JADWIGA COURTHS-MAHLER Niewinna Przek�ad Hildegarda Salacz Tytu� orygina�u: Gerlinda ist unschuldig � Copyright by Gustay H. Liibbe Verlag GmbH, Bergisch Gladbach � Copyright for the Polish edition by Edytor, Katowice � Translation by Hildegarda Salacz ISBN 83-86812-33-8 Projekt ok�adki i strony tytu�owej Marek Mosi�ski Redakcja Piotr Sto�y Korekta Henryka Dobrza�ska Wydanie pierwsze. Wydawca: Edytor s.c, Katowice 1996 Sk�ad i �amanie: �Studio-Sk�ad" Katowice Druk i oprawa: Opolskie Zak�ady Graficzne Kiedy Gerlinda Olden dojecha�a do wzniesienia, zatrzyma�a wierzchowca. Ostatni odcinek drogi przemierzy�a powoli, poniewa� ko� musia� ostro�nie st�pa� mi�dzy kamieniami, kt�re podczas letnich burz deszcz zmywa� ze skalistego zbocza. Patrzy�a na dolin� u podn�a Alp Bawarskich. Za maj�tkiem Ringberghof, posiad�o�ci� jej ojca, le�a�a w�r�d zielonych ��k wioska z �adnym ko�cio�em. Oddziela� je g�sty las otaczaj�cy dolin� i ca�� okolice. Z ciemnej zieleni wy�ania�y si� ostre wierchy pokryte wiecznym �niegiem. Gerlinda rozmarzonym wzrokiem patrzy�a na wspania�� przyrod�. Z lubo�ci� wdycha�a g�rskie powietrze. To by�o jej ulubione rjiiejsce. Mog�a st�d patrze� w daleki �wiat, tu mniej dr�czy�a j� my�l o m�odo�ci sp�dzanej w odosobnieniu. Wierzchowiec skuba� k�pki trawy, w kt�rych tkwi�y modre kwiatki. Ta rzadka wysokog�rska flora � gentiana � obj�ta ochron� w ca�ej Europie, a tutaj bujnie rosn�ca, nie wzbudza�a zainteresowania Gerlin-dy. Tylko wczesn� wiosn�, kiedy pojawia�y si� pierwszy raz, zbiera�a ma�y bukiecik, by upi�kszy� sw�j pok�j. Westchn�a. By�a pi�kn� dziewczyn�: mia�a du�e, szare oczy ocienione d�ugimi rz�sami i delikatn� twarz. T�skni�a jednak za nieznanym �wiatem, gdzie jak sobie wyobra�a�a, toczy�o si� ciekawe �ycie i mieszkali pogodni ludzie. Kiedy chcia�a zawr�ci� wierzchowca, us�ysza�a wo�anie. Z szerokiej szczeliny w stromej skalistej �cianie dochodzi� m�ski g�os. Zacz�a Tytu� orygina�u: Gerlinda ist unschuldig � Copyright by Gustav H. Liibbe Verlag GmbH, Bergisch Gladbach � Copyright for the Polish edition by Edytor, Katowice � Translation by Hildegarda Salacz i ff�em. ' ISBN 83-86812-33-8 Projekt ok�adki i strony tytu�owej Marek Mosi�ski Redakcja Piotr Sto�y Korekta Henryka Dobrza�ska Wydanie pierwsze. Wydawca: Edytor s.c, Katowice 1996 Sk�ad i �amanie: �Studio-Sk�ad" Katowice Druk i oprawa: Opolskie Zak�ady Graficzne Kiedy Gerlinda Olden dojecha�a do wzniesienia, zatrzyma�a wierzchowca. Ostatni odcinek drogi przemierzy�a powoli, poniewa� ko� musia� ostro�nie st�pa� mi�dzy kamieniami, kt�re podczas letnich burz deszcz zmywa� ze skalistego zbocza. Patrzy�a na dolin� u podn�a Alp Bawarskich. Za maj�tkiem Ringberghof, posiad�o�ci� jej ojca, le�a�a w�r�d zielonych ��k wioska z �adnym ko�cio�em. Oddziela� je g�sty las otaczaj�cy dolin� i ca�� okolice. Z ciemnej zieleni wy�ania�y si� ostre wierchy pokryte wiecznym �niegiem. Gerlinda rozmarzonym wzrokiem patrzy�a na wspania�� przyrod�. Z lubo�ci� wdycha�a g�rskie powietrze. To by�o jej ulubione ftiiejsce. Mog�a st�d patrze� w daleki �wiat, tu mniej dr�czy�a j� my�l o m�odo�ci sp�dzanej w odosobnieniu. Wierzchowiec skuba� k�pki trawy, w kt�rych tkwi�y modre kwiatki. Ta rzadka wysokog�rska flora � gentiana � obj�ta ochron� w ca�ej Europie, a tutaj bujnie rosn�ca, nie wzbudza�a zainteresowania Gerlin-dy. Tylko wczesn� wiosn�, kiedy pojawia�y si� pierwszy raz, zbiera�a ma�y bukiecik, by upi�kszy� sw�j pok�j. Westchn�a. By�a pi�kn� dziewczyn�: mia�a du�e, szare oczy ocienione d�ugimi rz�sami i delikatn� twarz. T�skni�a jednak za nieznanym �wiatem, gdzie jak sobie wyobra�a�a, toczy�o si� ciekawe �ycie i mieszkali pogodni ludzie. Kiedy chcia�a zawr�ci� wierzchowca, us�ysza�a wo�anie. Z szerokiej szczeliny w stromej skalistej �cianie dochodzi� m�ski g�os. Zacz�a nas�uchiwa�. Po chwili ujrza�a m�czyzn� karko�omnymi skokami pokonuj�cego zbocze. � Prosz� zaczeka�! Potrzebuj� pomocy dla rannego! Gerlinda szybko podjecha�a ku wo�aj�cemu. Ojciec Gerlindy wychowywa� c�rk� w izolacji od ludzi i �wiata. Jakikolwiek kontakt z m�odymi m�czyznami by� nie do pomy�lenia. Pos�uszna woli ojca unika�a obcych, jednak w tej chwili czu�a, �e musi post�pi� inaczej. Chodzi�o o ludzkie �ycie! Czeka�a a� nieznajomy zejdzie ze zbocza. Nagle przypomnia�a sobie, �e dzisiaj rano ojciec wybra� si� w g�ry, w�a�nie w t� okolic�, sk�d schodzi� nieznajomy. Wspomnia� o rannym... Czy�by to jej ojciec? Nieznajomy zeskoczy� z ostatniej ska�y tu� przed wierzchowca. Gerlinda zauwa�y�a, �e zacisn�� z�by, jakby chcia� ukry� b�l. Szybko si� opanowa�. � Dzi�kuj�, �e pani zechcia�a zaczeka� i przepraszam, �e zatrzymuj�. Mo�e pani� przestraszy�em? Ale potrzebna jest pomoc. Znalaz�em rannego w szczelinie mi�dzy dwiema skalami. Prawdopodobnie po�lizn�� si� i spad�, a mo�e zas�ab�. To starszy pan o siwych w�osach, wysoki i barczysty. Gerlinda zblad�a. � To m�j ojciec! Nieznajomy, zaskoczony urod� m�odej dziewczyny, zapyta�: � Czy pani s�dzi, �e ranny to pani ojciec? � Obawiam si�, �e to on. Dzisiaj ranp wyruszy� w g�ry i oczekiwa�am, �e nied�ugo wr�ci. Gdzie on jest? Musz� si� tam szybko dosta�! � Zanios�em go w bezpieczne miejsce. My�l�, �e ma z�aman� praw� nog�. Nie wiem, czy s� jeszcze jakie� inne obra�enia. Widzia�em na skroni ran�, ale s�dz�, �e nie jest niebezpieczna. Jednak straci� przytomno��. U�o�y�em go i... Nieznajomy zblad� i dotkn�� lewego uda, potem prawego. Nad kolanami spodnie lepi�y si� od krwi. � Pan jest ranny! � krzykn�a Gerlinda. � To nic powa�nego. Przy schodzeniu z rannym zahaczy�em o skal�. To nie mnie jest potrzebna szybka pomoc. Prosz�, niech pani jedzie i sprowadzi tu kogo�. Niech zabierze liny, nosze i odrobin� mocnego wina. Ja wracam, b�d� czeka� na pomoc. Nieznajomy dok�adnie opisa�, gdzie zostawi� rannego. Gerlinda na szcz�cie zna�a to miejsce. Zanim odjecha�a z trosk� spojrza�a na m�odego m�czyzn�. � Przecie� pan jest ranny i potrzebuje pomocy! Zniecierpliwiony machn�� r�k�. � To mo�e poczeka�! Najpierw musimy si� zaj�� pani ojcem. Gdybym pani nie spotka�, musia�bym zej�� do wsi po pomoc. Prosz� si� pospieszy�! Nieznajomy powiedzia� to bardzo stanowczo i Gerlinda ruszy�a do maj�tku tak szybko, jak na to pozwala�a stroma droga. Kiedy nieznajomy zosta�, twarz wykrzywi� mu grymas b�lu. Wyj�� z kieszeni podr�czn� apteczk�. Zdj�� spodnie i zobaczy� na obu udach g��bokie rany. Zabanda�owa� je, ubra� si� i powoli zacz�� wspina� si� z powrotem. Rannego zasta� p�przytomnego. Le�a� na pelerynie, g�owa spoczywa�a na plecaku. Ojciec Gerlindy, Martin Olden, z trudem otworzy� oczy i patrzy� na swojego zbawc�. Nieznajomy, a by� nim Norman Verden, nachyli� si� i zapyta�: � Jak pan si� czuje? � Nie najlepiej. Sk�d si� tutaj wzi��em? � Znalaz�em pana tam, na g�rze, mi�dzy ska�ami, w szczelinie i przynios�em tutaj. � Dzi�kuj� panu! Wiem, �e musia�o kosztowa� to pana wiele wysi�ku. Jestem ci�ki. Tak, tak, teraz przypominam sobie. Chcia�em przeskoczy� w�sk� szczelin�, �eby skr�ci� drog�. Robi�em to nie raz. Tym razem po�lizn��em si� i spad�em. Kiedy odzyska�em przytomno��, stwierdzi�em, �e le�� na cudzej pelerynie, a pod g�ow� mam cudzy plecak. � Poszed�em szuka� pomocy, poniewa� nie mam si�, �eby samemu pana zanie�� do wsi. Te� jestem ranny, ale to nic powa�nego. Ucieszy�em si�, gdy spotka�em m�od� dam� na koniu niedaleko st�d. � O, to moja c�rka! � Tak. Domy�li�a si�, �e chodzi o jej ojca chcia�a zaraz tutaj przyj��, ale jej wyt�umaczy�em, �e pan potrzebuje pomocy i poprosi�em, �eby pojecha�a do wsi. Opisa�em dok�adnie miejsce, gdzie jeste�my. Nied�ugo powinna wr�ci�. Musimy pana przetransportowa�, sam pan nie mo�e zej�� z g�ry. nas�uchiwa�. Po chwili ujrza�a m�czyzn� karko�omnymi skokami pokonuj�cego zbocze. � Prosz� zaczeka�! Potrzebuj� pomocy dla rannego! Gerlinda szybko podjecha�a ku wo�aj�cemu. Ojciec Gerlindy wychowywa� c�rk� w izolacji od ludzi i �wiata. Jakikolwiek kontakt z m�odymi m�czyznami by� nie do pomy�lenia. Pos�uszna woli ojca unika�a obcych, jednak w tej chwili czu�a, �e musi post�pi� inaczej. Chodzi�o o ludzkie �ycie! Czeka�a a� nieznajomy zejdzie ze zbocza. Nagle przypomnia�a sobie, �e dzisiaj rano ojciec wybra� si� w g�ry, w�a�nie w t� okolic�, sk�d schodzi� nieznajomy. Wspomnia� o rannym... Czy�by to jej ojciec? Nieznajomy zeskoczy� z ostatniej ska�y tu� przed wierzchowca. Gerlinda zauwa�y�a, �e zacisn�� z�by, jakby chcia� ukry� b�l. Szybko si� opanowa�. � Dzi�kuj�, �e pani zechcia�a zaczeka� i przepraszam, �e zatrzymuj�. Mo�e pani� przestraszy�em? Ale potrzebna jest pomoc. Znalaz�em rannego w szczelinie mi�dzy dwiema ska�ami. Prawdopodobnie po�lizn�� si� i spad�, a mo�e zas�ab�. To starszy pan o siwych w�osach, wysoki i barczysty. Gerlinda zblad�a. � To m�j ojciec! Nieznajomy, zaskoczony urod� m�odej dziewczyny, zapyta�: � Czy pani s�dzi, �e ranny to pani ojciec? � Obawiam si�, �e to on. Dzisiaj ranp wyruszy� w g�ry i oczekiwa�am, �e nied�ugo wr�ci. Gdzie on jest? Musz� si� tam szybko dosta�! � Zanios�em go w bezpieczne miejsce. My�l�, �e ma z�aman� praw� nog�. Nie wiem, czy s� jeszcze jakie� inne obra�enia. Widzia�em na skroni ran�, ale s�dz�, �e nie jest niebezpieczna. Jednak straci� przytomno��. U�o�y�em go i... Nieznajomy zblad� i dotkn�� lewego uda, potem prawego. Nad kolanami spodnie lepi�y si� od krwi. � Pan jest ranny! � krzykn�a Gerlinda. � To nic powa�nego. Przy schodzeniu z rannym zahaczy�em o ska��. To nie mnie jest potrzebna szybka pomoc. Prosz�, niech pani jedzie i sprowadzi tu kogo�. Niech zabierze liny, nosze i odrobin� mocnego wina. Ja wracam, b�d� czeka� na pomoc. Nieznajomy dok�adnie opisa�, gdzie zostawi� rannego. Gerlinda na szcz�cie zna�a to miejsce. Zanim odjecha�a z trosk� spojrza�a na m�odego m�czyzn�. � Przecie� pan jest ranny i potrzebuje pomocy! Zniecierpliwiony machn�� r�k�. � To mo�e poczeka�! Najpierw musimy si� zaj�� pani ojcem. Gdybym pani nie spotka�, musia�bym zej�� do wsi po pomoc. Prosz� si� pospieszy�! Nieznajomy po...
link999