Aldiss Brian W. - Umysł w potrzasku.pdf

(1157 KB) Pobierz
BRIAN ALDISS
UMYSŁ W POTRZASKU
TYTUŁ ORYGINAŁU: CRACKEN AT CRITICAL
PRZEKŁAD: EWA DOMA Ń SKA
WYDAWNICTWO „VARIA – APD” WARSZAWA 1993
813456979.001.png 813456979.002.png
Zadedykowane duchowi Hugo Gernsbacka
Na pocz ą tku rzeczy po prostu si ę unosiły
Potem niektóre nauczyły si ę przebija ć powierzchni ę wody
Niektóre rzeczy nauczyły si ę pływa ć
Niektóre rzeczy nauczyły si ę ż y ć na bagnach
Niektóre rzeczy nauczyły si ę ż y ć na l ą dzie
Niektóre rzeczy nauczyły si ę pełza ć
Niektóre rzeczy nauczyły si ę biega ć
Niektóre rzeczy nauczyły si ę lata ć
Niektóre rzeczy nauczyły si ę u ż ywa ć ogie ń
Niektóre rzeczy nauczyły si ę opowiada ć historie
Jedna z nich mówi o odmiennej przyszło ś ci
Kiedy wszyscy b ę d ą mogli chodzi ć
I nikt nie b ę dzie musiał ucieka ć
SYMFONIA MANNERHEIMOWSKA (I)
Głosy psów poszczekuj ą cych w nocy, kiedy wszyscy prócz ciebie pogr ąż eni s ą we ś nie.
Zapach nocnego powietrza. Tchnienie nocy przenikaj ą ce ciało jakby szczególnym zmysłem.
Nawet własne kroki brzmi ą dziwnie.
Dawno temu, pewnej bezksi ęż ycowej nocy, mój starszy brat uciekł z cyga ń sk ą dzie-
wczyn ą . Czy jeszcze ż yje? Musi by ć specjalne niebo i specjalne piekło dla ludzi takich jak on.
Cz ę sto t ę skni ę za obojgiem.
Kto ś , kogo dziadek znał Sibeliusa, zacytował mi słowa mistrza: „Istnieje codzienny
ś wiat pozorów i czarodziejski ś wiat ż ycia wewn ę trznego. Mostem mi ę dzy nimi jest muzyka”.
O tym wła ś nie my ś lałem id ą c do domu i wdychaj ą c spokojne nocne powietrze. O tym
oraz o wielu innych rzeczach. Znajdowałem si ę w stanie swoistego podniecenia - uradowany,
a jednocze ś nie pełen podejrze ń . Z powodu tego nastroju trudno było mi pocz ą tkowo stwier-
dzi ć czy martwa dziewczyna pochodzi ze ś wiata pozorów, czy te ż ze ś wiata ż ycia wewn ę -
trznego.
Ucieczka mojego brata w ś wiat miło ś ci erotycznej, w ś wiat wolny od politycznych naci-
sków, nie dawała mi spokoju. Kogo ś innego mo ż e prze ś ladowa ć wspomnienie kwiatu wr ę -
czonego niegdy ś czułym gestem. Nawet w tej chwili moje my ś li kr ążą wokół tamtej martwej
dziewczyny. Wł ą czyłem latark ę spostrzegłszy co ś na skraju drogi. Le ż ała tam potargana i
brudna, z nogami pobłyskuj ą cymi jak nagie konary drzewa, z zadart ą po pas spódnic ą , obna-
ż onymi wszystkimi intymnymi cz ęś ciami ciała, z ufno ś ci ą wpatruj ą ca si ę martwymi oczami
w niebo. Nawet tutaj, na wygnaniu... tamto wspomnienie powraca, dr ę czy i sieje spustoszenie
w moim sercu.
I, je ś li mog ę cofn ąć zegar o godzin ę czy dwie, była to dla mnie godzina triumfu lub
czego ś porównywalnego do triumfu. By ć mo ż e takie chwile przyci ą gaj ą tragedi ę , tak jak
Furie składaj ą wizyt ę ludzkiej dumie. Moja symfonia odniosła sukces. Wracałem do domu z
Oulu, gdzie dyrygowałem podczas premiery mojej drugiej symfonii w miejskim centrum. Na
sali był nawet obecny wybitny krytyk Jalkirouka. Pos ę pne, zwyci ę skie tony ostatniej cz ęś ci
dzieła, które jak nigdy przedtem rozwin ę ły mroczne akordy mojej palety tonicznej, wci ąż
czarodziejsko d ź wi ę czały mi w uszach, tote ż powtarzałem sobie bez ustanku: „Przynajmniej
to osi ą gn ą łem, przynajmniej tego dokonałem”.
Faktem jest, i ż nie byłem w pełni zadowolony ze sposobu odegrania drugiej cz ęś ci. Nie
poszła tak jak sobie tego ż yczyłem.
Po koncercie w Oulu wydano przyj ę cie na moj ą cze ść . Przed odjazdem na lotnisko,
sk ą d miałem polecie ć do Kuusamo, wygłosiłem krótkie przemówienie. Moja ż ona nie czekała
w samochodzie na lotnisku w Kuusamo, ale te ż nie byłem całkiem pewien czy przyb ę dzie.
Cierpiała na artretyzm i coraz wi ę cej czasu sp ę dzała le żą c pod kocami na wielkiej, wiklino-
wej sofie w naszym salonie oraz czytaj ą c francuskie powie ś ci.
Nasz dom, oddalony o około pi ęć kilometrów od lotniska, stał przy wiod ą cej z niego
autostradzie. Była pi ę kna noc. Z jakiego ś powodu - mo ż e win ę powinienem przypisa ć we-
wn ę trznemu niepokojowi - postanowiłem nie korzysta ć z taksówki, któr ą brałem zwykle gdy
Sinnikka nie wychodziła po mnie na lotnisko, ale pój ść na piechot ę . Wyj ą łem z baga ż u buty
podbite futrem i ruszyłem energicznie dostosowuj ą c krok do rytmicznej frazy: „Dobrze, ż e
przynajmniej to zrobiłem”. To nie była zła muzyka. Powiedziała co ś moim rodakom o
fatalnych czasach w jakich ż yli ś my. Potomno ść z pewno ś ci ą odda mi za to hołd. Potomno ść i
współczesna krytyka.
Jednak ż e druga cz ęść , wolniejsza, wci ąż mnie martwiła. Ku czci mojego brata wł ą czy-
łem do niej motyw z Janaczka, składaj ą cy si ę z permutacji wznosz ą cych si ę i opadaj ą cych
ruchów ć wier ć nut z sekund ą wielk ą , co zapo ż yczyłem z kameralnego dzieła Janaczka „Zapi-
snik zmizeleho” . Ten utwór na zespól wokalny opowiada o młodzie ń cu, który zakochuje si ę w
cyga ń skiej dziewczynie i ucieka z ni ą ze swojej rodzinnej wsi. S ą w nim słowa: „Gdy co ś jest
twoim przeznaczeniem, ucieczka nic nie zmieni”; w mojej orkiestracji główny motyw nami ę -
tno ś ci i przeznaczenia płyn ą ł wolno i niewyra ź nie, a w Oulu w sali koncertowej urywał si ę
kilkakrotnie. Powinienem był jeszcze popracowa ć nad tym fragmentem i przeklinałem sam
siebie, ż e tego nie zrobiłem.
Gdy wyruszyłem do domu, była w przybli ż eniu druga nad ranem - „Ju ż na niebie
pojawia si ę brzask” - przychodz ą na my ś l słowa jednej z pie ś ni z „Zapisnika” Janaczka - a
zza zasnutego chmurami horyzontu przebijał si ę blask wschodz ą cego sło ń ca. Latem ciemno ść
jest w tym kraju jedynie pewnym rodzajem nieudanego dnia.
O tej porze nie było ż ywego ducha. Na dalekim przedmie ś ciu ujadały psy, trudno po-
wiedzie ć - domowe, czy te ż zdziczałe. Jednostajny krajobraz za miastem urozmaicała jedynie
wst ę ga drogi. W jaki sposób dziewczyna dotarła w to miejsce? Sk ą d przyszła ś mier ć ? Ale
motyw zbrodni był jeszcze kwesti ą przyszło ś ci, a ja wci ąż przebywałem w czarodziejskim
ś wiecie moich my ś li. Na razie niewidoczne jezioro le ż ało gdzie ś przede mn ą , nad jego brze-
giem stał mój dom, a w nim Sinnikka. W odległo ś ci zaledwie kilku kilometrów drzemały pod
pos ę pnymi tumanami chmur brzegi naszego gigantycznego, przera ż aj ą cego s ą siada ze wscho-
du, jednocze ś nie gro ź by i inspiracji. No i ja obok rowu, w połowie mojej drogi ż yciowej.
Symfonia spotkała si ę z pewn ą rezerw ą ze strony pierwszych słuchaczy w Oulu.
Mogłem si ę tego spodziewa ć : muzyka nie docierała do ludzi natychmiast, ale te ż nie to było
moim zamiarem. Poza tym, jeste ś my lud ź mi pow ś ci ą gliwymi, ukształtowanymi przez klimat i
histori ę . Krytyk Jalkirouka siedział z nieprzeniknionym wyrazem twarzy w lo ż y na parterze.
Gdziekolwiek bym nie mieszkał, to odwieczne przeznaczenie naszego ludu wci ąż mnie nie
odst ę puje - podobnie jak człowieka wielkiego duchem. Rzeki naszej ojczyzny zawsze bior ą
swój pocz ą tek w strumieniach mleka matki.
Moje my ś li stały si ę ci ęż kie, kroki wolniejsze. Kiedy jestem sam i nie komponuj ę , moje
my ś li cz ę stokro ć s ą jak z ołowiu. Krok po kroku starałem si ę pomniejszy ć moje osi ą gni ę cia,
chocia ż troch ę zlekcewa ż y ć to, czego dokonałem. Chocia ż proces ten przera ż ał mnie i bezsi-
lnie obserwowałem jak wdziera si ę w moj ą dum ę , równocze ś nie witałem go z rado ś ci ą , podo-
bnie jak ka ż dy artysta, który zawsze na dnie serca powinien kry ć rozczarowanie, który musi
by ć surowy, musi by ć beznami ę tny, nie mo ż e zazna ć spokoju. Jedynie ta fala pogardy przy-
niesie mi oczyszczenie, abym potem spróbował raz jeszcze i by ć mo ż e stworzył dzieło gł ę b-
sze, wiekopomne.
„Rozdrabniasz si ę , twierdzisz ż e tworzysz dla swoich czasów, dla swoich rodaków... Co
za prowincjonalizm! Tylko drugorz ę dni kompozytorzy wyznaczaj ą sobie takie cele!”. Tak
wi ę c skarciłem si ę mówi ą c, i ż powinienem wystrzega ć si ę popularno ś ci. Musz ę wyzby ć si ę
ch ę ci zysku, nie wolno mi goni ć za nagrod ą - to droga do upadku artysty. Musz ę ż y ć tylko dla
muzyki. Jej musz ę po ś wi ę ci ć wszystko, nawet kosztown ą opiek ę lekarsk ą , której wymaga
moja biedna ż ona.
W jaki ż inny sposób artysta mo ż e zachowa ć godno ść i i ść z podniesion ą głow ą ? Te
klaszcz ą ce dłonie w sali koncertowej w Oulu... Z chwil ą wyga ś ni ę cia oklasków, w umysłach
które wydały rozkaz dłoniom, ucichła moja muzyka. Muzycy, arty ś ci, pisarze, ka ż dy z nich
miał swój dzie ń , ale byli niczym w porównaniu z politykami mog ą cymi w dowolny sposób
manipulowa ć ich przeznaczeniem.
Szczekanie psów zostało teraz w tyle. Przy akompaniamencie głuchych st ą pni ęć przery-
waj ą cych cisz ę , pogr ąż yłem si ę w rozmy ś laniach nad ś mierciono ś n ą histori ą tego stulecia;
rozmy ś lałem o tamtych brutalnych ludziach, których kariery nadały kształt temu ś wiatu.
* * *
Tamci ludzie... ich cienie przemykaj ą ce przez andante mojej drugiej symfonii. Był
w ś ród nich porywczy Szwed, Karol XII, który nie wiedział co to pora ż ka, który wojował pod
kamienistymi ś cianami Narvy; wokół szalała ś nie ż yca, a jego ludzie zadali druzgocz ą c ą kl ę -
sk ę wojskom Piotra Wielkiego. Pó ź niej ten szaleniec z rozwianymi na wietrze włosami, w
wysokich ż ołnierskich butach, poległ podczas ataku na ponur ą twierdz ę w Norwegii. Przez
swój szale ń czy zapał stracił Imperium Szwedzkie, a Piotr Wielki rzucił si ę jak lew na bałty-
ckie prowincje Karola.
Go ś cie z cywilizowanych ziem ocenili naród Piotra dawno temu. Carowie dysponowali
nieograniczon ą władz ą . Chłostali swoich bojarów, bojarowie bato ż yli pa ń szczy ź nianych chło-
pów, biskupi chłostali ksi ęż y, a wszyscy tłukli swoje ż ony, dzieci i kochanki. Ubóstwo, prze-
s ą dy, pija ń stwo i rozpusta - oto znajoma wszystkim manifestacja tej w ę drówki Orientu na
północ. Buntowniczy, a jednocze ś nie konserwatywny, ten straszliwy lud prze ż ył tysi ą c lat
pod rz ą dami Rurykowiczów i Romanowów, czcz ą c swoich ciemi ęż ycieli, deprawuj ą c i b ę d ą c
deprawowanymi, nie czyni ą c ani jednego kroku w stron ę cywilizacji. Któ ż byłby w stanie
przeciwstawi ć si ę udr ę czonemu narodowi? Nie ja!
Pod jarzmo tego narodu mój kraj dostał si ę w 1809 roku, aby w nim pozosta ć przez
ponad sto lat. Wtedy nasze noce były najczarniejsze, zimy najdłu ż sze. Tajna policja, bomby,
gro ź ba zesłania na Syberi ę - oto instrumenty sprawiedliwo ś ci, które znali ś my. Có ż z tego, ż e
byli ś my krajem na obrze ż ach Europy, gdzie prócz ryb, reniferów i nied ź wiedzi, nie było ni-
czego do jedzenia? Có ż z tego, ż e egzystowali ś my na skraju ubóstwa, niezdolni do utopijnych
marze ń , które zaczynały wstrz ą sa ć Europ ą , a nawet sam ą Matk ą Rosj ą ? Od czasu gdy spro ś ny
awanturnik, moskwiczanin Piotr ust ą pił miejsca innym zbirom, a ż po srogiego ciemi ę zc ę
Aleksandra II, którego pomnik stoi dumnie w naszej stolicy dlatego, ż e bato ż ył nas łagodniej
od swoich poprzedników, nasze ż ycie niewiele si ę zmieniło; nasi potomkowie w Oulu ż yli w
chatach z drewnianych bali, pozostawali na diecie składaj ą cej si ę z kartofli oraz surowych
ś ledzi, wcze ś nie umierali z powodu gru ź licy, pija ń stwa lub podczas porodu. Naszym dziedzi-
ctwem było zło.
Małym hołdem zło ż onym naszemu krajowi była pewna dawka niepodległo ś ci. Nawałni-
ca dwudziestego wieku wdarła si ę nawet do pos ę pnego serca Rosji, gdzie ster rz ą dów przej ę li
dwaj pozbawieni skrupułów awanturnicy - Ż ydzi Bronstein i Uljanow, którzy zmienili potem
nazwiska na Trocki i Lenin. Naród, n ę kany bezprecedensowymi huraganami kłamstw i okru-
cie ń stwa, wyzbył si ę swojej gorliwo ś ci i dziecinnej lojalno ś ci. Ród Romanowów został zmie-
ciony jak ź d ź bło na wietrze, podobnie jak nikomu niepotrzebny Mikołaj - ostatni, najłago-
dniejszy członek dynastii. Jego bezskuteczne prawa, policja, wi ę zienia i tajne dekrety zostały
od tej chwili poparte przez nowych wła ś cicieli narodu. Lecz tamta godzina przewrotu była dla
mojego kraju godzin ą wyzwolenia si ę spod jarzma i ogłoszenia niepodległo ś ci.
W ś wiecie wci ąż zdominowanym przez obrzydliw ą , star ą ide ę nacjonalizmu, niepodle-
gło ść jest uwa ż ana za co ś najbardziej zaszczytnego. Dziesi ą tki krajów zdobywały niepodle-
gło ść , aby potem z winy złych rz ą dów pogr ąż y ć si ę w długach i niewolnictwie. Rolnictwo,
przemysł, handel - wszystko cierpiało w imi ę nacjonalizmu. My, Finowie, poradzili ś my sobie
w inny sposób. Uczcili ś my nasz ą now ą wolno ść wojn ą domow ą 1918 roku. Chocia ż trwała
krótko, zgin ą ł w niej milion moich rodaków - w kraju licz ą cym cztery miliony ludzi. Po tej
rzezi zostali ś my republik ą pod przewodnictwem naszego bohatera narodowego, Mannerheima
-wielkiego ż ołnierza i, naturalnie, nie mniejszego opoja i dziwkarza. Moj ą symfoni ę zatytuło-
wałem na jego cze ść .
Rozmy ś laj ą c o opowie ś ciach, które słyszałem na temat Mannerheima oraz jego bab-
skich podbojów, doszedłem do ostatniego zakr ę tu drogi prowadz ą cej do domu. Sło ń ce pod-
niosło si ę ju ż znad horyzontu i pobłyskuj ą c zza chmur roz ś wietlało okolic ę pomara ń czowym
blaskiem. Przede mn ą le ż ało jezioro, nieciekawie wygl ą daj ą ce za rz ę dem skarłowaciałych
brzóz, a na tle jego brzegów stał mój dom. Po jednej stronie drogi znajdował si ę rów, którym
płyn ą ł niewielki strumyk. Kobieta le ż ała na wpół zanurzona w rowie, wpatruj ą c si ę w niebo
martwym wzrokiem, z głow ą i ramionami pod wod ą . Sweter i spódnica były porwane.
Zadarte wysoko odsłaniały oczom przechodnia intymne cz ęś ci ciała ofiary. Układ ciała suge-
rował, i ż kobieta została wyrzucona z samochodu.
Gdy przykl ę kn ą łem próbuj ą c wyci ą gn ąć j ą z rowu, spojrzałem na to, co zwykle miewa-
ła przysłoni ę te, i przyszła mi do głowy my ś l banalna, my ś l która mogłaby przytrafi ć si ę
ka ż demu m ęż czy ź nie, i ż to jest wła ś nie ta kryjówka, dzi ę ki której ś wiat kłamstw i ucisku stał
si ę dla m ęż czyzn zno ś ny, która rodziła miło ść , o ile miło ść miała zaistnie ć , i która le ż ała u
podstaw wi ę kszo ś ci inspiracji muzycznych. Z trudno ś ci ą uniosłem ociekaj ą c ą wod ą głow ę .
Obci ą gn ą wszy spódnic ę kobiety poło ż yłem ciało na skraju rowu.
Pocz ą tkowo przypuszczałem, i ż została zgwałcona i zamordowana, byłem jednak zbyt
wra ż liwy, aby przedsi ę wzi ąć jakiekolwiek ś ledztwo i sprawdzi ć t ę teori ę . Taka zbrodnia nie
jest czym ś nieznanym, nawet w moim spokojnym kraju. Znalezienie zamordowanej ogromnie
mnie przygn ę biło i pozbawiło jasno ś ci my ś lenia. Wiedziałem jedynie, i ż nie wolno pozwoli ć
aby le ż ała tu do ś witu, rzucona na pastw ę dzikich psów. Zanios ę j ą do domu, potem zadzwo-
ni ę na policj ę . Byłem jednak ś wiadom, ż e w takiej blisko ś ci granicy nieprzyjaciela, policja
prawdopodobnie ka ż e mi długo czeka ć .
Na pierwszy rzut oka mo ż na było stwierdzi ć , i ż kobieta została ugodzona czym ś
ostrym. Pod plecakiem, który miała na sobie, poła płaszcza była poszarpana w miejscu gdzie
ciało przebił nó ż lub sztylet. Spostrzegłem, ż e na ziemi czerwieni si ę odrobina krwi.
Martwa dziewczyna była na tyle lekka, aby stanowi ć zno ś ne brzemi ę . Przerzuciłem j ą
przez rami ę , tak ż e jej dłonie obijały si ę o moje łydki i pomaszerowałem równym krokiem w
stron ę domu.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin