Thornton Elizabeth - Sekrety.pdf

(1325 KB) Pobierz
Microsoft Word - Thornton Elizabeth - Sekrety
Sekrety
Prolog
Paryż, grudzień 1814
Jasnowłosy mężczyzna, który za nią stał, wcale nie wyglądał na mordercę.
Był młody i bardzo przystojny. Miał na sobie niebieski mundur, taki jak nosili
strażnicy króla Ludwika. Angielskie damy, które robiły zakupy w pobliżu Palais
Royal, z trudem odrywały od niego wzrok; nic dziwnego, skoro wyglądał jak
Apollo. A jeszcze całkiem niedawno na pewno z odrazą odwróciłyby się na
widok francuskiego żołnierza. Ale teraz nikt już nie pamiętał o przeszłości i
mimo dawnych nieporozumień każdy Anglik z radością witał Francuza.
Tak naprawdę nikt nie wiedział, jakiej narodowości był ten mężczyzna.
Mówił płynnie zarówno po angielsku, jak i francusku. Miał wiele imion, ale
żadne nie było prawdziwe. Był mistrzem maskarady. Dla niej nazywał się po
prostu Nemo. Nie znała bardziej przerażającego i fanatycznego agenta
Napoleona.
Wszyscy myśleli, że już od dawna nie żyje.
Chciała zawołać: Morderca! Ale to nie miało sensu. Nemo na pewno by ją
dopadł, zanim zdołałaby wymówić jego imię.
Zamarła w bezruchu, wstrzymała oddech i z udawanym zainteresowaniem
wpatrywała się w wystawę sklepową. W rzeczywistości ani trochę nie
interesowały jej czepki; jej uwagę przyciągało lustrzane odbicie mężczyzny,
który leniwie snuł się wśród tłumu ludzi wychodzących z kawiarni Very. Kiedy
stanął za jedną z kolumn i zniknął jej z pola widzenia, wmieszała się w grupę
przechodniów.
Kosztowało ją wiele wysiłku, by nie oglądać się przez ramię, żeby się
upewnić, czy nie dostrzegł jej wśród tłumu. Przez cały czas udawała, że z
zainteresowaniem przygląda się wystawom sklepowym, i bez pośpiechu
przechadzała się od jednej witryny do drugiej. Zatrzymała się dopiero przed
sklepem z książkami starego Dassene'a.
Wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, niż było zaplanowane. Łącznik
miał na nią czekać w księgami przy Rivoli, ale teraz nie mogła się z nim
spotkać. Czuła się bezradna. Musiała improwizować. Cała nadzieja w starym
Dessenie, który, być może, da się przekonać, żeby doręczyć za nią książkę.
Dopiero wtedy będzie mogła zająć się Nemo.
Polowanie na wrogów to rozrywka, której nie mógł sobie odmówić, a
przy tym nie lubił łatwej zdobyczy. Uwielbiał grać w kotka i myszkę, a kiedy
nudził się ofiarą, zabijał ją bez litości.
Jeszcze rok temu takie myśli przyprawiłyby ją o dreszcze, ale teraz nie
czuła nic poza zniecierpliwieniem. Od śmierci Jerome'a nie liczyło się dla niej
nic poza chęcią zemsty. Nie ryzykowała życia dla kraju, wiedziała o tym od
dawna. Patriotyzm nie był dla niej tak ważny jak dla Jerome'a. Kierowała nią
nienawiść do mężczyzny, który go zabił.
Kiedy otworzyła drzwi, w sklepie rozległ się dźwięk dzwonka. Młoda
kobieta, stojąca przy ladzie i płacąca rachunek, spojrzała na nią ciekawie. Na
podłodze przy jej nogach stal kosz po brzegi wypełniony książkami. Dessene'a
niebyło nigdzie w pobliżu, a za ladą stał mężczyzna, którego nigdy jeszcze tutaj
nie widziała. Kiedy nieznajomy stanął obok młodej kobiety z książkami,
poruszyła się niespokojnie. Nie zdziwiła się, kiedy wymienili między sobą parę
zdań po angielsku. W ich wyglądzie było coś, co wyraźnie wskazywało na
angielskie pochodzenie. Mężczyznę zdradzał ciemny płaszcz i nienagannie
skrojony surdut, kobieta natomiast miała za długą falbanę przy sukni i za mało
wycięty dekolt. Był młodszy od swej rozmówczyni, ale byli do siebie podobni.
Brat i siostra, uznała po zastanowieniu. To właśnie Jerome nauczył ją dostrzegać
te na pierwszy rzut oka niewidoczne szczegóły. Nauczył ją również wierzyć w
instynkt. Nie wiedziała dlaczego, ale spodobało jej się spojrzenie jasnowłosej
Angielki, podczas gdy mężczyzna stojący za ladą nie wzbudził jej zaufania.
Miała mętlik w głowie. Jedynym powodem, dla którego wybrała
Dessene'a, był fakt, że znal zarówno ją, jak i Jerome'a. Doskonale zdawał sobie
sprawę, że Jerome byt studentem bez grosza przy duszy, a mimo to księgarz
zawsze był dla nich życzliwy. Niestety, dzisiaj go nie zastała. Zastanawiała się,
co robić. W każdej chwili mogła zostać zdemaskowana. Musiała grać. Mogła
ukryć książkę i wrócić po nią innym razem. Ale jeśli nie udałoby jej się wrócić?
Jej mózg pracował niczym rozżarzona do czerwoności maszyna. Jeszcze
raz spojrzała na parę, po czym szybko podjęła decyzję. Podeszła do lady i
"niechcący" popchnęła kosz pełen książek. Przez chwilę użalała się nad swoją
niezdarnością, uklękła, łapiąc się za głowę, i niepostrzeżenie zamieniła swoją
książkę na jedną z tych, które rozsypały się po podłodze.
Udało jej się w samą porę, ponieważ młoda dziewczyna szybko schyliła
się, żeby jej pomóc. Ręce kobiet dotknęły się, kiedy obie jednocześnie chciały
podnieść koszyk.
- To moja wina - powiedziała nieznajoma po francusku. Mówiła powoli,
ale z doskonałym akcentem. - Nie powinnam zostawiać koszyka na podłodze.
Ktoś mógłby się o niego potknąć. - Miała łagodne oczy i uśmiechała się
przyjaźnie. Zupełnie nieświadoma tego, co się przed chwilą stało, młoda
Angielka została uwikłana w coś bardzo niebezpiecznego.
Każda próba ostrzeżenia spowodowałaby lawinę pytań, a na to nie mogła
sobie pozwolić. Uśmiechnęła się w odpowiedzi, po czym skinęła głową i jak
gdyby nigdy nic ruszyła w głąb sklepu, Kiedy znów rozległ się dzwonek,
odwróciła głowę. W drzwiach stał Nemo; nie był sam, towarzyszyło mu dwóch
mężczyzn. Szepnął coś Angielce na ucho, a kiedy ta zaczerwieniła się,
wybuchnął śmiechem.
Serce przestało jej bić. Czyżby Nemo widział, jak zamieniała książki?
Kiedy pozwolił angielskiej parze opuścić księgarnię, odetchnęła z ulgą i cicho
przesunęła się w stronę tylnych drzwi.
Zanim je otworzyła, znalazła w kieszeni płaszcza pistolet; zawsze miała
go przy sobie w pogotowiu. Tym razem mógł się przydać. Westchnęła cicho.
Wojna już dawno się skończyła, pomyślała. Napoleona zesłano na Elbę. Nemo
miał zostać zabity. Nadszedł czas, żeby zebrać owoce swojej pracy. Niestety,
nigdy nie była taka przezorna jak Jerome. Powinna była go posłuchać. Teraz na
pewno było już za późno. Wszystko, o co walczyli, przepadło.
Kiedy otworzyła drzwi i wyszła na rue de Montpensier, oblał ją zimny
pot. A jednak nie było za późno. W takim razie musiała dokończyć to, co
zaczęła. Musiała dać tej młodej Angielce czas na ucieczkę. Jeżeli się uda i sama
wyjdzie cało z opresji, będzie musiała odzyskać książkę. Jeśli ją schwytają, nie
będzie mogła zrobić nic więcej. Pozostanie jej wiara w to, że dziewczyna
przeczyta książkę i odda ją we właściwe ręce.
Przemknęła pomiędzy dwoma konnymi tramwajami, a potem przebiegła
na drugą stronę ulicy. Zatrzymała się dopiero na rogu i spojrzała za siebie.
Dostrzegła Nemo, który niczym oszalały wybiegł przed sklep z książkami; w
ręku miał broń. Nie bała się śmierci, ale przerażała ją myśl, że mogą pojmać ją
żywą.
Krzyknął, kiedy tylko ją zauważył. Chciała, żeby widział, dokąd biegnie.
Chciała zwrócić na siebie jego uwagę. Jerome uczył ją, jak się zachowywać w
takich sytuacjach, ale dopiero dzisiaj miała okazję, żeby sprawdzić swoje
umiejętności. Musiała zdać ten egzamin.
Uśmiechał się w ten przebiegły sposób, którego nienawidziła. Ten
uśmiech zdawał się mówić, że nikt nigdy nie przechytrzył Nemo, który był
nieomylny. Pewnego dnia, myślała w duchu, spotkasz równego sobie.
Nie walczyła z własną wściekłością. Chciała krzyczeć: Dalej, bydlaku!
Chodź tu i złap mnie!
Kiedy trzech mężczyzn ruszyło za nią w pościg, rzuciła się do ucieczki.
Kilka osób, widząc pistolet w jej dłoni, usunęło się z drogi. Byli tuż za nią, ale
żaden nie strzelał. Było dokładnie tak, jak myślała: Nemo sam chciał ją zabić.
Mniej więcej w połowie drogi zobaczyła swój cel - piecyk ulicznego
sprzedawcy, Thibeaulta. Zapach ciepłych babeczek i ciastek z rodzynkami
sprawił, że zamarło w niej serce. W jednej chwili odrodziły się w niej
wspomnienia. Oczami wyobraźni dostrzegła siebie i Jerome'a, zatrzymujących
się tutaj na ciepłe babeczki, w drodze z teatru do domu.
Ostatkiem sił dotarła na miejsce. Wiedziała, że tutaj kończy się jej droga.
Ból przeszywał piersi, nogi odmawiały posłuszeństwa, opuściły ją resztki sił.
Ale ani na chwilę nie zapomniała o gniewie, który tłumił w niej strach.
Wymierzyła pistolet w głowę Thibeaulta.
- Otwieraj - zażądała, dysząc ciężko.
Kiedy sprzedawca wykonał polecenie, wrzuciła książkę w rozżarzone
węgle.
- A teraz uciekaj stąd - powiedziała. - Ratuj się. - Szybko odwróciła się od
niego, żeby zmierzyć się ze swoimi prześladowcami.
Kiedy uniosła pistolet, zatrzymali się. Spojrzała prosto w oczy Nemo. Na
jego twarzy pojawił się przelotny uśmieszek. Widział, jak paliła książkę, i
myślał, że odniósł zwycięstwo. W końcu nie wiedział o Angielce z księgarni.
Teraz wszystko było w rękach Boga.
Wymierzyła pistolet prosto w Nemo i pomyślała o Jeromie. Po pierwszym
strzale padł przerażony sprzedawca. Zginęli w deszczu kul.
1
Bath, luty 1815
Za chwilę coś się wydarzy , przemknęło Abbie przez myśl, kiedy szwagier
wstał od stołu i pod błahym pretekstem opuścił pokój w towarzystwie panny
Fairbairn. Podejrzenia Abbie potwierdziły się, gdy jej starszy brat, Daniel,
odprawił służącego. W pokoju pozostali jedynie członkowie rodziny Vayle.
Vayle'owie nigdy nie omawiali rodzinnych spraw w towarzystwie obcych.
Być może bardziej zaniepokoiłoby ją to, co działo się wokół, gdyby nie
czuła się dotknięta. Przecież to był jej dom. To ona przygotowała obiad, który
przed chwilą zjadła jej rodzina, ona płaciła pensje służącym, nie wspominając
już o pannie Fairbairn. A mimo to starszy brat wydał polecenia służbie, a cała
rodzina tylko jemu poświęciła uwagę.
Nie powinno jej to dziwić. W końcu krewni zawsze mieli na nią wpływ.
Kiedy tylko pojawili się w jej domu, miała wrażenie, że nawet służba przestaje
się z nią liczyć. To był pierwszy raz, kiedy przyjechali z wizytą do Bath.
Odwiedzili ją w drodze powrotnej z posiadłości jej szwagra, który mieszkał
niedaleko Oksfordu. Zawsze, kiedy nadchodził sezon polowań, przenosili się
tam, a teraz, gdy zbliżał się sezon spotkań towarzyskich, wracali do Londynu.
Nadrobili trochę drogi, żeby się z nią zobaczyć. Chciała wywrzeć na nich jak
najlepsze wrażenie, chciała, żeby byli z niej dumni. Mimo wad bardzo krewnych
kochała. I właśnie w tym tkwił jej problem: nie potrafiła myśleć tylko o sobie.
Tutaj, w Bath, w otoczeniu przyjaciół zapomniała o nim. Nikt z nowych
znajomych nie widział jej w roli oddanej córki, ciotki młodych dziewcząt czy
trzymającej się na uboczu starej panny. Wiele wysiłku kosztowało ją, zanim
nauczyła się żyć według własnych reguł. Nie wiedziała tylko, dlaczego tak
szybko o nich zapominała, kiedy w pobliżu znajdowała się rodzina.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin