BZ_do_JG.doc

(134 KB) Pobierz

LIST OTWARTY DO JĘDRZEJA GIERTYCHA

 

 

 

Pan

Jędrzej Giertych

175, Carlingford Red

N15 3ET London

 

Szanowny Panie,

 

              Fragment Pańskiego "Listu otwartego do społeczeństwa polskiego w Kraju" wydanego w formie odbitki z "Opoki" nr 17 - pt.: "Co robić?", przedrukowano w piśmie codziennym Wojska Polskiego "Żołnierz Wolności".

              Już po przeczytaniu pierwszego z tych odcinków zdawało mi się, iż jej pełny tekst warto by rozpowszechnić. Jednak po zapoznaniu się z pełnym tekstem broszury nie tylko, że zmieniłem pogląd o potrzebie jej rozpowszechniania w całości, ale też zdumiony szeregiem Pana ocen czuję się zmuszony otwarcie z nimi polemizować. Przy czym ograniczę się do tego, co w Pańskich ocenach uważam za rażąco niesłuszne.

 

              Obok celnej oceny roli KOR-u w procesie przygotowania polskiej rewolucji w latach 1980-1981, uderza mnie niekonsekwentność Pańskiego spojrzenia. Nie widzi Pan całego bloku ugrupowań antynarodowych, określanego w kraju mianem "opozycji demokratycznej". Zupełnie niesłusznie zawęża Pan ten "blok" do sojuszu trockistów z piłsudczykami przy czym trockiści zidentyfikowani są jednoznacznie (KOR), natomiast piłsudczycy, to jakiś bliżej niezidentyfikowany "silny prąd romantyczny...". W kraju pojęcie "piłsudczycy" w praktyce politycznej nie funkcjonuje. Pisząc "List do Kraju" trzeba to uwzględniać i precyzować swe myśli w sposób dla czytelnika krajowego jednoznaczny. Pomija Pan milczeniem istnienie takich ugrupowań jak Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROPCiO) i Konfederacja Polski Niepodległej (KPN), a przecież ich działalność była składową akcji rewolucyjnej. (Przykładowo cała działalność KPN wkomponowana była w plany niemieckie, nie pomijając kwestionowania obecnych granic polsko-niemieckich). Jednak najbardziej zaskoczyło mnie pominięcie w "Liście otwartym" problemu istnienia i działania Ruchu Młodej Polski (RMP). Od dawna już Niezależna Grupa Polityczna prowadziła działania mające na celu zdemaskowanie RMP. "Z ugrupowań uzależnionych niepolski charakter ma Ruch Młodej Polski, który jest korowskim aktywem wśród katolików." (Oświadczenie NGP, "W obronie racji narodowych przed anarchią społeczną i egoizmem partyjnym", 4 X 1980 r.). Wcześniej już, w liście otwartym z 5 V 1976 r., Włodzimierz Heese przestrzegał przed  szowinistycznie żydowską inspiracją tego środowiska (Biuletyn NGP nr 3 z 9 XII 1978r.).

              "Pozytywnie zaopiniował tą niezależną od KOR-u organizację, Kuroń: RMP, który z założenia był ugrupowaniem ideowo twórczym w niczym się nie zdezaktualizował. Wszystkie inne ruchy społeczne przed wydarzeniami w lipcu i sierpniu zdezaktualizowały się w sposób istotny (...) ja nie przypadkiem powiedziałem, mimo mego patriotyzmu wobec KOR-u, że za ugrupowanie najbardziej do naszej sytuacji przystosowana uważam RMP (wypowiedź na spotkaniu ze studentami Uniwersytetu Warszawskiego 2 XII 1980r.)" (Informacja Niezależnej Grupy Politycznej w sprawie oświadczenia księdza Alojzego Orszulika z 9 II 1981r.).

              W swym liście otwartym do NGP z 6 VIII 1981 r . Karol Doerffer pisał: "Nie zachodzi większa obawa przed efektem działań propagandy politycznej oficjalnej, choćby dlatego, że nie jest ona dzisiaj wiarygodna. Natomiast bardziej niepokoić muszą destrukcyjne poczynania Ruchu Młodej Polski." W dalszej części listu Karol Doerffer opisuje metody działania RMP. Konsekwentne działania NGP spotykały się z brakiem zrozumienia (niekiedy nawet z wrogością) w innych środowiskach polskich - krajowych i emigracyjnych. Z czasem przybyły nowe fakty, a fakty weryfikują opinie. Dla środowisk narodowych stawało się coraz bardziej oczywiste, że "RMP jest organizacją "o niepolskim" rodowodzie i profilu działania, obliczonym na jak najszerszą penetrację środowisk polskich i neutralizację działań narodowych." (List Redaktora Wydawnictwa NGP do Wydziału Wykonawczego SN-u w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej z 28 X 1981 r.). Dziś wielu narodowców musi wstydliwie przemilczać, że kiedyś mieli pozytywne zdanie o Ruchu Młodej Polski.

              Inaczej wygląda sytuacja na emigracji. Zupełna ignorancja dla faktów jaką tam zaobserwowałem da się wytłumaczyć chyba tylko politycznym infantylizmem lub kolaboracją. Lektura "pozjazdowego" numeru "Myśli Polskiej" z 1 VI - 15 VIII 1982 r. wskazuje niestety na tą drugą ewentualność. Z jednej strony Albin Tybulewicz w artykule "Polska młodzież" nie ukrywa korowskiej genezy RMP i "Pro Patrii" - za co mu bardzo dziękuję. Mówi też o koktailu ideologicznym wewnątrz tego środowiska: "(...) część jego młodych publicystów czerpie inspirację z ideologii przedwojennego obozu narodowego (Aleksander Hall, Gdańsk), [reprezentatywny dla środowiska żydowskiego w Gdańsku - przypis mój], a drudzy w niektórych wypadkach idą wzorem Józefa Piłsudskiego (Jacek Bartyzel, Łódź)." Powstrzymuję się od polemizowania ze śmiesznie brzmiącymi uwagami pana Tybulewicza o "głębokim przywiązaniu do wiary katolickiej" i "stadium rozwoju końca Ligi Polskiej i początku Ligi Narodowej" bo jest to parodia stanu faktycznego. Także Antoni Dargas ujawnia w swym "Sprawozdaniu organizacyjno-politycznym" powiązania między SN-em a RMP i "Pro Patrią".

              Najlepszym komentarzem do tego dwugłosu są chyba słowa "Ekologa" zamieszczone w tym samym numerze "Myśli": "(...) jak się jest "pierwszą brygadą", to nie trzeba o tym śpiewać".

              Oceną powyższego niech będzie fragment wypowiedzi (z 28 VIII 1982r.) jednego z moich kolegów (będącego wówczas za granicą), która była reakcją po zapoznaniu się z zawartością "pozjazdowej" "Myśli": "Ilość agenturalnych koncepcji, czy nawet pojedynczych zdań wtrąconych między słuszne wydawałoby się myśli, pobiła w tym numerze wszelkie rekordy, a uchwały V Centralnego Zjazdu SN-u były nie tylko kompromitacją, ale cięciem kata spuszczającego gilotynę na szczątkowe pozostałości elementów narodowych w tej organizacji."

              Nie jest to stan rzeczy normalny, ale nie dziwi mnie oportunistyczna postawa środowiska "Myśli Polskiej" - zdążyłem je nieco poznać. Natomiast z zupełnym zdziwieniem przyjąłem przemilczenie tych problemów w Pańskiej Broszurze "Co robić?". Zdziwienie moje jest tym większe, że regularnie otrzymuje Pan wszystkie publikacje NGP, w których sprawy te stawiane są jednoznacznie; jak mi wiadomo był Pan też o tym informowany bezpośrednio przez przebywających przed rokiem, a także wcześniej, w Londynie moich kolegów. Przemilczenie to zbyt zgodnie współbrzmi z blokowaniem przez SN wszystkich krytycznych uwag o RMP, i z lansowaniem tego, upozorowanego na polskie środowiska (z którym współpracuje i Pański syn Maciej Giertych), aby można było przejść nad tym faktem do porządku.

              Dotychczas Pański głos był dla mnie "głosem sumienia" emigracyjnych narodowców. Teraz zaczynam odnosić wrażenie, że "endeckie" środowisko emigracyjne przestaje mieć wyrzuty sumienia.

 

              To, co napisał Pan o L. Wałęsie wprawiło mnie w takie zdumienie, że miałam poważne wątpliwości czy egzemplarz broszury "Co robić ?", który do mnie dotarł nie jest podrobiony.

              Na podstawie tej części Pańskiego dorobku twórczego z jaką udało mi się dotychczas zapoznać - zdobył Pan sobie u mnie duży autorytet. Ale ocena jaką wystawił Pan Wałęsie poważnie autorytet Pański w moich oczach zachwiała.

              Wygląda tak, jak gdyby zamierzał Pan dołączyć swój głos do znacząco zgodnej kampanii propagandowej. Pisze Pan: "Doszedłem do niezachwianego przekonania, że jest to człowiek uczciwy i dobrej woli. Jest to także człowiek wielkiego, wrodzonego talentu przywódczego, ogromnych zdolności a także mocnego charakteru. Jest to wybitna postać w polskim narodzie - i powinien wielką rolę w życiu tego narodu odegrać." (Str. 11).

              Podobne, do Pańskiej, opinie były wypowiadane w szczytowych chwilach sławy Wałęsy. A jednak już wówczas oceniano realnie jego możliwości: "Wyrażany przez Lecha Wałęsę pogląd o apolityczności KSS KOR-u jest politycznie beznadziejny. Może to świadczyć o braku rozeznania przywódcy strajkowego; gorzej byłoby, gdyby opinia ta była wyrazem stałego porozumienia Wałęsy z KOR-em." (NGP, 4 XI 1980r.). Trzeba przyznać, iż niewielu śmiało wypowiadać podobne opinie głośno. Ale po tym, jak cały świat usłyszał głos Wałęsy z Radomia: "Nie łudźmy się, od początku było granie na nosie i ja o tym dobrze wiedziałem", "grałem, bo chciałem grać" - nie sądziłem, aby ktokolwiek z ludzi myślących mógł mieć jeszcze wątpliwości co do rzeczywistej roli Wałęsy. Ciekaw jestem na jakiej podstawie doszedł Pan do "niezachwianego przekonania" a tym, że jest on człowiekiem o tak wielkich walorach? Nie znajduję ku temu żadnych przesłanek. Dalej pisze Pan: "Jest to niewątpliwie prawdziwy katolik i prawdziwy polski patriota (...). Że jest katolikiem - tego dowodzi to, że ma siedmioro dzieci. Można udawać pobożność na Mszy, można ostentacyjnie nosić różaniec i wizerunek Papieża - ale dobrej katolickiej rodziny nie stworzy się przez udawanie. (...) Wyrósł na przywódcę polskich robotników w ten sam sposób, jak ongiś prawdziwy polski chłop, Wincenty Witos na przywódcę polskich chłopów." (Str. 11). Proszę Pana, Chińczycy mają i po dwadzieścioro dzieci - co wcale nie dowodzi, że są dobrymi katolikami. Sam fakt wielodzietności jaszcze nie świadczy o tym, że jest to "dobra katolicka rodzina". Niestety w naszej rzeczywistości wielodzietność nie jest argumentem jednoznacznie wiarygodnym; zbyt często jest ona domeną rodzin alkoholików. Natomiast świadome i nagminne nadużywanie przez L. Wałęsę symboli religijnych w procesie przygotowania rewolucji może oznaczać, iż radomskie słowa: "grałem, bo chciałem grać" odnosiły się także i do jego katolickiej postawy. Nie mogę się pogodzić z nazwaniem go "prawdziwym polskim patriotą". Nazwanie tak człowieka, który powołując się na patriotyczne hasła realizuje program korowski "na zasadzie faktów dokonanych", w moim odczuciu uwłacza tym, którzy na miano takie bezsprzecznie zasłużyli. A porównywanie Wałęsy z Witosem, jest wymierzeniem policzka temu drugiemu.

              Pisze Pan, że: "(...) nie sam tylko Lech Wałęsa rządził 'Solidarnością'. (...) Udało się ludziom z KOR wcisnąć się w szeregi 'Solidarności' i aparat jej opanować." (Str. 11). "(...) mafia trockistowska, (...) się do kierownictwa "Solidarności" wcisnęła (...)." (Str. 15). Otóż Wałęsa 'Solidarnością' nie rządził. To był figurant "sierżant w okopach". Zaś mafia trockistowska nie wcisnęła się do kierownictwa 'Solidarności', lecz kierownictwo jej tworzyła, niezależnie od formuły: KOR, RMP czy KPN. Wróćmy jednak da Pańskiego tekstu: "Lojalność wobec przyjaciół - to wielka cnota, którą trzeba cenić. Ale czasem trzeba umieć z przyjaciółmi zerwać. To czasem jest obowiązek." (Str. 11). A dalej: "Obyż zrozumiał, że Kuronie i Michniki to nie są jego sojusznicy i przyjaciele, ale to są jego przeciwnicy i rywale, którzy posługują się nim i chcą nim manipulować, a których calem, jest przechwycenie władzy (...)." (str. 61). Otóż Kuronie i Michniki nie są przeciwnikami i rywalami Wałęsy, a raczej to Wałęsa nie jest rywalem Kuroniów i Michników - jest na to za głupi. A z tą "wielką cnotą" jaką jest "lojalność wobec przyjaciół", też nie jest tak. Wałęsa był od dawna na kuroniowym żołdzie i miał sporo plam (im znanych) na swoim życiorysie.

              Tym samym wykazuje Pan brak orientacji pisząc: "(...) w walce tej konieczne jest by odniósł zwycięstwo (...) raczej kierunek Wałęsy, niż Michnika i Kuronia." (Str. 62). Można mówić o: kierunku Wałęsy, kierunku Gwiazdy, kierunku Jurczyka lub kierunku Rulewskiego - ale za każdym razem pod wodzą na przykład Geremka, także Michnika, Kuronia, i innych. Jeśli więc mówić o kierunku Wałęsy, to różnica między tym kierunkiem, a kierunkiem Rulewskiago czy Jurczyka polegała tylko na taktyce, bo wszyscy oni realizowali ten sam cel: rewolucję. Wałęsa miał opinię "umiarkowanego", więc "gwarantował" swoim animatorom dojście do wytyczanego celu. Jak sam stwierdził w Radomiu, Gwiazda musiał odejść" (...) nie dlatego, że różnimy się kierunkiem. Różnimy się tylko tym, że jego droga i droga Jasia [Rulewskiego] wymaga tego, że trzeba by natychmiast wziąć czołgi i samoloty (...)".

              Zdarzały się chwile, że Wałęsa "stawał okoniem" i mitygował, swoich bezpośrednich opiekunów, ale brało się to stąd, iż wyżsi animatorzy (tacy jak Geremek) dawali mu inne wytyczne i przekonywali, że jeszcze nie nadeszła godzina próby. Miało to między innymi miejsce na posiedzeniu Komisji Krajowej 12 grudnia". Pisze Pan o tym: "(...) w przeddzień ustanowienia w Polsce stanu wojennego, członkowie KOR-u, wbrew sprzeciwom Wałęsy, doprowadzili (...) do powzięcia uchwały o strajku generalnym (...)" (Str. 37), sugerując, że Wałęsa tego strajku nie chciał, że rozumiał jego szkodliwość itd. To nieprawda. Wałęsa strajku nie chciał w grudniu, bo chciał go zrobić na wiosnę. W zimie z braku węgla i tak stawałyby elektrownie i elektrociepłownie; nie dogrzewano by mieszkań, nie kursowałaby komunikacja miejska i międzymiastowa. Nie potrzebowano by kolejnych strajków dla okresowego zatrzymywania poszczególnych przedsiębiorstw. Ba, nawet wykorzystywano by te trudności do inicjowania nowych strajków - "strajków o energię". Zapowiedzi tego już można się było doszukiwać we wcześniejszych wypowiedziach Wałęsy: "(...) jak nam w zimie przykręcą kurki (...)". Wałęsa sądził, że da się wywrócić kraj baz potrzeby uciekania się do strajku generalnego, który zawsze jest bronią niepewną (a byli i przeciwnicy strajków, o czym nie można zapominać). Gdyby "system" się nie zawalił z braku energii, to przynajmniej dokuczliwości przeżytej w tak strasznych warunkach zimy, spotęgowałyby anarchię i nienawiść.

              Kolejny problem: "(...) prawdziwy członek warstwy robotniczej, a nie politykier, podszywający się pod tą warstwę. (Str. 11). "Robotnicy stanowią dziś ogromną część polskiego narodu. Mają więc prawo zabierać głos w sprawach ogólnonarodowych, przemawiając w pewnym stopniu jako wyraziciele woli całego tego narodu."(Str. 9 i 10). Czy Pan rzeczywiście to napisał? Szanowny Panie, taka wypowiedź byłaby czymś normalnym, gdyby wyszła od marksisty - to jest spojrzenie klasowe. Niby dlaczego ma być on wyróżniony przez to, że wyszedł z tłumu? Co w ogóle ma oznaczać stwierdzenie: "prawdziwy członek warstwy robotniczej, a nie politykier"? Czyżby miał Pan na myśli dyktaturę proletariatu?

