Łeb Tatarzyna.doc

(30 KB) Pobierz
Łeb Tatarzyna

Łeb Tatarzyna

W 1241 roku miasto dwukrotnie odwiedzały tatarskie hordy. Związane są z tym dwie barwne legendy.

Dwukrotnie w XIII wieku, w latach 1241 i 1259-60, hordy tatarskie nawiedzały polskie ziemie. W źródłach historycznych mamy wyraźne wzmianki o tym, że 1 stycznia 1241 roku główne siły Mongołów opuściły Kraków i skierowały się na Racibórz. Pierwsze do miasta dotarły oddziały zwiadowcze, które nie czekając na trzon armii zaczęły się przeprawiać na lewy brzeg Odry. Zadanie miały utrudnione, gdyż okoliczna ludność zniszczyła mosty na rzece. Książę raciborski Mieszko II Otyły (1220-1246), na czele silnego oddziału wykorzystał sytuację i zaatakował Tatarów zadając im dotkliwą klęskę. Według przekazu Karola Gromana poległo wówczas około czterystu Mongołów. Oddziały księcia ścigały niedobitki zwiadowcze w kierunku Krakowa, ale gdy tylko natknęły się na główne siły wroga natychmiast rozpoczęły odwrót. Po powrocie do Raciborza nastąpiło przegrupowanie. Mieszko wzmocnił załogę w grodzie (budowa murowanego zamku rozpoczęła się prawdopodobnie dopiero w 1281 roku za rządów księcia Przemysława), zaś kwiat rycerstwa pociągnął za sobą do Legnicy, gdzie książę Henryk II Pobożny wyznaczył miejsce zbiórki sił chrześcijańskich. Główne siły tatarskie, które doszły do Raciborza, zdaniem historyków nie próbowały zdobywać grodu. Po obu stronach Odry podążały szybko w kierunku Opola. Tam napotkały na pierwszy opór. W krótkiej bitwie pokonały oddziały księcia sandomierskiego Bolesława i księcia opolskiego Władysława.

Drugi raz Mongołowie zjawili się pod Raciborzem po wygranej bitwie pod Legnicą. Ta zaś miała miejsce najprawdopodobniej 9 kwietnia (5 Idy kwietniowe jak podaje Długosz). Po złupieniu Legnicy, hordy tatarskie udały się do Otmuchowa. Tam stacjonowały około dwóch tygodni. Do Raciborza dotarły więc najpóźniej na przełomie kwietnia i maja. Wtedy też mogło dojść do próby zdobycia grodu i osady miejskiej. Książę Mieszko nie zdołał jeszcze wrócić do swojego księstwa. Jak w rzeczywistości przebiegało oblężenie, jeśli rzeczywiście do niego doszło, nie wiemy.

Do pierwszej wizyty Tatarów w Raciborzu odnoszona jest legenda o świętym Marcelim obrońcy. Mówi ona, iż jakiś oddział torujący drogę głównym siłom mongolskim oblegał na początku stycznia miasto. Mieszkańcy nie zgromadzili odpowiedniej ilości pożywienia. Było go ponoć tak mało, że ostatnie porcje rozdano 15 stycznia w wigilię dnia św. Marcelego. Wówczas to kobiety z dziećmi i starcy udali się do kościoła wznosząc do Boga błagania o cudowne ocalenie. Legenda głosi, iż następnego dnia ukazała się rankiem nad Raciborzem otoczona promieniami wschodzącego słońca ogromnej wielkości postać , która trzymała w ręce ognistą kulę. Stojący na obwarowaniach obrońcy miasta uklękli. Tą postacią był św. Marceli wybawca. Święty miał rzucić kulę w obóz tatarski. Przerażanie siłami nadprzyrodzonymi Mongołowie czmychali gdzie popadnie.

Św. Marceli był w IV w n.e. papieżem. Dzięki cudownej odsieczy stał się patronem Raciborza. Raciborzanie przyrzekli świętemu, że co roku po 16 stycznia odbywać się będą w grodzie dziękczynne procesje. Dziś już niestety nie kultywuje się tej tradycji. Figurę św. Marcelego patrona można natomiast znaleźć na Kolumnie Maryjnej w Rynku i w górnej partii ołtarza głównego w kościele farnym. Nie istniejącą już dziś kaplicę polską w tejże świątyni poświęcono temuż świętemu.

Raciborzanom znana jest również legenda o bohaterskim kasztelanie Bartku Lasocie i jego mężnej 200-osobowej załodze broniącej grodu i pobliskiej osady miejskiej, kiedy to wracając spod Legnicy Tatarzy kolejny raz oblegali miasto. Przekaz głosi, że ich dowódca Ti-fu-chan zaproponował obrońcom, by się poddali. Gdy ci odmówili, kazał pokazać czarną chorągiew  wyszytą postaciami straszliwych potworów. Był to znak, że Ti-fu-chan nikogo nie oszczędzi. Mongołowie wielokrotnie szturmowali umocnienia, zawsze bez efektu. Obrońcy częstowali ich gradem strzał. Jedna dosięgnąć miała butnego Ti-fu. Zawiedzione po śmierci wodza hordy odeszły pozostawiając jego ciało. Kasztelan Lasota kazał odciąć głowę i nabić ją na żelazny szpikulec. Gdy do miasta wrócił książę, głowę miano wmurować do ściany zamku, zaś zewnątrz odtworzono jej rysy. Inna legenda mówi, że kamienna głowa, to oblicze śląskiego rycerza, który skamieniał na widok nadciągającej ordy. O głowie Tatara pisał też Augustyn Weltzel. "Zachowała się podłużna, masywna brama wejściowa ozdobiona książęcym herbem. Za nią po lewej stronie, na wystającym, ostrym narożu  domu jest zamurowana kamienna głowa, której oczy są skierowane na studnię lub trochę wyżej. Chociaż do oblicza tatarskiego niepodobna, jest uważana za głowę tego księcia mongolskiego, który w XIII wieku został tu pokonany. Z tą dziwną postacią jest związana legenda, że dokładnie w tym miejscu, na które skierowane są kamienne oczy, znajduje się wielki skarb. Zmarły 29 marca 1880 roku dyrektor generalny Gustaw Adolf von Wiese żądnym wiedzy obcym, którzy uważnie przyglądali się architektonicznej zabawce, potwierdzał prawdę mówiąc żartem: legenda jest prawdziwa. Ta głowa spogląda na skarb, przy czym miał na myśli znajdujący się naprzeciw browar".

 

 

Barwne bardzo legendy o dwukrotnej obronie miasta przed słynącymi z okrutności Mongołami nie zawsze są zgodne z faktami historycznymi. Legendarnej postaci kasztelana Bartka Lasoty trudno szukać w źródłach, zaś legenda o św. Marcelim zaprzecza badaniom historykom, których zdaniem Tatarzy nie atakowali Raciborza w drodze pod Legnicę. Trudno dziś wyrokować, gdzie leży prawda. Nie wiemy też jak wyglądał ówczesny Racibórz. Czy broniono z osobna warownego grodu zamkowego i osady, czy może cała ludność schroniła się na Ostrogu.

Ciekawa jest także historia niejakiego Jana Iwanowica, który uszedł cało z bitwy pod Legnicą. Mocno poturbowany miał dotrzeć do jakiegoś śląskiego klasztoru dominikańskiego. Jak podejrzewają niektórzy historycy, był to raciborski konwent dominikanów, którzy sprowadzili się tu w 1239 roku. W klasztorze tym miała powstać kronika, w której pewien dominikanin spisał relację Iwanowica z legnickiej bitwy. Czyżby więc kronikarz Jan Długosz czerpał informacje o tej batalii z kroniki spisanej w Raciborzu?

Grzegorz Wawoczny

 

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin