GrabarzPolski004.pdf

(12953 KB) Pobierz
Grabarz Polski
# 4
THE FOG
KRWAWE LATA OSIEMDZIESIĄTE
WYWIAD Z ŁUKASZEM ŚMIGLEM
ŁUKASZ ŚMIGIEL - DEMONY
A L’INTERIEUR
MAREK ŚWIERCZEK - BESTIA
TIMBER FALLS
OBLICZA DRAKULI
EXTE: HAIR EXTENTIONS
DEAD MAN’S SHOES
K. T. DĄBROWSKI - ZMAŁPIENIE (OPOWIADANIE)
42258869.007.png
THE FOG
MGŁA
USA 1980
DYSTRYBUCJA: VISION
wuje się do obchodów stulecia swojego
powstania. Po pewnym czasie dowia-
dujemy się, że ta rocznica ma związek
z tragedią. Trędowaty bogacz Blake, pla-
nował za własny majątek założyć kolo-
nię chorych. Przyszli założyciele Anchor
Bay udając chęć pomocy uknuli spisek,
który pozwoliłby za jednym zamachem
pozbyć się trędowatych i posiąść ich zło-
to. Korzystając z faktu, że w ciemności
zaległa gęsta mgła, rozpalili ogień, który
sprowadził statek na skały, gdzie czeka-
ła lodowata śmierć. Miejscowi opowia-
dają, że kiedy mgła powróci do zatoki,
rozbitkowie wstaną z dna morza i ruszą
na poszukiwanie zdrajców. Niebawem
tak właśnie się stanie.
REŻYSERIA:
JOHN CARPENTER
OBSADA:
ADRIENNE BARBEAU
JAMIE LEE CURTIS
JANET LEIGH
JOHN HOUSEMAN
wet przewidzieć jak się zachowa. Sceny
gdy widziana ze szczytu latarni morskiej,
dziwnie świecąca, zbliża się wchłaniając
wszystko po drodze, albo jak przez szpa-
rę pod drzwiami nieproszona wdziera się
do mieszkań, nie straciły elektryzującej
mocy. Nieco gorzej wypadają postaci
umarłych, ale choć są dość anachro-
niczne, ich kilkukrotne nagłe pojawienie
się może sprawić, że podskoczymy ze
strachu.
X
X
X
Większa część „Mgły” rozgrywa się nocą
w ciężkiej, niemal odrealnionej atmosfe-
rze. Niczym w twórczości Poego bar-
dziej niż epatowanie przemocą liczy się
konsekwentne budowanie nastroju gro-
zy poprzez snucie opowieści, w której
rozmaite pozornie nieistotne szczegóły
nagle zaczynają nabierać przerażające-
go wydźwięku. W pierwszej scenie stary
marynarz opowiada grupce zebranych
wokół ogniska dzieci tragiczną histo-
rię rozbitków. Tymczasem miasteczko,
w którym rozgrywa się akcja, przygoto-
X
X
Biorąc pod uwagę niski budżet ilmu,
należy pochwalić twórców za konse-
kwentne poleganie właśnie na mgle jako
środku budowania napięcia. Choć sama
nie jest ona siłą sprawczą śmierci, za-
zwyczaj poprzedza i zapowiada jej na-
dejście stając się jednym z bohaterów.
Carpenterowi udało się wyeksponować
jej upiorną bezcielesność: choć okrywa
wszystko, nie można jej dotknąć, ani na-
grozy. Drażnić mogą również luki fabu-
larne oraz mało wyszukana i nierzadko
przewidywalna historia z niezbyt satys-
fakcjonującym zakończeniem. Klasyk
Carpentera choć nie wszystkich już dzi-
siaj przestraszy, a wyznawców zasady,
że w horrorze powinno być szybko
i krwawo zwyczajnie znudzi, powinien
przypaść do gustu miłośnikom klasycz-
nych opowieści z dreszczykiem opowia-
danych tuż przed nastaniem godziny
duchów.
Opowieści, której sukces tak bardzo
zależy od atmosfery, gęstniejącej jak
tytułowa mgła i podbijanej jeszcze nie-
pokojącą elektroniczną muzyką autor-
stwa samego Carpentera, przydałoby
się jednak bardziej wyraziste aktorstwo.
Brak zaangażowania widoczny u więk-
szości obsady uniemożliwił mi kibicowa-
nie którejkolwiek z postaci i w gruncie
rzeczy było mi obojętne kto przeżyje, co
raczej nie jest optymalną reakcją na ilm
Film otwiera fragment wiersza „Sen we śnie” E. A. Poe:
„Co widzimy, co się zdaje, snem we śnie wciąż pozostaje”.
Trzeba przyznać, że motto dobrze oddaje charakter ilmu.
42258869.008.png 42258869.009.png 42258869.010.png 42258869.001.png
Przecież we wcześniejszych latach rów-
nież nie brakuje tytułów, które w zna-
czący sposób odcisnęły swoje piętno na
rozwoju gatunku. I to właśnie te wcześ-
niejsze lata przyczyniły się do tego,
że w latach 80. horror przeżył swój naj-
większy rozkwit... i upadek. Oto krwawe
lata 80.
13th” (1980) pojawił się tylko na moment,
w kolejnych odsłonach (powstających
niemal co roku) mordował kolejne grupy
nastolatków, a do końca lat 80. udało mu
się aż osiem razy pokazać na dużym
ekranie. Z roku na rok jego efektyw-
Trudno przyjąć jedną metodę, opisując
ilmy tego okresu. Narodziły się wówczas
nowe odmiany, stare poddano liftingowi,
a twórcy wprost prześcigali się w po-
szukiwaniu oryginalnych (niekoniecznie
dobrych) rozwiązań. Nie da się ukryć,
że na jedną wyjątkową pozycję przypa-
dało kilkanaście - jeśli nie kilkadziesiąt
- kiepskich. Pomińmy jednak na moment
walory estetyczne, przyjrzyjmy się nato-
miast bliżej tytułom (a nie brak tu takich),
które stale elektryzują fanów gatunku.
ność i widowiskowość spadała, a seria
radośnie dławiła się własnym ogonem,
jednak do dziś zabójca w masce hoke-
jowej pozostaje jedną z największych
ikon horroru. Inni psychopaci nie za-
mierzali jednak zostawać w cieniu, a ich
poczynania mogliśmy śledzić choćby
w „The Burning”, „Prom Night”, „Motel
Hell” (wszystkie wymienione to rocznik
1980) czy w mniej udanych seriach „Sle-
epaway Camp” i „Slumber Party Mas-
sacre”. O dziwo, nie powiodło się boha-
terom z poprzedniej dekady - „The Texas
Chainsaw Massacre 2” (1986) czy „The
Hills Have Eyes 2” (1985) - i nawet zna-
komity Michael Myers pogubił się nieco
w kontynuacjach swej misji i dopiero
przy czwartym wejściu, w „Halloween
P rzedostatn ia dekada ubiegłego stulecia
jawi się w wyobra źni widzów jako
z łota era ho rroru. Czy tak jest w istocie?
Już rok 1980 zaprezentował widzom
wszystko, co w horrorze najlepsze:
przez monster movies i animal attack,
przez kino grozy, zombie movies, ilmy
satanistyczno-religijno-okultystyczne,
po ghost stories i inteligentne thrillery,
giallo i horrory psychologiczne. Nawet
gore, chociaż jeszcze nie przybrało tak
potężnych rozmiarów, już coraz śmielej
odciskało piętno na kolejnych produk-
cjach. Jednak królem tej epoki stał się
slasher i jego naczelny przedstawiciel
- Jason Voorhees. Choć we „Friday the
42258869.002.png 42258869.003.png
IV” (1988), zagroził i tak coraz gorszej
pozycji Jasona. Prawdziwą furorę wy-
wołał jednak Freddy Kruger, który dzięki
Wesowi Cravenowi mógł od 1984 roku
straszyć na ulicy Wiązów („A Nightmare
on Elm Street”). W stanie spoczynku nie
pozostali też bardziej klasyczni morder-
cy, tacy jak Norman Bates w „Psycho 2”
(1983) i „Psycho 3” (1986) czy zabójcy
w stylu giallo w „Dressed to Kill” (1980),
„Blade in the Dark” (1983) i „Black Cat”
(1981). Piękne to były lata.
w żenujący sposób próbowała straszyć
zombie-wieśniakami w „Redneck Zom-
bies” (1987) i zombie-idiotami w „Igor
and the Lunatics” (1985). Na szczęście
nie zabrakło świeżego spojrzenia na
kwestię żywych trupów w „Dead and Bu-
ried” (1981) czy bardziej humorystycz-
nego ich wizerunku w ilmach jak „Re-
animator” (1985), „Return of the Living
Dead” (1985) czy „Dead Heat” (1988).
Swoje trzy grosze do tematu dołożyli
aż trzy w roku 1981: „The Howling”, „An
American Werewolf in London” i „Wol-
fen”. Mimo późniejszych licznych kon-
tynuacji czy nawiązań żaden z ilmów
o lykantropach nie zbliżył się nawet do
wyznaczonego przez nie poziomu. Je-
dynie poetycki obraz „Company of the
Wolves” (1984) zaprezentował się intry-
gująco.
swoje ogromne apetyty na ludzkie mięso
- „Cannibal Apocalypse”, „Eaten Alive!”,
„Mondo Cannibale”, „Long Island Canni-
bal Massacre” (wszystkie z 1980 roku),
„Cannibal Terror” (1981), „Cannibal Fe-
rox 1” (1981) i „Cannibal Ferox 2” (1985).
Swoją obecność krwawo manifestowali
również kosmici - raz kuriozalnie jak
w „Alien Dead” (1980), „Critters” (1988)
czy „Killer Clowns from Outer Space”
(1988), innym razem widowiskowo i po-
ruszająco jak w „The Blob” (1988) czy
„Aliens” (1986). Mordercze skłonności
odkryły w sobie lalki w serii „Child’s Play”
(1988) czy ilmie „Puppet Master” (1989).
Nie zabrakło kolejnych manifestacji sza-
też klasyczni twórcy: George Romero
w „Day of the Dead” (1985) i Lucio Ful-
ci w „House of Clocks” (1989) czy „The
Beyond” (1981). Wisienką na torcie dla
fanów zombie było klasyczne i oparte na
faktach podejście do tematu w „The Ser-
pent and the Rainbow” (1987).
Wściekłe bestie szalały już wcześniej,
ale i w tej dekadzie nie zrezygnowały ze
swoich upodobań i potraiły przypuścić
śmiertelne ataki. Powróciły więc rekiny
w kolejnych częściach „Jaws”: „Jaws 3-
D” (1983) i „Jaws: The Revenge” (1987),
a także w „Last Shark” (1981), wspo-
magane piraniami w „Piranha 2” (1981)
i aligatorami w „Aligator” (1981). Nie za-
brakło też szczurów, jak w ilmie „Rats -
Night of Terror” (1984), a nawet ślimaków
z ilmu „Slugs” (1987). Znakomitą formą
wykazały się również dzikie plemiona
kanibali, które co chwilę prezentowały
Nie próżnowały w tym czasie żywe tru-
py, które co roku przypuszczały kolejny
marsz na ekrany kin, przybierający co-
raz bardziej kuriozalne formy. Pojawiły
się więc zombie-wampirzyce ze skłon-
nościami ekshibicjonistycznymi w „Li-
ving Dead Girl” (1982), zombie-erotoma-
ni w „Erotic Nights of the Living Dead”
(1980) czy też zombie-najemnicy w „Re-
venge of the Living Dead Girls” (1987).
Młodziutka jeszcze wówczas Troma
tana i zgrai demonów. Tu z ciekawszych
tytułów warto wymienić dwie pierwsze
części z serii „Evil Dead” (1981 i 1987),
ilmy „Seventh Sign” (1988), „Angel He-
art” (1987), „Demons” (1985) i „Night of
the Demons” (1989). Zaprawdę, w latach
80. ekrany spływały krwią.
Przy takim natłoku zombie nieco w od-
wrocie zostały wampiry, ale i one przy-
pomniały o sobie w „Dracula’s Widow”
(1989), „Return to Salem’s Lot” (1987)
czy bardziej udanych „Lost Boys” (1987)
i „Vampire’s Kiss” (1989). W mniejszości
znajdowały się też inne potwory, choć
i ich obecność na ekranach była kon-
sekwentnie zaznaczana - przykładem
niech będą ilmy „Hiruko the Goblin”
(1989), „Dawn of the Mummy” (1981),
Pumpkin Head” (1989) czy „Troll” (1986).
Ciekawe jest także to, że w latach 80.
powstały cztery jak dotąd najlepsze pro-
dukcje traktujące o wilkołakach - z tego
Zadbano także o zwolenników grozy
bardziej wysublimowanej. Duchy i zja-
wy dały nam się poznać dzięki drugiej,
trzeciej i czwartej części serii „Amityvil-
le”: „The Possession” (1982), „The De-
mon” (1983) i „The Evil Escapes” (1989),
oraz ilmowi „Poltergeist” (1982) wraz
z jego kontynuacjami - „Poltergeist II:
The Other Side” (1986) i „Poltergeist III”
(1988). Jednak najbardziej wstrząsający
42258869.004.png 42258869.005.png
(bo oparty na faktach) był obraz zatytuło-
wany „Entity” (1981). Mistrzostwo osiąg-
nął zaś Stanley Kubrick w swojej ekrani-
zacji kingowskiego „The Shining” (1980),
w Polsce znanego jako „Lśnienie”.
Powyższa wyliczanka to jedynie wierz-
chołek góry lodowej, jednak jakże wiele
mówi nam o krwawych latach 80. Za-
stanawiać może, dlaczego tak mocno
ceniona jest epoka, w której kwitł epigo-
nizm i w której już początkowych latach
nie brakowało pastiszów ośmieszają-
cych wtórność gatunku, jak w przypadku
„Student Bodies” (1981) czy „Bloodbath
at the House of the Death” (1984)...
Odpowiedź jest prosta i zawiera się
w trzech literach: VHS. W latach 80.
nastąpiła szeroka dostępność różno-
rodnych ilmów właśnie dzięki rozwojowi
tej gałęzi techniki (co zostało skomen-
towane w ilmie „Videodrome” z 1986
roku). W przypadku horroru zaleta była
podwójna. Przede wszystkim za sprawą
magnetowidów wiele produkcji przeży-
wało drugą młodość - niektóre nawet
omijały wielki ekran i od razu wędrowały
do różnorodnych wideotek, gdzie nikt
nie przejmował się nadmierną brutal-
nością obrazu. To tam większość fanów
poznała pierwsze ilmy i zapałała miłoś-
cią do gatunku. Obecny rozwój Internetu
i niskie ceny DVD sprawiają, że sytuacja
zaczyna się powtarzać i tu uwidacznia
się druga z korzyści dla horroru - podob-
nie jak niegdyś w przypadku VHS-ów ro-
dzice nie byli w stanie skontrolować, co
rzeczywiście oglądają ich pociechy, tak
i teraz mają o tym mgliste pojęcie. Wia-
domo zaś, że zakazany owoc smakuje
najlepiej. I najbardziej kusi.
Parę tygodni temu na półki księgarń traiła debiutancka książka Łukasza
Śmigla zatytułowana „Demony”. Słyszał już o niej chyba każdy fan horroru
bo autor poprowadził prawdziwie „zachodnią” – i iście demoniczną –
kampanię promocyjną prowadzoną w Internecie i salonach sieci Empik.
Można więc było posłuchać wypowiedzi samego twórcy, ale też sprawdzić
jak jego dzieła interpretują inni oglądając zestaw ilmów osadzonych
w opisywanych przez Śmigla światach oraz słuchając kilku mrocznych
słuchowisk radiowych. Z troski o pisarza postanowiliśmy sprawdzić
czy potężna kampania go jeszcze nie wykończyła.
Koniecznie należy wspomnieć też o il-
mach z Kraju Kwitnącej Wiśni. Prawdzi-
wy rozgłos na scenie horroru miał dla
Japonii dopiero nadejść, ale już w latach
80. potraiono tam szokować obrazami,
w których brutalny horror spotykał się
z mocną erotyką. Takie są właśnie pierw-
sze odsłony „Za ginipiggu” („Guinea Pig”)
oraz serie „Shojo no harawata” („Guts of
a Virgin”) i „Hana to hebi” („Flower and
Snake”), a przede wszystkim niesławny
„Ryôjoku mesu ichiba - kankin”, czyli
„Female Market” (1986). Natomiast il-
mami „Shiryo no wana” (1988), znanym
również jako „Evil Dead Trap”, oraz „Tet-
suo” (1988) Japończycy udowodnili, jak
odmienną mają od nas kulturę i jak wiele
już wkrótce nauczą innych o straszeniu.
Taki wesoły, elegancki, niewinnie wy-
glądający chłopak a pisze horrory!
Ludzie są pewnie zdziwieni kiedy do-
wiadują się, że wszystkie te krwawe
historie wysmażył dla nich ktoś kto
nie pachnie siarką, ani nawet nie po-
siada obłąkanego spojrzenia?
Na pytanie, dlaczego opowiadam takie
historie, a nie inne, mogę odpowiedzieć
cytatem z trzeciej części ilmu „Blade”.
W jednej ze scen dziewczynka pyta
tam głównego bohatera: Why can’t you
just be nice? A on odpowiada: Because
the world isn’t nice... No dobra... Może
trochę przesadzam. W końcu moja de-
biutancka powieść, która pojawi się na
rynku za kilka miesięcy jest romansem
obyczajowym, a nie horrorem.
No wiesz? Jak możesz! Spędziłem go-
dziny na ćwiczeniu mojego jedynego,
strasznego spojrzenia, które oglądać
można na zdjęciach promocyjnych.
Nie martwisz się, że co bardziej patrio-
tyczni recenzenci będą Ci wytykali,
że używasz w swoich opowiadaniach
zagranicznych imion i zamorskich lo-
kalizacji?
A co do niewinności... Groza, z którą
mamy do czynienia w życiu, nie jest
niestety wynikiem działań kosmatego
potwora. Zwykły, niewinnie wyglądający
człowieczek może trzymać w swoim ga-
rażu dziewczynki, które jutro wrzuci do
basenu pełnego świńskiej krwi, a później
poszczuje je dobermanem... I nikt się o
tym nie dowie. Nikt się tego nie spodzie-
wa. To jest realna groza. Takie rzeczy
dzieją się naprawdę! A wszystko dlatego,
że świat nie jest fajnym miejscem. Groza
powinna nam o tym przypominać.
Recenzenci już to zauważyli. Pytanie tyl-
ko, czy powinienem traktować to jako za-
rzut. Chciałem spróbować napisać opo-
wiadania grozy, które byłyby wolne od
polskich realiów. To było celowe zamie-
rzenie. Chciałem się zabawić konwencją
i najczęściej to same historie podsuwały
mi pomysł na realia, w których te opo-
42258869.006.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin