Moore Margaret - Pasja i honor.pdf
(
1115 KB
)
Pobierz
54371845 UNPDF
MARGARET MOORE
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Seona MacMurdoch głośno wciągnęła powietrze
i otarła nos wierzchem dłoni. Mocniej owinęła ramio
na miękkim wełnianym szałem. Uniosła głowę. Mru
żąc oczy przed deszczem, popatrzyła w ołowiane
niebo.
Ani śladu słońca. W głębi domu panowała nie
przyjemna cisza. Seona nawet się nie domyślała, dla
czego ojciec ją wezwał.
Pozostawało jej tylko czekać, aż ktoś z otoczenia
wodza da znak, że może już wejść. Nie była pewna,
czy ojciec w ogóle pamięta, że z samego rana po nią
posłał.
Wciągnęła w nozdrza zapach wilgotnej ziemi, po
prawiła przemoczony kaptur, znów przesunęła dłonią
po mokrej twarzy i westchnęła z rezygnacją. Ciężko
oparła się o ścianę, aż zadźwięczały żelazne klucze
przytroczone do pasa. Jej spojrzenie poszybowało
nad drewnianą palisadą ojcowskiej fortecy, hen, aż na
postrzępione, ciemnozielone wzgórza nad zatoką,
które ledwo było widać przez zasłonę deszczu.
Z miejsca, w którym stała, mogła dostrzec otwarte
wierzeje portu i kołyszącą się na falach małą flotyllę
kupieckich statków. Dobytek jej ojca.
Były cięższe i większe od długich łodzi bojowych,
lecz ich wysmukłe kształty i wysoko zadarte stewy
świadczyły o norweskich przodkach Diarmada Mac-
Murdocha. Zamieszkały na północno-wschodnim
wybrzeżu Brytanii ród MacMurdochów łączył w so
bie krew Szkotów i wikingów.
Reszta floty Diarmada- drakkary - stała na kotwi
cy z dala od wścibskich spojrzeń miejscowych wieś
niaków i kupców, którzy często odwiedzali Dunloch.
- Seona!
Aż podskoczyła na dudniący dźwięk ojcowskiego
głosu. Okrzyk brzmiał głucho, jakby się dobywał
gdzieś z głębi jaskini, ale był tak głośny, że odbił się
od sufitu sali.
Zanim jednak zdążyła dać krok w stronę wejścia,
z kamiennego domu wyszła grupa zbrojnych z naj
bliższego otoczenia Diarmada MacMurdocha. Minęli
ją bez słowa.
Chciał się z nią zatem widzieć w cztery oczy? Za
dygotała, lecz usiłowała sobie wmówić, że to tylko
od wilgoci i przenikliwego chłodu późnej wiosny.
Ostatnio przecież nie zrobiła niczego nagannego.
Każdy ze zbrojnych nosił żółtą koszulę, zwaną
tei
ne chroich,
której barwa świadczyła o wysokiej po
zycji społecznej i niemałym majątku posiadacza.
Przed zimnem i wilgocią chroniły długie b
rats,
ściś-
nięte skórzanym pasem i zwisające jak spódnica aż
do nagich kolan. Rolę butów pełniły
cuarans
z jele
niej skóry, wiązane rzemieniami wokół łydek. Zbroj
ni kroczyli dumnie, zapatrzeni przed siebie, nawet nie
spoglądając na córkę dowódcy.
Na pewno ją widzieli. Widzieli, jak nerwowym ru
chem przytrzymywała prosty ubiór, pozbawiony naj
skromniejszej nawet broszki lub klamry z brązu. Sły
szeli także, że dowódca wezwał ją na rozmowę. Swo
im zachowaniem najzwyczajniej w świecie naślado
wali Diarmada. Ojciec od tygodni nie zaszczycił Seo-
ny najmniejszym słowem. Mogłoby się wydawać, że
w ogóle zapomniał o jej istnieniu.
Z drugiej strony Seona wcale nie marzyła o tym,
by budzić zainteresowanie pośród wojowników. Uni
kała ich, od kiedy osiągnęła wiek zdatny do zamąż-
pójścia.
Nie chciała, aby z jej powodu wpadali w przeraże
nie. Nikt nie chciał mieć za teścia strasznego Diarma
da MacMurdocha. Domyślała się, że prawdopodob
nie czeka ją los starej panny.
Ciekawiło ją, czy któryś z nich pomyślał kiedykol
wiek o niej jako o przyszłej żonie. Na ogół wydymali
usta, spoglądając w jej stronę. Uważali, że tego nie
widać? Że nie wie, iż ma bladą twarz i niezgrabne,
toporne ruchy?
- Seona! - ponownie huknął ojciec.
Pośpiesznie wśliznęła się do domu. Wnętrze bar-
dziej przypominało jaskinię niż ludzkie domostwo.
W izbie nie było okien, a nikły dostęp powietrza da
wały jedynie drzwi i dymnik. Ogień tlił się na pale
nisku. Chwiejna smuga dymu potęgowała posępne
wrażenie.
Choć było bardzo ciemno, Seona doskonale wie
działa, gdzie szukać rodzica, poruszała się więc pew
nie, jak ślepiec w znanym otoczeniu.
Pan na Dunloch siedział na długiej ławie, wsparty
o kamienną ścianę, owinięty czarną niedźwiedzią
skórą. Z ukosa spoglądał na córkę. Na szyi bladym
światłem połyskiwała srebrna obręcz. Bystre oczy
z niechęcią patrzyły spod krzaczastych brwi, szor
stkich i gęstych jak niedźwiedzia sierść. Broda, nie
gdyś także czarna, teraz była już mocno przetykana
siwizną. Mimo upływu lat Diarmad był groźny jak za
młodu, o czym mógł się przekonać niejeden nieprzy
jaciel, czy to na polu walki, czy w czasie najzwyklej
szych targów.
- Jestem ci potrzebna, ojcze? - zapytała Seona,
zdejmując płaszcz i strzepując go z wody.
- Nigdy nie potrzebowałem córki - burknął
MacMurdoch.
Seona nie odpowiedziała. Przewiesiła mokre okry
cie przez ramię. Nie dziwiła się słowom ojca, słyszała
je już bowiem wiele, wiele razy.
Diarmad z głuchym pomrukiem pochylił się w jej
stronę.
Plik z chomika:
kajusia93
Inne pliki z tego folderu:
Chrzanowska Alla Alicja - Tarot a karma.pdf
(1477 KB)
Crownover Jay - Rowdy tom 2.pdf
(870 KB)
Crownover Jay - Rowdy tom2.pdf
(870 KB)
Ellison J. T. - Pocałunek śmierci.pdf
(1762 KB)
Lynn J. - Pozwól mi pragnąć.pdf
(1108 KB)
Inne foldery tego chomika:
Dokumenty
Galeria
Prywatne
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin