WŁODZIMIERZ LUBAŃSKI.txt

(7 KB) Pobierz
WŁODZIMIERZ LUBAŃSKI
Dochodzę wieku, który raczej wymaga pewnego spokoju. Nie jest to już czas na wielkie awantury,
ale nie boję się odpowiedzialnoci.

Spokojnie, ułóż nogę, tak włanie - Włodzimierz Lubański pokazał jednemu z młodych napastników Lokeren, 
jak trzeba to robić, i piłka wreszcie poszybowała jak z podręcznika, w samo okienko. Teraz schodzi z treningu,
żonglujšc piłkš przez całš długoć boiska, wszyscy patrzš z podziwem. Lubański jest tu legendš,
na pewno najlepszym piłkarzem w historii klubu. 

- Zawsze bardzo lubiłem bawić się piłkš i z wiekiem mi to nie przeszło - umiecha się.
W 1990 roku napisał w ksišżce Ja, Lubański": Na razie zostajemy w Lokeren, bo dzieci chodzš tu do szkoły, 
ale póniej pomylimy".
- Dwadziecia lat minęło, dzieci dorosły, a pan wcišż tutaj - zagaduję.
- Mówienie, czy jest się tu, czy tam, nie ma dzisiaj sensu. Europa jest otwarta. Mam dom w Gliwicach
i jak tylko mogę, jadę tam. Nie potrafię powiedzieć, gdzie spędzę ostatnie dni swego życia. 
W ogóle nie chcę już przewidywać przyszłoci - mówi. 

W swojej ksišżce Lubański twierdził również, że będzie chciał się powięcić pracy trenerskiej. 
Życie zweryfikowało plany. Jeden z najlepszych polskich piłkarzy nie został nawet redniej klasy trenerem.
Ale pogodził się z tym. Ostatnio mówiło się sporo o jego kandydaturze na trenera Górnika, o tym,
że nie ma lepszego człowieka, który wprowadziłby Górnika do ekstraklasy. 

- Zgadza się. Ale w tym, co mówimy, jest wiele sentymentu, życzeń, a moja odpowied jest prosta 
- ja już bramek dla Górnika nie będę strzelał. Na pewno jeli chodzi o szkolenie, mógłbym bardzo dużo zrobić.
 Mam wszystkie papiery, nie wyrobiłem sobie tylko licencji PRO, bo to jedynie wycišganie od ludzi pieniędzy...
 - oburza się i dodaje. - W tej chwili dochodzę jednak wieku, który raczej wymaga pewnego spokoju.
 Nie jest to już czas na wielkie awantury, ale nie boję się odpowiedzialnoci. 

Można odnieć wrażenie, że asekuruje się na wypadek, gdyby nikt z Górnika nie złożył mu propozycji. 
Bo to jest włanie jaki dramat, że Lubański nigdy nie dostał poważnej oferty, tak jakby jego nazwisko
w futbolu niewiele znaczyło. 

Nie wypaliły też inne pomysły zwišzane z polskš piłkš...
- Mówiłem otwarcie o tym, że chcę być dyrektorem kadry, że interesuje mnie to. Ale nie dostałem odpowiedzi. 
Nie, to nie. Chciałem robić też co przy projekcie EURO 2012, bardzo mnie to interesowało. Ale też nic z tego.
Został taki wewnętrzny żal, ale trudno, takie życie - rozkłada ręce.
Dlatego od 5 lat jest cišgle trenerem napastników w Lokeren. Włanie 5 lat temu zawiesił swojš licencję
menedżerskš, bo jak sam twierdzi, w rodowisku menedżerów jest pełno nieuczciwoci i to mi nie odpowiada".
 
- Ale teraz pasjonuje mnie to, że mogę poprawiać błędy w wyszkoleniu napastników, znam się na tym 
- mówi i wylicza swoje sukcesy. - Wypromowałem tu dwóch napastników: Aristide Bancé, gra w FSV Mainz
w Bundeslidze, a drugi Ouwo Moussa Maazou, teraz jest w Monaco, a wczeniej sprzedalimy go
z dużym zyskiem do CSKA Moskwa. Dawid Janczyk też znakomicie się spisał. 9 bramek w połowie sezonu
to znakomita robota. Wierzę, że się do tego przyczyniłem. Więc jak pan widzi, nie trzymajš mnie tu za zasługi
 - umiecha się. 
I może to jest ten jego sposób na życie, którego szukał od zakończenia kariery. Bez wielkich wyzwań, stresu.
Może dlatego tak trudno mu opucić Lokeren, spokojne miasteczko, w którym można przyjemnie spędzić czas. 
- Uważam się za polskiego patriotę, a jednak Belgia przyjęła nas bardzo dobrze, wiele jej zawdzięczamy. 
Zawsze czulimy się tu bardzo szczęliwi - zaznacza. Po chwili dodaje: - Poza jednym przypadkiem. 
Tego głonego swego czasu, można by powiedzieć, zamachu terrorystycznego.
Było to we wczesnych latach 80. Na polskiej granicy zatrzymano dwóch członków międzynarodowej organizacji 
przestępczej, działajšcej głównie w Belgii. Ci więc w odwecie wzięli sobie za cel znanego Polaka
mieszkajšcego w ich kraju - konkretnie Lubańskiego.
- Strasznie to przeżyłem, ucieklimy do Polski na parę dni. O pierwszej w nocy przyjechało pod nasz dom
5 samochodów policyjnych, wbiegli uzbrojeni w pistolety, karabiny, pytajš, czy nic się nie stało. Ja pytam: 
Co się miało stać? Miałem tylko dziwne telefony, każdy kończył się pytaniem: Czy to Lubański? Odpowiadałem: 
No a kto inny? I to wszystko". Szczęliwie kilka dni wczeniej zmieniłem mieszkanie. To był mój fart, 
a pech znajomego. Zamiast mnie postrzelili w rękę czeskiego trenera, który przejšł nasze mieszkanie 
- wspomina.
Po zakończeniu kariery próbował w Belgii różnych interesów. 
Najpierw był bar.
- Był to taki romantyczny okres działań podyktowanych emocjami. Pomylałem sobie: 
Otworzę kawiarenkę, będzie zarobek, będziemy dobrze żyli". Ale to okazała się straszliwa praca.
Wielogodzinne rozmowy z ludmi, kupa roboty, a do tego piwko, piwko, piwko... wiadomo.
Którego dnia powiedziałem, że mam doć. Dużo na tym biznesie straciłem - przyznaje.
skoro nie bar to... a jakże, pola roponone w Teksasie. 
- Kolega wpadł z propozycjš: W Teksasie nowe dziury wiercš, jak wyskoczy ropa, to będziemy milionerami". 
No to co miałem robić... zaryzykowałem. I można rzeczywicie powiedzieć, że to kasa wrzucona w dziurę. 
W zamian wypłynęła woda. Na szczęcie wielkie pienišdze to nie były - mówi i zapewnia,
że od tego czasu każdy ruch finansowy jest gruntownie przemylany. 

Mecze z Romš... był chyba ich najwspanialszym aktorem. Czy w jego życiu co zmieniły?
Gdyby nie system, mogły. Przecież włanie dzięki tym meczom zainteresował się nim sam Helenio Herrera, 
który powołał go póniej do reprezentacji wiata. A tam, po meczu, w barze Amancio i Velasquez 
zaproponowali mu transfer do Realu. 

- Zapytali mnie, czy chciałbym przyjć do Realu. Ja na to: Jasne, choćby na piechotę" - opowiada. 
Działacze z Realu przyjechali po niego, ale on dowiedział się o tym znacznie póniej.
Podobnie jak o kilku innych szansach na wielkš karierę i pienišdze. 

- Jeden z moich kolegów powiedział w tym kontekcie: Ten pocišg z pieniędzmi odjeżdża,
 ty widzisz ostatni wagon, biegniesz, biegniesz i nie zdšżyłe" - żartuje. 

Według Lubańskiego fenomen Górnika, który pokonał Romę i wszedł do finału PZP, to po pierwsze
- wyrównana kadra - w każdej formacji najlepsi w tych czasach zawodnicy. A po drugie
- dowiadczenie międzynarodowe. 

- My bylimy więcie przekonani, że jestemy w stanie z Romš walczyć o wygranš. To wzięło się z wyjazdów 
do Ameryki Południowej, ale i do różnych republik Zwišzku Radzieckiego, Armenii, Gruzji i samej Rosji. 
Tam poznawalimy różne style gry. Cwaniactwa piłkarskiego uczylimy się w Ameryce Południowej, 
a w Rosji była solidnoć i tempo. Ostra gra tu i tam, więc Włosi nas niczym nie mogli zaskoczyć 
- uważa były reprezentant Polski. 

Podczas słynnego losowania po trzecim meczu z Romš siedział w szatni. - Było ze mnš jeszcze 
dwóch chłopaków... nie pamiętam kto. Sš takie momenty, że masz doć i mówisz: Już nie mogę na to patrzeć" 
- opowiada. 

Czy uważa, że mogli zdobyć Puchar Zdobywców Pucharów? - Może tak, ale znowu dała o sobie znać 
polska mentalnoć. Przegralimy ten mecz jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Niestety zbyt szybko 
się zadowalamy sukcesami, nie walczymy do końca, wmawia się nam: Już wiele osišgnęlicie,
jeli teraz przegracie, to i tak będziecie bohaterami". Właciwie jedyna rzecz, którš doprowadzilimy do końca,
to turniej olimpijski w 1972 roku. W Belgii nauczyłem się tego zachodniego stylu mylenia
- liczy się tylko numer 1.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin