Jadwiga coulcmahler K�opotliwa scheda Tytu� orygina�u: Die Testamentklausel � Copyright by Gustav H. Liibbe Yerlag GmbH, Bergisch Gladbach � Copyright for the Polish edition by Edytor, Katowice � Translation by Hildegarda Salacz 8767-1 ISBN 83-86812-21-4 Projekt ok�adki i strony tytu�owej Marek Mosi�ski * Redakcja Piotr Sto�y Korekta Henryka Dobrza�ska Wydanie pierwsze. Wydawca: Edytor s. c., Katowice 1996 Sk�ad i �amanie: �Studio-Sk�ad", Katowice Druk i oprawa: Opolskie Zak�ady Graficzne � Arminie, chod�my na bal dziennikarzy! � Po co? � Zabawimy si�. � Stary, to nic mi nie pomo�e! � Przynajmniej troch� si� rozerwiesz! � M�wisz tak, jakby� nie wiedzia�, gdzie kr��� moje my�li! Wola�bym p�j�� do domu! � Chcesz podda� si� czarnej rozpaczy? Przecie� to nie ma sensu! � Tak samo nie ma sensu ten ca�y bal dziennikarzy. Tam musia�- bym na dobitk� by� dowcipny! Nie, Hansie, nie chc� dzisiaj nikogo widzie�. � Sam dla siebie jeste� najgorszym towarzystwem! Chod��e ze mn�! Schliven i Werdern te� tam b�d�! � Jeszcze jeden pow�d, �ebym nie poszed�. Dla tych dw�ch wrog�w kobiet by�bym znakomitym obiektem z�o�liwych uwag. Oni te� wiedz�, �e Aleksandra Wendhoven wychodzi dzisiaj za m�� i �e zrobi�a ze mnie wariata. Tylko na mnie czekaj�! Nie znosz� tych pesymist�w! Mimo �e zdradzi�a mnie kobieta, jednak wierz� w kobiety! Za bardzo kocha�em i czci�em matk�, by wszystkie kobiety bez wahania zmiesza� z b�otem. Zostaw mnie w spokoju! Id� sam na ten bal, je�eli masz ochot�! Hans von Rippach wzruszy� ramionami. � Nie zale�y mi na tym. Chcia�em, �eby� si� troch� rozerwa�. � Dzi�kuj� ci, wiem, �e mi dobrze �yczysz. W tym wypadku rozrywka na nic. Takie godziny musi cz�owiek po prostu przebole�. Czy s�dzisz, �e dzisiaj m�g�bym my�le� o czym� innym ni� o niej? Dzisiaj zostanie �on� innego i b�dzie si� �mia�a z durnia, kt�ry chcia�, �eby z nim dzieli�a bied�! Czy� dla Aleksandry nie by�o nic lepszego na �wiecie ni� czekanie, a� wielbiciel wywalczy dla niej i dla siebie skromn� egzystencj�? Armin von Leyden wypowiedzia� te s�owa z ironi� i wida� by�o, �e zadano mu ci�ki cios. Przyjaciele w milczeniu szli obok siebie. Rippach doszed� do wniosku, �e lepiej zostawi� przyjaciela w spokoju. Po chwili za- pyta�: � Czy chcesz, �ebym sobie poszed�? Powiedz mi. Nie b�d� si� gniewa�. � Nie. Je�eli m�j z�y humor nie zniech�ca ci�, chod�my do jakiego� zacisznego lokalu. Napijemy si� wina! � Dobra my�l! Dok�d p�jdziemy? � Wszystko jedno! � No to skr�cimy tam w prawo, za rogiem jest przyjemna knajpka. Nied�ugo weszli do ma�ej winiarni, w kt�rej w niszach wy�o�onych ciemn� boazeri� sta�y okr�g�e stoliki i pluszowe kanapy. Usiedli i zam�wili wino. Rippach wzni�s� toast. r � �ycz�, �eby� szybko zapomnia� o tym, co ci� spotka�o! Alek- sandra nie jest warta, �eby m�czyzna mia� przez ni� zmarnowa� swoje �ycie. Leyden skin�� g�ow�, nic nie m�wi�. Rozmowa nie klei�a si�. Rippach nie m�g� znale�� odpowiednich s��w, �eby poprawi� nastr�j przyjaciela. Na jego przystojnej twarzy odbi�o si� zmartwienie. O p�nocy Leyden wsta�: � Hans, nie gniewaj si�, jestem zm�czony i chc� p�j�� do domu. � Dobrze, jak sobie �yczysz! Zawo�a� kelnera, zap�aci� i opu�cili winiarni�. Rippach odprowadzi� Leydena. Przed domem po�egnali si� u�cis- kiem d�oni: � Do zobaczenia jutro! Armin powoli wspina� si� po schodach do mieszkania sk�adaj�cego si� z sypialni i gabinetu. Po ciemku zdj�� p�aszcz, potem zapali� lamp�, kt�ra o�wietli�a jego m�sk� twarz z czarnymi oczami. Opad� na krzes�o i d�ugo siedzia� bez ruchu. Kiedy poczu� ch��d, wsta� i podszed� do okna. By�a zima, na ulicy le�a� �nieg. Latarnie rzuca�y �wiat�o na przechodni�w. Armin zgasi� lamp� i poszed� do sypialni., Tej nocy nie m�g� zasn��. Kiedy nast�pnego dnia wr�ci� po pracy do domu, przyszed� do niego Rippach. � Witaj, Arminie! Znikn��e� mi w t�umie przy wyj�ciu z urz�du. Wiedzia�em jednak, �e zastan� ci� w domu. Czy masz co� do picia? � Mo�esz dosta� koniak. � Dawaj! Wyj�� z biurka butelk� i dwa kieliszki, nape�ni� je, po czym po�o�y� na stole papierosy i zapalniczk�. � We� sobie! � Dzi�kuj�! Nie zapalisz? � Zaraz. Siedzieli tak, palili i patrzyli przed siebie w milczeniu. Nagle Leyden wsta�, stan�� przy krze�le przyjaciela i po�o�y� mu r�k� na ramieniu: � S�uchaj, stary, ni� musisz si� po�wi�ca�. Doceniam twoj� dobr� wol� i jestem ci wdzi�czny. Naprawd� nie musisz si� nudzi� w moim towarzystwie. � Nie m�w bzdur. Wcale nie czuj� si� �le w twoim towarzystwie! Wiesz, czasem bardzo lubi� w spokoju sp�dzi� par� chwil. � Hm, to co� nowego! W�a�ciwie tak� kontemplacj� m�g�by� o wiele przyjemniej sp�dzi� w twoim eleganckim mieszkaniu. � A mnie bardzo podoba si� w�a�nie tutaj! � Dobrze, zosta� wi�c. Ale ja dzisiaj nie zamierzam wychodzi� z domu. � Doskonale! Ja r�wnie� nie mam na to ochoty. Czy naprawd� ka�dy wiecz�r trzeba sp�dza� w teatrze, na koncercie czy w restauracji? Armin za�mia� si� g�o�no: � Jeste� hipokryt�! Hans promienia�. � Bogu dzi�ki. Wreszcie znowu si� �miejesz! Powiedz mi, czy ju� jeste� po kolacji? � Nie. Moja gospodyni podaje zwykle herbat� i kanapki. Czy zjesz ze mn�? � Ch�tnie! Jestem g�odny, a skoro nie masz ochoty wyj�� z domu, musisz mnie ugo�ci�. � Postaram si�, �eby� by� zadowolony. Wierny z ciebie kompan. � Dlaczego? � Dobrze wiesz dlaczego! Ka�� przynie�� piwo albo wino, co wolisz? � Niech b�dzie piwo! Przy kolacji sporo rozmawiali. Rippach opowiada� dowcipy i cieszy� si� jak dziecko, widz�c, �e Leyden si� �mieje. Byli zaprzyja�nieni od wielu lat. Ojciec Leydena, lekarz, zmar�, kiedy Armin by� na trzecim roku studi�w. Nie dorobi� si� du�ego maj�tku, ale matka otrzymywa�a odsetki wystarczaj�ce na skromne �ycie. Pani von Leyden by�a jedn� z kobiet gotowych na wszystko, byle zapewni� byt synowi. Odmawia�a sobie dos�ownie wszystkiego, umo�liwiaj�c Ar- minowi uko�czenie studi�w prawniczych. Kiedy zosta� asesorem, matka zmar�a. Odsetki od ma�ego kapita�u, dotychczas dzielone na dwie osoby, zapewnia�y mu spokojne �ycie. Rippach, jak przysta�o na przyjaciela, dzieli� z nim wszystkie smutki i rado�ci. Mia� zamo�nych rodzic�w. Zawsze weso�y i pogodny wywiera� korzystny wp�yw na nieco flegmatycznego przyjaciela uznaj�c � bez zawi�ci �jego intelektualn� wy�szo�� i przewag� fizyczn�. W zamian Armin hamowa� Hansa, kiedy ten za bardzo szala� na balach i hula� z kolegami. Przyjaciele uzupe�niali si� pod ka�dym wzgl�dem, a ich przyja�� pog��bia�a si� z roku na rok. Kiedy Hans zorientowa� si�, �e Armin zakocha� si� na zab�j w pi�knej, lecz biednej i bardzo rozpieszczonej Aleksandrze Wend- hoven, powa�nie si� zmartwi�. Ostrzega� go przed ni�, poniewa�, jako realista zauwa�y�, �e Aleksandra jest pr�n� kokietk�, zbyt rozpieszczo- n�, �eby chcie� zosta� �on� biednego asesora. Niestety, jego ostrze�enia zosta�y bez echa. Czy do zakochanego m�czyzny kiedykolwiek dociera- �y rozs�dne argumenty? Zawiadomienie o zar�czynach ukochanej Armin otrzyma� dwa dni po balu, na kt�rym Aleksandra obdarza�a go szczeg�ln� czu�o�ci�. Cios by� tym bardziej bolesny, �e r�wnocze�nie przekona� si� o prawdziwym charakterze m�odej damy. Mimo i� czu� do niej pogard�, nie m�g� przesta� jej kocha�. Wczoraj Aleksandra zosta�a �on� m�czyzny, kt�ry nie mia� �adnych zalet, tylko du�o pieni�dzy. Hans jak zwykle okaza� si� wiernym przyjacieitfr^ Armin by� wdzi�czny, chocia� �aden z nich o tym nie m�wi�. W samym �rodku las�w Turyngii stoi na wzg�rzu zamek Burgwer- ben. Z dwu stron p�yn� w�skie odnogi rzeki czyni�c ze� wysp�. Szeroki most nad rzek� si�ga do drogi prowadz�cej ku zamkowi. Burgwerben jest du��, szar� budowl� z wy�szym �rodkowym budynkiem i dwoma czworok�tnymi wie�ami. Mimo swojej surowo�ci zamek na wyspie wr�s� w krajobraz i by� bardzo malowniczy. Za rzek� rozci�ga�y si� �yzne pola, a wy�ej stare, g�ste lasy. U podn�a le�a�a ma�a wioska o tej samej nazwie. Domy, kryte czerwon� dach�wk�, rozsypa�y si� wzd�u� obu w�skich odn�g, kt�re za wzg�rzem z zamkiem, ��czy�y si� w szerok� rzek�. Na skraju lasu, nad brzegiem rzeki pobudowali wille zamo�ni ludzie zachwyceni urokiem tego zak�tka. Zamek i ogromny obszar ziemi nale�a�y do Fryderyka von Leydena. �eni�c si� z ostatni� hrabin� z rodu Burgwerben jego ojciec zosta� w�a�cicielem du�ego maj�tku. Teraz Fryderyk uko�czy� sze��dziesi�t lat, nie mia� rodze�stwa, nigdy si� nie o�eni�. Przed laty by� weso�ym, kochaj�cym �ycie m�odzie�cem, dop�ki pewnego dnia, przed dwudzies- tu pi�ciu laty, nie wr�ci� do zamku ponury i cichy. Zdradzony przez ukochan� spowodowa� wypadek, w kt�rym zabi� przyjaciela. Odt�d zmieni� si�. Jednak nikt nie pozna� nigdy szczeg��w tragedii. Fryderyk von Leyden sta� si� dziwakiem. W swoim otoczeniu nie znosi� kobiet. Kucharka, pokoj�wki i s�u��ce mieszka�y w oddzielnej przybud�wce. Mia�y zakaz pokazywania si� panu dziedzicowi na oczy. Nie by�o to trudne, poniewa� Fryderyk von Leyden przebywa� stale ^ zamku, �y� w�r�d swoich ksi��ek i stamt�d zarz�dza� maj�tkiem. Jego najbli�szym pomocnikiem by� inspektor Scheveking, ma�om�wny i, tak jak jego pan, ponury stary kawaler. Mieszka� w s�u�bowym mieszkaniu sam i tak�e nie znosi� kobiet. �e�sk� s�u�b� kierowa�a panna Wunderlich. Rezolutna, niska, tegawa os�bka m�ci�a si� za pogard� okazywan� kobietom na zamku Burgwerben w ten spos�b, �e nie ukrywa�a wrogo�ci wobec m�czyzn. Stale k��ci�a si� z inspektorem, codziennie obrzucali si� wyzwiskami, co widocznie by�o niezb�dne dla ich dobrego samopoczucia. Fryderyk von Leyden mia� wielu krewnych. Byli jednak biedni tak jak jego ojciec, zanim o�eni� si� z bogat� hrabin�. W miar� up�ywu lat, gdy Fryderyk wci�� nie zak�ada� rodziny, krewni zacz�li go odwiedza�. By�o to bezwzgl�dne polowanie na sched�, wszyscy prze�cigali si� w okazywaniu mu mi�o�ci i przywi�zania. Ponury dziedzic broni� si� ironicznym u�mieszkiem przed pochleb- stwami. Kobiet w og�l...
link999