              Wałęsa widział jak robiono z niego bohatera; poznał potęgę propagandy i bał się, że w każdej chwili, jak będzie niegrzeczny to propaganda ta może zadziałać w stronę odwrotną. Był stale pod działaniem strachu, jak człowiek, któremu przede wszystkim zależy na utrzymaniu przywilejów i zaszczytów. Gdyby okazywał nieposłuszeństwo zostałby skompromitowany a na jego miejsce wylansowano by innego manekina. Stał się jednym z najbardziej znanych ludzi w świecie. Napisano o nim więcej książek i artykułów prasowych niż o niejednym prezydencie USA. Zrobiono z niego "drugiego Piłsudskiego" (i Witasa). A jeszcze do niedawna był chłopcem na posyłki agresywnego ateisty z KOR-u Barusewicza. Mania wielkości uderzyła mu do głowy. Pragnął emocji, sukcesu, poklasku, sławy - i otrzymał to z nawiązką. Pozwalano mu cieszyć się tym i wierzyć we własną wielkość. Uwierzył, że zawojował świat. Opanowany dumą, pyszny stał się marionetką w rękach manipulatorów. Strach przed tym, że świat przestanie o nim mówić, przestanie go chwalić - sprowadził go do roli kukły, niemal niewolnika.

              Mechanizm tworzenia wielkości Wałęsy potrafił dostrzec dwudziestoletni student, którego fragment wypowiedzi z 3 X 1982 r. przytaczam: "Sprawą zasadniczą jest upadek moralności. Swoiste kulturowe zdziczanie przejawiające się choćby w kulcie Wałęsy. Ów polski Gapon określa poziom dążeń dzisiejszego społeczeństwa. Uosabia jago zapotrzebowania i ideały. Zachwalany jest Polak, a raczej wzór Polaka jaki uosabia Wałęsa. Bo takiego właśnie tumana, takie "nic" oblepione z tyłu i z przodu zachodnim żydom dziś trzeba. Tam nie ma kwestii wielkości Wałęsy, istnieje tylko zapotrzebowanie na towar, określona z góry na dół oferta, którą należy zrealizować."

              I jeszcze jedno. Budzi we mnie oburzenie a nawet odrazę robienie z L. Wałęsy "świętego". W niektórych kościołach (w ich wnętrzu) układa się krzyż z kwiatów, a na nim ustawia się portret Wałęsy i ludzie modlą się do tego. Jakże tragiczny jest list starszej kobiety - katoliczki z Poznania, która pisze, że jeśli tak dalej pójdzie, jeśli w kościołach ludzie modlić się będą do Wałęsy zamiast do Pana Boga i jeśli księża zajmować się będą polityką zamiast głoszenia prawd Wiary, to przestanie ona chodzić do kościoła i będzie się modlić w domu, bo fakty takie kłócą się z jej pojęciem Wiary.

 

              Zadziwiające jest to co napisał Pan o "wielkim dorobku ruchu "Solidarność": "Tłumy te pragną dobra Polski (...) są w dalszym ciągu w zasadniczej postawie katolickie. Są także w swej zasadniczej skłonności przeciwne założeniom doktryny marksistowskiej." (Str. 61). Czy widzi Pan różnicę między rewolucją robioną pod hasłami marksistowskimi a katolickimi - jeśli cel i skutki są te same? Wbrew temu co Pan pisze Kuroniom i Michnikom ten stan rzeczy bardzo się podoba. Kuroń mówił nawet głośno: "Robimy rewolucję w kostiumach i maskach." Przecież 'Solidarność' była bardziej komunistyczna, mimo katolickiej maski, od PZPR-u. Czy Kuroń i Modzelewski stawali się innymi ludźmi, gdy zasiadali w siedzibach związkowych pod krzyżem? A Michnik, czy stawał się innym, gdy chodził na audiencje do Prymasa? Przy ferowaniu ocen politycznych trzeba widzieć kierunki i skutki działania ocenianego ruchu politycznego, a nie bujać w obłokach i doszukiwać się wewnętrznych przekonań tłumu. Przecież masy robiące wielkie rewolucje też były masami chrześcijańskimi. Nie wolno patrzeć na tłum przez kolorowe okulary tylko dlatego, że afiszuje się on na zewnątrz katolicyzmem.

              Cóż zrobił ten "katolicki" ruch dla obrony życia nienarodzonych dzieci? Pisze Pan: "Ze smutkiem stwierdzić trzeba, że także i Solidarność (...) nie wysunęła wśród licznych swych apeli i postulatów, żądania skasowania w Polsce ustawodawstwa, zezwalającego na mordowanie dzieci w łonie matek. Usprawiedliwieniem jej jest to, że może dla uświadomienia potrzeby takiego wystąpienia, oraz przedsięwzięcia go, miała za mało czasu." (Str. 8). To Jest dla Pana usprawiedliwieniem? Przecieram oczy i czytam jeszcze raz, bo nie mogę uwierzyć, że to Pan napisał. A jednak ... Jakże bardziej rzetelnie oceniło ten problem szkockie wydawnictwo katolickie 'Approachas' (Suplement nr 76, wydanie polskie, NGP, 14 IV 1982 r.): "Jeśli istniałaby nawet minimalna świadomość katolicka - dla odróżnienia od zwykłego uczucia - byłyby przynajmniej pewne dowody oburzenia dotyczące polskiej ustawy o dopuszczalności przerywania ciąży. (...) Nie trzeba wcale zaznaczać, iż elementy korowskie w 'Solidarności' byłyby przeciwne wszelkim zamiarom zniesienia tej ustawy. (...) To samo tłumaczyłoby, dlaczego katolicy zależni od KOR-u, tacy jak Wałęsa, byliby przeciwstawiali się jakiemukolwiek wspomnieniu o tejże ustawie. (...) Ale nawet to nie tłumaczy, dlaczego zagadnienie przerywania ciąży zostało tak całkowicie pominięte (...) W przypadku 'Solidarności' nie można pozbyć się obawy, iż w rachubę może wchodzić inna przyczyna znaczącej ciszy wokół polskiej ustawy o dopuszczalności przerywania ciąży. Mianowicie, że tak wielu ludzi, szczególnie w miastach, "skorzystało" bezpośrednio lub pośrednio z "usług" państwa komunistycznego, iż poruszanie tego zagadnienia mogłoby być przyczyną "podziału" nawet w obrębie zwykłych ludzi."

              Pisze Pan także: "(...) treścią uczuć tych tłumów jest idea służby Bogu i Ojczyźnie, (...) tłumy te pragną dobra własnego, to znaczy dobra polskiego ludu pracującego i dobro to pojmują w sposób rozumny. (...) Są to uczucia zdrowe i zacne, w podstawowej treści uczciwe i rozumne. Byłoby katastrofą dla Polski, gdyby uległy one wykolejeniu. (...) a niebezpieczeństwo wykolejenia grozi (...) ze strony władz rządowych, które w sposób nieunikniony narażone są na pokusę spróbowania złamania woli tych tłumów akcją represyjną, brutalną i mechaniczną, w swej istocie niszczycielską, której owocem może być tylko zdemoralizowanie tych tłumów i zniszczenie tkwiących w uczuciach tych tłumów wartości moralnych." (Str. 61). Najdelikatniej mogę to skomentować za pomocą cytatu: "rozumienie położenia Polski, jeśli nawet odbiega od błędnego, to porażone jest obawą przed pełną prawdą, dotyczy to poglądu na stan dzisiejszego państwa i społeczeństwa." (Oświadczenie Zespołu Inicjatywnego Ruchu Narodowego, 8 VII 1982 r.). Ale na tym poprzestać nie mogę. Poważnym błędem jest widzieć skomunizowany tłum takim, jakim chciałoby się aby był. "Te tłumy, które w szeregach 'Solidarności' się skupiły, nadal istnieją i nadal coś myślą, coś czują, czegoś chcą i także czegoś nie chcą." (Str. 61). Tłum, proszę Pana, zawsze jest pod działaniem płytkich namiętności. Chce rozładować swą bezprzytomną żądzę niszczenia. A czego nie chce? - Nie chce niczego, co nie zadawala jego bezmyślnych żądań, nie daje upustu jego namiętnościom. "Chodzi o to, by wroga Polsce mafia nie opanowała tych tłumów (...) i nie poprowadziła ich w kierunku dla Polski i dla polskiego narodu, a także i dla samych tych tłumów szkodliwym." (Str. 61). Czy naprawdę nie widzi Pan, że to już się dawno temu stało? Przecież wystarczy dać tłumowi władzę na krótki okres czasu - tak jak to miało miejsce przed rokiem - by zrobił się z niego motłoch bez żadnej organizacji; by stał się on siłą ślepą. Tłum nie rozróżnia wartości, nie wie i nie chce wiedzieć co jest dobre, a co złe. Niszczy wszystko co stoi mu na drodze - niszczy w sposób bezmyślny. Po zasmakowaniu bezkrólewia, bezkarności, swobody, nie potrafi już napędzać turbin - umiałby je tylko zniszczyć, bo nie rozumie i nie szanuje podstaw własnego istnienia. Mówienie o "tkwiących w uczuciach tych tłumów wartościach moralnych" (Str. 6l) nie jest nawet śmieszne - jest żałosne. Czy Pan wie co owe "rozumne" tłumy sądzą o wstrzemięźliwości i jak stosują ją w praktyce... Jak można mówić o uczuciach moralnych kogoś, kto atakuje kamieniami karetki pogotowia wiozące rannych? lub napada gromadnie na współpasażera tramwaju dlatego, że nosi mundur? albo bije i kopie przechodnia, który ośmielił się namawiać do opamiętania i rozwagi? Czy można mówić o moralności kogoś, kto przygotowuje listy proskrypcyjne ludzi przeznaczonych na rzeź, na których umieszcza także i dzieci? kto rozbija więzienia i uwalnia przestępców? Cóż to za "służba Bogu i Ojczyźnie", gdy atakuje się butelkami z benzyną jednostki straży pożarnej próbujące gasić płonące mieszkania? bądź napada pad domem tłumnie i bije człowieka za to tylko, że jego syn jest w oddziałach ZOMO?

              "Jeśli wystąpili z takimi żądaniami, jak żądanie nadawania Mszy św. na ekranach telewizji, albo żądania zlikwidowania dławiących kleszczy cenzury, ograniczającej wolność polskiej prasy, literatury, nauki historycznej i ruchu wydawniczego, to uczynili to nie tylko w imieniu potrzeb i interesów robotniczych, ale w imieniu całego narodu. To cały naród przemówił w tych sprawach ich ustami." (Str. 18). Powyższe słowa i kilka innych fragmentów broszury "Co robić?" nasuwają mi na myśl wątpliwość: czy rzeczywiście myśli Pan to co Pan napisał. Zdarza mi się to przy czytaniu Pańskich tekstów po raz pierwszy. Przecież to nie żadni robotnicy "wystąpili z takimi żądaniami" - nie oni układali postulaty. "Tam był trust mózgów KOR-u". A, że znalazł się i taki postulat jak nadawanie Mszy św. ... A jak inaczej zaprzęgnąć katolicki tłum do rewolucyjnej roboty? Ponownie przytoczę fragment z "Approaches" (Suplement nr 76, Wyd. NGP, 14 IV 1982r.): "Katolicka Fasada 'Solidarności'. Oczywiście bardzo wabiące jest być uraczonym scenami eucharystycznej pobożności w Stoczni im. Lenina, zapominając przy tym, że są one zgodne z polityką KOR-u, mającą na celu umyślne uwikłanie Kościoła w konflikt z państwem. To tłumaczy nie tylko jednomyślne życzenia, wychodzące ze strony 'Solidarności', aby Msze św. były odprawiane dla strajkujących publicznie, itd., ale także jedno z żądań 'Solidarności', opowiadające się za dostępem do środków masowego przekazu dla kościołów wszystkich wyznań." A co do zniesienia cenzury to żądali tego przecież głównie ci, których te ograniczenia i tak najmniej krępowały. Jeśli walczono o zniesienie cenzury, to tylko dlatego, że likwidowano w ten sposób resztki utrudnień w opluwaniu polskości w polskiej literaturze i prasie, drukowanej w Polsce, za polskie pieniądze. Czy wierzy Pan w to, że na spełnieniu tego postulatu skorzystaliby ludzie myślący kategoriami narodowymi? W gruncie rzeczy wcale nie chciano znieść cenzury. Chodziło tylko o zmianę cenzorów, a ściślej o powrót tego kierunku w cenzurze, jaki obowiązywał w latach 50-tych. Na pytanie, kto między innymi nad tym pracował odpowiada D. Passant w "Polityce" nr 8 z 21 II 1982 r., w artykule "Rakowski dostał kartę powołania": "(...) bez Wałęsy nie byłoby wicepremiera, ale trzeba tez powiedzieć, że "Polityka" długo na ten ferment pracowała".

              To tak wygląda tan "cały wielki dorobek ruch "Solidarność", (...) której rola w życiu narodu może być dobroczynna." (Str. 61).

              Nikt, kto widział bezrozumny tłum nie może nawet przypuszczać, że uda mu się zapanować nad tym tłumem przy pomocy argumentów i jakichkolwiek autorytetów - ujarzmić go, ująć w karby, niczym gorącą parę w potężny kocioł lub górski potok w zaporę i wykorzystać jego ślepą siłę do konstruktywnej pracy, której calem byłoby budowanie a nie niszczenie. Do budowania potrzebna jest świadomość; potrzebne są wyrzeczenia, zapał, rozum. Powie mi Pan, ze ani gorąca para ani rwący potok górski rozumu nie mają. To prawda, ale tam działa inny mechanizm, mechanizm przymusu. Rozumny człowiek ujmuje w karby bezrozumny żywioł. Najpierw go unieszkodliwia, a gdy panuje nad nim zupełnie, zaprzęga go do pracy. Uważam, że można i należy zastosować taki właśnie mechanizm. Siłę, która w sposób bezmyślny zagraża istnieniu 1000 letniego narodu należy ujarzmić - nawet wówczas, gdy jest to skomunizowane pokolenie tego samego narodu, bo:

1. "Polski nie buduje się dla siebie, ani dla swej partii, ani nawet dla swego pokolenia. Ona jest własnością nieskończonego szeregu pokoleń, które ją tworzyły i tworzyć będą, które stanowią naród." (Roman Dmowski).

2. "Społeczeństwo bowiem, nie jest właścicielem państwa w pojęciu własności jako prawa swobodnego rozporządzania jej przedmiotem, lecz w pojęciu własności, która na nas wszystkich nakłada obowiązek zachowania dziedzictwa i przekazania go przyszłym pokoleniom z własnym dorobkiem." (Niezmienny pogląd narodowy przypomniany w Oświadczeniu Zespołu Inicjatywnego Ruchu Narodowego, 8 VII 1982 r.).

              Oceniając rolę gen. Jaruzelskiego pisze Pan: "Tym, którym powyższe słowa nie trafiają do przekonania, stawiam pytanie: w takim razie komu chcecie udzielić poparcia? Chcecie by faktyczną - a może i formalną władzę w Polsce objęli Kuroń, Michnik, Geremek, Bujak i im podobni - Wolne żarty!" (Str. 33). Bardzo żałuję, że nie może Pan tego pytania zadać publicznie - tu w kraju i usłyszeć na nie odpowiedzi. Uważam, że pomogłoby to Panu w ujrzeniu społeczeństwa polskiego takim, jakie ano jest, a nie takim jakim nakazuje je widzieć stęsknione długoletnią rozłąką z krajem serce. Przy okazji dowiedziałby się Pan jak bardzo błędny jest Pański pogląd, że: "(...) naród polski w swej znacznej większości czuje się zagrożony przez Niemców i wcale nie czuje się solidarny z materialistycznymi rządami na Zachodzie." (Str. 42). Niestety jest akurat odwrotnie. Naród polski jest ślepy i głuchy na zagrożenie niemieckie; odnosi się do Niemiec z dużą sympatią - niemal przyjaźnie. Instynkt samozachowawczy, nakazujący o tym niebezpieczeństwie pamiętać, został w zastraszająco dużym stopniu zagłuszony. Natomiast społeczeństwo z nielicznymi wyjątkami jest zdecydowanie niekiedy wręcz wściekle - antyrosyjskie.

              Pozwolę sobie przypomnieć Panu fragment oceny dzisiejszego społeczeństwa zawartej w cytowanym wyżej Oświadczeniu Zespołu Inicjatywnego Ruchu Narodowego z 8 VII 1982 r .:

              "Zmaterializowanemu społeczeństwu, zdeprawowanemu w stopniu uniemożliwiającym wyrażanie tego bardziej powściągliwie, nadaję się nie tylko status arbitra rozwiązań politycznych, ale i prawo stanowienia o wartościach, którym codzienną postawą ono zaprzecza. Celowym zafałszowaniem jest także nazywanie uzasadnianego sprzeciwu sierpniowego i innych - przełomami, które w istocie były raczej poruszeniami społecznymi, dalekimi od narodowego i moralnego odrodzenia. Dostrzegalnego braku najbardziej istotnej, ideowej wartości przemian w postawach zbiorowych i osobistych nie jest w stanie przysłonić nadużywanie symboli religijnych we wszelkich możliwych okolicznościach; wszystko zdaje się potwierdzać pogląd, iż z naszą bezsprzeczną wielkością, jako narodu, graniczy małość dzisiejszych pokoleń.

              Zanarchizowane społeczeństwo, na przemian skrajnie uległe bądź zbuntowane, nie może być poważnym partnerem; ubezwłasnowolnia się politycznie, staje się bezwiedną większością, przeciw której ma prawo i obowiązek wystąpić mniejszość świadoma sytuacji."

 

              Pisze Pan, ze: "(...) była w jego (Gierka) polityce myśl o zwiększeniu samodzielności gospodarczej Polski." (Str. 19). Proszę Pana, potrzeba dużego wysiłku i opanowania, aby nie odpowiedzieć na to w sposób niegrzeczny. Czy zupełnie obce są Panu słowa "po owocach ich pracy ich poznacie"?

              Twierdzi Pan, ze: "Nie była to polityka (...) dyktowana złą wola". Nie jest rzeczą uczciwą oskarżać kogoś o złą wolę - jeśli oskarżenia są bezpodstawne. Wolno jednak, a nawet należy to uczynić, gdy analiza faktów zupełnie jednoznacznie na złą wolę wskazuje. Ale mówić o braku złej woli tam, gdzie fakty aż krzyczą, że jest inaczej, gdzie nie da się ich w żaden sposób zagłuszyć - jest stosowaniem zasady: jeśli fakty mówią inaczej - tym gorzej dla faktów. Jakie ma Pan podstawy do tego, aby mówić o braku złej woli tego przestępcy? Jakie prawo?

              Nie da się skwitować przestępczej działalności gospodarczej Gierka mało poważnymi wywodami o "szeregu założeń błędnych", o "wykonaniu w sposób nieumiejętny", czy, jak o tym pisze T. Hobler: "(...) w planach, kosztorysach i kalkulacjach handlowych istniały poważne niedociągnięcia. (...) Optymizm podpisujących umowy po obu stronach był większy niż rozsądek i doświadczenie.(...) Rosnący chaos gospodarczy Zachodu zaczął krzyżować ambitne plany Gierka, aż urwało się ucho od dzbanka". ("Myśl Polska", 1 VI - 15 VIII 1882 r.) Potrzeba przecież szatańskich zdolności, aby tak zrujnować kraj bez użycia bomb i armat. Ci, którzy zaciągnęli ogromne kredyty widzieli - bo przecież nie byli ślepcami do czego kraj prowadzą. Wielu było takich, którzy ogłaszali alarm, gdy jaszcze nie była za późno (w 1974 i 1975 r .). Byli oni szykanowani; oskarżani o "zdradę tajemnicy państwowej"; uniemożliwiano im wypowiadanie się na ten temat; odmawiano fachowości przeciwstawiając im jednocześnie opinie "najwybitniejszych" fachowców. A kredyty płynęły nadal. Dalsze ich udzielanie było związane z przyjęciem warunków politycznych - tzw. "liberalizacją" systemu. Jednocześnie dbano o to, by wykorzystanie kredytów było jak najgorsze. Zamiast wybudować kilka fabryk, a następnie wziąć się za następnych kilka itd. - rozgrzebano wszystko jednocześnie. A teraz: wojny jeszcze nie było, a w Polsce co kawałek stoi kupa gruzów. Pisze Pan o tym, ze: "Odegrały tu rolę niedołęstwo, niefachowość i brak poczucia odpowiedzialności. W szeregu wypadków zawiodły przygotowane przez biurokrację plany." (Str. 28). To nieprawda. Jeśli zabierze się Pan do remontu własnego domu i będzie Pan naprawiał jednocześnie podłogi, drzwi i okna, dach i komin, instalację ogrzewczą i kanalizacyjną, a jednocześnie zechce Pan przebudować strych, osuszyć piwnice, postawić parkan wokół domu i wybudować obok domu basen kąpielowy - to ile z tych prac rozpocznie Pan jednocześnie zanim zauważy Pan, że rąk to ma Pan tylko dwoje a zapas kredytu ograniczony? Nie pomoże Panu ani zapał, ani fachowość, ani dobre plany. A doradzać Panu prowadzenie takiego "frontu robót" może tylko Pański wróg lub ktoś, kto liczy na to, że jak się Pan wykosztuje to za tanie pieniądze uda mu się wszystko odkupić. To nie przypadek, że jeden z głównych propagatorów "budowania drugiej Polski" - "wybitny" ekonomista, eks ambasador Rurarz prosił o azyl w USA.

              "Podważaniem interesów państwa było zadłużenie gospodarki kraju, mechanizm którego przedstawiliśmy w biuletynie z 15 maja 1979 r.: "Każda pożyczka dowodzi słabości rządu i braku zrozumienia swej sytuacji. Jak miecz Damoklesa wisi nad głowami rządzących, którzy zamiast uzyskać pewną sumę bezpośrednio od narodu za pomocą masowego opodatkowania, zadłużyli się u naszych bankierów" (z materiałów syjonistycznych).

              Praktyka polityczna stosowana do czasu ostatnich wydarzeń, a szczególnie w latach siedemdziesiątych, doprowadziła do naruszenia bytu narodu, do rozpicia społeczeństwa i niszczenia życia nienarodzonych dzieci; odebrania młodemu pokoleniu wartości ideowych; ustanowienia modelu społeczeństwa konsumpcyjnego; rozkładu gospodarki Polski; skorumpowania aparatu władzy; wytworzenia posiadaczy partyjnych i z partią związanych - powstania krzywdzących nierówności społecznych." (NGP, 4 X 1980 r.).

              Jeśli Gierek planowo i bez żadnych ograniczeń uzależniał naszą gospodarkę od Zachodu, to nie z myślą o usamodzielnieniu polskiej gospodarki, lecz w celu umożliwienia temuż Zachodowi użycia Polski jako narzędzia w walce światowego żydostwa z Rosją.

              Nie będę podejmował polemiki na temat prawdziwości bądź nie, pogłosek o towarach kupionych przez Polskę a następnie kradzionych nam przez Rosję itp. Nadmienię tylko, iż przypomina mi to szeptankę o karawanach wojskowych i milicyjnych ciężarówek wywożących i zakopujących w lesie masowo żywność, aby sprowokować 'Solidarność' do strajku. Tego typu "informacje" były szeroko rozpowszechniane wiosną ubiegłego roku.

              Pańskim zdaniem polityka Gierka polegała na tym, że "(...) ideał hedonistycznego życia postawiła Polakom za cel, do którego mają dążyć. (...) Ale szczęśliwe życie nie polega tylko na zaspokojeniu potrzeb materialnych." (Str. 23). Uważam, że rozumie Pan politykę Gierka bardzo błędnie, Wcale nie chodziło o zaspokajanie potrzeb materialnych; obiecywał "złote góry" i tworząc - na kredyt - namiastki sprawiał wrażenie, iż są one możliwe do zdobycia.

              Polityka Gierka była jednym z kluczowych ogniw przygotowania w Polsce rewolucji. Ekipa Gierka zrobiła w tym celu mniej więcej tyle, co "ekipa Rasputina". Realizując warunki polityczne, od spełnienia których uzależniona były dalsze kredyty. "Liberalizowano" politykę wewnętrzną - tzn. nie przeszkadzano w działaniu "opozycji". Nie dotyczyło ta jednak ugrupowań narodowych. Podczas gdy te ostatnie były za Gierka zwalczane, istniało współdziałanie "opozycji demokratycznej" z ekipą rządzącą.

              Trzeba też widzieć i inny problem. Żadna z dotychczasowych ekip łącznie z "bermanowską" - nie dokonała takiego wyniszczenia moralnego i ideowego polskiego narodu; takiego jego sprymityzowania - jak uczyniła to ekipa Gierka. To samo dotyczy alkoholizmu i narkomanii. Wykorzystywano do tego m.in. sprowadzane z Zachodu filmy propagujące te zjawiska - za symboliczną opłatą. "Nie była to polityka bezmyślna, ani dyktowana złą wolą." (Str. 19)?!

              Dziś "egoizm partyjny sprzyja (...) ukrywaniu przestępczego charakteru rządów przedsierpniowych (...)" (Oświadczenie Zespołu Inicjatywnego Ruchu Narodowego, 8 VII 1982 r.), co w świetle dotychczasowych doświadczeń uznać należy za rzecz "normalną". Zrozumiałe jest też podejmowanie częściowej obrony Gierka przez RWE. Ala podejmowanie obrony antynarodowej polityki Gierka przez ludzi uważanych, i uważających się, za narodowców jest wprost szokujące.

 

              "Poczuwam się (...) do obowiązku wskazania, co mają w dzisiejszej sytuacji w Polsce do zrobienia Narodowcy" (str. 62), "rzeczą (...) ważną jest (...) nadanie kierunku poczynaniom społeczeństwa" (str. 60), "(...) potrzebnym jest, by się Polska wewnętrznie przekształciła w duchu ideałów Boga i Ojczyzny i w duchu porządku politycznego i gospodarczego, opartego na wolności i prywatnej własności i by Rosja to uznała" (str. 46), "chodzi o to, by Rosja zrozumiała, że w jej interesie leży istnienie Polski naprawdę niepodległej, to znaczy całkiem innej, niż rządzona przez półmilionową warstwę społeczną skorumpowanej, komunistycznej biurokracji" (str. 49).

 

              Sadzę, że nie rozumie Pan sytuacji w jakiej nasz kraj się znajduje. Bije się Pan w cudze piersi i od obcych - w danym wypadku od Rosji, żąda by nasze problemy pomogła rozwiązać. Twierdzi Pan przy tym, iż leży w jej interesie by komunistyczną biurokrację polską pozbawiła władzy. Jestem przekonany, iż Rosja dobrze swoje interesy rozumie, i że wie, iż odsunięcie od władzy "skompromitowanej, komunistycznej biurokracji" wcale w jej interesie nie leży, bo alternatywą tej władzy dzisiaj może być tylko władza antysowiecka.

              Nie tylko Rosja musi zrozumieć, że w Polsce potrzebna jest przemiana polityczna - to musi zrozumieć przede wszystkim Polska. "Gdy będziemy silni, wówczas Rosjanie zrozumieją, że mamy silne narodowe potrzeby (...). I wtedy Rosja - nawet może być zmuszana do starania się o pozyskanie nas - bez uzależniania się z naszej strony od interesów państwowości rosyjskich." (Roman Dmowski, "Przegląd Wszechpolski", 1903 r.). Dopiero wówczas, gdy naród polski będzie własne położenie rozumiał i wykształci kadrę zdolną do sprawowania władzy, będziemy mogli żądać od Rosji, aby przemiany w naszym kraju akceptowała. Ale tylko akceptowała, bo dokonać je musimy sami. Powie mi Pan, ze piszę bzdury, bo Polska potrzebę zmian rozumie. Otóż nieprawda. Polska chce przemian - nawet bardzo, ale przemian w duchu antyrosyjskim. Ale chcieć, to wcale nie znaczy rozumieć. Generalnie Polacy swego położenia nie rozumieją i nawet nie chcą dopuszczać myśli o wspólnocie interesów politycznych Polski i Rosji, a każdego kto o takiej wspólnocie interesów mówi kwituje się etykietą "agent Moskwy", bez roztrząsania argumentów. Aby do przemian politycznych w Polsce doszło, i to do przemian w duchu interesów polskich - potrzebne jest bicie się we własne piersi, bo "mądrość naszych wrogów znacznie mniej jest groźna od nierozumności nas samych." (Oświadczenie Zespołu Inicjatywnego Ruchu Narodowego, 8 VII 1982 r.).

              Twierdzi Pan, że: "(...) istnieje w Polsce ogromny prąd, obejmujący miliony Polaków, który nie ma świadomości, że wywodzi się z "endecji" i że jest duchem swym i poglądami "endecki", (...) zdaje sobie sprawę z tego, że wciąż istnieje dla Polski niebezpieczeństwo niemiec...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin