Jacek Kaczmarski
MURY
2
1. ZE SCENY
Wy w ciemnościach - reflektory chronią was - Oświetlając tylko scenę, na niej mnie! Jak na dłoni widać mą stężałą twarz, aGdy przez mrok próbują oczy przebić się! C H7Mikrofony wychwytują każdy dźwięk, e a e Mój najlżejszy oddech usłyszycie stąd! E7 a Ja przemogę sztywność zaciśniętych szczęk aWstrzymam myśli niekontrolowany prąd! C H7
Ja tu na krótko! Kochani - pozwolicie? eaePrzed wami chcę naprawdę szczerze się wysilić! E7 aTo dla was chwila, dla mnie całe życie! aeNim zniknę - niech pokrzyczę krótką chwilę! C H7 e (ae)
Każdy chce mieć i każdy tak czy owak maTę krótką chwilę między wejściem swym i wyjściem!Każdy na jakimś instrumencie gra,Choć nie każdego oklaskuje się rzęsiście.Lecz ja - ja wiem, ta krótka chwila długo trwa,Ale mam tyle, drodzy, wam do powiedzenia!Tylko przeszkadza mi ta za kurtyną twarzI ciągły szept, że to już koniec przedstawienia!
Nie! Jeszcze trochę! Mamy czas! Bo widzicieDo stracenia nikt z nas nie ma nic - i tyle!A więc krzyczmy! Krótką chwilę - całe życie!Nim znikniemy - głośno krzyczmy krótką chwilę!
Gwiżdże ktoś - nie mówię nic, nie było nic!Ja mikrofon mam i ja mam teraz głos!Tam, za kulisami wy! Możecie iść!Przejmuję program i prowadzę dalej go!Nie przerywać! Tego, co warcholi - precz!Nie dla niego tutaj płuca w strzępy rwę!Hej, akustyk! Chrypnę! Gorzej słychać mnie!Silniej wzmacniacz! Głos mój teraz musi brzmieć!
Rozciągnąć czas! Hej, wy tam, w mroku - czy wierzycieMnie, który wie jak się w epokę zmienia chwilę?Otwórzcie drzwi! I zaraz zobaczycieJak marny czas, co gnębił nas, zostaje w tyle!
Ktoś mi tutaj może powie, że już charczę,Że już nie rozróżnia poszczególnych słów,Ale mnie śpiewania jeszcze nie wystarczy!Jeśli przerwę - nigdy nie zaśpiewam znów!Nowych chwytów na gitarze nie wyćwiczę,Ale starych jeszcze dość - ja się nie mylę!Całe życie z sensem krzyczę, całe życie!Więc pokrzyczę jeszcze póki mam tę chwilę!
Co się stało!? Czemu ten reflektor zgasł?Kto wyłączył mikrofony mi?Gdzie jesteście, kto stąd wyprowadził was?Kto zatrzasnął między nami drzwi?!
Niech chociaż skończę! Bez pointy odchodzicie!A ma być śmieszna, najważniejsza, w wielkim stylu!I potrwa chwilę! Jedną w całym życiu!Nim zniknę... niech rozśmieszę was na chwilę...
2. ENCORE, JESZCZE RAZ
Mam wszystko, czego może chcieć uczciwy człowiek - Światopogląd, wykształcenie, młodość, zdrowie,Rodzinę, która kocha mnie, dwie, trzy kobiety,Gitarę, psa i oficerskie epolety!To wszystko miało cel, i otom jest u celu.Na straży pól bezkresnych strażnik (jeden z wielu).Przy lampie leżę, drzwi zamknięte, płomień drga,A ja przez szpadę uczę skakać swego psa!
Na drzwi się nie oglądaj, nasienie sobacze,Gdzie w śniegach nocny wilka trop i zaspy po pas.Skacz, jak ci każę, będę patrzył jak skaczesz!Encore, encore, jeszcze raz!
Za oknem posterunku nic nie dzieje się,Czego bym umiał dopilnować, albo nie.Dali tu stertę starych futer i człowieka,Ażeby był i nie wiadomo na co czekał!Więc przypuszczenia snuję, liczę sęki w ścianach,Czasem przekłuję końcem szpady karakana,W oku mam błysk! (Od knota co się w lampie żarzy)Czerwony odcisk dłoni na podpartej twarzy!
Tak, jest gdzieś świat, obce języki, lecz nie tu.Tu z ust dobywam głos, by rzucić rozkaz psu!Są konstelacje gwiazd i nieprzebyte drogi,Ja krokiem izbę mierzę, gdy zdrętwieją nogi!I wtedy szczeka pies na ostróg moich brzęk,Ze ściany rezonuje mu gitary dźwięk...Ze wspomnień pieśni, które znam, tka wątek wróżb,Jak gdybym kiedyś swoje życie przeżył już...
Więc jem i śpię, pies śledzi wszystkie moje ruchy.Gdy piję, powiem czasem coś, on wtedy słucha.I widzę w oknie, zamiast zimy, lampę, psaI oficera, który pije tak jak ja!Nic nie ma za tą ścianą z wielkich, ciemnych belek,Nad stropem nazbyt niskim, by skorzystać z szelek!Nic we mnie, prócz do świata żalu dziecięcego,Tu nikt nie widzi, więc się wstydzić nie mam czego!
Oczami za mną nie wódź, nasienie sobacze!Gdy piję w towarzystwie alkoholowych zmor!I nie liż mnie po rękach, gdy biję cię i - płaczę!Jeszcze raz! Jeszcze raz! Encore!
3. PEJZAŻ Z SZUBOENICĄ
- Dokąd prowadzicie, rozpaleni wesołkowie?Rumiane baby, chłopi pijani w siwy dym?
- Na górę prowadzimy Cię przez leśne pustkowie,Na góry wyłysiały, dziki szczyt.
- Za szybko prowadzicie, tańczycie upojeni,Już nie mam sił, by w waszym korowodzie iść!
- Nie przejmuj się człowieku, na rękach poniesiemy!Nie zostawimy Cię, Tyś Królem dziś!
- Szczyt widać poprzez drzewa, cel waszej drogi bliski...Stać! Puśćcie mnie na ziemię! Co tam na szczycie tkwi?
- To tron na Ciebie czeka! Ramiona nasze niskie,Panować stamtąd łatwiej będzie Ci!
- Ja nie chcę takiej władzy, podstępni hołdownicy!Wasz taniec moją śmiercią, milczeniem mym wasz chór!
- Zatańczysz, zapanujesz nam na tej szubienicy!Zaskrzypi nam do taktu ciężki sznur!
No, jak Ci tam, na górze? Gdzie tak wytrzeszczasz gały?Dlaczego pokazujesz złośliwy jęzor nam?Nie tańczysz jak należy, kołyszesz się nieśmiało!Cóż ciekawego zobaczyłeś tam?!
- Tu jasne są przestrzenie i widzę krągłość Ziemi,Gdy czasem wiatr podrzuci mnie ponad czarny las,Bez lęku tańczcie dalej w gęstwinie własnych cieni,I tak nikt nigdy nie zobaczy was...
4. ŚMIECH
Bardzo śmiesznie jest umieraćKiedy żyć byś chciałNosić miano OliveraKiedy jesteś BrownJak zabawnie chcieć i nie mócLub nie chcieć i mócDziś Romulus - jutro RemusJutro trup - dziś wódzChciałbyś lecieć za widnokrągMiasto ci się śni -Czemu żyć chcesz PinokioW korowodzie złych dniBardzo śmiesznie wstawać ranoKiedy spać byś chciałI z twarzyczka zapłakanąWychodzić na rautJak zabawnie myśleć o czymśKiedy braknie słówProsto z pełni w sen wyskoczyćW roześmiany nówChciałbyś słońca musisz moknąćMyśląc w to mi grajNie umieraj PinokioJeszcze jedną noc trwaj
5. Casanova - Fellini. Scena niemiecka
I
Z księstw najszczęśliwszego PanieProminencie łaski bożejPozwól by ci hołdy złożyłCasanova Wenecjanin
Pisarz lekarz mędrzec sławnyMistrz wojennej inżynieriiBudowniczy znawca dziejówSłużyć ci talentem pragnie
Dwory całej EuropyBiły się o moją radęJa u twoich stóp ją kładęCześć oddając twoim stopom
(Chyba mnie nie słucha wcaleBękart kazirodczej chuciTwarz kretyna wzrok ospałyWasal Matki w czarnej sukni)
(Szczy na bele złotogłowiuŚwity rechot i brzęk kufliTlącą się szkarłatem głowniąŚciga oczy czarnych żółwi)
(Ten mi harcap w piwie nurzaTen przedrzeźnia w oczy dmuchaWrzeszczy rozwydrzona służbaTo nie dwór to piekła kruchta)
II
- Lud nasz jest dziki lecz genialnyI nie chce rad talentów obcychSłuchaj jak nasze brzmią organyI głosy. Mamy gościa chłopcyHymn Poddanych!
"Od pokory akord do potęgiOd szaleństwa akord do geniuszuOd ogromnych miechów instrumentuDo ogromnych architektur duszy
Chórem wyższe fugi brać rejestryGiąć młotami tonów rury z cynyRozdmuchiwać nad głowami przestrzeńŚmiać się z ziemi Wyższe brać drabiny
Huśtać się na dźwigniach interwałówI szyderstwem złocić łeb genialnyA przetoczy się nad światem szałemW orgii na organach Hymn Poddanych"
- Giacomo Casanova!Dyplomy swoje schowajWyjmuj pałkę!Tyś jebak nad jebaki!Więc pokaż co potrafisz!Masz tu lalkę!
III
Miałem mniszki rozpaloneW święto masek sztucznych ogniWdowy stare i bogateKtórym Jowisz pieścił łona
I w turniejach salonowychMój grotołaz pokonywałJurność szlachty i stangretówAż z Giacomo CasanovyPrzepowiednia WielorybaUczyniła Króla Kretów
Więc drążyłem korytarzeŚlepo błądząc w lepkiej ziemiGdy nade mną brzmiały drżeniaHomoseksualnych ważek
Podróż Karczma w Wielkiej SaliGdzie się klacze grzały w pianieParowały prześcieradłaCienie stropy zapładniałyHuczał czarny piec glinianyPurpurowiał trzonTwarz bladła
Niosłem moją matkę starąNa ramionach jak ćmę wielkąPrzeglądając się w jej oczachZobaczyłem w nich poczwarę
Wreszcie z tobą moja lalkoMiłość jest samotnym szczęściemPo popisach samczej mocyW wyziębionej sali zamkuPieszczę cię jak myśl się pieściJestem czuły jestem drżącyNie opuszczę twego wnętrzaLalkę z lalką złączyć lepiejTwoje ciało moje lędźwieWszak ten sam Lalkolep lepił
Lody mórz i śniegi planetKrzepną nad szaleństwem królówDalej nie ma już gdzie jechaćMy przetrwamy ból i zamętWypełnieni sobą czuleZasłuchani w chórów echa
6. POMPEJE
Odkopywaliśmy miasto PompejęJak się odkrywa spodziewane lądyGdy okiem ludzkim nie widziane dziejeJutro ujrzane potwierdzą poglądyZ których dziś jeszcze głupców tłum się śmieje
W miarę kopania miejski cień narastałJakbyśmy wszyscy wracali do domuWjeżdżając wolno w świt wielkiego miastaCicho by snu nie przerywać nikomuTylko pies szczekał i łańcuchem szastał
- Czemu pies szczeka rwie się na łańcuchu? -Szybkie dłonie masują mięśnie dostojnikaKtóry w łaźni na własnym kołysząc się brzuchuWydaje rozkazy pyta niewolnika- Pies szczeka bo się boi wielkiego wybuchu!
- Bzdura! Na chwilę przerwij, bolą kości,Co z poetą którego rozkazałem śledzić?- Nic nowego - meldują podwładni z ciemności -W swoim mieszkaniu przy kaganku siedziI pisze za wierszem wiersz dla potomności.
- Czemu pies szczeka targa się po nocy? -Tej którą objął twarz znieruchomiała- Bzdura może ulicznik trafił kundla z procy -Mruczy chce wydobyć uległość z jej ciała,Ale ona w oknie utkwiła już oczy.
- Ziemia drży czy nie czujesz? Objął ją od tyłuI szepnął do ucha - to drżą członki moje!Świat nie zginie dlatego że bydlę zawyło -Odwraca jej głowę i długo całuje,Na dach pada gorące pierwsze ziarno pyłu.
- Czemu pies szczeka słychać w całym mieście? -Więzień szarpie kratę czuje duszny powiew- Strażnicy otwórzcie! Ludzie gdzie jesteście!- Ja jestem - żebrak spod muru odpowie,Ślini się, nóg nie ma, drzemał przy areszcie.
- Ratuj mnie wypuść! - ten tylko się śliniI ślina w ciemnościach już błyszczy czerwono.- Mogę pomodlić się w jakiejś świątyni,Tyle ich ostatnio tutaj postawiono,Nic żaden z bogów dla nas nie uczyni!
- Czemu pies szczeka patrz jak płonie niebo,Z pieca wyciągaj bochenki niezdaro,Ziemia dygoce uciekać stąd trzeba,Nie chcę być własnej głupoty ofiarą!Weź wszystkie pieniądze i formę do chleba!
- Czemu pies szczeka?! Tak to już koniec,Lecz jeszcze zabiorę te misy z ołtarza,Nikt nie zobaczy gdy wszystko zniszczone!Nie zdążę, nie zdążę! Noc w dzień się rozjarza,Biegnę jak ciężko! Powietrze spalone...
Psa który ostrzegał nikt nie spuścił z łańcuchaZastygłPysk otwartyŁapy w próg wtopione
Podniosłem oczy i objąłem wzrokiemUlice stragany stadiony sklepieniaWtem słyszę szmerPada z nieba popiół...A to się tylko obsunęła ziemiaPod czyimś szybkim nierozważnym krokiem.
7. Krajobraz po uczcie
Nie ogryźli kości nie dopili winaResztek jedzenia szuka pies pod stołemNa dębowym blacie obrana cytrynaI suche pestki czereśni dookołaOdeszli z damami o zatłuszczonych wargachDo łożnic szerokich za ciężkie zasłonyGdzie biały pudel kraj krynoliny targaPrzez panią w rumieńcach za fotel rzuconej
A w stolicy koronacja się zaczynaI król światowy pokazuje szykAle z obecnych nie wie jeszcze niktŻe na tortach dał napis "Wiwat Katarzyna"
Ksiąg nie doczytali nie skończyli pisaćDrukując hymny gorące epistołyJakby miały spoić pękniętych ścian rysyGryzące pochwały pochwalne gryzmołyOdeszli do zajęć sennych długotrwałychNad biurka za małe dla królewskich zaleceńGdzie świtem pióra skrzypiące się łamałyA świece świeciły by nic nie oświecić
A w stolicy Sejm kończy obradyNa rękach niesiony uśmiecha się królAmbasadorowie nie zmieniają rólWiedząc jak blisko od chwały do zdrady
Nie skończyli ostrzyć kos na sztorc stawianychNie ruszyli zamków i sal pałacowychNie powywieszali wszystkich zdrajców stanuW ziemię pól bitewnych powgniatane głowyOdeszli w sukmanach kurtach i opończachPo dawnemu się męczyć nad nie swoją roląKtoś powiedział - wiedziałem że to się tak skończyNa żer wyszły obce wojskowe patrole
A król bez królestwa chodził na spaceryNie ze swojej kasy utrzymując dwórI nie wiedział jeszcze niepotrzebny chórJakie kiedy i za co zalśnią mu ordery
Akt abdykacji:"Imperatorowa i państwa ościennePrzywrócą spokojność obywatelom naszymPrzeto z wolnej woli dziś rezygnujemyZ pretensji do tronu i polskiej koronyNieszczęśliwie zdarzona w kraju insurekcjaPogrążyła go w chaos oraz stan zniszczeniaPieczołowitość nasza na nic się nie przydaŚwiadczymy z całą rzetelnością Naszego Imienia"
Nie ogryźli kościNie dopili winaResztek jedzenia szuka pies pod stołem
8. DZIADY
Powracają z pooranym czołemZ wyplutymi na gwiazdy zębamiSzyje zgięte Polarnym KołemW oczach mroźnej pustyni firmamentNiby dziadom białym wołopasom,Długie rosną im brody śniegoweTak rozeszli się ze swoim czasemŻe stracili dawny wzrok i mowęProszą tylko o chleb i o wódkęZaszywają się w kąty mieszkaniaSłychać gulgot i dziąseł mlaskaniaTak, historia długo, życie krótkie
9. CESARZ
Był sobie raz cesarz. Miał żółte oczy i drapieżną szczękęMieszkał w pałacu pełnym marmurów i policjantów. SamBudził się w nocy i krzyczał. Nikt go nie kochał.Najbardziej lubił polowania i terror.Ale fotografował się z dziećmi wśród kwiatów.Kiedy umarł, nikt nie śmiał zdjąć jego portretówKiedy umarł, nikt nie śmiał zdjąć jego portretówZobaczcie może jest jeszcze u was w domu jego maskaZobaczcie może jest jeszcze u was w domu jego maskaZobaczcie może jest jeszcze u was w domu jego maskaZobaczcie może jest jeszcze u was w domu jego maska...
Gabrysiania1602