłania
ę
wszelkie
Ň
ycie.
Usłyszała czyje
Ļ
kroki na mostku i podskoczyła, przestraszona. Kiedy jednak
zobaczyła twarz nadchodz
Ģ
cego człowieka, natychmiast si
ħ
uspokoiła.
- Ach, to ty - odetchn
ħ
ła z ulg
Ģ
. - Czas ju
Ň
wraca
ę
?
Si
ħ
gn
ħ
ła po zegarek zawieszony na piersiach. Gdy patrzyła na jego tarcz
ħ
, pierwszy
cios dosi
ħ
gn
Ģ
ł jej głowy. Drugi spadł na szyj
ħ
, kiedy osun
ħ
ła si
ħ
na kolana.
Godzin
ħ
pó
Ņ
niej m
ĢŇ
znalazł jej martwe ciało unosz
Ģ
ce si
ħ
na powierzchni stawu pod
wodospadem.
1
- Tessa! To Tessa Lorimer, prawda?
Słowa wypowiedziane wytworn
Ģ
angielszczyzn
Ģ
wywołały pewne poruszenie w
Ļ
ród
go
Ļ
ci zgromadzonych w grande salle paryskiego domu Aleksandra Beaupre. Jesieni
Ģ
1803
roku Anglia i Francja znajdowały si
ħ
w stanie wojny, nic wi
ħ
c dziwnego,
Ň
e głos obywatela
wrogiego pa
ı
stwa wprawił Francuzów w zdumienie. Potem jednak przypomnieli sobie,
Ň
e
wnuczka Aleksandra Beaupre urodziła si
ħ
w Anglii, a młoda kobieta, która wymieniła jej
imi
ħ
, mo
Ň
e by
ę
inn
Ģ
krewn
Ģ
gospodarza z Anglii lub z Ameryki. Tak czy inaczej, nikt nie
zamierzał si
ħ
tym przejmowa
ę
. Je
Ļ
li nieznajoma była Amerykank
Ģ
, nale
Ň
ało uzna
ę
j
Ģ
za
przyjaciółk
ħ
Francji, je
Ļ
li za
Ļ
pochodziła z Anglii, to wzi
Ģ
wszy pod uwag
ħ
rozliczne
powi
Ģ
zania Beauprego, i tak nie miało to wi
ħ
kszego znaczenia. Beaupre był bankierem,
finansowym cudotwórc
Ģ
, a Pierwszy Konsul nale
Ň
ał do grona jego najbli
Ň
szych przyjaciół.
Słysz
Ģ
c swe imi
ħ
, i to wypowiedziane najczystsz
Ģ
angielszczyzn
Ģ
, Tessa uniosła w
zdumieniu brwi i odwróciła si
ħ
na pi
ħ
cie, by zobaczy
ę
, kto j
Ģ
woła. Tu
Ň
przy drzwiach
wej
Ļ
ciowych stało dwoje młodych ludzi, m
ħŇ
czyzna i kobieta. Trzymali si
ħ
nieco na uboczu,
jakby niepewni, czy s
Ģ
tu mile widziani. Dziewczyna wygl
Ģ
dała na rówie
Ļ
nic
ħ
Tessy, miała
około dwudziestu lat. Jej twarz, okolona jasnymi włosami, wzbudzała sympati
ħ
i zaufanie.
Obok dziewczyny stał młody d
Ň
entelmen, Anglik, s
Ģ
dz
Ģ
c po kroju ubrania, starszy od niej o
rok lub dwa.
Tessa pochyliła si
ħ
i wyszeptała co
Ļ
do ucha siwowłosego d
Ň
entelmena siedz
Ģ
cego na
wózku inwalidzkim. Był to jej dziadek, Aleksander Beaupre. Starszy pan, pomimo swoich
ułomno
Ļ
ci, wci
ĢŇ
wspaniale si
ħ
prezentował. Pi
ħ
kne, ciemne oczy o
Ň
ywiały jego blad
Ģ
,
arystokratyczn
Ģ
twarz, która mimo gł
ħ
bokich zmarszczek wci
ĢŇ
mogła uchodzi
ę
za całkiem
przystojn
Ģ
.
Beaupre- machn
Ģ
ł przyzwalaj
Ģ
co r
ħ
k
Ģ
.
- Baw si
ħ
, jak mo
Ň
esz najlepiej - powiedział. - To twoje urodziny. Marcel si
ħ
mn
Ģ
zajmie. - Potem zwrócił si
ħ
do lokaja, który stał obok wózka. - Marcel, przynie
Ļ
mi kieliszek
szampana. Tak, tak, wiem,
Ň
e lekarz mi tego zabronił. I có
Ň
z tego?
Tessa podeszła do dziewczyny, która wymieniła jej nazwisko. Cho
ę
przywitała j
Ģ
ciepłym u
Ļ
miechem, na jej twarzy malował si
ħ
wyraz niepewno
Ļ
ci.
- Jestem Sally - przedstawiła si
ħ
dziewczyna. - Sally Turner. Nie pami
ħ
tasz mnie?
Chodziły
Ļ
my razem do szkoły.
- Oczywi
Ļ
cie - odparła Tessa z u
Ļ
miechem, czyni
Ģ
c w my
Ļ
lach przegl
Ģ
d wszystkich
szkół, do których ucz
ħ
szczała, a było ich niemało, i bezskutecznie staraj
Ģ
c si
ħ
przyporz
Ģ
dkowa
ę
do której
Ļ
z nich twarz Sally Turner.
Sally zrozumiała jej zakłopotanie i próbowała pomóc:
- Fleetwood Hall. Pewnie mnie nie pami
ħ
tasz, bo była
Ļ
tam tylko przez rok, a potem
musiała
Ļ
wyjecha
ę
do krewnych w Bath.
Tess
ħ
wyrzucano niemal ze wszystkich szkół, do których miała okazj
ħ
ucz
ħ
szcza
ę
,
jednak Sally taktownie pomin
ħ
ła ten nieprzyjemny szczegół.
- To było tak dawno - powiedziała Tessa niepewnie.
- Osiem lat temu - sprecyzowała Sally. - Miały
Ļ
my wtedy dwana
Ļ
cie lat.
Pomimo tej informacji Tessa nadal nie mogła przypomnie
ę
sobie znajomo
Ļ
ci z Sally
Turner, starała si
ħ
jednak nie okazywa
ę
zakłopotania. Podobała jej si
ħ
ta sympatyczna, młoda
kobieta.
- Ale jak ty mnie rozpoznała
Ļ
? - spytała. - I co robisz we Francji?
Sally odpowiedziała najpierw na drugie pytanie Tessy.
- Byli
Ļ
my w Reims, kiedy nagle wybuchła wojna. Zostali
Ļ
my całkowicie zaskoczeni.
Siedzimy wi
ħ
c tutaj, odci
ħ
ci od własnego kraju, i czekamy, a
Ň
Bonaparte zdecyduje, co z
nami b
ħ
dzie.
Tessa skin
ħ
ła głow
Ģ
. Wiedziała,
Ň
e wielu angielskich go
Ļ
ci znalazło si
ħ
w podobnej
sytuacji. Niektórzy wzi
ħ
li sprawy we własne r
ħ
ce i próbowali przedosta
ę
si
ħ
do ojczyzny
przez kanał La Manche. Ci, którzy mieli mniej szcz
ħĻ
cia i zostali pojmani, przebywali teraz w
areszcie domowym albo we francuskich wi
ħ
zieniach.
- A je
Ļ
li chodzi o twoje pierwsze pytanie - mówiła dalej Sally - to rozpoznałam ci
ħ
głównie po włosach. Nigdy nie widziałam kogo
Ļ
o tak pi
ħ
knych i niezwykłych włosach. -
Sally poczuła lekkie szturchni
ħ
cie w bok i przypomniała sobie o dobrych manierach. - Tesso,
chciałabym przedstawi
ę
ci mojego brata, Desmonda. Des, to jest… - Sally przerwała nagle i
roze
Ļ
miała si
ħ
z zakłopotaniem. - No tak, przecie
Ň
mo
Ň
esz by
ę
ju
Ň
m
ħŇ
atk
Ģ
.
- Nie. Nie jestem m
ħŇ
atk
Ģ
. Nadal nazywam si
ħ
Tessa Lorimer.
Desmond Turner bardzo si
ħ
ucieszył, słysz
Ģ
c to o
Ļ
wiadczenie. Młoda kobieta, odziana
w mu
Ļ
linow
Ģ
sukni
ħ
balow
Ģ
o podniesionej talii i kwadratowym dekolcie, była tak pi
ħ
kna,
Ň
e
nie mógł oderwa
ę
od niej spojrzenia od chwili, gdy wszedł do grande salle, a co
Ļ
takiego nie
przydarzyło mu si
ħ
nigdy dot
Ģ
d. Sally miała racj
ħ
, opisuj
Ģ
c jej włosy. Nie były przyci
ħ
te
według obowi
Ģ
zuj
Ģ
cej obecnie mody, lecz opadały na ramiona dziewczyny kaskad
Ģ
czystego
złota, zabarwionego blaskiem ognia. Miała te
Ň
pi
ħ
kn
Ģ
twarz, o regularnych, klasycznych
rysach, i du
Ň
e oczy, których kolor trudno było okre
Ļ
li
ę
jednym słowem. Nie był to ani bł
ħ
kit,
ani fiolet, tylko jaki
Ļ
odcie
ı
po
Ļ
redni, niemal taki sam jak bukiecik fiołków przypi
ħ
ty do
sukni młodej damy.
Łokie
ę
siostry Desmonda w do
Ļę
bolesny sposób zetkn
Ģ
ł si
ħ
z jego
Ň
ebrami,
wyrywaj
Ģ
c go z osłupienia. Młody d
Ň
entelmen spytał Tess
ħ
, dlaczego i ona znalazła si
ħ
w
kraju wroga.
Popatrzyła na niego ze zdumieniem.
- Ja tu mieszkam - powiedziała. - To dom mojego dziadka.
- Pani jest wnuczk
Ģ
pana Beauprego? - zdumiał si
ħ
dla odmiany Desmond. - Przecie
Ň
pani jest taka… taka angielska.
- Moja matka była Francuzk
Ģ
, ale umarła, kiedy byłam jeszcze dzieckiem. - Nie chc
Ģ
c
wdawa
ę
si
ħ
w szczegółowy opis ostatnich kilku lat swego
Ň
ycia, ani te
Ň
opowiada
ę
o tym, jak
to wymkn
ħ
ła si
ħ
wreszcie angielskim stra
Ň
nikom i wygłodzona i brudna zapukała do drzwi
domu swego dziadka, wypowiedziała na głos dr
ħ
cz
Ģ
c
Ģ
j
Ģ
od kilku minut my
Ļ
l.
- Musz
ħ
przyzna
ę
,
Ň
e jestem mile zaskoczona wasz
Ģ
wizyt
Ģ
.
Dziadek nie mówił mi,
Ň
e was zaprosił.
- Wła
Ļ
ciwie to nie monsieur Beaupre zaprosił nas na to przyj
ħ
cie - odparł ostro
Ň
nie
Desmond - tylko pan Trevenan.
Na d
Ņ
wi
ħ
k tego nazwiska w oczach Tessy pojawił si
ħ
dziwny błysk, jednak szybko
nad tym zapanowała.
- Ach, pan Trevenan - odparła tym samym ciepłym tonem.
- No có
Ň
, praktycznie to jeszcze jeden członek naszej rodziny. Mo
Ň
e swobodnie
korzysta
ę
z naszego domu. Pewnie jest gdzie
Ļ
w pobli
Ň
u. - Omiotła spojrzeniem wielki salon.
- Ch
ħ
tnie odszukam go dla was. - U
Ļ
miechn
ħ
ła si
ħ
do nich promiennie i odeszła.
- Sal, ona nie ma poj
ħ
cia, kim jeste
Ļ
- powiedział Desmond.
Oboje obserwowali Tess
ħ
, która przeciskała si
ħ
powoli przez tłum go
Ļ
ci. Nim dotarła
do oszklonych drzwi prowadz
Ģ
cych na taras przed domem, zgromadziła wokół siebie
wianuszek młodych m
ħŇ
czyzn, którzy ci
Ģ
gn
ħ
li do niej niczym pszczoły do miodu.
Sally odparła w zamy
Ļ
leniu:
- No có
Ň
, to chyba nic dziwnego, prawda? Tessa nigdy nie przebywała w jednym
miejscu na tyle długo, by nawi
Ģ
za
ę
trwałe przyja
Ņ
nie. Zauwa
Ň
yłe
Ļ
,
Ň
e kiedy wspomniałam o
szkole, nie mrugn
ħ
ła nawet okiem?
- Zauwa
Ň
yłem tylko ogie
ı
w jej oczach, kiedy wspomniałem nazwisko Rossa. Zdaje
si
ħ
,
Ň
e nie przepada za nim zbytnio.
Desmond wypowiedział to zdanie z tak
Ģ
satysfakcj
Ģ
,
Ň
e jego siostra nie mogła
powstrzyma
ę
si
ħ
od
Ļ
miechu.
- Des, nie daj si
ħ
ogłupi
ę
przez jej urod
ħ
. Jest bogata, pró
Ň
na i całkowicie zepsuta.
- Teraz zaczynasz mówi
ę
jak Ross. Wol
ħ
sam wyrobi
ę
sobie zdanie na temat panny
Lorimer.
- Tylko nie mów potem,
Ň
e ci
ħ
nie ostrzegałam.
Tessa zatrzymała si
ħ
przed drzwiami tarasu, by odpowiedzie
ę
na pro
Ļ
by tłocz
Ģ
cych si
ħ
wokół niej młodych m
ħŇ
czyzn. Wszyscy chcieli zobaczy
ę
jej karnet. Zostały na nim jeszcze
dwa ta
ı
ce, jednak Tessa chciała je zachowa
ę
dla Paula Marmonta, który nie pojawił si
ħ
jeszcze na balu. Wcze
Ļ
niej dostała od niego li
Ļ
cik, w którym zawiadamiał j
Ģ
,
Ň
e został
wezwany do Rouen. Wci
ĢŇ
jednak miała nadziej
ħ
,
Ň
e wróci przed ko
ı
cem przyj
ħ
cia, albo
spróbuje przynajmniej zobaczy
ę
si
ħ
z ni
Ģ
w ich sekretnym miejscu schadzek. Nieobecno
Ļę
Paula na balu urodzinowym była dla niej wielkim rozczarowaniem, chocia
Ň
starał si
ħ
wynagrodzi
ę
jej troch
ħ
t
ħ
przykr
Ģ
niespodziank
ħ
, przysyłaj
Ģ
c pi
ħ
kny bukiecik fiołków, które
przypi
ħ
ła do sukni. Cho
ę
podobali jej si
ħ
wszyscy młodzi m
ħŇ
czy
Ņ
ni, których zaprosiła na
przyj
ħ
cie,
Ň
aden z nich nie dorównywał Paulowi. Był od niej starszy, miał dwadzie
Ļ
cia cztery
lub dwadzie
Ļ
cia pi
ħę
lat i szalały za nim wszystkie młode dziewcz
ħ
ta. Był niesamowicie
wr
ħ
cz przystojny, poruszał si
ħ
z gracj
Ģ
tancerza, a jedno spojrzenie jego
Ļ
miałych czarnych
oczu sprawiało,
Ň
e Tessa rumieniła si
ħ
jak głupiutka pensjonarka. Niezrozumiały wydawał jej
si
ħ
fakt,
Ň
e cho
ę
Paul mógł przebiera
ę
w tłumie wielbicielek, zawsze wyró
Ň
niał wła
Ļ
nie j
Ģ
.
Była niemal pewna,
Ň
e w ko
ı
cu poprosi j
Ģ
o r
ħ
k
ħ
.
Roze
Ļ
miała si
ħ
, kiedy kto
Ļ
zabrał jej karnet, by sprawdzi
ę
, czy rzeczywi
Ļ
cie wszystkie
ta
ı
ce s
Ģ
zaj
ħ
te.
- Obiecałam ka
Ň
demu z was po jednym ta
ı
cu - powiedziała spokojnie. - To chyba
sprawiedliwe, prawda? Mój karnet jest pełny.
Nie było to kłamstwo, bo cho
ę
Paul nie poprosił jej o zachowanie cho
ę
by jednego
ta
ı
ca, wiedziała, a raczej miała nadziej
ħ
,
Ň
e byłby wielce rozczarowany, gdyby po przybyciu
na bal nie mógł z ni
Ģ
zata
ı
czy
ę
. Dlatego te
Ň
wpisała jego nazwisko.
Przypomniawszy sobie poniewczasie, w jakim celu zmierzała na taras, spojrzała na
Turnerów, wzruszaj
Ģ
c bezradnie ramionami. Zamarła jednak w bezruchu, gdy zobaczyła,
Ň
e
nie musi ju
Ň
nikogo szuka
ę
. On tam był. Ross Trevenan z kpi
Ģ
cym u
Ļ
mieszkiem przygl
Ģ
dał
si
ħ
jej adoratorom. Potem jego zimne szare oczy zmierzyły j
Ģ
Ļ
miałym spojrzeniem. Przez
chwil
ħ
taksował j
Ģ
impertynencko, a potem zbył jednym mrugni
ħ
ciem powiek, jakby uwa
Ň
ał
j
Ģ
za obiekt niegodny uwagi.
Spojrzenie Tessy, wiedzione własn
Ģ
wol
Ģ
, pozostało znacznie dłu
Ň
ej na człowieku,
który w przeci
Ģ
gu kilku miesi
ħ
cy stał si
ħ
dla niej prawdziw
Ģ
zmor
Ģ
. Musiała przyzna
ę
, cho
ę
czyniła to bardzo niech
ħ
tnie,
Ň
e Ross Trevenan był przystojnym m
ħŇ
czyzn
Ģ
, wysokim, dobrze
zbudowanym blondynem, wyró
Ň
niaj
Ģ
cym si
ħ
spo
Ļ
ród tłumu ciemnowłosych Francuzów.
Oczywi
Ļ
cie nigdy nie patrzyła na niego, je
Ļ
li nie musiała. By
ę
mo
Ň
e dlatego,
Ň
e sama nale
Ň
ała
do ludzi o jasnej karnacji, nie przepadała za m
ħŇ
czyznami o blond włosach. Wła
Ļ
ciwie był ju
Ň
do
Ļę
stary, miał jakie
Ļ
trzydzie
Ļ
ci lat, a mo
Ň
e i wi
ħ
cej. Zawsze, gdy ich spojrzenia si
ħ
spotykały, Tessa czuła jego dezaprobat
ħ
, jakby z nagan
Ģ
dawał jej po łapach.
Miała wra
Ň
enie,
Ň
e Trevenan nie lubił jej ju
Ň
od momentu, kiedy si
ħ
poznali.
Pami
ħ
tała to bardzo dobrze. Dziadek zaprosił j
Ģ
do swego gabinetu, by poznała nowego
sekretarza. Pocz
Ģ
tkowo Trevenan wywarł na Tessie bardzo dobre wra
Ň
enie, a serce zabiło jej
nawet nieco mocniej. Potem jednak popatrzyła w jego oczy i zobaczyła tam wyra
Ņ
n
Ģ
niech
ħę
,
która dopiero po chwili znikn
ħ
ła za beznami
ħ
tnym spojrzeniem, skrywaj
Ģ
cym prawdziwe
uczucia. Od tego dnia nigdy ju
Ň
nie czuła si
ħ
dobrze w jego towarzystwie.
Patrzył na ni
Ģ
jak na pró
Ň
n
Ģ
, głupiutk
Ģ
pensjonark
ħ
, której zale
Ň
y tylko na tym, by
zawsze znajdowa
ę
si
ħ
w centrum uwagi. Powiedziałaby mu otwarcie, co s
Ģ
dzi o nim i o jego
opiniach, gdyby Trevenan nie cieszył si
ħ
tak ogromnym powa
Ň
aniem dziadka. Odk
Ģ
d został
zatrudniony przez dziadka jako jego… nie wiedziała wła
Ļ
ciwie, jak go nazwa
ę
. Sekretarz?
Doradca? Prawnik? Wiedziała tylko,
Ň
e Ross Trevenan stał si
ħ
nieodzownym towarzyszem jej
dziadka, podobnie jak Marcel, słu
ŇĢ
cy, który woził Aleksandra Beaupre w wózku
inwalidzkim.
Cho
ę
Tessa nadal cieszyła si
ħ
specjalnymi wzgl
ħ
dami dziadka, Trevenan wkradł si
ħ
w
łaski swego chlebodawcy na tyle,
Ň
e jego opinie były teraz dla Aleksandra Beaupre
wa
Ň
niejsze ni
Ň
zdanie jego wnuczki. Kiedy Trevenan czynił jakie
Ļ
sugestie, dziadek słuchał
ich uwa
Ň
nie, a potem kierował si
ħ
nimi w swych działaniach. Maniery i sposób bycia Tessy
znalazły si
ħ
nagle pod
Ļ
cisł
Ģ
kontrol
Ģ
.
ĺ
miała si
ħ
za gło
Ļ
no. Zachowywała si
ħ
jak kokietka.
Jej dekolty były zbyt
Ļ
miałe. Dostawała za du
Ň
e kieszonkowe jak na tak
Ģ
młod
Ģ
dziewczyn
ħ
.
Lista ta nie miała ko
ı
ca, Tessa wiedziała jednak,
Ň
e to nie dziadek jest jej twórc
Ģ
.
Wykorzystałaby ka
Ň
d
Ģ
nadarzaj
Ģ
c
Ģ
si
ħ
okazj
ħ
, prócz morderstwa oczywi
Ļ
cie, by pozby
ę
si
ħ
Rossa Trevenana i odetchn
Ģę
wreszcie z ulg
Ģ
.
Próbowała ostrzec dziadka, napomnie
ę
go, by był ostro
Ň
niejszy. Nie robiła tego ze
zło
Ļ
liwo
Ļ
ci czy ch
ħ
ci wyrównania rachunków. W Trevenanie było co
Ļ
, co wzbudzało jej
podejrzliwo
Ļę
. Powiedział,
Ň
e jest Amerykaninem, ale sk
Ģ
d mogli mie
ę
pewno
Ļę
,
Ň
e nie
skłamał? Zawsze odpowiadał wymijaj
Ģ
co na pytania o swoje pochodzenie i dzieci
ı
stwo.
Równie dobrze mógł by
ę
angielskim szpiegiem, przemytnikiem lub kim
Ļ
jeszcze gorszym.
Nie mogła uwierzy
ę
, by człowiek tak arogancki i pró
Ň
ny mógł by
ę
zwyczajnym sekretarzem.
Zachowywał si
ħ
tak, jakby zawsze był panem, a nie sług
Ģ
. Nie mogła te
Ň
przesta
ę
my
Ļ
le
ę
o
Plik z chomika:
Catherine2403
Inne pliki z tego folderu:
Spindle-Cove-02-Tydzien-na-uwiedzenie---Dare-Tessa.pdf
(1730 KB)
0017.George Catherine - Nikczemnik.pdf
(646 KB)
Bailey Rachel - Gorący Romans 960 - Tajemnice kochanków.pdf
(530 KB)
Banks Leanne - Gorący Romans 948 - Nieoczekiwana zmiana.pdf
(687 KB)
Betina Krahn - Spisek.pdf
(1770 KB)
Inne foldery tego chomika:
Abercrombie Joe
Allende Isabel
Angielski
Antologia
Arcydzieła - najlepsze opowiadania science- fiction
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin