Weir_Theresa_-_Długa_księżycowa_noc.pdf

(1307 KB) Pobierz
335781790 UNPDF
Weir Theresa
Długa księżycowa noc
Kiedy Nash Audubon - pozbawiony skrupułów reporter - wdziera się na przyjęcie, by zrobić wywiad
z Sarą Ivy, spodziewa się rozmowy z kolejną, piękną wprawdzie, ale znudzoną i nieciekawą, żoną
bogatego męża.
I oto w jego życiu rozpoczyna się ciąg niespodzianek. Sara nie jest bowiem typową kobietą z tak
zwanego towarzystwa, ba, w tak zwanym towarzystwie nie ma dla niej miejsca. Zafascynowany Sarą
Nash postanawia odkryć jej tajemnice.
Czy uda mu się ją zdobyć i ochronić przed katastrofą? Czy Sara zdobędzie się na odwagę i zdecyduje
się na zakończenie maskarady, jaką jest jej małżeństwo?
Prolog
Springfield, Illinois, 1982
Przed budynkiem sądu, w tłumie, za barierką, stał mężczyzna. Potrącali go reporterzy, ale on nie zwracał na to
uwagi. Nie odrywał wzroku od zamkniętych drzwi. Drzwi, które za moment się otworzą. Nie miał pojęcia, jak długo
tak stał na marmurowych stopniach. Czas nie miał znaczenia.
Drzwi otworzyły się.
Mężczyzna na schodach przesunął się ostrożnie. Powoli, niespiesznie, tak aby nie ściągnąć na siebie uwagi. W
pewnym momencie wysunął rewolwer spod płaszcza. Wycelował. Nacisnął spust. Siła wystrzału targnęła jego
ramieniem. Ludzie zaczęli coś wołać, kobiety krzyczały.
Opuścił pistolet i czekał, aż go zaaresztują.
Więzienie stanowe, Joliet, Illinois
Zaczął skreślać dni w notesie. Ale bardzo szybko zrozumiał, że śledzenie upływającego czasu to tylko inny rodzaj
niewoli. Piątego dnia po wyroku wyrzucił notes.
Pamiętaj, synu, wiele dobrych historii zostało zmarnowanych
przez chęć dociekania prawdy.
James Gordon Bennett
Rozdział pierwszy
Chicago; 1995
Starte opony zapiszczały na betonie, dźwięk odbił się echem po ścianach miejskiego garażu w Chicago. Nash
Audubon wjechał na podjazd i zajął pierwsze wolne miejsce, jakie zobaczył. Zaparkował, wyjął klucz ze stacyjki,
pchnął drzwi swojego Forda Fairlane rocznik 76.
Poszły zawiasy. Wszystkie rzeczy z samochodu wypadły.
Koszula, dżinsy, trampki, pudełko po Big Macu, kubek plastikowy.
Zebrał wszystko i wepchnął z powrotem, tym razem za siedzenie, chwycił aparat fotograficzny z półki i szybko
zatrzasnął drzwi, zanim coś znowu mogłoby wypaść.
Z pewnością nie o to chodziło reklamom, które rozpływają się nad nowymi możliwościami percepcji świata zza szyb
samochodu. Ale mieszkanie w samochodzie na pewno ułatwia życie, gdy nagle postanowisz gdzieś się przeprowa-
dzić. Jaki inny facet może zasiąść wygodnie w fotelu, włożyć klucz do stacyjki i zabrać swój dom na przejażdżkę?
Swąd spalonego oleju przypomniał mu, że przed opuszczeniem garażu powinien dolać kolejny litr. Powiesił aparat
na szyi i zarzucił kurtkę skórzaną na plecy.
Wiatr od jeziora rozwiał jego długie włosy.
Przez ułamek sekundy poczuł to drżenie, które nazywał życiem. Zjawiło się nie wiadomo skąd, gdzieś głęboko w
środku. Potem znikło tak szybko, jak się pojawiło. Jak kometa, jak spadająca gwiazda. Pozostawiło za sobą tylko
jakieś nieokreślone, męczące poczucie, zbyt ulotne, żeby je można było uchwycić.
Ostami raz, powiedział do siebie. Takie uczucia nie pojawiały się już od dawna w jego życiu. Od bardzo dawna. I
nigdy już się nie pojawią.
Ruszył w kierunku pomarańczowej poświaty zachodzącego słońca, minął pokryte graffiti ściany i filary aż do drugiej
kondygnacji. Gdy dotarł do Michigan Avenue, wiatr uderzył go prosto w twarz. Zimny, słodki wiatr.
3
Theresa Weir
I znowu. Cierpkie echo wczorajszego dnia. Strząsnął je z siebie i ruszył ulicą w kierunku hotelu „Renesans".
Godzina szczytu. Ludzie się spieszą. Owijają się szczelnie w swoje okrycia, aby nie dosięgną! ich lodowaty wiatr.
Czasami ktoś spojrzał w jego kierunku, ale przeważnie każdy myślał tylko o swoich sprawach. To była jedna z tych
rzeczy, za którą lubił miasto. Anonimowość. W mieście można być niewidzialnym. W mieście można zniknąć.
Stojący pod czerwonym baldachimem, umieszczonym nad obrotowymi drzwiami hotelu, odźwierny w pelerynie
spojrzał na niego podejrzliwie, ale nie próbował go zatrzymać.
Nash pchnął ręką ciężkie drzwi. Gumowe krawędzie skrzydeł drzwi tarły
o ścianę. W środku winda właśnie się zamykała.
- Proszę przytrzymać drzwi! - zawołał Nash biegnąc. Ktoś nacisnął guzik i drzwi z powrotem się otworzyły.
Wślizgnął się do wewnątrz. Sprane dżinsy i wytarta skóra wśród wieczorowych sukni i smokingów. W powietrzu
unosił się zapach drogich perfum.
Kątem oka uchwycił swoje odbicie w lustrze.
Pewnie powinienem poświęcić trochę więcej czasu na swój wygląd, pomyślał przeczesując włosy palcami, włosy,
które od co najmniej dwóch miesięcy wymagały podcięcia. Może kiedy dotrą na górę, będzie mógł wstąpić do
toalety i ogarnąć się trochę? Ludzie wpatrywali się w niego bez słowa.
- Prasa - usiłował wytłumaczyć swój sportowy strój.
- Z jakiej gazety? - pytanie padło z ust kobiety w długiej czarnej sukni z cekinami.
Zaczął przeszukiwać kieszenie koszuli, po czym wyciągnął jedną z wizytówek i podał jej.
- „Chicago Journal".
Gdyby powiedział, że pracuje dla „Shoot the Moon", zatrzymaliby windę i wyrzucili go na zbity pysk.
Przypomniał sobie o fałszywym identyfikatorze w kieszeni kurtki. Przypiął go do koszuli.
WALTER DEVLIN CHICAGO JOURNAL
Identyfikaror tak naprawdę nie był fałszywy. Znalazł go w toalecie w John Hancock Building i zatrzymał na
pamiątkę. Już nieraz okazał się przydamy.
- Robię wywiad z Sarą Ivy - powiedział.
Kobieta uśmiechnęła się. Białe zęby. Zmysłowe usta. Krótkie, ciemne, lśniące włosy.
4
- Jeżeli mąż spuści ją z oczu na tak długą chwilę - powiedziała kobieta. - Śą strasznie do siebie przywiązani.
Naprawdę, jak para nowożeńców.
- Urocze - sucho skomentował Nash. Oboje uśmiechnęli się.
Wywiad nie był ważny. Mógł się bez niego obejść. To, co go naprawdę interesowało, to było zdjęcie Sary Ivy do
kolumny życia towarzyskiego lokalnych znakomitości. Plotka głosiła, że ta oddana żona ma romans z Russellem
Crayem, jednym z partnerów jej męża w interesach. Gdy mąż ubiega się o stanowisko radnego, romans jego
połowicy jest nie lada atrakcją. Zadaniem Nasha było zrobienie zdjęcia Sarze Ivy razem z Crayem.
Winda zatrzymała się na piętnastym piętrze, gdzie mieścił się luksusowy apartament. Wszyscy wysiedli.
Nash nie musiał długo szukać toalety. Wszędzie dywany, kinkiety, miękkie w dotyku ręczniki, dezodoranty, wody
kolońskie, maszynki do golenia...
Prawdziwa rozkosz...
Rozebrał się do dżinsów. Nagi do pasa, pochylił się nad owalną umywalką, namydlił twarz i szybko zgolił
dwudniowy zarost Umył zęby szczoteczką, którą zawsze miał przy sobie, a potem pachy. Wysuszył je ręcznikiem z
wyhaftowanym monogramem. Rzucił ręcznik, spryskał się dezodorantem, zapach był całkiem do wytrzymania,
zwilżył ręce i uporządkował włosy.
Sprawdził odbicie w lustrze. Może nie' miałby szans jako model, ale tu ujdzie.
Zapinał koszulę, gdy wszedł mężczyzna w smokingu. Nash spokojnie wsadzał koszulę do spodni, zarzucił na
ramiona skórzaną kurtkę, chwycił aparat i skierował się na przyjęcie.
Zorientował się, że gdy odbywał swoją toaletę, zapadł wieczór. Podszedł powoli do szklanej ściany i rzucił okiem na
rozciągający się przed nim widok. Nic nie może się równać z widokiem Chicago nocą. Był to Wrigley Building.
Naprzeciwko modernistyczna bryła budynku „Chicago Tribune".
Skierował wzrok na wschód, za Lake Shore Drive, na portowe molo. Światła jachtów rozsiane były po całym
jeziorze. Majestatyczny widok przywiódł mu na myśl wspaniałych, ambitnych ludzi i ich wielkie aspiracje. Ludzi,
którzy walczyli z przeciwnościami losu nie do pokonania i wygrali. Ludzi takich jak Frank Lloyd Wright i William
LeBaron Jenney. Ludzie, którzy wstrząsnęli światem.
Dzięki Bogu, Nash nie zaprzątał sobie głowy takimi rojeniami i złudzeniami. Pozostawiał to innym.
Mówiono o nim, że jest cyniczny, ale to nie była prawda. Żeby być cynicznym, trzeba mieć w sobie nienawiść pełną
namiętności. W nim nie było już takich emocji. Doszedł do granicy, przekroczył ją i zostawił daleko za sobą.
11
Zgłoś jeśli naruszono regulamin