Leabo Karen - Mroczna tajemnica(1).pdf

(565 KB) Pobierz
6609714 UNPDF
KAREN LEABO
Mroczna tajemnica
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg • Istambuł
Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia
Sydney • Sztokholm • Tajpej • Tokio • Warszawa
6609714.001.png 6609714.002.png
PROLOG
Zmrok zapadł wcześnie w ten niemiły marcowy dzień.
Faith Kimball była już spóźniona. Włączyła długie światła
i próbowała przez przednią szybę wypatrzyć skręt z szosy na
teren kempingu.
Każdy motel w pobliżu Caddo Lakę był w ten weekend
przepełniony. Podobno odbywały się jakieś zawody wędkar­
skie. Dobrze, że wzięła ze sobą sprzęt kempingowy, choć nie
była zachwycona perspektywą rozbijania namiotu i gotowa­
nia kolacji po ciemku.
Kierownik ostatniego motelu, w którym próbowała się za­
trzymać, powiedział jej, że tereny kempingu Black Cypress
leżą jakieś pięć kilometrów stąd, w kierunku drogi FM 23.
Przejechała już ponad pięć kilometrów i nic. Chwileczkę...
Co jest na tej tablicy?
Zwolniła, zbliżając się do ledwie widocznego napisu, na
którym farba łuszczyła się ze starości. Tak, to było to!
Radość nie trwała długo. Wskazaną przez znak, wąską
żwirówką pędziła w jej stronę ciężarówka bez świateł. Przez
głowę Faith przemknęło kilka myśli naraz. Boże, czy ten
idiota jej nie widzi? Może zatrąbić? Albo odbić w bok, do
rowu... W końcu nie zrobiła nic, bo wydawało się, że cięża­
rówka ją ominie. Ta jednak skręciła w ostatnim momencie
i uderzyła czołowo w jej samochód. Kierowca nawet nie pró­
bował hamować.
Samochód Faith okręcił się raz i drugi wokół własnej osi,
po czym przekoziołkował. Poczuła jeszcze, jak uderza głową
w przednią szybę, potem ucisk na lewym udzie. To wszystko,
żadnego bólu.
Z dziwną obojętnością zastanawiała się, czy już umiera.
Nie bała się, myślała o tym, czego w życiu nie zdążyła zrobić.
Nie wyszła za mąż, nie ma dzieci, nie skończy pracy doktor­
skiej; nie pożegnała się ze swoją matką. W końcu odpłynęła
w nicość.
Wydobył ją stamtąd czyjś głos.
- Obudź się, do diabła... Trzeba odpiąć pas! Szanowna
damo, przecież widać, że pani żyje! Proszę się obudzić!
Posłusznie otwarła oczy. Teraz dopiero poczuła ból
i strach. Jej ubranie było przesiąknięte krwią, dusił ją jakiś
dym w płucach. Kaszlnęła; w ustach jeszcze wyraźniejszy
smak krwi.
O Boże, przecież nie chciała umierać!
- Proszę odpiąć pas - rozkazał znowu głos.
Włożyła w to bardzo wiele wysiłku, ale udało się.
- Teraz proszę podać mi rękę. - Głos brzmiał już łagod­
niej. Nieznajomy, do którego należał, wiedział, że Faith go
słucha.
Uderzyła ją fala gorąca; tuż obok coś musiało się zapalić.
Zamykając oczy przed gryzącym dymem, wyciągnęła rękę.
Zagryzła usta, żeby nie krzyczeć; nieznajomy ciągnął ją, na­
wet nie wiedziała, czy w górę, czy w bok. Wszystko zagłuszał
przeszywający ból.
- No, już dobrze... - pocieszał nieznajomy łagodnym to­
nem, kiedy odłamki przedniej szyby kaleczyły jej odsłonięte
nogi. Gdy tylko znalazła się na zewnątrz poskręcanego stosu
żelastwa, które kiedyś było jej samochodem, wybawca po­
chwycił ją na ręce i zaczął biec jak szalony. W krótką chwilę
później ogłuszająca eksplozja wyrzuciła ich oboje w powie­
trze. Upadek na ziemię zdławił w piersiach Faith resztki tchu;
ogarnęła ją nieprzenikniona ciemność. Obudziła się z dziw­
nym odczuciem; ktoś przyciskał swe twarde usta do jej ust,
wdychając w jej płuca życiodajne powietrze. Odepchnęła go
od siebie; kaszlała jeszcze dławiącym dymem, ale oddychała
samodzielnie.
- Dzięki Bogu - mruknął nieznajomy. - Rozluźnij się, od­
poczywaj. Pomoc zaraz tu będzie. Zatrzymałem samochód na
drodze; kierowca miał telefon komórkowy i zadzwonił na
pogotowie - mówił do niej niskim, uspokajającym głosem.
Silne ręce delikatnie badały jej ciało w poszukiwaniu urazów.
Na krótką chwilę otworzyła oczy, żeby zobaczyć, jak wy­
gląda jej wybawca. Zdjął z głowy jakąś opaskę; zapamiętała
dość długie, ciemne włosy, głęboko osadzone oczy, prosty nos
i kwadratową linię podbródka z podłużnym dołkiem pośrod­
ku.
Zawiązał opaskę wokół jej uda.
- Boli - mruknęła niewyraźnie.
- Wiem, że boli, kochanie - powiedział, odgarniając z jej
twarzy zwinięte pasmo blond włosów. - Słyszysz ten sygnał?
Przyjechała karetka. - Wstał i odwrócił się.
- Zaczekaj. Zaczekaj! - krzyczała za nim ostatkiem sił.
- Nie zostawiaj mnie! Kim jesteś?
Nieznajomy nawet nie zwolnił kroku.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wstawał jasny i ciepły kwietniowy poranek. Jones Larabee
nie miał dziś żadnych problemów poza tym, czy iść łowić
ryby, czy poprzestać tylko na opalaniu. Tak przynajmniej
sądził, dopóki nie wyjrzał przez okno swego domku. Poprzez
moczary zmierzało w jego stronę kanoe Miss Hildy.
Zawsze zastanawiał się, dlaczego ono się nie wywraca.
Kobieta w nim siedząca była szersza niż łódka, która teraz
kolebała się niepokojąco na boki. Hildy jednak zawsze uda­
wało się bez kłopotów przybić do brzegu.
Zszedł nad wodę, żeby ją powitać. Ta kobieta wtrącała się
do jego życia i troszczyła o niego bardziej niż kwoka o sła­
bowite pisklę, aleją lubił. Pochodziła ze szczepu Indian Cad-
do, którzy osiedlili się w tych stronach wieki temu; była sław­
ną w okolicy znachorką. Niektórzy nie darzyli jej sympatią,
inni się jej bali, ale każdy mieszkaniec pogranicza Teksasu
i Luizjany cenił jej wiedzę. Rozległe tutejsze bagna łącznie
z ich fauną i florą nie miały dla niej tajemnic.
- Co słychać, Jones? - spytała, przestępując ociężale
krawędź kanoe. Błotnista woda tuż przy brzegu zmoczyła jej
stare, połatane tenisówki.
- Witaj - odparł. Chwycił wygięty dziób łodzi i wciągnął
ją głębiej na ląd. - Cóż cię tu sprowadza?
- Człowiek czasami może odwiedzić przyjaciela bez po­
wodu, prawda? - Sięgnęła w głąb łodzi i wyjęła dwa plasti­
kowe wiadra z różnymi skarbami, które znajdowała w rozcią-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin