HUBERT KOSTKA.txt

(6 KB) Pobierz
HUBERT KOSTKA
lšzak wyjštkowo zawzięty

Hubert Kostka: Ojciec wyszedł na wojnę i już nie wrócił. Miałem wtedy trzy lata. Mama bez pracy,
 a żyć trzeba było. Chodziłem żebrać za chlebem i nie wstydzę się tego.
 skomentuj

Hubert Kostka, podobnie jak Włodzimierz Lubański, nie oglšdał losowania po meczu. Przyznaje,
 że nie wytrzymał psychicznie. Nerwy były zbyt duże. Teraz odpoczywa od piłki. Cieszy się emeryturš. 
Z dumš prezentuje swój piękny dom w Markowicach. 

- Mój profesor na politechnice w Gliwicach mawiał: Inżynierem to ty się możesz nazywać, jeli dom postawisz.
Ale sam!". No to jestem inżynierem. Poza konstrukcjš dachu wszystko zrobiłem własnoręcznie,
 trochę sam wymyliłem, trochę podejrzałem tu i tam. Mam do tego talent, lubię co sklecić. 
Teraz robię drewnianš altankę - opowiada. Od nowego domu Kostki jest zaledwie kilka minut na piechotę
do starego, w którym mieszkał do 18. roku życia, zanim przeprowadzili się do Gliwic. 

- Jestem chłopak wojenny, z rocznika 1940. Tu, w Raciborzu, były ciężkie walki, bo to trudny teren do zdobycia
- Odra, kanał odrzański. Z naszego domu zostały wypalone ciany i komin. Nie mielimy nic. Wszystko,
co wydawało się nam ważne, przestało istnieć. Zamieszkalimy z matkš, rodzeństwem i dziadkami
w jednopokojowym mieszkaniu - Hubert Kostka pokazuje na dom, niedaleko kocioła w Markowicach.
Dzi mieszka tam jedna osoba, wtedy gniedziło się tu 6 rodzin. 

Ojciec bramkarza Górnika zginšł w czasie wojny na froncie. - Nie mam o nim wspomnień, bo go nie znałem.
Wyszedł z domu i już nie wrócił. Miałem wtedy trzy lata - mówi. Skończyła się wojna, rozpoczęła się walka
o przetrwanie. 

- Mama nie miała pracy, a żyć jako trzeba było - wspomina. - Chodziłem żebrać za chlebem i nie wstydzę
się tego. Co kto uzbierał, to jedlimy. Był tu PGR, byli też prywatni gospodarze. Czasem zostały
jakie ziemniaki, zbieralimy po żniwach kuski (kłosy zboża). Z tego chleb się piekło.
Ale przetrwalimy - mówi z nieskrywanš dumš. 
Idziemy dalej, przechodzimy przez tory i jestemy na boisku w Markowicach. Tu zaczynał swojš 
sportowš karierę. Od poczštku było widać, że ma ponadprzeciętny talent. 
- Miałem 11 lat, kiedy na spartakiadzie szkół powiatowych wygrałem swojš pierwszš piłkę.
Startowałem w jedzie szybkiej na lodzie i w jedzie figurowej. Mogłem wygrać w obu konkurencjach,
ale nie opłacało mi się. Za pierwsze miejsce dawali narty z wišzaniami, a za trzecie piłkę.
Oryginalnš skórzanš. No to raz wygrałem, raz byłem trzeci. Bo po co mi dwie pary nart? - pyta retorycznie. 
Łyżwy to był epizod. Po co mu zresztš były potrzebne, skoro zdobył już piłkę? - Mielimy nawet niezły zespół. 
Walczylimy o ówczesnš drugš ligę. Pamiętam decydujšcy mecz o wejcie do A-klasy, 
ja byłem wtedy przed maturš. To była jesień 1957. Gralimy z zakładowym klubem ze Sławęcic,
Blachowniš. Przyjechali ciężarówkš ze swoim sędziš. To co on wyprawiał, to nie da się opisać.
A że na meczu były całe Markowice... Stłukli go tak, że został odwieziony do szpitala - opowiada Kostka.
Ot i cała historia... aż do poniedziałku. 
- Matka dawała mi wtedy raz w tygodniu 50 groszy na gazetę. A w poniedziałek, wiadomo, wszystkie wyniki,
więc kupowało się Sport". Ale tam nic o awanturze. Czyli jest spokój. Ale nie! Pamiętam jak dzi 
- lekcja języka polskiego, przyszła pani dyrektor, postrach szkoły. Walnęła w stół: Kostka, na rodek". 
Dała mi Trybunę Opolskš". Czytaj" - mówi. No to czytam i nagle zaczyna mi się robić ciemno przed oczyma:
Chuligańskie wybryki w Markowicach. Na meczu o wejcie do A-klasy w wyniku chuligańskich wybryków
został pobity sędzia. Sprawcami tego byli prezes klubu i trzech piłkarzy: bramkarz Gacka,
kapitan Dudek i Hubert Kostka". Ja w tym meczu dwie bramki strzeliłem, więc sędzia mnie zapamiętał 
i wpisał do protokołu - wyjania Kostka, o którego przys złoci w szkole miała zdecydować rada pedagogiczna. 
- Zostałem zawieszony do momentu wyjanienia. Całe szczęcie, że byłem dobrym uczniem,
bo pewnie by mnie wylali. Na tym nie koniec. Przyjechałem ze szkoły do domu, a tu wezwanie do prokuratury.
Na całe szczęcie miałem wiadków ze Sławęcic, dwóch kolegów, których poznałem na koloniach
i którzy po meczu poszli ze mnš do mojego domu, żeby się umyć i przebrać. Było jeszcze rozpoznanie 
i sędzia sporód 5 podejrzanych jako Kostkę wskazał innego chłopaka - mówi. I po chwili zastanowienia dodaje: 
- W każdym razie póniej z sędziami walczyłem do końca trenerskiego żywota. I przez to karierę skończyłem. 
Gra w piłkę nie przeszkodziła mu w nauce. W Górniku jako inżyniera szanowano go. A on siebie. 
Jeden z piłkarzy opowiada, że jak w wypłacie brakowało choćby grosza, to Kostka potrafił powiedzieć: Albo przyniosš nam tu tego cholernego grosza, albo nie ruszamy się z szatni". 
- W tamtych czasach dostać się do Górnika to była niezwykła rzecz. Jak ja przychodziłem, 
to oni byli już dwukrotnymi mistrzami Polski. I tamta drużyna, jeli chodzi o liczbę wybitnych zawodników,
była chyba nawet lepsza od tej naszej pucharowej - ocenia. - Mieli najlepszego piłkarza,
jakiego widziałem po wojnie. A ja grałem ze wszystkimi najlepszymi albo przeciw nim, też jako trener. 
A więc nie Kaziu Deyna i nie Włodek Lubański, ale włanie Ernest Pohl. Tyle że miał tę fatalnš wadę... 
To nie jego wina. Mymy zarabiali tyle, by żyć lepiej niż ludzie, ale nigdy tyle, żeby co zaoszczędzić.
Przecież ja grałem 3 lata w drugiej lidze (Unia Racibórz podczas studiów), cztery w pierwszej 
i dopiero wtedy mogłem sobie kupić pierwszy samochód. Zastawę 750 za 69 tysięcy złotych.
A na gorzałę było stać wszystkich. O klasie Pohla niech zawiadczy, że jak bylimy na turnieju w Niemczech 
na poczštku lat 60., zanim jeszcze powstała Bundesliga, Niemcy z RW Essen dawali za niego
100 tysięcy dolarów. 100 tysięcy!!! Pohl jednak meczów z Romš nie doczekał, trzy lata wczeniej 
skończył grę w Górniku. 
Największy żal Kostka ma o to, że nie został selekcjonerem reprezentacji. Miał prawo czuć się rozczarowany,
bo przecież trzykrotnie zdobywał mistrzostwo Polski. Raz z Szombierkami, dwukrotnie z Górnikiem.
kształcił się starannie. Ukończył AWF, jedził po wiecie, obserwował najlepszych, m.in. legendarnego
Jocka Steina, nauczyciela sir Alexa Fergusona. Do dzisiaj imponuje ogromnš fachowš wiedzš na temat piłki.
Naprawdę rzadko spotykanš u polskich trenerów. Mówi o systemach, ustawieniach, historii,
rzuca nazwiskami piłkarzy jak z rękawa, ma doskonałš pamięć. 
Tylko kawy nie może za dużo wypić.
- Mała kawka z mlekiem, nie więcej. Jestem po by-passach. Jak to mówiš: staroć, nie radoć - żartuje.

Niedawno, po kilku latach nieobecnoci, powrócił na Górnika, na którego mecze nie chodził od momentu, 
gdy ochroniarz nie wpucił go na stadion. A Kostka to lšzak wyjštkowo zawzięty.
Więc góra musiała przyjć do Mahometa. Przyjechał osobicie Łukasz Mazur, nowy prezes.
- Młody chłopak, stara się. A było to dodatkowo w okresie przedwištecznym, więc nie mogłem odmówić 
- żartuje Kostka.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin